zjechali, okazało się że potencjalny młodszy zięć jest fanem młodej kapustki, dobrze że wracając wczoraj z rozmowy kwalifikacyjnej, dokupiłam jeszcze dwie główki, bo to co małż kupił, starczyłoby tylko dla Tomaszka, a tak to były ochy i achy i podziękowania za pyszną kapustkę i zapowiedź, że reszta idzie do słoików i jedzie do Łodzi :D:D no i dobrze co prawda jaśnie pan by się zajął tą kapustką ( mnie nie wolno i dzielnie się opieram choć pyszna zaprawdę jest) ale niech dziecki mnie rozsławiają poza granicami mojej wioski rodzinnej ;), do kapustki mieli świeżutko upieczone bułeczki pszenno orkiszowe, tak się napaśli że nawet serniczka chałwowego nie tknęli. A zaraz robię im leniwe bo już wczoraj PAszczur II jęczał " a kluseczki gdzie" , warknęłam uroczo " a jutro mogą być" i latorośl pokornie pisknęła " mogą" , przy okazji się okazało, że małż pożarł z kapustką jednego z zimniorów, którego uparzyłam do klusek. No i znowu mnie mało szlag nie trafił, najpierw mi pożarł chałwę do polewy na sernik, na szczęście zawsze mam zapasik, przewidując takie opcje, a potem ziemniaka, no i już rano gotowałam 1 ( słownie jednego) kartofla do tych nieszczęsnych klusek. Święto konia !! Paszczur wstał i nawet nie płacze i ma zamiar skonsumować śniadanie.
Ps. do ścisłego finału doszło nas wczoraj czworo, teraz czekamy na wyniki.