Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1054834
Komentarzy: 43037
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 kwietnia 2016 , Komentarze (55)

no i wykrakałam...kra, kra , krraaaaaaaaa:x cóż za stara jestem ( a za moment będę jeszcze starsza) i za dużo wiedzy posiadam.  Zaczęłam patyki i nie zamierzam ich porzucać, ale tego się spodziewałam....że kaszel jeszcze nie odszedł na dobre...i tak jest w czasie chodzenia ok, ale potem u lekarza znowu mnie dopadło suche jojczenie, no i w nocy co nieco. Niemniej koło 3 obudziłam się z wielką kulą " sierści" w gardle więc wyłączyłam budzik i postanowiłam zamienić planowe pływanie na patyki albo co lepsze ...streching , po wczorajszym kijkowaniu bolą mnie ....łokcie :D pierwszy raz w życiu. U doktora znowu zrobiłam akcję...ma się ten chłopina ze mną oj ma . wmaszerowałam do gabinetu ...cała w eleganckiej czerni , z mażliżem, w  lakierkach , siędłam obok doktora on wyciąga bloczek do wypisania recepty a ja mówię :  panie doktorze dzisiaj to już chyba śtriptiz powinnam zrobić. Doktor zerknął na badanie i mówi " jeszcze nie pani Beato z takim wynikiem jak u pani ( I) to badanie co trzy lata" na co ja ....no tak a ja tu najładniejsze majtki założyłam na okoliczność okoliczności i co ....nie zdejmę ich" , doktor się zaczął śmiać i mówi ...." no nie teraz to pani nie zaproszę do badania, bo po takim tekście to by mnie jeszcze pani o molestowanie oskarżyla" ześmialiśmy się(smiech) , chwilkę pogadaliśmy i wróciłam do domu bez przeglądu, tylko z receptą. Mówiłam mu o tym moim koszmarnym poceniu, powiedział że po skończeniu tej serii antybejbisiów które mi teraz przepisał , zastanowimy się nad HTZ. Wróciłam do domu....szybkie i nieplanowe jedzenie ( co widać dzisiaj na małpie) i już Kudłata zajechała kobyłą Piłsudskiego i pognałyśmy do kina na moje wielkie greckie wesele 2  przyjemna lekka komedyjka, polecam.Swoją drogą ja ją kiedyś uduszę, za szyję:<....jak słowo daję....seans zaczyna się o 19 a ta 18 59 podjeżdża mi pod chałupę...no zabiję, bo od 44 lat wie....że mam pierdolca na punkcie czasu, 5 minut wcześniej tak ale nigdy minuty później. Po filmie też marudziła że się więcej po nim spodziewała, więc uzgodniłyśmy z Karoliną ( jej córką) że jak nie będzie żałowała i się nie poprawi to otrujemy cholerę(ninja), a ponieważ się przyznała że uwielbia galaretki w czekoladzie to po prostu jej nafaszerujemy cucki naparstnicą albo i konwalią majową :D:D I to by było na tyle kobietki, biorę się za przepakowanie wyrobionego chlebka żytniego do foremki, niech wyrasta, potem muszę popracować umysłowo, potem z cielem a po południu upiec leśny mech , bo bardzo nam smakowało to ciasto u Długorękiej, na świętach, a młodszy potencjalny zięciunio ma jutro urodziny i jutro zjeżdżają, Paszczur młodszy zażyczył sobie na obiad kutaka w migdałach :D ale to jutro , dzisiaj biszkopt szpinakowy rach ciach ciach :D:D . Granat do dekoracji kupiłam pięęęęęęęęęękny, obfity z duuuuuuuuuuuuuuuuuużą zawleczką i nie zawaham się go użyć. Bye (pa) 

5 kwietnia 2016 , Komentarze (18)

Patykowiczka, Dusza Rogata :D i co tam jeszcze chcecie....jestem, jestem nic mnie nie zeżarło ( choć może niektórzy by się cieszyli) . Ostatnio bolałam i to do tego stopnia, że czwartek i piątek spędziłam w pieluchach...pomogło, kaszel w ilościach szczątkowych, nos pusty (uff) W sobotę tańcowałam....przy dansach ok ale jak siadłam po nich to oczywiście płuca zaległy obok mnie na płytkach. Wczoraj miałam jechać pływać , ale nad ranem jeszcze odszczekałam marsza Radeckiego, więc moje 4,5 klepki mi podpowiedziało, żebym sobie podarowała. Za to teraz......powróciłam z patyków. Tamdadaram tamdadaram ....tegoroczny sezon nordic walking ogłaszam za otwarty. Przemaszerowałam tylko 4, 76 km czyli 4 okrążenia parku, mogłam więcej ale chciałam sprawdzić tę cholerna pokręconą kostkę i nie chciałam po 3 miesiącach bezruchu ( a na patykach to prawie 6 miesięcy przerwy miałam) zrobić sobie gorzej w ramach lepiej. Przy każdym następnym wyjściu będę dodawała kółeczko. I tak mi pot się leje wszystkmi siurkami (pot). Poza tym mam dzisiaj kontrolę podwozia więc głupio by było nie móc się wdrapać na kanał :D:D a tu cytologię czas robić. Waga sobie powolutku sunie w dół a mnie cieszą słowa " ooo skurczyłaś się" to dla mnie droższe pieniędzy i tego co mi szklana małpa pokazuje. Miłego, słonecznego dnia lasencje....ahooooj, przygodo ....ahooooooooooooooooooooooj

31 marca 2016 , Komentarze (14)

bez we(ł)ny twórczej, czyli mła.:D Jako rzekłam przyprowadziłam kobyłkę do płota a się...do wyra, dzisiaj choruję...z wyjątkiem momentu na napój z Długoręką i streching z Asią...no ale nie dało się inaczej, odgłos chrupania był nie do wytrzymania i do tego narastał. Moje sumienie gryzło mnie zawzięcie, nie wiem co prawda w co, ani chybi w coś co ...chrupie8). Ponieważ wczoraj zakończyłam jazdy to mogłam się oddać alkoholizowaniu, naprawdę jest to dla mnie czynność koszmarna głównie pod względem przeżyć smakowych(alkohol)  bo jeśli chodzi o przeżycia ruchowe...to nawet podoba mi się ten stan, kiedy w 5 sek po wlaniu tego świństwa w gardło odczuwam przemiłe ciepło w stopach i " miętkość" w kolanach, należałoby swoją drogą zmienić powiedzenie...nie " woda w kolanach" tylko " wóda" (smiech). Na ten moment ...nos czyściutki, kaszel raz na pół godziny i to dosłownie raz, gorączki brak...tylko spać się chce okropnie po kolejnej przekasłanej zamiast przespanej nocy. (spi) Poza tym względem mojej zwiększonej, tegorocznej zapadalności na różne świństwa to wyciągnęłam następujące wnioski z obserwacji przeprowadzonych (  i kontynuowanych) na żywym cielu: od kiedy zaczęłam używać "zdrowych" wspomagaczy organizmu typu : kombucha, woda z cytryną, woda imbirowa, witamina D, to non stop jakieś zarazy mnie nękają. Zaczynam się zastanawiać czy mój organizm nie mówi mi przypadkiem " czep się tramwaju, gupia babo, a mnie daj spokój, pozwól mi żyć własnym rytmem, nie " wspomagaj " mnie, sam sobie doskonale radzę" , bo zaprawdę powiadam wam....zamiast mi to robić lepiej, to mi robi gorzej. Może ja jestem jakimś odrodkiem? albo i czarną owcą? co jest wielce prawdopodobne ze względu na dzień mojego narodzenia. No doooobra , kładę się chorować , a wam podrzucam coś....refleksyjnego bo ja jako rzekła Zaratrusta " jestem dętką" :p

30 marca 2016 , Komentarze (18)

O Jeżu, Jeżusiczku......koniec, żadnego wpuszczania 8 obcego pasażera Nostromo do łóżka...niech się przyszły mąż z nią męczy ....oczywiście , wpakował mi się Paszczur do wyra....masakra, kaszel mnie dopadł...mam wyrzuty sumienia że kaszlę...no bo dziecko śpi obok....na szczęście kaszel okazał się zdecydowanie silniejszy niż wyrzuty i kasłałam, tak okropnie, że musiałam w nocy wstać i poić się wodą bo czułam Gobi i Saharę w przełyku. Rano o dziwo powstała zaraz za mna....choć miała gnić do 8 , widać mój ton jej uświadomił, że jak przywlecze odwłok do kuchni, to jest szansa , że jej zrobię śniadanie i tak było ...omlet z jaj czech plus dżem truskawkowy dostała :D potem śmignęłyśmy do krawcowej, potem po materiały na kiecki, ja też zaszalałam i kupiłam sobie materiał na letnią kieckę...podobał mi się okrutnie...a że stwierdziłam, że 52 zł za metr to mogę dać..i aligancka być...to zakupiłam. Potem wygnałam zarazę do fryzjera, stamtąd już uda się do Warszawy, a ja wróciłam do domu ...mogę się teraz alkoholizować ( eeeee....znaczy się leczyć) i odżywać...po męczącej nocy :D Pogoda cudna...była...właśnie zerknęłam w okno...już po słonku ...chmurki wypełzły . No nic...odpocznę moment i idę się  rozciągać...bo przy zdechlakowatości ten rodzaj aktywności sprawdza się najlepiej, najwyżej się poślizgnę na macie...gdybym się np. usmarkała w trakcie :D Miłego dnia 

29 marca 2016 , Komentarze (18)

tak postanowiłam i koniec i kropka(loser) Właśnie wróciłam z Kazimierza, byłam w nim 5 minut , tyle co na siku...pojechałam odebrać Paszczura , załatwiali dzisiaj formalności związane ze ślubem. A ponieważ ma dentystę tutaj, jutro podjedziemy do krawcowej a potem ma fryzjera to umówiłam się że po nią pojadę. Co prawda Ferdynand przyjął opcję " bomby z opóźnionym zapłonem" i pan diagnosta zalecił kupno nowego " starego " samochodu zamiast naprawy tego 18 latka, ale małż stwierdził że go naprawi, no teraz to mu nie popuszczę.....nie wybieram się na niebieskie pastwiska jakem zodiakalny baran. Święta zakończyłam sukcesem...w ramach zdychania , mam jadłowstręt  i to na całej linii....paszczowo wzrokowej. Nie mogę patrzeć na jedzenie, nie mogę jeść i objawiło mi się to ...nieprzybraniem na wadze po świętach. 8) W czasie jazdy do Kazimierza zaliczyłam falę gorączki, jak wysiadłam z Ferdka to myślałam że spłonę a na moim termometrze " naręcznym" było na bank powyżej 38 . W drodze powrotnej zaliczyłyśmy dwa korki, jeden w Zwoleniu, drugi na wjeździe do Radomia od strony Lublina ...no litości 1,5 km w 15 min to nie na moje nerwy, dobrze że Paszczur siedział obok bo jakbym była sama to bym tak bluźniła że uszy by mi zwiędły. Po powrocie wypiłam nową herbatkę z czarnej porzeczki i kwiatu bzu, pożarlam banana ( jako obiad) wypiłam kieliszek " leczniczej trucizny" i zapakowałam się w pieluchy, skąd wam raportuję.:D generalnie drapie mnie w gardle, oddycham jedna dziurką ( możecie sobie wybrać dowolną :p) muszę odpocząć bo czuję się masakrycznie, a jutro rano umówiłam nas u krawcowej, potem podjedziemy do sklepu z materiałami i tak....znowu będę miała " wolny" zajęty dzień. Miłego , poświątecznego popołudnia kobietki :D

28 marca 2016 , Komentarze (20)

W przypadku naszego zbiorowiska wariatów przy stole , to mało powiedziane. U nas jest po prostu radośnie, szaleńczo, zabawowo i twórczo do sześcianu. Zaczęło się od wielkanocnego "domowego" śniadanka. Małż popełz do kościoła a ja z dzieckami do stołu...naszykowałam święconkę, złożylam życzenia, każdy wziął po " koreczku" jak to zięć określił i została porcja dla małża, nagle słyszę " zostaw to , to do kompletu taty" to wrzeszczała potencjalna panna młoda. Zięć miał ochotę na jajko i gwizdnął to ze święconki teścia :D zawstydzony odłożył na talerz do " kompletu" ja mu obrałam insze jajo a on biedny się tłumaczył, że w jego domu nie było takiej tradycji i on nie wiedział. Śmiechu było co niemiara. Potem była afera względem dzielenia jedzenia....szczególnie mazurkow. Okazało się że śliwkowy im bardzo przypadł do gustu, ale dylemat się zaczął przy malinowym...ja byłam za tym żeby zabrać całe dzieło...pokazać jakie pikne i przywieźć resztę , jaka zostanie. Reszta była za tym żeby zabrać połowę, a małż był za tym, żeby powiedzieć że mazurka nie ma ...bo suka go zeżarła. W końcu z bólem serca przekroiłam go na pół, jedna gałązka została w domu, druga pojechała do Długorękiej.Dotarliśmy ...i się zaczęło...stoły bez mała uginały się od jadła, najpierw żur...po żurze wszyscy wrzeszczeli " gdzie jest ciasto!" na co gospodyni od kuchni wydarła się , że ciasto będzie jak przyjdzie pora na ciasto , najpierw drugie...ale zanim drugie doszło do siebie....rozpoczęło się czyszczenie stołu, ja głupio nic nie pożarłam w domu , ale doszłam do wniosku, że dieta w święta zostaje zawieszona na kołku, więc jesc będę od 11 :D. Ja przed drugim spróbowałam po kawałeczku pysznych serów korycińskich, ktorych było 5 rodzajów, u nas tradycją już jest deska serów na stole, podczas większych biesiad. Potem było drugie żeberka ( samo mięsko) duszone w kapuście , ziemniaki z wody ( mama cały czas się dopytywała, kiedy się ziemniaki upieką), łyżką ziemniaków i ociupiną mięsa , wprawiłam wszystkich w zdziwienie, ze tyle mi wystarczy. Ledwie skończyliśmy drugie a tu podniósł się wrzask " dawaj ciasta" no i się zaczęło....niezwykle użyteczny siostrzeniec zaczął znosić...tort makowy, biszkopt z galaretką jagodową, dwa serniki w tym jeden " niebieski smażony", tyrajmisiu i chyba jeszcze dwa, których nie pamiętam ...bo z ciast jadłam co drugie. Potem ja się wydarłam " a gdzie są moje ciasta" no i wjechały dwa mazurki, baba drożdżowa, keks , tort makowy zaginął w akcji..jak się okazało....siostrzeniec ...zakamuflował pół tortu tylko dla ...swoich oczu i podniebienia, ale udało nam się wydusic z niego kawałek dla młodszego Paszczura a mnie z tego kawałka dostała się łyżeczka..w ten sposób sprawdziłam co wyprodukowałam. Byłam dumna z siebie , że moje łakomstwo ograniczyło się do minimum i dzisiaj widzę na wadze tylko 20 dag więcej od ostatniego ważenia.  Wracając do stołu....w naszym szalonym gronie zawiązaliśmy natychmiast " sejm domowy" podjęliśmy kilkanaście uchwał ( i to w ciągu dnia...a nie nocy), które mają moc obowiązującą, odesłaliśmy nasza " odrodną"  siostrę, po każdym jej pytaniu , do internetu , w poszukiwaniu odpowiedzi na jej głupie pytania. Długoręka w pewnym momencie chciała umrzeć z twarzą w talerzu pełnym ciasta...bo jej się " wyobraźnia" włączyła i dostała ataku śmiechu. Obżarci wróciliśmy do domu, gdzie dziecki dokonały podziału łupów, mało co mi zostało z ciast , a przecież gdy je robiłam to cały czas słyszałam " ciekawe , kto to będzie jadł" okazało się, że dałam co nieco dla teściowej, zawiozłam siestrze, dziecki rozszabrowały i zostało " prawie nic" i dobrze. Teraz zastanawiam się nad rozpoczęciem śniadania ....ale przyznam że nie chce mi się jeść...kaszel i katar wciąż mnie męczą...zastosowałam więc od nowa " kurację bimbrową" ale jak wypiłam kieliszek owej mikstury to mi wypaliło przełyk...powiedziałam bankomatowi , że to co teraz pije jest mocniejsze od tego poprzedniego " likarstwa" na co oświadczył , bo to jest spirytus...jesuuuuuuuuu...jakich poświęceń wymaga powrót do normalności...zaraz coś jednak zjem, ale niewiele, bo dzisiaj idziemy na imieniny. Jedyne pocieszenie, że siostra małża jest nienajlepszą kucharka...wiec kusic mnie nie będzie miało co , uwinniać się też nie będę bo jutro od rana używam Ferdka, najpierw zakupy dietetyczne a potem jazda do Kazimierza po Paszczura, który będzie degustował i wybierał weselny tort i ciasta . I tą oto relacją...streściłam wam pokrótce zabawowy pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych w naszej rodzinie. Bawcie się niemniej dobrze i dzisiaj . Miłego lanego Poniedziałku 
 

26 marca 2016 , Komentarze (30)

ma załadowany koszyczek :Dmoże się z nim udać w odpowiednie miejsce, ale to jak Kapturek raczy uchylić ócz błękity, ja już robię ostatni chleb, za moment położę mus żurawinowy na pasztecik z kurczęcia i nastawię wywar na barszczyk i ogłaszam koniec gotowania , jeszcze tylko na koniec roboty umyć podłogi i już można zacząć świętować. 

A przed świętami was jeszcze podrażnię tortem makowym no i tym " zapakowanym" koszyczkiem . Spędźcie miło najbliższe dni. Do zobaczenia 

25 marca 2016 , Komentarze (39)

Kawowo malinowy 

i zwierzaczki 

25 marca 2016 , Komentarze (16)

witam wszystkich. Jestem prawie na fniszu, jak przed chwilą powiedziała moja koleżanka. Babka polukrowana, zwierzątka też. Mazurek kawowy cudnie zastyga jak wrócę to go ustroję , mak do tortu sparzony. Zamówiony chleb dla siostry rośnie. Zaraz śmigam robić pazury:D Zdrowie... nic nie wskazuje na to, że wyciągnę kopyta. Zresztą nie ma takiej opcji, bo potrza wieczorem jajuszka ukolorować, no a jutro ugotować barszczyk. Wszystkim zapracowanym oraz tym leniącym się życzę miłego dnia a także Zdrowych , radosnych i szczęśliwych Świąt spędzonych z ważnymi i bliskimi wam osobami. 

24 marca 2016 , Komentarze (29)

bardzo proszę obiecany mazurek potrójnie śliwkowy 

Spód:

 

* 300 g mąki pszennej

* 120 g cukru

* 200 g masła

* 120 g suszonych śliwek

* 2 żółtka

* pół łyżeczki proszku do pieczenia

 

Wierzch:

 

* 1 słoiczek powideł śliwkowych

* 250 g śliwek w czekoladzie

* 1 biała czekolada (lub gotowa biała polewa)

 

Masło, proszek i cukier łączymy w misce. Dodajemy posiekane, zimne masło i palcami wcieramy je w mąkę. Ma nam się utworzyć bardzo drobna i puszysta kruszonka. Do kruszonki dodajemy drobno posiekane śliwki i żółtka. Zagniatamy ciasto do chwili aż utworzy się zwarta kula. Jeśli będzie się Wam wydawać, że ciasto jest bardzo twarde (możecie miec mniejsze niż ja żółtka), to dodajcie łyżkę zimnej wody.

Ciasto wałkujemy na prostokąt i wykładamy nim formę wyłożoną papierem do pieczenia o wymiarach 30x25 cm. Wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy ok 20 - 25 min, do czasu aż ciasto się zarumieni. Upieczone ciasto odstawiamy do całkowitego przestygnięcia.

Śliwki kroimy na pół lub na ćwiartki (w zależności jakie są duże). Na zimnym cieście rozsmarowujemy powidła śliwkowe a na nich układamy śliwki. Białą czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i polewamy nią mazurek. Jeśli używacie gotowej polewy to podgrzejcie ją według zaleceń na opakowaniu.

Jest to mazurek, który spokojnie możecie przygotować kilka dni wcześniej. Ja mam wrażenie, że najlepszy był 4 dnia :) Możecie też sam spód upiec nawet tydzień wcześniej. Nie należy go trzymac w lodówce ponieważ stwardnieje.


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.