i nie do końca zrobiłam to co miałam zrobić. Nie dotarłam do stacji krwiodawstwa, obudziłam się nawet na czas i już stwierdziłam że pójdę..a tu wpada Bankomat i dyszy że " ksiądz chodzi od 9" super...Bóg w dom...gospodyni z domu. Ale stację szlag trafił, zamiast niej umyłam podłogi...bo małż nie ma pojęcia jak się obsługuje mopa. o 8 zadzwoniłam do przychodni i umówiłam się na przegląd podwozia...lekarzy jak wiecie omijam szerokim łukiem, ale do ginekologa grzecznie łażę. Po 8 minutach czekania w kolejce telefonicznej ..termin wizyty wyznaczony, mogę spokojnie czekać na 7 lutego. Potem polazłam do kata...żeby się nie spotkać z panem w sukience ( choć podobno przychodzi proboszcz a ten należy do nielicznych mądrych księży) wylazłam 20 min wcześniej i poszłam do mojego ulubionego optyka. Tam wymieniliśmy poglądy, niestety znowu doszliśmy do wniosku, że nie widzimy świetlanej przyszłości. Po masażu przywlokłam sie do domu...dosłownie, pogoda ( a raczej chyba ciśnienie) nie budzi we mnie optymistycznej energii, dowlokłam się do chałupy, zahaczając o targ i uzupełniając braki w orzechach, rodzynkach, pestkach dyni, słoneczniku i " wiórach razowych", z których piekę chlebWalnęłam kawę ( drugą dzisiaj, co jest wbrew moim zasadom) a i tak dalej chce mi się spać...pogoda paskudna ...taka będzie druga połowa września...hmmm...pochmurna i z opadami ( bo u nas dzisiaj momentami mocno śnieżyło) generalnie szykuje się kolejny suchy rok , ale i mało słoneczny. Pożyjemy zobaczymy ...na ten czas walczę ze sobą, by ...nie usnąć. Miłego popołudnia
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.