bolesne jest. Myślałam wczoraj że umrę z bólu a mój kręgosłup szczególnie w końcówce tzw. ogonowej trzaśnie i rozsypie się w stosik kosteczek. Zajęcia zaczęły się już chwilę po przyjeździe do Uroczyska Zaborek. Dostaliśmy przydział chałupek, identyfikatory i pojechaliśmy nad Bug...na happening " Siostry rzeki". Potem kolacja i okropnie smutne wiersze zaangażowane. Widać jestem albo za głupia albo za wesoła bo znudziły mnie jak mopsa i nie bardzo wiedziałam czym się ludziska zachwycają. Rano o 7 podreptaliśmy niewielką grupką, pod przewodnictwem ornitologa oglądać pitaszki , słuchać też ...pipitoliły cudnie a on nam zdradzał co nam przygrywa. W ogóle mówił różne ciekawe rzeczy o ptakach i ich zwyczajach. Potem po śniadaniu zaczęły się zajęcia i ....zastrajkowałam po 17 nie mogłam już siedzieć. Kręgosłup napierniczał mnie od góry do dołu włącznie z ramionami .Ledwie się poruszałam, do tego się ochłodziło i odezwał się pognieciony nerw w lewej nodze...daje mi się we znaki do dzisiaj. W dodatku mnie coś użarło w okolicy kostki. W sobotę urwałyśmy się po obiedzie i w ulewnym deszczu pomaszerowałyśmy ( we trzy) per pedes do stadniny w Janowie. Dotarłyśmy akuratnio ...konie były jeszcze na wybiegu, były takie dwie artystki , które przybiegły do ogrodzenia i chętnie się dały pogłaskać oraz obfotografować, było też sporo źrebiąt. Po kilkunastu minutach sesji zdjęciowej ...całe stado gwiazd powędrowało na karmienie do stajni. A my udałyśmy się w drogę powrotną, po drodze zostałyśmy bohaterkami, jak przyznałam się w sklepiku że przyszłyśmy do stadniny z Zaborka to pani się chwyciła za głowę...że zrobiłyśmy to na nogach. Fakt, wszyscy, którzy z naszego uniwersytetu wybrali się do konisiów uczynili to ...samochodami. Niemniej dowlokłyśmy się tylko do Janowa, tam zeżarłysmy pyszne lody , sprawdziłyśmy że za 10 min mamy busika i podjechałyśmy kawałek. Wieczorem była super impreza integracyjna z dużą ilością czerwonego wina oraz super, hiper doskonałą zabawą słowno - poczuciowohumorową. W niedzielę po śniadaniu spakowaliśmy się i hajda...powrót do domu. Na wcześniejszego busa ze stolicy do domu się nie dostałam, zmokłam siedząc na placu defilad ale bardziej dbałam o to żeby nie zmokły sękacze ( w torbie targałam słoiki z boskimi marynowanymi dyniami , śliwkami za które można zabić no i powidłami śliwkowymi) które wlokłam dla się i dla Długorękiej. Ledwie siedziałam ...kiedy byliśmy ok 10 km od Radomia zadzwoniłam do Bankomatu i poinformowałam go " Możesz się zbierać i podjeżdżać na dworzec, jesteśmy w Jedlińsku" " Mam cię odebrać"? " Tak bo mam w torbie słoiki jest piekielnie ciężka a poza tym przecież mam torebkę, laptopa i dwa sękacze w łapach" . Dojechałam na dworzec ...targam te toboły niczym Cyganka a tu...ani widu ani słychu małża. Wywlekam komórkę , dzwonię i uprzejmie pytam " Gdzie ty jesteś" i co słyszę? ...." To ty już przyjechałaś? Zaraz jadę" ...I w tym momencie małż usłyszał w co mnie może pocałować....i że wracam taksówką. W domu nie zabiłam gada bo wszystkie kończyny miałam albo zajęte albo obolałe. Opłatę za taksówkę dopisałam mu do dzisiejszej " wypłaty z bankomatu" , wlazłam pod prysznic , runęłam na łóżko i przespałam jak zabita 12 godzin. Wciąż jestem paskudnie zmęczona i trochę boli mnie noga ale jutro już idę na siłownię ...odżyję. Dodatkowo miejce wokół ugryzienia ( może to zaginiony pyton mnie użarł?) opuchło i mam podwójną kostkę . Końcówkę wpisu okraszę wam obiecanymi ostatnimi zdjęciami z Barcelony. Zatem idziemy.
Na początek dworzec autobusowy Barcelona North
Nieczynna arena walk byków, największa w Barcelonie ( jest druga starsza, ale mniejsza) Katalonia jest pierwszym regionem Hiszpanii, gdzie zakazano korridy.
Torre Agbar - biurowiec
Sagrada Familia z zupełnie niezbadanej strony
Ostatni rzut oka na wodopojki i kamienice.
I żegnaj Barcelono ...na trochę, ale wrócę do ciebie...wrócę na pewno.
I wam mówię adieu ( a propo a nie mówiłam kto będzie mistrzem świata :P) i udaję się pod praisnitza...umyć się ...zrzucić wylinkę....uczynić wstęp do mumifikacji i spać, spać , spaaaaaaaaaaaać. Miłego wieczoru .