Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1054844
Komentarzy: 43037
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 lutego 2020 , Komentarze (25)

:D:D. Ale od początku . Na wczorajszy koncert postawiłam na moc, tak przekornie, bo przecież piosenka poetycka. Ciemne oczy, czerwone usta ...reszta w bladych szarościach oraz bielach i czerniach ( portki)

Koncert niezwykły, lubię kiedy artysta wciąga do współpracy widownię. I kiedy mnie " oświeca" nie wiedziałam , do wczoraj że piosenka Na mnie już  pora - to piosenka autorstwa Kondraka - znam ją z wykonania Marka Dyjaka ( zresztą to jedna z moich ulubionych piosenek) , posłuchajcie Wstań przyjaciółko ma, albo Moje usta przepełnione twoimi ....rewelacja, szczególnie w obliczu nadciągającego święta zakochanych. Wróciłam przed 23 ale zanim przerzuciłam filmy, zanim je wrzuciłam na FB bo już było po północy. Spałam niezwykle smacznie. 

Wczoraj, w obliczu zapowiedzi, ostatniego słonecznego dnia zaproponowałam małżowi żebyśmy pojechali do lasu ( Królewskich Źródeł) ja bym sobie pocpykała leśnej zimy, on by odpoczął . Nawet dzieć mnie popierał ( bo chłop się już wczoraj opierał). Rano się wyszykowałam i kiedy się pojawił, rzekłam " możemy jechać" na co znowu usłyszałam " nigdzie nie jadę, muszę naszykować lodówki, muszę zrobić pralki" - hmmm. zastosowałam metodę na żabę - czyli się nadęłam i ściągnęłam strój " leśny" za pół godziny telefon - " jak chcesz to mogę cię zawieźć" , oczywiście że chciałam ....złapałam banana w zęby i poleciałam. O 9 byłam już na cichutkim, puściutkim parkingu. Szczeżuj zapytał ile mi zejdzie, powiedziałam, że jakieś trzy godziny, chłopina był w szoku, że nikogo nie ma w lesie, pocieszyłam go że to tylko chwilowe. Po czym ja podreptałam w las, a on wrócił do domu.To były cudowne ( prawie) trzy godziny, rześkie, chłodne powietrze, świergoczące i pukające ptaszki, plumkająca woda i w zasadzie ciiiiisza, ciiiiiiiiiiiiiiisza przez ponad dwie godziny. Minęło mnie jakieś starsze małżeństwo , poza tym, mrozek, słońce, natura i ja. Powiem wam, że zmarzłam na dwa milimetry ( oczywiście ja artystka w adidaskach , lekki sweterek , kurtka akurat :D, ale warto było .Mykając leśnymi pomostami usłyszałam dziwny ptasi pisk, myślałam, że to jastrzebie...albo coś innego drapieżnego, podniosłam głowę i zobaczyłam dwa wielkie białe ptaki. W pierwszej chwili pomyślałam że to bociany ..ale bociany tak nie kwilą, może to były żurawie? Niestety nie zdążyłam ich uchwycić obiektywem...ale nałapałam sporo innych piękności. Oczywiście podzielę się nimi z wami. Tylko najpierw skończę park i śnieżny księżyc. O 12 rzuciłam się w stronę parkingu i okazało się że małża niet...umyślił sobie, że zadzwonię do niego jak będę chciała wracać. Szkoda że mi tego nie powiedział, kiedy mnie " wywalał w lesie", zatem usiadłam z dala od tłumów...grillujących, smażących, wrzeszczących, biegających i co kto chce i czekałam. Małż zajechał i niecenzuralnie zapytał " ku..a a skąd tu się wzięło tylu ludzi" :?. No cóż....powiedziałam, że za miesiąc trzeba będzie przyjechać już nie o 9 ale o 7 żeby delektować się pięknem przyrody w ciszy i spokoju. Tak że przedpołudnie miałam cudowne, dzisiaj odpuściłam nikowanie, bo nadreptałam sporo kilometrów po lesie. Na chłodzenie pomogła herbatka pomarańczowo imbirowa.Dzisiaj wcześniej wpadnę pod gorący prysznic a potem do łóżka. Tymczasem wrzucę wam trochę obrazków parkowych. Wspaniałego niedzielnego relaksu. 

Do miłego. Ahoojj!!!

8 lutego 2020 , Komentarze (17)

czyli mła. Leżę bo mi kopyta wlazły w podogonie ( ale przynajmniej wiem, że trzy godziny , ba nawet 4 godziny stania na Santanie wytrzymam) , były dziecki zielonoprzylądkowe ( nie mylić z zielonoświątkowymi) bo miały podstrzyżyny u Dawida, no i mamusia od rana urzędowała przy garach . Przede wszystkim dzisiaj miałam pierwszy raz w tym miesiącu 20 lutego. czytaj - tegoroczny tłusty czwartek. Oczywiście koło 9 wpadła Długoręka ze słowami " na Kopcu Kościuszki już byłaś" ? Powiedziała grzecznie żeby się goniła, bo normę dzisiejszą to ja wykonałam wczoraj bo łaziłam rano, potem nikowałam ( czyli kopcowałam niczym Dulski) a potem znowu łaziłam , bo zdjęciowałam w parku. A dzisiaj to łażę po kuchni. Oczywiście spytała " co dobrego robisz" ? - pączki, " a za ile będą"? - za godzinę - no to sobie posiedziała, pożarła cieplutkiego poczusia i odrzekła - dobre, ale nie będę cię chwaliło bo by ci się we łbie przewróciło. Potem upiekłam ziemniaczki , usmażyłam kotlety i zrobiłam mizerię  i jak dziecki przybyły to już miałam obolałe koniczyny;), ale dobre serce mi się dzisiaj bardzo opłaciło. Paszczur młodszy wykorzystał mamusię przy zakupach kosmetycznych - spytała czy nie będę sobie kupowała kosmetyków przez internet, odrzekłam że dopiero mi przyszły cienie dwa dni temu, ale w cocolicie jest teraz promocja, to niech sobie zobaczy i jakby coś to zamówię bo i tak mam w schowku kilka rzeczy, sprawdziła i okazało się że tutaj jest jeszcze taniej niż na Mintishopie , gdzie czasem też coś kupuję. Więc sobie wpakowała do koszyka a ja dołożyłam czyścik do pędzli i krem do biustu ale kupię po niedzieli, bo teraz mam tyle kasy, żeby mi przeszło na moje supertajne konto czyli ...barcelońsko wyprawowe. Ale - do celu. Po ucieszeniu się dzieć spytał czy chcę jakiś prezent na urodziny, więc od razu powiedziałam, że chciałabym pojechać na koncert Hausera na Torwar, raz dwa, skontaktowała się z Paszczurem Starszym, ja wlazłam na plan sali, wybrałam sektor iiiiiiiiiil...........usłyszalam, ze bilet dostanę w Wielkanoc - czyli w moje urodziny. Huuuuuuura....bo już byłam wściekła że przegapiłam ten koncert, a tak chciałam na nich pojechać ( tzn. albo na 2cellos, albo na samego Hausera) dowiedziałam się o koncercie niedawno, ale nooo kasy specjalnie nie miałam, bo przecie poszalałam koncertowo w tym roku, a z tymi koncertami wiążą się dojazdy i pobyty więc mnie prezent urodzinowy baaaaaaaaaaardzo cieszy. Jak wspomniałam wybrałam się wczoraj do parku, polować na śnieżny księżyc to jedna z czterech najjaśniejszych pełni w tym roku. Posiedziałam w parku dwie godziny i zmarzłam jak cholera, jak wpadłam do domu to pognałam pod gorący prysznic ale wróciłam z takimi widokami. 

teraz wypindrowana czekam na Szczeżuję, podrzuci mnie na koncert Kondraka do Art Caffe. Wam również życzę miłego wieczoru. Ahooooooooj.

6 lutego 2020 , Komentarze (18)

hehehehehe....względem silnej woli(loser). Ponieważ jak wiecie " ja siama" to sobie " zaprojektowałam" odchudzanie, ćwiczenie oraz tryb nadzoru nad owym procesem. W moim trybie nadzoru dniem ważenia jest wtorek , ale dzisiaj mnie coś podkusiło ( ani chybi diabeł garderobiany, bo tam stoi kłamczucha) i wlazłam na wagę ...no i od wtorku do dzisiaj jest - 0,6 kg. O losie mój ...dziękuję żeś mych ócz szarobłękity skierował na artykulik o niko niko i tobie dziękuję cielu mój iż owo " ruchanie" tak ci przypadło do gustu, że wykonujesz je bezoporowo.(smiech) I to na tyle podziękowań porannych , żebym się nie rozpłynęła zbytnio w zachwytach nad sobą. Aaaaaaaaaaa.....a propos, we wtorek mama przybyła do mnie uzbrojona w glukometr, bo teraz dostała " dokładniejszy" dzienniczek , gdzie są rubryczki do wielkrotnego mierzenia poziomu cukru w ciągu dnia. No i jak się babcia kujała przed obiadem ( roladka z piersi indyka wypełniona plasterkiem boczku i paseczkami świeżej papryki, do tego pieczone ziemniaczki marynowane w oliwie z tymiankiem, rozmarynem i ostrymi pieprzami, do tego surówka z rzodkiewki i szczypiorku z jogurtem) to i ja się kujnęłam i co? I zobaczyłam 71 i bardzo dobrze.  Bo ile razy zobaczy mnie nie moja lekarka rodzinna tyle razy słyszę ..." pani choruje na cukrzycę?" nosz cholera ...jak widać nie choruję. No dobra, idę na śniadanie , bo dzisiaj zaspałam, obudziłam się o 8. Ooooo spojrzałam w okno ...śnieżek zwiększył powierzchnię swoich płatków :D. Zatem trzeba będzie założyć kurteczkę z kapturkiem, bo zamierzam wypełznąć na zewnętrze.  Miłego dzionka wszystkim, mnie po kontakcie z kłamczuchą jest dużo lepiej, tym bardziej że wczoraj dialektowałam się czekoladą....z orzechami - no ale przecież czekolada to z ziaren kakaowca, a kakaowiec to roślinka, zatem jadłam sałatkę i to nawet dwa razy, bo na kolację jadłam sałatkę ze szpinaku, sera old amsterdam i orzechów włoskich z sosem oliwno miodowym i obowiązkowo zapijałam południowoamerykańskim merlotem.....hmmmm a może to to wino działa mi tak kilogramoopędnie:? . No nic....nadal trzeba stosować " moją" metodę żywienia i obserwować wyniki. Zatem tradycyjnie zakrzyknę ahoj!!!! i już mnie nie ma. (pa)

4 lutego 2020 , Komentarze (23)

mi się dzisiaj śniły. Fuuuuuuuuj brzydzę się szczurami. Cała rodzina mi się śniła , ogromny ojciec, matka i dwa małe szczurki. Nie były agresywne ale tatuś zaczął żreć moją nową kanapę , a wcześniej otarł mi się o gołe łydki co wywołało u mnie głośne wrzaski:D. Od rana siedzę w kuchni : roladki z indyka z plasterkiem boczku i paseczkami papryki już podsmażone, ziemniaczki do pieczenia podgotowane - marynują się w oliwie i ziołach, surówka z rzodkiewki i szczypiorku skrojona czeka na doprawienie jogurtem. Zaraz przyjeżdża babcia i spędzi u mnie kilka godzin :D . Dzisiaj też miałam dzień ważenia, przez tydzień schudłam 0,5 kg a przez miesiąc 2,1 kg i to jest sukces. Nigdy w życiu ( jeszcze) nie będąc na diecie nie udało mi się tyle schudnąć. Portki przymierzyłam idealne ....teraz do kwiecistych potrzebuję jakowyś pastelowych gór...więc polowanie czas rozpocząć. Aaaaaaaaaaaa......kupiłam sobie wczoraj kapelusz na lato - czarny słomkowy za całe 12 zł :D :D Lecę bo babcia przybyła. 

3 lutego 2020 , Komentarze (14)

nareszcie dogoniłam dzień dzisiejszy(pot). To jakiś obłęd....obudziłam się przed 6 , dzisiaj śnił mi się ...min. seks... w białej wannie pełnej cieplutkiej, czyściutkiej wody. Cholerka, co u mnie ostatnio z tymi " mokrymi" snami ...może ciele tęskni za pływaniem. No niestety, nadal jestem pozbawiona Ferdynanda. Jak zwykle snów było kilka, dynamicznych ...pełnych wędrówek i działań. Wczoraj wieczorem zadzwoniła brzydsza siostra Kapciuszka i zleciła mi pójście do lekarza mamy i dopytanie kiedy mamy odstawić leki nasercowe przed zabiegiem i wziąć jakoweś zaświadczenie ( na wszelki wypadek) oczywiście ta " wpadkowość" zaczęła mi już komplikować porządek dnia  .  O 5 30 Tequilla zaczęła żałośnie pipiskiwac, więc zlazłam z sypialni , otworzyłam wrota i co? Na dół pognały małe...a najstarsza damessa miała mnie w podogoniu, no trudno, wypuściłam małe, popieściłam na dzień dobry dużą i polazłam do łóżka, ale już nie na sen tylko jak to u mnie " uzależnionej" na sprawdzanie poczty, prasówkę, słuchanie radyjka itd. o 8 tradycyjnie po zakupy, w sobotę przyjadą Paszczury Młodsze, zleciały już z leniuchowania u wybrzeży Afryki ( nie zeżarła ich żadna szarańcza ani nic podobnego, zresztą prawdą a Bogiem, nie wiem czy to nie oni robili za konkurencję dla szarańczy:?) , po zakupach -  do wpłatomatu, potem wydawać dalej kasę, wędzone uszka dla psiczek, czarne spaghetti i inne włoskie przysmaki ( w Biedronce zaczął się tydzień włoski) po południu uczynię sos do spaghetti bo jutro znowu przywiozę mamę do siebie, nowe wycieraczki, bo ostatnio pańcio robił psiczkom wykład...że jest trochę mokro i trzeba by wycieraczki na poszczególnych poziomach układać, żeby sobie na nich łapki wycierały ( akurat te wycieraczki które mamy, poszły do prania) i stwierdziłam, że dzisiaj już nie wchodzę nigdzie i nic nie kupuję ...bo przecież trzeba płacić rachunki, śmiecie, prenumeratę , tv małżowi i takie tam. Wpadłam do domu z jęzorem na brodzie (aaa jeszcze mi paczkomat zameldował że mogę portki z niego wyjąć, więc dźwigałam przesyłkę ze spodniami, które sobie nabyłam) i rzuciłam się do rozkładania zakupów ...przy, a jakże, aktywnym uczestnictwie psic, szkoda że nie pomagają rozkładać produktów, tylko patrzą, co dobrego zaraz dostaną. W międzyczasie oczywiście było kilka telefonów, wiadomości na messengerze ( min. jak napisać pismo z przeprosinami strażnika miejskiego) i myślałam że zwariuję bo byłam głodna. Wreszcie udało mi się zjeść śniadanie ,a po śniadaniu, tak mi się zachciało spać, że myślałam iż czołem mym szlachetnym walnę o blat stołu, więc biegusiem kawa. Ledwie postawiłam kubek na stole, już telefon od księgowej, która potrzebowała jeszcze jakiś szczególików do rejestracji firmy. Zadzwoniłam potem do przychodni żeby się dowiedzieć jak przyjmuje lekarz mamy, już wiedziałam że dzisiaj tego nie zrobię bo nie zdążę, więc zaczełam planować jutro i pojutrze a tu dzwoni Kapciuszkowa, żebym nie szła bo ona sobie umyśliła tamta ramta i ona to załatwi. O maaaaaaaaaaaamusiu!!!! i od tej pory mój dzień wrócił na swoje tory. Uruchomiłam zmywarkę, nastawiłam pranie, zaraz ponikuję, a potem zabiorę się za sos, bo wieczorkiem mam klienta z apelacją porozwodową. Uuuuuuuuuuuufffffffffffff. Jak ja lubię jak dzień toczy mi się zaplanowanym rytmem....teraz mogę czekać na niespodziewajki, bo większość planów jest zrealizowana. I wam życzę " uporządkowanego " poniedziałku . Do miłego. Ahooooooooooooooj!!!!

2 lutego 2020 , Komentarze (18)

padłam. I to po długiej walce z opadającymi powiekami ( czytaj sennymi) padłam tuż po 20. I spałam dzisiaj do 9, nawet nie słyszałam świerszczyków messengera, kiedy młodszy Paszczur meldował, że już są na lotnisku i wracają z Zielonego Przylądka do Szarego Lądka :D. Sny miałam przyjemne i jak zwykle ruchliwe i jak zwykle zmieniały się niczym w kalejdoskopie ...pojechałam do Wisły ( święto konia, że zapamiętałam wsenną nazwę miejscowości), chodziłam po piaszczystych ścieżkach jakiś wąwozów, nie wiem czy tam takowe są, bo jak już wiecie, tereny górskie to nie moja bajka i jeśli już tam trafiam to naprawdę na moment i muszę uciekać w trosce o całość mojego cennego czerepa. Po prostu nie moje ciśnienia. Ale wracając do snu, potem poszłam zażywać " solanki" miałam pietra przed moczeniem, pamiętając sanatoryjną przygodę z solanką. Ale tu było dziwacznie od samego początku . Witała nas " kąpielowa" prawdziwa herod baba i gabarytowo i zachowaniowo. Kazała się rozwlec do rosołu a potem zostałyśmy zapakowane do dziwacznych koryt ( tak to wyglądało bo było długie np. na 5 m i szerokie może na 1,5 ) w których mogłyśmy co najwyżej siedzieć i to zanurzone w wodzie do pasa . Do d...znaczy się chrzanu z taką terapią :D. Potem nie pamiętam co się działo ...ale następne co pamiętam to że znalazłam się w Krakowie z małżem i księciem Georgem ...i mój małż robił za niańkę. Byłam w szoku, że książątku nie towarzyszy tabun ochroniarzy a żeby było śmieszniej , Szczeżuja szła obok Georga nie trzymała go za rękę a tu ruchliwa ulica, krzyczę za nimi " weź go za rękę" a oni przeszli przez tę ulicę i zniknęli mi w jakimś zaułku, za cholerę nie mogłam ich znaleźć za to weszłam w " opary historii" , gdzie panowie przebrani w stroje z epoki młócili jakoweś zielsko i w powietrzu ciemno były od unoszących się pyłów roślinnych zaułek dosłownie okazał się mało że ślepy, to jeszcze urywał się w powietrzu ...po prostu miałam przed sobą jakieś schody poczerniałe ze starości, w dole widziałam pięknie oświetlony pokój ale nie mogłabym się do niego dostać, bo schody się urywały w połowie:D. Więc zawróciłam znowu do pyłu , przy okazji chwaląc panów za ich zaangażowanie w " epokową robotę" bo jeden z nich marudził że musi siedzieć w takim kurzu. A potem mnie obudził telefon od małża i już trzeba było wstawać, zresztą na zegarku zobaczyłam 9. Obejrzałam się dzisiaj w łazienkowym lustrze i wiecie co ...zapadło mi się sadło po bokach pępka ...nooooo serio...po prostu zrobiły mi się tam " aptymistyczne " dołeczki...cholerka, żeby mi teraz tak zsunęło się sadło znad pępka a to spod pępka podniosło do góry, to mój brzuch wyglądałby uroczo(loser). Ale wszystko przede mną. Zaraz zjem śniadanie i pognam krążyć w rytmie muzyczki . Zaplanowałam popołudniowy zdjęciowy spacer, ale chyba nic z tego, bo właśnie się chmurzy, ale ja wciąż mam nadzieję, że te chmury rozejdą się po kościach.  W mediach pokazał się już jeden przekaz z sympozjum, lokalne radio wrzuciło trochę materiału " wdziękowego" i kilka zdjęć ...na jednym nawet jestem ja , a na drugim jedno z moich zdjęć :D. Niestety ze względu na RODO, nie wrzucę go , ale wrzucę wam zdjęcie z posympozyjnego posiłku w jednej z naszych restauracji ( lubię tam chodzić, mają smaczne jedzenie i fajny wystrój) zdjęcie oczywiście jest obdziabane a na głównym planie Mła i Długoręka, której co niektórzy nie widzieli przez weki ( zawartość weków do wyboru, ogórki, papryka albo i kapusta - ale ten obraz mógłby być mało czytelny) - zatem przed wami " piekielne siostrzyczki" 

ooooo....właśnie mi się pokazało, że pan wicekprezydent wrzucił na swój profil zdjęcie części moich fotek...no to wam pokażę 

zdjęcie nocnej alejki, wylądowało też na stronie radiowej 8). Ooo wychodzi słonko, więc śmigam jeść a potem wytrzęsę to co zjem (aaaaaaaa i to jest tajemnica dołków w brzuchu, po prostu pokarm mi się " kompresuje" ) . Miłej niedzieli wsiem. Ahoooj !!!

1 lutego 2020 , Komentarze (25)

na sympozjum ( bardzo ciekawe i pouczające). Mieliśmy gości z Białegostoku, z fundacji Batorego, otrzymaliśmy zaproszenie na rewizytę i masę pochwał. Oczywiście głównie należą się Jarkowi i Alkowi. Za moje zdjęcia usłyszałam wiele ciepłych słów , było pozowanie z wickiem prezydentem miasta. Jak tylko dostanę zdjęcia z Fundacji Batorego to wam wrzucę. Ja jako ja prezentowałam się tak. 

dzisiaj szarość stroju przełamałam pomarańczowo fioletowym makijażem :D. Po sympozjum pojechaliśmy na obiad w licznym bo ponad 10 osobowym gronie i tam się pozacieśniały współprace, zostałam poproszona o pomoc przez jednego z radnych ( zresztą jedynego, który pofatygował się na sympozjum) przy czym okazało się, że żoną owego radnego jest moja licealna znajoma - dziewczyna chodziła do równoległej klasy. Ona się przez lata nie zmieniła ...za to ja bardzo, powiedziała, że w życiu ( ani w tym ani w pozagrobowym) by mnie nie poznała. Powiem wam że jestem zmęczona ...ale i zadowolona , naprawdę są ludzie z którymi można robić fajne rzeczy dla dobra innych ludzi i co najważniejsze ...mamy sporo młodzieży, która chce robić lepiej naszemu światowi. Idę pod prysznic i lulu , miłego wieczoru. Ahoooooooooooj

31 stycznia 2020 , Komentarze (13)

i ja wraz z nim...dzisiaj odpoczynek ( od nikowania, chociaż piorun wie co wymyślę do wieczora, na razie odpuszczam) od rana ganiam ...z mamą do lekarza, potem po kuchni dzisiaj w menu zupa pieczarkowa, pieczony batat, polędwica z dorsza i szpinak z pomidorkami truskawkowymi oraz oliwą imbirowo miętową, a na deser hop siup ...kubeczek kawy i cieplutka bułeczka drożdżowa z powidłami śliwkowymi. Miseczkę przesmacznej zupki dostała nawet brzydsza  siostra Kapciuszka, raz w myśl zasady : głodnego nakarmić, dwa w ramach prezentu urodzinowego :D, bułeczki dla niej i dla szwagra tez babcia ze sobą zabrała. 

W przychodni było mi dzisiaj miło, bo pani " pieniarka" która babcię opomiarowywała przed wizytą, obsypywała mnie komplimentami no i po waszych opiniach i dzisiejszych będę ...niebiesko srebrna:D. Bo i ona jako kolejna orzekła, że wyjątkowo dobrze mojemu czerepowi w tej kolorystyce, pasuje do cery, do koloru oczu, baaaa nawet do image " black magic woman" . 

Małż mój przybył po teściową po 13 i chciał ją odwieźć do domu a tu się babcia zaparła, że nigdzie nie pojedzie , bo dopiero zjadła zupę, a jeszcze jest dobre drugie i deser będzie i on może chcieć ją odwieźć a ona teraz nie wyjdzie:D. Moja krew!!! Dzięki temu małż skonsumował zupę, ale przed batatem skutecznie się opierał i powiedział, że on trucizny nie będzie jadł. Co ja się mam z tym chłopem to ...moje. 

No dobra moje kobietki, idę się trochę polenić bo mnie ciut zmęczyły " szybkie obowiązki" kuchenne, od 11 do 13 byłam obrobiona ze wszystkim 8). Teraz niech sprzęty popracują a ja trochę odpocznę a potem będzie wieczór upiększania bo przecież jutro sympozjum i wystawa ...to trzeba wyglądać..nie tylko jak człowiek ale nawet jak kobieta8). Miłego początku weekendu. Ahoooooj.

29 stycznia 2020 , Komentarze (48)

i mało ambitna. Tak dzisiaj zerknęłam na " dziewczyńskie" wpisy - ta liczy kalorie , tamta stawia sobie cele i je wykonuje. A ja? Cholerka a ja sobie kicam....właśnie skończyłam moje " magiczne" 65 min orbitowania ...cieszy mnie pot płynący po pleckach, cieszy mnie to że nie mam zadyszki po tych ponad 4 km ( dzisiaj nie dobiłam do 4,5 widać nogi wolniej się ruszały), zaraz uzupełnię wypoconą ciecz sokiem z buraków i pozbędę się makulatury, bo dzisiaj przychodzi pani Jola i trochę gruntowniej ogarnie moje hektary:D. Poza tym pięknie świeci słonko ( a w prognozie widać było śnieg). A propo śniegu : wczoraj polazłam na robienie łapek oddolnych a potem " iść do pracy" zatem od poniedziałku będę już robotna - bez " bez" :D. Wczoraj postawiłam na " black magic woman" 

- nowiuśkie czarne rureczki z zamkami, czarna bluzka z " łezkami" w okolicy ramion, ramoneska i biały sportowy obuw ,srebrne dodatki i makijaż w beżu i złocie ale za to burgundowe usta :*no i oczywiście , znowu zgorszyłam ludzi...bo to wczoraj okutani w ciepłe kurtki i szaliki a ja bez mała z gołymi cyckami...raz tylko zapięłam kurtkę, bo szłam pod wiatr i faktycznie mi niezbyt przyjemnego powietrza nawiało, a tak się rozochociłam tym miłym dla mnie chłodem że od księgowej przydreptałam pieszko ( bez cały nasz główniuśki deptak ;)), dzięki temu udało mi się uchwycić parkowe kaczuszki w tańcu dowolnym na lodzie, nadarłam się na jednego kaczorka, który w czasie kiedy wyciągałam komórkę, cudnie wzbił się do lotu....małpa nie kaczor...kompletnie bez wyczucia czasu.

a potem to już miałam talk show w wykonaniu mła i sanatoryjnych znajomości ...najpierw dodzwonił się Michał ...a wieczorem Kasia. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się no i stwierdziliśmy , że trzeba by się spotkać ...bo wypada napisać drugi tom naszych przygód. :D. I tak minął dzionek...a teraz , po ostygnięciu idę szykować papu. Miłego dzionka. Ahooooj!!!

27 stycznia 2020 , Komentarze (26)

w moim wykonaniu. Jestem durna nie jak osioł, ale jak pół stada osłów ( drugą połowę zostawiam w razie czego w zapasie, jakbym zdurniała bardziej) . Dzisiaj zainstalowałam sobie krokomierz, bo już się trochę wkurzyłam, że tak krążę, krążę, a naprawdę nie wiem ile to ja wykrążę przez te 65 min :D taki głupi czas sobie przyjęłam, po postawieniu szafki pod telewizor, bo wydedukowałam, że mi się trochę dystans krążeniowy zmniejszył, więc wydłużyłam czas krążenia(loser). No i właśnie skończyłam przed momentem orbitować i ....nadejszła wiekopomna chwila, niniejszym z wielką radością ( i lekkim zdziwieniem , bom się spodziwała krócej) ogłaszam że w ciągu 65 min przetruchtałam 4,52 km i spaliłam 530 kcal. Huuuraaaa, jestem dumna i raczej nie blada a zaróżowiona. Naprawdę jestem z siebie dumna. Przy okazji chyba sobie oskrobałam piętę, bo kicam w nowych butach, które dzisiaj kupiłam w Lidlu,muszę rozkminić o co kaman, bo prawy but jest ok a w lewym miałam wrażenie jakby mi się brzeg zawinął do środka, ale sprawdziłam i wsio jest ok, więc to musi kryć się we wnętrzu buta, może jednak coś się podgięło przy zapiętku podczas wkładania obułwia ;).  No nic...skończyłam z nieprzepołowioną stopą, więc zalegam na chwilkę na marku, a potem będę się nawadniała. Życzę wam pięknego początku nowego tygodnia ( u mnie taki jest ). Ahooooooooojjjjjjjjjj!!!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.