złośliwość przedmiotów martwych ( u mnie zwykle padają w najmniej odpowiednim momenecie) zdążyłam zmielić warzywka i kaszę na pasztet i szlag trafi robusia....zamilkł. A tu dzisiaj planuję drożdżowe ze śliwkami ...trudno jak pierwsi goście przyjdą rano to dostaną śliwki - ciasto niech sobie wyobrażą. Ale powiem wam że pasztet......coś pysznego , obawiałam się mocno co z tego wyjdzie, okazuje się że bajka...paluchy lizać do samej dłoni albo i dłonie do nadgarstka , tylko chyba za słabo odsączyłam warzywa, bo jednak pomimo nocy w lodówce jest ' niezwarty" trudno go pokroić w plastry, ale to nic...stosuję go jako pastę do chleba ...o mamo jaki on dobry ( może dlatego że nie miałam słodkiej papryki i dałam słodką ale wędzoną i to wyczuwalne oregano....mniam) . Tako prezentuje się owa delicja ( u mnie dzisiejszośniadaniowa)
żeby było śmieszniej okazało się, że moje vegetariańskie psice ...rozsmakowały się w tym pasztecie ...szczególnie Whisky, non stop przychodziła po chlebek z pasztecikiem...normalnie mam nienormalne psy. Wychodzi słonko...niedługo pewnie przyjedzie Długoręka ze swoim Potwornickim " latonaroślem" a mnie się nic nie chce, poszłam spać bardzo późno, budziłam się w nocy, we śnie otarłam się ( w przenośni ) o obleśnego sutenera ...niedwuznacznie proponującego mi seks w blokowej piwnicy ...fuuuuuuuuuj, i karmiącego w moim sklepiku ( matko jaki sklepik...ja się nie sprawdzam w handlu kompletnie) jakąś kobitę narkotykami...ależ miałam " gangsterski " ten sen. No dobra ...oddalam się do kuchni na duuuuuuuuuuuuuuużą szklankę wody a potem ...coś zrobię ( może wydryluję śliwki, kto wie) tymczasem ...hajda do parku
Miłego poranka i caaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaałej soboty. Ahoj