a tak naprawdę...noc kijowa, budziłam się co trochę, wrrrr...nie lubię takich nocy. Rano ledwie wygrzebałam się z pieluch , wpadła Długoręka i bardzo dobrze. Przypełzło do mnie stado wężyków w niedzielę no i chłopaki sobie hodowały piwne brzuchy przed tv a siestra się żaliła, na ludzką głupotę i granicę wytrzymałości u siebie. Wczoraj wpadły mi w oko herbaty melisowo lawendowe to jej kupiłam. A co...niech wie że ma chociaż jedną " dobrą" siostrę. Generalnie wlazła ze słowami ...."czytałaś już wiadomości" ? Ohooooo....to znak że powinnam się wku...znaczy podnieść sobie ciśnienie z rana. Zaraz otworzyłam prasówkę i nie znalazłam niczego wkurzającego. Okazało się iż siestra nawiązuje do awansu mojej koleżanki ze studiów( awansu, który komentuje już pół kraju) . No cóż....w obecnej Polsce w cenie jest BMW ( bierność, mierność ale wierność) i dupolizostwo. Ja już od niedzieli się wkurzałam, że ta miernota umysłowa i kłamczucha, jest nagradzana takim stanowiskiem. Ale ...poszłam sobie do kata, pogoda tragiczna, ciśnienie chyba pełzało po chodniku. Przed śniadaniem opiłam sie moich zielsk..i gdyby nie to że koleżanka mieszka niedaleczko kata to bym się zsikała u niego pod blokiem. Na szczęście kumpela była w domu i mnie uratowała. Ba...jak już się wspięłam do niej do " gołębnika" na to 5 piętro to czekały na mnie drzwi pootwierane na oścież: do mieszkania, do wuceta a nawet sedes był " otwarty" . Wracawszy do domu wlazłam do Aldiego, stwierdziłam, że na targ dzisiaj nie idę...bo wydam kasę, a jutro jedziemy z ową kumpelą do Kazimierza i Janowca. Tak bardzo już tęsknię za Kazimierzem, gdzie czas płynie inaczej, muszę wykorzystać czas przedwakacyjny i na tygodniu, kiedy miasteczka jeszcze nie opanowały dzikie hordy. Wlazłam więc do sklepu, żeby zobaczyć czy nie mają czegoś na komary, bo podobno bulwary nadwiślańskie opanowały stada komarów. Kupiłam spray....co oszczędziło mi wędrówki do Rossmana. Oprócz spray na krwiopijców, kupiłam rum 54 wolty tak się zastanawiam czy trunek, nie byłby bardziej śmiertelny dla tych gryzoni? Może należałoby się posmarować rumem. Przywlokłam się do domu ....napoiłam i produkuję Shreka. Jeszcze go nigdy nie robiłam, zobaczymy co on wart. Oczywiście Długouchy siostrzeniec ( swoją drogą to ciekawe: siostra ma długie ręce, siostrzeniec długie uszy, ciekawe co długiego ma szwagierek) już od tygodnia się dopytuje " to kiedy mogę przyjść na ciasto, bo przyjdę na pewno" . W łaskawości mej odrzekłam, żeby dzwonił ...przed przyjściem. I tak mi dzień mija. Pomimo zainstalowania Fitatu, łażenia, jedzenia poniżej zapotrzebowania kalorycznego waga sobie stoi, nie tylko w kącie. Już nawet mi się nie chce irytować. No dobra....aaaaa nie jeszcze jeden news...wczoraj zadzwoniła moja " wdzięczna" klientka i spytała kiedy lecimy do Barcelony w lipcu czy we wrześniu. Bo musi szukać lotów . Oczywiście będąc zdrową na ciele a nie bardzo na umyśle , wybrałam wrzesień. Jak fundatorka obiecała mi darmowy przelot to nie będę się opierała. Tym bardziej , że to przecież moja ukochana Barcelona. No i to by było na tyle. A nie , kłamię. Jeszcze coś co powaliło mnie prawie dosłownie. Rzeczy miały miejsce w teleturniejach.
Pytanie : Jakie zwierzę widnieje na kostiumie Batmana? Odpowiedź : jamnik. Moja reakcja - popłakałam się.
Kolejne pytanie : Jaki przyrząd może mieć w rękach lekkoatleta? Odpowiedź : sztachetę. Mięśnie brzucha popracowały mi należycie. Zwieracze też
Miłego popołudnia. Bye, bye.