jak ja się wczoraj czułam. Sądziliśmy kilka godzin non stop...na wokandzie wyglądało to ..fajnie, w założeniu mieliśmy skończyć w południe, niestety rzeczywistość zaskrzeczała i skończyliśmy po 14 ostatnia sprawa okazała się długa, męcząca ale i najciekawsza. Poza tym ...sala duszna ( nie wolno włączać klimatyzacji ) , toga sprawia że człek się gotuje . Wróciłam do domu pieszo, bo wpadłam jeszcze do gruzińskiej piekarni po chaczapuri na obiad ...łopatka wciąż się marynuje, dzisiaj ją będę piekła ale to 10 godzin pieczenia. Po powrocie do domu rzuciłam się na dzbanek z wodą..nie mogłam się napoić. Czekałam na klientkę ...kobieta dotarła dopiero po 18 a ja myślałam że umrę, było mi gorąco, oczy się zamykały ( obudziłam się przecież o 4 , zresztą dzisiaj mam powtórkę z rozrywki) wypiłam kawę o 17 ryzykując zarwaną noc ale padłam o 21 . Obudziłam się o 4 na siku ( wypiłam wczoraj chyba ze 3 l wody bez mała " siurkiem") i obejrzałam sobie cudne czerwono fioletowe niebo przecinane błyskawicami. Czyli z fotografowania dzisiaj raczej nici...bo w prognozach są burze, a kiedy wczoraj wracałam do domu, zauważyłam w parku masę bardzo " fotogenicznych" obiektów w tym cudnie kwitnący oset. Nic to ...trzeba będzie pognać lada moment z nikusiem na polowanie, a w niedzielę wybieram się do Źródeł, na comiesięczne " zatrzymanie w wiadrze" . Tymczasem zapraszam was na oglądanie wyników ostatniej mojej leśnej bytności.
Życzę wam miłego czwartku . Bye, bye Właśnie zaczęło lać i to tak fest.