Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1054812
Komentarzy: 43037
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 lutego 2018 , Komentarze (27)

...of course drogowy. Pada śnieżek..rano małż wypuścił psiczki na siku, wrócił i powiedział " uważaj, spadł śnieg na drodze jest biało" - zwariował na stare lata, przemkło mi przez myśl, nigdy mu się nie zdarzało mnie ostrzegać względem warunków drogowo pogodowych . Widać jednak się boi, że jak wyciągnę kopyta przed nim, to on sobie nie poradzi z płaceniem rachunków:D. No ale...faktycznie wypełzłam....prószy, dobrze, niech prószy, w końcu trochę zimy zimą powinno być. Pojechałam ostrożnie, było w miarę ok choć już ślisko. Ale mały ruch, 40 na liczniku, dałam radę. Wypływałam się, było  cudownie. Wracam ci ja do domu a tu....najpierw poleciało parę kulsonów oraz innych kwiecistych określeń, bo mi jakiś ....pi,,,,pi...pi....chiński tak postawił rzęcha koło mojego Ferdka, że zostawił może 20 cm odstęp między naszymi samochodami, ożesz ty ....jego szczęście, że nie wożę na basen nic do pisania bo bym mu taki list zostawiła bezmózgowcowi....no nic, wlazłam od strony pasażera. Ludzie trzymajta...przecież ja jestem starawa o pardon....dojrzała i gruba ...chwała Bogu, że łażę na te moje zajęcia ruchowo cielesne i się wpakowałam za kierownicę. Jadę ci ja , jadę ...tzn. wydaje mi się że jadę...bo na ulicach już masakra ..śnieg zamieniony w ślizgawki przez koła samochodów, no po prostu jazda zygzakiem. Każdy zakręt to wyzwanie. Ale ...ruch na mieście bardziej niż bezpieczny. Wszyscy grzecznie suną 30/h. Przyjechałam at chałupa i koniec....zmieniłam cały dzień, nie wyjeżdżam. Zakupów tradycyjnych nie będzie ..mały żal...lista zakupowa wyjątkowo uboga, to co najpotrzebniejsze kupię obok siebie i przyniosę . Kino też odwołałam, bo teraz śnieży dość mocno, a mnie jakoś nie uśmiecha się jazda figurowa po chodnikach, zajęcia sportowe na dzisiaj wyczerpałam:p

Zatem ostrzegam was niczym trębacz z wieży Mariackiej ...ŚLISKO!!! UWAGA!!! i życzę wam miłego poniedziałku. Ahooooj.

4 lutego 2018 , Komentarze (29)

czyli...nie bierzcie ze mnie przykładu.8) Oczywiście z racji tego, że we czwartek już tłusty czwartek ( zamówiłam konfiturę z marokańskiej róży , będzie nadzienie do pączusiów) , to postanowiłam oprócz tradycyjnych zrobić coś nowego. Ponieważ swego czasu byłam wielbicielką gniazdek a właściwie pączków hiszpańskich vel wiedeńskich, a wczoraj mi w ślepia wpadły zdjęcia pączków różniastych, w tym i tych. To dzisiaj zamiast zjeść śniadanie, jak przyzwoita osoba która chce schudnąć, zabrałam się za pączki i voila 

gotowe, a ja mimo wszystko zmęczona. Odpocznę troszkę i coś zjem. 

swoją drogą odkryłam sekret gniazdek cukiernianych. Są inne niż moje, tłuste, bardziej miękkie ale ...no właśnie są ciężkie. A ponieważ wcale nie są takie tanie, to w cukierni np. na pół kilo wchodzi ich 10 a moich pewnie 20 albo i więcej :D. Doszłam do wniosku, że po prostu cwaniacy smażą je w zbyt niskiej temperaturze. Zobaczymy później ....po obiedzie zrobię sobie kawkę i pożrę partię " testową" gniazdeczek :p

I to by było chyba na tyle , nic ciekawego się nie dzieje...waga " wkoło peruje" więc nie podejdę do niej z młotkiem...zresztą, wścieklica i smutaszenie mi minęło. No to lecę oporządzić trochę kuchnię i nastawić chlebek. Aaaaa i zjeść coś na śniadanie(pomysl). Miłej niedzieli . Paaaa

3 lutego 2018 , Komentarze (19)

leciutki przymrozek, słoneczko...pięknie, wróciłam z siłowni ( i na siłownię, nareszcie po 10 dniach przerwy) było booooosko, chociaż ramiona mnie bolą strasznie, pierwszy raz w życiu jęczałam aseksualnie przy ćwiczeniach. Ale czuję się wspaniale. Brakowało mi takiego rodzaju ruchu, od dzisiaj się już poprawiam:DW drodze z siłowni odebrałam mój ostatni zakup...czyli paletkę cieni Makeup Revolution, słyszałam dobre opinie o tej firmie, w paletce jest 32 cienie ( wybrałam wersję Resurection) z kolorystyką dla " starszej " pani (smiech) z przesyłką paletka kosztowała mnie 38,20 , cienie w większości matowe, jest kilka satynowych, właśnie jestem cała pomazana bo " słoczowałam" na ręce kolorystykę. Paletka wygląda tak. Jak mi się sprawdzi to sobie kupię jeszcze jakąś inną wersję kolorystyczną, idzie lato, więc będzie można poszaleć z kolorami :p

Ma estetyczną plastikową kasetkę wierzch w kolorze różowego złota i duuuże lusterko na szerokość całej kasetki. Może się zaraz zabawię i zrobię jakiś naoczny makijaż w celu testowym :D. Na razie chłepczę zieloną herbatkę i odpoczywam, potem wywalę trochę starych gazet bo mi się ich nazbierało zbyt wiele. A propo czytania ...skończyłam wczoraj książkę prof. Vetulaniego i p. Mazurek " A w konopiach strach" - dzieło o działaniu narkotyków na nasz organizm , głównie marihuany. Książkę czyta się fantastycznie, dowcipna, napisana przystępnym językiem i jest masa ciekawostek nie tylko biologiczno farmakologicznych. Polecam 

Życzę wam pięknej soboty i miłego odpoczynku. Ahoooooj....wszystkim, ahooooooojjjjj

31 stycznia 2018 , Komentarze (18)

na dobranoc. I bardzo mi się humor polepszył i podzielę się z wami linkiem...przeczytałam już jedną książkę tego pana ( choć słownictwo mnie nie powala, ale czasem ześmiałam się do łez z jego spostrzeżeń) dwie czeka w kolejce do przeczytania. https://pokolenieikea.com/2018/01/30/stan-sie-cham...

Dobrej nocy wszystkim, miłych snów

Ps, Teraz zaczynam książkę prof. Vetulaniego a w konopiach strach - tak, tak o Maryśce Juanie ;)

31 stycznia 2018 , Komentarze (6)

https://www.ofeminin.pl/uroda/fryzury/maseczka-cie...

przyznam, że przyciągnęły mój wzrok w poniedziałek, ale żadnej nie kupiłam...zrobię to w przyszłym tygodniu, bo faktycznie cena ( nawet bez promocji) jest " powalająca" miłego dnia, lecę dalej oglądać transmisję NASA z " krwawego księżyca" . Przecie nie będę żyła 200 lat, żeby doczekać następnego takiego " cudu" :D no aż tak zawzięta to ja nie jestem. Byeeeeeeeeeeee

30 stycznia 2018 , Komentarze (34)

hello 

Wczoraj przeczytałam ten artykuł https://www.ofeminin.pl/uroda/makijaz/bell-hypoall...

a dzisiaj poleciałam i kupiłam 

przetestowałam na miejscu dwa odcienie najjaśniejszy 01 i złoty , nie sprawdziłam numeru ...złoty też ładny ale bardziej podoba mi się ten najchłodniejszy więc go kupiłam, cena bez promocji niecałe 19 zł ( bez grosza ) a na twarzy wygląda tak 

oczywiście nakładany na sucho. 

I to na tyle ...humoru dalej nie mam, czuje się paskudnie umysłoo ...chyba obkurczyłam sobie żołądek, bo wczoraj po pobycie u koleżanki wróciłam do domu z bolącym żołądkiem - moja diagnoza przeżarcie...ale az tyle do jedzenia to nie było ...pół piersi kaczuchy i jabłko do niej ( pieczone) , dwie kromki chlebka waza z białym chudym serem i kawałkiem brzuszka łososia...ale to było już na kolację ( bo siedziałam u niej trochę) , no i wytrawne winko do kaczki ...normalnie miałam wrażenie, że zjadłam cegłę ...dzisiaj jest już lepiej ale takiego horroru żołądkowego jak wczoraj to dawno nie miałam. No dobra ...pomiauczałam, pomiauczałam idę się umartwiać nad moim marnym jestestwem :D

Aaaaa kupiłam sobie butki 

a la zamsz, delikatny pastelowy róż ( były jeszcze granatowe) , niskie, wygodne do codziennego biegania .Właśnie je rozdeptuję 8) butki z CCC

Miłego dzionka  ahooooj

29 stycznia 2018 , Komentarze (12)

ku uwadze http://www.rmf24.pl/nauka/news-juz-w-srode-niezwyk...

za naszego żywota już czegoś takiego nie będzie, może uda mi się zobaczyć to cudo w drodze na albo z pływalni :D.

Ogólnie czuję się koszmarnie, waga sobie sunie powolutku ale w dobrą stronę. Cieszy mnie to, że wychodzę dzisiaj z domu na proszony obiad ...kaczka z jabłkami i dobre wino a ja targam mangostan na deser, bardzo smaczy ale niestety drogi owoc:(. Niemniej wiem jak smakuje i jeśli trafi mi się w przyzwoitej cenie to chętnie go kupię. I to by było na tyle ...dzisiaj w telegraficznym słupie ...a nawet skrócie. Idę się smucić dalej ...mimo wszystko miłego poniedziałku.

28 stycznia 2018 , Komentarze (14)

Laura Osęka: "Jeśli masz zaburzenie odżywiania, wyłącz Instagram. Przynajmniej na jakiś czas"

Agata Michalak

Trudno dziś połapać się w zaleceniach dotyczących żywienia. Niełatwo też zachować umiar, gdy internet bombarduje nas apetycznymi zdjęciami, które na swoje profile wrzucają już nie tylko blogerki kulinarne, lecz także księgowe i analitycy giełdowi. Znaleźć drogę w gąszczu zaleceń pomaga psychodietetyk - ktoś, kto pomoże uregulować relację z jedzeniem. Z Laurą Osęką, psychodietetykiem i psychologiem, rozmawiamy o tym, jak wiele myślenia o jedzeniu to już za dużo i o wpływie Instagrama na zaburzenia odżywiania.

Jaka jest twoja definicja osoby, która ma zdrowe podejście do jedzenia?

- Ona nie żyje po to, żeby jeść, ale mimo wszystko je po to, żeby żyć. Jedzenie stanowi dla niej ważną część życia - świadomie wybiera produkty, które zjada oraz przynajmniej jeden-dwa posiłki dziennie spożywa z rodziną (jeśli ją ma oczywiście). Główne posiłki zawsze zjada przy stole, nie w biegu. Jedzenie zajmuje jej w ciągu doby nie więcej niż dwie-trzy godziny, i nie mówimy tu o przygotowywaniu posiłków, tylko o poświęcaniu im swojej uwagi. Osoba, która ma zdrowy stosunek do odżywiania się, umie regulować emocje inaczej niż poprzez jedzenie. Oczywiście zdarza jej się raz na jakiś czas zjeść kilka ząbków czekolady, która powoduje wydzielanie endorfiny, ale nie czyni z tego reguły i nie zjada całej tabliczki naraz. Do tego taka osoba nie jest całe życie na diecie. Umie regulować sobie zapotrzebowanie energetyczne w sposób naturalny, nie śledząc tabel kalorycznych. Umie odczuwać głód, radzić sobie z nim, nie jest przerażona, kiedy jest głodna. Jednocześnie umie go zaspokoić bez przeżerania się.

Zdrowe podejście do jedzenia wcale nie wyklucza z jadłospisu słodkości (fot. pixabay.com)Zdrowe podejście do jedzenia wcale nie wyklucza z jadłospisu słodkości (fot. pixabay.com)

Dosyć skomplikowane, prawda?

- Tak, a z drugiej strony jednak bardzo proste. Potrafią to dzieci - do momentu, kiedy ktoś nie zacznie im mówić, że nie mogą odejść od stołu, aż nie skończą jeść. Wtedy dziecko przestaje to potrafić, bo rozregulowujemy mu ośrodki głodu i sytości w żołądku i mózgu. Dorosły też może nauczyć się jeść i nie kończyć każdego posiedzenia przy stole z ciążą spożywczą. Naród, który najbardziej pasjonuje się dietetyką, czyli Amerykanie, jest najbardziej otyły na świecie, a my tyjemy najszybciej w Europie, zwłaszcza najmłodsze pokolenie.

Z czego bierze się tycie naszej młodzieży, a nie np. dzieci hiszpańskich?

- Z badań wiem, że dzieci na hiszpańskiej prowincji są całkiem sprawne fizycznie. Nasze nie dość, że są nagminnie zwalniane z wuefu, to jeszcze bawią się przed komputerem. Ruch został bardzo ograniczony, według analiz tylko jedna czwarta piętnastolatków z mniejszych miast i terenów wiejskich przejawia jakąkolwiek aktywność fizyczną. Pamiętam, że jak my byliśmy dziećmi, hasaliśmy całymi dniami na dworze. Poza tym dzisiaj w Polsce inna jest dostępność niezdrowych produktów niż w latach 80. Prowadziłam raz warsztaty w wiejskiej szkole pod Zgierzem, która łączyła w sobie oddział przedszkolny, podstawówkę i gimnazjum. Zaobserwowałam, że najmłodsze dzieci często przychodziły do szkoły bez śniadania, a na drugie dostawały batonik i puszkę coli. Działo się to już w momencie, gdy zakazano sprzedaży słodkich przekąsek w sklepikach szkolnych. Cóż z tego, skoro pod szkołą był sklepik i jego właścicielka sprzedawała 60-70 tigerów na dobę. Dodam, że cała szkoła liczyła około 150 uczniów.


W naszych domach słodycze też są obecne w dużych ilościach, a dzieci jeszcze same dokupują je na potęgę. Edukacja związana z jedzeniem w szkole leży - coraz mniej jest prawdziwych stołówek szkolnych, coraz więcej ajentów, którzy przywożą cateringi. Ich jakość trudniej skontrolować. Dobrze, że Fundacja Szkoła na Widelcu robi akcje zwiększające świadomość na temat wagi dobrego jedzenia w szkołach, ale te standardy nie zawsze udaje się utrzymać, a nawet wprowadzić. Do tego dochodzi jeszcze gotowe szybkie jedzenie, które rodzice przynoszą dzieciom na obiad. Mieszkam pod Warszawą, w 20-tysięcznym miasteczku, i wiem, że dzieci z tutejszych szkół przy okazji wycieczek klasowych mają zawsze postój w McDonald'sie! Zgłaszają się do mnie rodzice siedmioletnich dzieci z cukrzycą typu drugiego. To zawsze była choroba wieku podeszłego!

Zajmujesz się psychodietetyką. Co to za dziedzina?

- Łączy w sobie psychologię i dietetykę. Nie znaczy to jednak, że pomagam wyłącznie ludziom w jakiś sposób zaburzonym. W pracy zajmuję się tym, jak emocje wpływają na to, co jemy, ale i tym, jak to, co jemy, wpływa na różne sfery naszego życia - socjologicznie, kulturowo, tworząc więzi albo je rozbijając, jeśli nigdy nie jadamy z innymi ludźmi. Osoba, która zajmuje się psychodietetyką, powinna wcześniej być albo psychologiem, albo dietetykiem.

Dlaczego?

- Najlepiej, by miała doświadczenie na obu tych polach. Bo psychodietetyk, który był wcześniej inżynierem czy dziennikarzem, w gruncie rzeczy niewiele wie o ludzkiej psychice i o tym, jak ona funkcjonuje. Ma ograniczoną wiedzę o żywieniu, bo na samych studiach psychodietetycznych dowie się przede wszystkim, jak funkcjonują połączenia poszczególnych składników odżywczych, a tu trzeba też bardzo dobrze rozumieć procesy fizjologiczne. Gdy studiowałam psychodietetykę w 2012 roku, większość studentów nie miała za sobą takich doświadczeń. Część z nich dziś tytułuje się terapeutami żywieniowymi, a przecież przez rok trudno nauczyć się być terapeutą. Ja się za takiego nie uważam - jestem psychologiem i specjalistą dietetyki, zrobiłam też kurs coachingu, ale z zamiarem wykorzystywania tych narzędzi w pracy psychodietetyka.

To, co jemy, wpływa na różne sfery naszego życia - socjologicznie, kulturowo, tworząc więzi albo je rozbijając, jeśli nigdy nie jadamy z innymi ludźmi (fot. pexels.com)To, co jemy, wpływa na różne sfery naszego życia - socjologicznie, kulturowo, tworząc więzi albo je rozbijając, jeśli nigdy nie jadamy z innymi ludźmi (fot. pexels.com)

Jakimi problemami się zajmujesz?

- Z psychodietetykami bardzo często współpracują anorektyczki. Oczywiście chodzą też na terapię, dostają leki od psychiatry, który ustala kaloryczność posiłków, ale ktoś musi je jeszcze przekonać, żeby jadły to, co powinny. To samo z bulimiczkami. Mamy też do czynienia z osobami cierpiącymi na zaburzenia związane z afektem, czyli depresję i chorobę afektywną dwubiegunową. Ludzie, którzy mają obniżony nastrój, jedzą przeważnie za dużo lub za mało, często są niechętni przygotowywaniu posiłków. Miałam dwie klientki z zaburzeniami osobowości, którym zdarzało się kompulsywnie jeść - pracowałam z nimi nad tą jedną rzeczą, czyli ich stosunkiem do jedzenia, nie nad całościowym zaburzeniem. Mimo że robię doktorat z psychologii, nie czuję się na siłach wchodzić w działkę psychoterapeuty.

Miałam kiedyś klienta, który był uzależniony od bycia głodnym - sprawiało mu przyjemność niejedzenie przez wiele dni. Potem obżerał się i znowu wiele dni głodował. Nie miał klasycznej anoreksji, która wiąże się z zaburzonym obrazem swojego ciała, tylko odczuwał przyjemność, głodując.

To jednak dość rzadki syndrom. Z czym najczęściej przychodzą do ciebie klienci?

- To bardzo proste: chcą schudnąć. Najlepiej na wczoraj. W przypadku połowy z nich już po kilku zdaniach rozmowy wiem, że to ich ostatnia wizyta. Widzę, jak reagują na informację, że to będzie praca, która musi potrwać i wymaga całościowej zmiany życia. Wielu nie tego oczekuje. A zdarza się, że wystarczy odpowiednio zadać pytanie, by zaczęli się nad sobą zastanawiać. Mam wiele bardzo zadbanych i świetnie ubranych klientek, które wydają wielkie pieniądze na fryzjera, manikiurzystkę, kosmetyczkę, a przy tym mają problemy z utrzymaniem właściwej wagi. A to też jest przecież oznaka dbania o siebie! Zaczynają sobie zdawać z tego sprawę, gdy proszę je o wywiad 24-godzinny i 7-dniowy: mają prowadzić dzienniczek żywieniowy, gdzie notują wszystkie spożyte produkty, ale też swoje emocje, które temu towarzyszą. I wtedy zaczynają się czuć gorzej, bo w końcu zaczynają te emocje przeżywać i je sobie uświadamiać. Zdają sobie sprawę, że gdy kiedyś zajadały stres czy nerwy snickersem, nie przeżywały świadomie wszystkich emocji. Teraz mają na to przyzwolenie - same je sobie dają, zapisując swoje uczucia na kartce. Psychodietetyka pomaga im uświadomić sobie, co i w jakich ilościach jedzą. I wtedy często łapią się za głowę.

Psychodietetyka pomaga uświadomić sobie, co i w jakich ilościach jemy (fot. pexels.com)Psychodietetyka pomaga uświadomić sobie, co i w jakich ilościach jemy (fot. pexels.com)

Miewałam też do czynienia z klientkami siedemdziesięcioletnimi, z olbrzymią nadwagą, którym lekarz powiedział, że odchudzanie się w ich przypadku nie ma już sensu. Tymczasem dziś, po półtora roku od ostatniego spotkania, mają 30 kilo mniej i utrzymują tę wagę.

Jak takie klientki do ciebie trafiają? Trzeba nie lada samozaparcia, żeby w tym wieku, i to wbrew zaleceniom specjalisty, zdecydować się na wizytę w twoim gabinecie.

- Często klientki zapisują się do mnie, bo chodzą do lekarza w przychodni, w której pracuję. Czasami wnuczki, siostrzenice wysyłają do mnie swoje babcie i ciocie. Z takimi klientkami pracuje się najciekawiej, bo mają za sobą kilkadziesiąt lat złych nawyków żywieniowych. Większość z nich w latach 90. zmieniła sposób jedzenia, bo zmieniła się dostępność produktów spożywczych. Mają określone przyzwyczajenia - mówią często, że dla męża gotują tak i tak, bo inaczej się nie da, aż nagle okazuje się, że mąż też może zacząć jeść lepiej. To są wdzięczne obiekty do leczenia - szybko pojmują, że zmiana musi trwać.

Jak wygląda terapia młodszych klientek, tych, które na co dzień korzystają z social mediów? Czy Instagram może być przydatnym narzędziem dla psychodietetyka?

- Owszem. Dziewczynom, które nie mają zaburzeń jedzenia, ale np. chcą schudnąć i brakuje im inspiracji, zalecam przeglądanie profili na Instagramie. Wiele z nich mówi, że nie ma pomysłów na śniadania. Albo że nie chciałyby jeść tego i tego. A przecież jest masa użytkowników, którzy publikują tylko zdjęcia śniadań, i to przygotowanych z określonych składników czy utrzymanych w konkretnym stylu. To dobre rozwiązanie, dzięki któremu nie trzeba kupować 30 książek kucharskich. Dostęp do Instagrama jest łatwy i darmowy. Przeglądając zdjęcia, moi klienci widzą też najróżniejsze połączenia smakowe, a ja bardzo staram się ich nauczyć, by zaczęli eksperymentować ze smakiem.

Zmysł smaku też można rozwijać?

- Oczywiście, sama to robię. Część osób, z którymi współpracuję, obserwuje mój profil na Instagramie, zaczęłam więc wrzucać tam więcej treści poświęconych zdrowym daniom, nie tylko zdjęcia kota (śmiech). Najczęściej fotografuję potrawy, które można przygotować na szybko, np. owsiankę z owocami. Klienci się martwią, że to mało apetyczne, więc wtedy pokazuję im jeszcze inne profile, żeby ich przekonać, że niekoniecznie. Jemy oczami i naprawdę na białym talerzu smakuje nam bardziej niż na niebieskim. Co ciekawe, na niebieskim smakuje nam najmniej, chyba że ktoś ukochany w dzieciństwie tak serwował nam ulubione potrawy. Najlepiej jeść na zwykłym, okrągłym, białym talerzu o średnicy 20 cm. Tak szybciej się najemy, bo mózg "powie dość", widząc, że porcja się kończy. To działa zwłaszcza na osoby, które nie mogły się nauczyć, kiedy przestać jeść. Staram się pokazywać klientom dobre profile, bo oczywiście Instagram pełen jest najróżniejszych wpisów, także szkodliwych. Ma odmęty, których istnienia nawet nie podejrzewamy, a najgłupsze rzeczy są na InstaStories, bo te po kilku godzinach znikają.


Czy możesz polecić jakieś wartościowe profile na Instagramie?

- Ciekawe rzeczy pokazuje Viola Urban, która prowadzi profil Okiem dietetyka. Profil ze Szwecji, Healthy Belly, pokazuje dania, które są jednocześnie piękne i zdrowe. Nigdy nie przestanę kochać Jamiego Olivera, podobają mi się też dania proponowane przez niektóre pisma, np. "Olive Magazine" czy "Healthy Eating". Wielbiciele wypieków znajdą dużo ciekawego na profilu Bakestreet, a weganie na Vegan Bowls czy u kucharza Tiziano Broccardo, który gościł też bodajże w Warszawie.

To pozytywne przykłady aktywności w social mediach. Czy Instagram może zagrażać osobom chcącym zmienić swoje nawyki żywieniowe?

- Instagram bombarduje jedzeniem. Pięknym, idealnym, wypiekanym w środku nocy - kto normalny ma na to czas? To parcie na perfekcyjność może generować problemy, szczególnie wśród nastolatek i młodych matek. Widziałam, jak destrukcyjny wpływ na te ostatnie miało to, że Ania Lewandowska w ciągu kilku tygodni odzyskała formę sprzed ciąży. Większość kobiet nie jest w stanie tego zrobić i to wywołuje ogromne wyrzuty sumienia. Podobnie jak materiały poświęcone kobietom zaraz po porodzie, które mają idealnie utrzymany i wysprzątany dom - u mało kogo tak to naprawdę wygląda. Proszę też moje klientki, żeby odlajkowały profile fitnesserek, by nie łapać doła i nie karmić kompleksów. Warto pamiętać, że zdjęcie na Instagramie często wygląda zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Wiadomo, że ktoś, kto spędza sześć godzin dziennie na siłowni, będzie miał inne ciało niż ktoś, kto ćwiczy dwa razy w tygodniu. Wielu użytkowników Instagrama ustawia wręcz studio i robi sesję aparatem, a dopiero potem przerzuca zdjęcia na telefon. Gdybyśmy zgromadzili sto kobiet z dowolnego zakątka świata, to wątpię, by chociaż pięć z nich wyglądało tak, jak te ultrafitnesserki z Instagrama.

Nie trzeba mieć takiego ciała, by być zdrową i atrakcyjną kobietą. Uznaję za sukces, gdy klientki na to przystają, podobnie jak na to, by nie ważyć się codziennie. Zresztą co drugi dzień też nie ma sensu.


A jak często ma?

- Co tydzień lub dwa. Wiele z dziewczyn, które do mnie trafiają, widzi związek między wagą a poczuciem swojej wartości, i to robi im krzywdę. Próbuję je tego oduczyć. Mężczyźni mają trochę łatwiej, bo ich ciała nie ulegają tak dużym miesięcznym fluktuacjom - my przed okresem jesteśmy w stanie zebrać dwa dodatkowe kilogramy wody w dzień. Chodzi więc o to, żebyśmy nie dały się zwariować.

Z tego, co mówisz, wynika, że przy zaburzeniach odżywiania Instagram raczej szkodzi?

- A i owszem. Bo moje klientki mają mniej myśleć o jedzeniu, a są bombardowane ciągłymi przekazami na ten temat. Do tego jeszcze mogą trafiać na Instagramie na konta "pro ana", które wspierają anorektyczki w chudnięciu. A poza tym, nawet jeśli nie masz polubionych profili blogerek kulinarnych, to i tak zdjęcia jedzenia będą cię atakować z kont fitnesserek, modelek, blogerek modowych. Gdzie, oprócz jedzenia, będzie też pogoń za idealną sylwetką. I błędne koło się zamyka.

Czy to znaczy, że zalecasz im odwyk od social mediów?

- Jeśli masz zaburzenie czy uzależnienie, powinieneś odciąć wszystkie źródła bodźców, które je stymulują. Jeśli masz zaburzenie odżywiania, wyłącz Instagram. Przynajmniej na jakiś czas.

Współczesny konsument gubi się w natłoku sprzecznych danych i diet, którym hołdują celebryci. Komu ufać, jeśli chodzi o wytyczne żywieniowe?

- Temu, kto sam funkcjonuje poprawnie. Jeśli ktoś zajmuje się tematyką jedzenia, a ma ewidentną niedowagę albo nadwagę czy otyłość, to miałabym wątpliwości. To tak, jak z psychoterapeutami - powinniśmy sprawdzić kwalifikacje tej osoby.

Laura Osęka (fot. Jarosław Roger Berdak)Laura Osęka (fot. Jarosław Roger Berdak)

Każdemu przyda się rozmowa z psychodietetykiem?

- Każdy może porozmawiać o tym, jak widzi jedzenie, czym dla niego jest, co chciałby zmienić. Psychodietetyk ma przede wszystkim pomóc w przejściu przez proces zmiany. Zmiana, również ta dobra, u każdego powoduje dyskomfort. Gdy mamy zaburzone relacje z jedzeniem, albo czujemy, że jedzenie zajmuje niewłaściwe miejsce w naszym życiu, warto pójść do psychodietetyka.

CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU


Laura Osęka.
 Psycholog, psychodietetyk, specjalista dietetyki, doktorantka w Instytucie Psychologii Polskiej Akademii Nauk. W 2010 roku otworzyła pierwszą w Polsce księgarnię kulinarną Books For Cooks, którą prowadziła do 2017 roku, do dzisiaj zajmuje się profesjonalnym doborem książek i wyposażaniem domowych biblioteczek w książki kulinarne. W pracy psychodietetyka zajmuje się pomocą osobom, które utraciły kontrolę nad jedzeniem, w jej odzyskaniu i odnalezieniu przyjemności w prawidłowym odżywianiu. Prowadzi warsztaty kulinarne i żywieniowe. Propaguje zdrowy tryb życia. Interesuje się związkami odczuwania smaku ze stanami emocjonalnymi.

Agata Michalak. Dziennikarka, redaktorka, z wykształcenia kulturoznawczyni, pisze o przyjemności płynących z kultury (i) jedzenia. Współtworzyła i prowadziła magazyn kulturalno-kulinarny "Kukbuk", szefowała miesięcznikowi "Aktivist", pisała do berlińskiego dwutygodnika "Zitty", "Wysokich Obcasów" i "Exklusiva". Prowadziła autorską audycję w Radiu Roxy i bloga o ekodizajnie. Ciekawi ją życie wielkich miast. Autorka książki "O dobrym jedzeniu. Opowieści z pola, ogrodu i lasu", która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.

27 stycznia 2018 , Komentarze (15)

wielki, dla tych wspaniałych alpinistów, którzy ruszyli ratować innych wspinaczy. Mają już Francuzkę, dotarli do niej błyskawicznie. 

Podziwiam piękno gór, choć samej wystarczają mi ich zdjęcia, nie chodzę nawet w nasze polskie, mój organizm źle znosi od zawsze przebywanie w rejonie gór. Ale podziwiam je i czuję szacunek do każdego żywiołu. 

Nie myślałam, że będę z takim napięciem śledziła akcję ratunkową w dalekich i wysokich górach. Hmmmmm....ile o sobie samych nie wiemy. 

Dobranoc wszystkim , bezpiecznym, spokojnym w naszych domach. 

27 stycznia 2018 , Komentarze (24)

powolutku z wagi....ło matulu, ło jak się cieszę ...dzisiaj rano pochwaliłam się sama....paszczowo . Tzn. nie najadłam się w ramach pochwały , tylko wydałam z siebie odgłosy paszczowe w stylu " brawo kobieto", " to dzięki tobie spadło trochę wagi" o i takie tam. Śniadanie tradycyjne, treningowe czyli trzy plasterki bekonu i trzy jajka i dwa nieduże pomidorki ....co prawda treningu dzisiaj nie będzie z racji " racji" ale niech organizm się rozpędza. Jak wam już mówiłam z moich ostatnich obserwacji, dla mnie chyba wskazane jest zjeść kolejny posiłek, kiedy zaczynam odczuwać lekki głód. Zaraz podszykuję kurze cycki to będę miała z głowy ze 3 dni zastanawiania się co by tu zjeść.  

Z racji kolejnej rocznicy urodzin wielkiego Amadeusza, jako wyjątkowo zboczona baba, słucham sobie do śniadania " Requiem" (muzyka). Może później ( jak mnie już goście opuszczą, obejrzę Amadeusza - to jeden z moich ulubionych filmów), tak sobie planuję, poleciawszy do dziecia , że mogłybyśmy śmignąć do Salzburga , to tylko 140 km od Monachium, a poczułabym wyjątkowość tego miasta.

A propo Requiem to kiedyś wydając dyspozycje względem mojego pochówku poprosiłam o Lacrimosę ...nad resztkami mojego jestestwa, ale teraz w związku z narastającym zezłośliwieniem mojego i tak piekielnego charakterku, skłaniam się ku  " Final countdown":D kurcze, przecież mogę znikać z tego świata z hukiem prawda? Zresztą mam cichą nadzieję, że za 72 lata z kawałkiem to będzie mnie można spokojnie wysypać do morza albo i postawić w gustownym, inkrustowanym srebrem puzdrze  na kominku albo innym parapecie. 

No dobra , dalekosiężne plany już zaplanowane , nawet mój mąż , kiedy w towarzystwie spytano go czy wie jakie jest moje największe marzenie, radośnie odrzekł " chcesz być skremowana" - odrzekłam z uśmieszkiem " co za pamięć, niestety nie uczynię ci tej przyjemności z jednego tylko powodu, zejdziesz przede mną". Oczywiście towarzystwo przy stole miało ubaw, z tej jakże życiowej przecież rozmowy. 

Ale żegnam się z wami , jak zawsze radośnie, życząc wam super soboty - chociaż pogoda, przynajmniej u nas do chrzanu, pognałam przynieść jagody z zamrażarki i brrr.....coś mrzy, fuj...i do tego smog...ponad 300 % zanieczyszczeń, dobrze że ja dzisiaj jestem kurą domową wersja 3.0 . Miłego dzionka (pa) 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.