. Ale od początku . Na wczorajszy koncert postawiłam na moc, tak przekornie, bo przecież piosenka poetycka. Ciemne oczy, czerwone usta ...reszta w bladych szarościach oraz bielach i czerniach ( portki)
Koncert niezwykły, lubię kiedy artysta wciąga do współpracy widownię. I kiedy mnie " oświeca" nie wiedziałam , do wczoraj że piosenka Na mnie już pora - to piosenka autorstwa Kondraka - znam ją z wykonania Marka Dyjaka ( zresztą to jedna z moich ulubionych piosenek) , posłuchajcie Wstań przyjaciółko ma, albo Moje usta przepełnione twoimi ....rewelacja, szczególnie w obliczu nadciągającego święta zakochanych. Wróciłam przed 23 ale zanim przerzuciłam filmy, zanim je wrzuciłam na FB bo już było po północy. Spałam niezwykle smacznie.
Wczoraj, w obliczu zapowiedzi, ostatniego słonecznego dnia zaproponowałam małżowi żebyśmy pojechali do lasu ( Królewskich Źródeł) ja bym sobie pocpykała leśnej zimy, on by odpoczął . Nawet dzieć mnie popierał ( bo chłop się już wczoraj opierał). Rano się wyszykowałam i kiedy się pojawił, rzekłam " możemy jechać" na co znowu usłyszałam " nigdzie nie jadę, muszę naszykować lodówki, muszę zrobić pralki" - hmmm. zastosowałam metodę na żabę - czyli się nadęłam i ściągnęłam strój " leśny" za pół godziny telefon - " jak chcesz to mogę cię zawieźć" , oczywiście że chciałam ....złapałam banana w zęby i poleciałam. O 9 byłam już na cichutkim, puściutkim parkingu. Szczeżuj zapytał ile mi zejdzie, powiedziałam, że jakieś trzy godziny, chłopina był w szoku, że nikogo nie ma w lesie, pocieszyłam go że to tylko chwilowe. Po czym ja podreptałam w las, a on wrócił do domu.To były cudowne ( prawie) trzy godziny, rześkie, chłodne powietrze, świergoczące i pukające ptaszki, plumkająca woda i w zasadzie ciiiiisza, ciiiiiiiiiiiiiiisza przez ponad dwie godziny. Minęło mnie jakieś starsze małżeństwo , poza tym, mrozek, słońce, natura i ja. Powiem wam, że zmarzłam na dwa milimetry ( oczywiście ja artystka w adidaskach , lekki sweterek , kurtka akurat , ale warto było .Mykając leśnymi pomostami usłyszałam dziwny ptasi pisk, myślałam, że to jastrzebie...albo coś innego drapieżnego, podniosłam głowę i zobaczyłam dwa wielkie białe ptaki. W pierwszej chwili pomyślałam że to bociany ..ale bociany tak nie kwilą, może to były żurawie? Niestety nie zdążyłam ich uchwycić obiektywem...ale nałapałam sporo innych piękności. Oczywiście podzielę się nimi z wami. Tylko najpierw skończę park i śnieżny księżyc. O 12 rzuciłam się w stronę parkingu i okazało się że małża niet...umyślił sobie, że zadzwonię do niego jak będę chciała wracać. Szkoda że mi tego nie powiedział, kiedy mnie " wywalał w lesie", zatem usiadłam z dala od tłumów...grillujących, smażących, wrzeszczących, biegających i co kto chce i czekałam. Małż zajechał i niecenzuralnie zapytał " ku..a a skąd tu się wzięło tylu ludzi" . No cóż....powiedziałam, że za miesiąc trzeba będzie przyjechać już nie o 9 ale o 7 żeby delektować się pięknem przyrody w ciszy i spokoju. Tak że przedpołudnie miałam cudowne, dzisiaj odpuściłam nikowanie, bo nadreptałam sporo kilometrów po lesie. Na chłodzenie pomogła herbatka pomarańczowo imbirowa.Dzisiaj wcześniej wpadnę pod gorący prysznic a potem do łóżka. Tymczasem wrzucę wam trochę obrazków parkowych. Wspaniałego niedzielnego relaksu.
Do miłego. Ahoojj!!!