( choć powinnam napisać, że wiatraczek w inne miejsce umieścić) i będę Karlssonem z dachu. Wczoraj mój niezastąpiony kolega informatyk, założył mi stronę kandydacką na FB ...matko, ja ...wcale nie geniusz kompiuterowy, musiałam przebrnąć przez zakładanie nazwy, dodawanie automatcznych odpowiedzi...wstępniak wyjaśniający dlaczego " się pcham" zajęło mi to prawie 2 godziny. Uuuuu, dzisiaj rusza stronka promująca moją " skromną i niewielką" osobę w sieci. Prosiłam Whisky żeby się nauczyła pisać na klawiaturze ( bo przeglądać internet z pańciem to już umie) to będzie robiła za moją sekretarkę nic maupa nie odrzekła.
Ja od rana uruchomiłam już cukiernio piekarnię, właśnie piekę bezę do zamówionej na jutro malinowej chmurki, teraz robuś tłucze jaja do drożdżowego ze śliwkami, kruszonka już się chłodzi, chlebek wyrasta w lodówce. A ja mam nadzieję nie paść na tzw. pysk na wieczornej imprezie stowarzyszeniowej pt. Pożegnanie lata.
Wczoraj w ramach odstresowywania , mnie wkurzył małż, którego wkurzyło niskie ciśnienie wody, związane z działalnością hydrauliczną, i wypatrzył nierówności płytkowe, ale to tak nam dał popalić, że glazurnik walnął szpachelką i powiedział że schodzi z roboty. Tłumaczyliśmy mu we troje, że nie ma płytek idealnych co do milimetra. Po buncie glazurnika, małż spokorniał i powiedział że " już nic nie mówi" . Ale ciśnienie podniósł nam skutecznie. Z targu wróciłam nie tylko ze śliwkami do drożdżowego, które się właśnie produkuje ale i z zamówieniem na malinową chmurkę na jutro i na ciasta na Wielkanoc.
Po południu wpadła koleżanka na " odstresowanie" . Uczyniłyśmy to za pomocą czerwonego wina i francusko włoskich serów, zagryzanych figą. I miałam nadzieję na wcześniejsze spanie a tu ZONK , ta rozpusta mnie ożywiła, stronka zmotywowała do działania i już po wszystkiem. Mam nadzieję, niedługo zakończyć większość działań kuchennych i przetrenować oko przed imprezą. A tymczasem ....ucieszmy oczy i dusze ...
Miłego, słonecznego końca tygodnia. Bye