zażyczyłam sobie i ....dostałam
Szczyt wszystkiego i cenzury ...w oryginale " mój prezencik" rusza pośladkami :D:D
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (155)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1054785 |
Komentarzy: | 43037 |
Założony: | 5 stycznia 2007 |
Ostatni wpis: | 20 listopada 2024 |
Postępy w odchudzaniu
zażyczyłam sobie i ....dostałam
Szczyt wszystkiego i cenzury ...w oryginale " mój prezencik" rusza pośladkami :D:D
Generalnie ...nie mam siły, ledwie łażę. Rano pływalnia, znowu tor dla mnie, widać taki to mój prezent od Mikołaja. Potem do domu ...ogarnęłam część kuchni , potem pomaszerowałam do American Corner, dzisiaj rozpoczęły się ( ogólnopolsko, byliśmy on line z amerykańskim ambasadorem, który otwierał obchody na Politechnice Warszawskiej) obchody 100 lecia współpracy polsko amerykańskiej. Były panie z amerykańskiej ambasady Olivia pochodzi z Dallas , Karolina urodziła się w Polsce ale jako dziecko wyjechała do Francji a obecnie mieszka w Virginii w USA, był tort , toast sokiem no i było bardzo miło ...hmmmm...niby nie ćwiczę ale bardzo dużo zrozumiałam z tego co mówiły i panie z ambasady i sam ambasador . Oczywiście nie mam na myśli , polskiego fragmentu jego przemówienia. Przyczłapałam do domu i ....nie mam siły, po prostu nie mam...nogi nie chcą mnie nosić. Nastawiłam firanki , zrobię sobie obiad i chyba poleżakuję troszkę , nabiorę mocy ...przed jutrzejszą wścieklicą. Oooo już wchodzą zdjęcia więc na początek Jubileuszka - tak śpi cholera jedna, jak mi się wpakuje na łóżko
a tak zdobi korytarz Mikołajek adwentowy kalendarz
i mój gwiezdny parapet
i więcej wam truła nie będę....biorę się za obiad i nawadnianie miętą...mam nadzieję że nożno dupne zakwasy do jutra miną
Miłych Mikołajek i wora prezentów
były wczoraj nawet parę osób przybyło , nieświadomych owego faktu ( i bez prezentów dla Jubileuszki). Ten wpis próbuje popełnić od wczoraj, nawet wrzuciłam zdjęcia tego gada ...ale ja ich nie widzę w moim wpisie, jeśli wam się wyświetlą 24 takie same foty Whiskey to " nie ja" nabroiłam.
Basenik z rana zaliczyłam, było super, niewiele osób, każdy miał swój tor...woda cieplutka ( w porównaniu do chłodnego , śnieżnego zewnętrza), potem błyskawicznie zakupy ...znowu strasznie dużo kasy wydałam..nie wiem , kiedy do tego przywyknę. Nawet pani w kasie, bo od lat jeżdżę do tego samego L i większość personelu mnie zna ...choćby naocznie, spytała mnie czy zauważyłam, że ceny poszły w górę. Stwierdziłam, że niestety muszę to kupić i nie mam wyjścia, ale jak wróciłam do domu to mało mnie szlag nie trafił. Nie dalej niż dwa tygodnie temu czytałam bełkot....że "tegoroczne Boże Narodzenie" nie będzie droższe ...dupa, z takiego króla...reklamowego Radziwiłła. Nie jestem ekonomistką , jestem tylko panią domu i obserwuję od lat rachunki jakie płacę.
No dobra koniec wkurzania . Wczoraj miałam kumpelę na proszonym obiedzie. Zrobiłam gulasz z jagnięciny w stylu marokańskim ( w przyprawie tajin) , do tego kuskus i szalenie " arabska" surówka z kiszonej czerwonej kapusty z cebulką, jabłkiem i marchewką + oliwka. Na deser miałyśmy po kawałeczku makowca , który mój mąż dzielnie utylizuje. Ooooo jakże doceniam jego poświęcenie. Zapiłyśmy to kieliszkiem czerwone wina , jak ja to zrobiłam, że kupiłam czerwone , węgierskie wino SŁODKIE! to nie mam pojęcia, na szczęście przyszła potem siostra małża i wino się ...zdematerializowało.Do picia zrobiłam nam rooibosa saharę...pomarańcze, cytrynki ( w plasterkach of course), cynamon, rozmaryn i miód . Zachwyty były a jakże ...szczególnie ze strony siostry małżowskiej ...że tak szybko, że umiem ( no cholera po prawie 53 latach życia to coś tam się umie) ale ...ooooo....doszła do wniosku że przede wszystkim , trzeba to lubić.
W trakcie szykowania obiadu udało mi się, ponownie, zrobić farsz do kulebiaka świątecznego. Tym razem zostanie zamrożony na amen...już go nie przerobię na paszteciki. Nie przewiduję w tym tygodniu żadnej degustacji ani serów, ani wina ani niczego.
Kurcze, odmówiłam wczoraj wyjazdu do Getyngi...na zaproszenie niemieckich Zielonych...eeech szkoda mi trochę...( hehehehe mnie nie znającej niemieckiego ni w ząb) ale termin podróży koliduje z moimi " zobowiązaniami" z bólem serca....ale nie , Pacta sunt servanda - taka jestem głupia...obowiązkowa.
Zaraz śmigam na siłownię, dzisiaj wypocinki, a jak wrócę do wreszcie naszykuję owoce do boskiego keksu i może ogarnę kuchenne okno, bo nikt tego za mnie nie zrobi, generalnie w chałupie już mam święta. Łańcuchy świetlne , stroiki na drzwiach, adwentowy Mikołaj kusi cuckami w korytarzu .
Aaaa kumpela mi przyniosła w prezencie świecę...złotą kulę. Czy uwierzycie, że ponad miesiąc szukałyśmy złotej kuli do mojego " świątecznego" złotego talerza świecowego. Mam walce, gwiazdy, srebrne, złote, czerwone do koncepcji brakowało mi złotej kuli. Cholerka, całe miasto przeszukane i nic białe są, kremowe są, czerwone też a złotej niet. Okazało się , że Ela uruchomiła znajomych i wczoraj dostała cynk ,że są kule ...w jednym z centrów handlowych, pojechała na drugi koniec miasta , żeby złapać ...jedną z dwóch jakie pozostały . Miłe to ...a ja wlazłam na allegro i znalazłam takie świece ...żeeee....głowa mała ( od cen też) ale w takie zakupy to ja się pobawię w następnym roku ...bo przecież Boże Narodzenie 2018 u mnie i mam nadzieję, graniczącą z pewnością, że już na nowych śmieciach.
A tymczasem życzę wam miłego wtorku i szykuję śniadanie...a potem kicam pocić się i pojękiwać...oczywiście radośnie . Bye, bye
Referencja .....eeee znaczy się relacja
od waszej " latającej" albo jak kto woli " nieosiadłej" relacjonistki. Zatem ...ciasto się udało, jest pyszne i drogie, jak co niektóre zauważyły, ale co tam...nie będę go piekła co tydzień...jest jeszcze tyle smaków do poznania ...np. tort cygański albo księcia regenta i chyba go upiekę na święta specjalnie dla mojego starszego dziecia, bo jak wyczytałam, jest to tort , który można kupić w każdej cukierni w Bawarii. No to upiekę...niech porówna, który jej bardziej będzie smakował. Hmmmm...ileż we mnie skromności, porywam się na tradycję i uważam iż nie będę od niej gorsza.
Kawałek ciasta wpadkowałam do torebeczki , z tego powodu musiałam wziąć " torebusię" wielkości kuferka weterynarza, żeby koleżanka przetestowała nowy smak. Jak dopełzłam do przybytku...to zaczęłam żartować z koleżankami , które tam pracują i dzięki którym mam bilety na takowe imprezki, że nawet mam swój prowiant. No i jak wywlekłam pudełeczko z ciastem...tak pudełeczko zostało u nich, a koleżanka przyjdzie dzisiaj do mnie , na kawę, ciasto i " ankohol" i dopiero po takiej rozpuście, pójdziemy ( paląc po drodze rozpustę) na Otwarcie sezonu, które będzie prezentował teatr Kwadrat, szczególnie nas zanęciła osoba Olbrychskiego , będzie mu towarzyszyła pani Kasprzyk i jeszcze jakaś młoda dwójka aktorów, ale bliżej mi nie znanych, dalej zresztą też.
Teraz, jakem Babka od orzechów opowiem wam o Dziadku do orzechów...Sala była pełniutka, a nawet było trochę dostawek. Jak przystało na tradycję, czyli baśń dla dzieci i okres przedświąteczny, na sali było sporo dziatek. Technika " wyrównuje" szanse ludzkości (głównie względem cen biletów), więc teraz takie balety, nie ciągną ze sobą orkiestry...tylko pana z laptopem. Ale mnie to akurat nie przeszkadza.Piękna dekoracja , głównym elementem była oczywiści oooooooogromna choinka( namalowana na szmatce) ale gwiazda na czubku i łańcuchy świetlne były podświetlane. Piękne kostiumy ( i dużo ich było) artyści przebierali się kilka razy. Oczywiście do przerwy była mniej znana muzyka z tego baletu, do sławniejszych należał Marsz ołowianych żołnierzyków. W po przerwie ...wszystko co najpopularniejsze i tańce narodowe - niesamowita była choreografia tańca arabskiego , chociaż tancerka wyglądała niczym szkielet, no ale ...była jeszcze jedna dziewczynka ( bo mam wrażenie, że większość tancerzy to uczniowie szkoły baletowej, zresztą o ile mnie pamięć nie zawodzi, to Dziadek do orzechów jest baletem...egzaminacyjnym dla większości uczniów szkół baletowych, ale wracając do owej tancerki, matko jaka ona była chudziutka, nie tylko my zwróciłyśmy na to uwagę. Miała bardzo długie nogi ale chudziutkie i wyglądały jak odnóża pajączka. A tak poza tymi dwoma paniami , to reszta tancerek, nie była zabidzona i psy by na nie nie poleciały. Oczywiście był cudny , różowy walc kwiatów, takowych właśnie sukniach, uroczy taniec ( i pełen trudnych elementów) cukrowej wróżki. No i było ...super, miło przez dwie godziny poczuć się beztrosko i dziecinnie ( nie cofnąć się intelektualnie ) właśnie tak...nieobarczoną problemami dnia codziennego dorosłych.
W drodze powrotnej, postanowiłyśmy wdepnąć na " małe conieco" do którejś z licznych kawiarni , ale zaczęłyśmy dyskutować o figurach jakie wykonywali tancerze, no i zaprezentowałam jedną " figurę" z naszych zajęć pt. zdrowy kręgosłup. Stoimy na prawej nodze, prawa ręka w bok, skłon, lewą dłonią dotykamy stopy prawej nogi, w tym czasie lewa noga ugięta idzie do tyłu, żeby zachować balans. Oczywiście zaprezentowałam to na środku placu Corazziego, koleżanka mało się najpierw, nie zsikała ze śmiechu, a potem z podziwu, że mogę coś takiego zrobić ( w kiecce i paltotku), więc ją natchnęłam nadzieją, że po dwóch miesiącach gimnastyki też tak będzie mogła zrobić....dodatkowo doszłyśmy do wniosku, że możemy wykonywać różne, przeróżne figury akrobatyczne (głównie, chyba jako myśliwce, na pokazach air show)
Część znajomych jak usłyszała że idę na balet...życzyła mi udanego imprezowania, musiałam prostować że idę na PRAWDZIWY balet i to nie ja będę baletowała. Ale po wykonaniu kilku wygibasów, bo jeszcze pokazałam " drzewo" z jogi, dowlokłyśmy się do Marcusa, gdzie zamówiłam sobie herbatkę pt. Rooibos Sahara o jakie to było pyszne : herbata rooibos, miód, laska cynamonu, gałązka rozmarynu i plasterki cytryny, pomarańczy i czerwonej pomarańczy. Pyyyyyyycha, znajoma, która zarządza American Corner , a która przypadkowo trafiłą do tej samej kawiarni, tak się zachwyciła widokiem mojego kubasa z herbatką, że też sobie ją zamówiła . Aaaa do szklanego kufelka z herbatką podają słomkę....więc czaj siorbie się malutkimi łyczkami.
O i to by było na tyle...po tych ucztach zmysłowo cielesnych przydreptałam do domu ...aaaa jeszcze po drodze w parku spotkałam psie towarzystwo, pogadaliśmy chwilkę, nadciągnął nowy pan z nową psiczką bullterierką i w pierwszych słowach spytał " a gdzie jest ten mały czarny , szybki" moja towarzyszka odrzekła, że jest tylko pani " od małej czarnej" . Powiedziałam, że ja wracam z kultury a małż jeszcze w pracy więc psiczki siedzą w domu ale przekażę im wyrazy zainteresowania i troski. I po tych pogaduszkach już dotarłam do domu i padłam ...niczym śpiąca kurewna i obudziłam się dzisiaj 8 30 , relacjonuję wam wypadki dnia wczorajszego, przy kubasie, chłodnej już kawy. Zaraz usmażę bekon , jajeczka potem chyba przygotuję bakalie do keksu ( zamknę je w pudełku i będę miała z głowy jedną czynność) potem przyjdzie kumpela , rozpuścimy się trochę, potem przelecimy do teatru i tak minie dzień.
Życzę wszystkim równie udanej niedzieli Basiom, Basieńkom, Basiulką oraz Hajduczkom wszystkiego najlepszego i ....żyjcie pełną piersią . Ahooooooj, przygodo ....ahoooooojjjj
a nawet powiem nieskromnie smakuje lepiej niż oryginał. Wpakowałam już kawałek do pudełeczka, zaniosę koleżance...niech się ślini przez cały balet, z myślą o moim makowczyku. Przepis już wrzuciłam kto wie i jest ciekawy niech leci na bloga, kto jeszcze nie wie ( a jest ciekawy) niech poszuka ruda-z-garami
Idę się pomału pindrować, przecie nie mogę iść na Dziadka , jak ostatnia sierotka ( i w dodatku nieMarysia)
Oooo proszę, na wyraźne żądanie ...upubliczniam. Bardziej z wierzchu i bardziej od spodu :D:D
albo i roztrojenia...od rana jestem podkuchenną a w zasadzie kuchenną...wstałam ciemną nocą , upiekłam chleb i zabrałam się za nadawanie realnych kształtów wspomnieniom. Dawno temu bo co najmniej 32 lata ...teściowa mojej koleżanki przynosiła jej przepyszny makowiec. Bez ciasta za to z grubą warstwą orzechowego kremu na wierzchu i z polewą czekoladową. Uwielbiałam to ciasto, nie było skomplikowane w produkcji, bo sama je robiłam, problem był wówczas z kupnem składników. Ostatnio postanowiłam, że odtworzę po latach ten smak...no i dzisiaj działam. Makowiec już ostygł, zaraz idę robić krem, jak wszystko porządnie się schłodzi i stwardnieje to poleję to esami floresami z czekolady. Boczek się marynuje ( zgodnie z życzeniem Długorękiej) a ja dwojąc się i trojąc słucham takiej muzyki ...między innymi.
Gorąco polecam ...za oknem szaro i smętnie...bawić na całego będę się dopiero wieczorem - Królewski Balet ze Lwowa będzie prezentował Dziadka do orzechów. A tymczasem idę realizować się jako Babka od orzechów ...czyli lecę mielić orzechy i kręcić krem
https://www.youtube.com/watch?v=15KJ2OVfJGU&index=27&list=RDGMEMQ1dJ7wXfLlqCjwV0xfSNbAVMnPLV7lGbmT4
Miłej soboty ahooooooooooooooj
na takie " usługi" dla ludności jak wczoraj. Pojechałam ze znajomą i jej córką do kliniki. Z dobroci serca jako pilot. Niech to szlag ...po pierwsze horror pogodowy, po drugie horror z kierowcą ..pani jest już nieco wiekowa i jazda z nią przypomina mi jazdę z mojej śp. ojcem ...czyli gęsia skórka na tyłku, No ale...dojechałyśmy do kliniki o 10 30 , one poszły ja zostałam, wyciągnęłam ambitnie słownik polsko hiszpański i stwierdziłam, że się pouczę. Ale...z nudów, sprawdziłam tłumacza, którego sobie zainstalowałam w smarkfonie. Genialny....można do niego mówić....a on tłumaczy tzn. gada w tym języku na który ma tłumaczyć. Ustawiłam sobie opcje, że ma automatycznie tłumaczyć to co ja mówię po polsku np. na hiszpański i od razu tłumaczyć mi odpowiedź hiszpana na polski..jestem zachwycona tym bardziej że......we środę jak wspominałam byłam na debacie o przyszłości Radomia zorganizowanej przez Zielonych ( nawet wczoraj było o tym w gazecie) no i tam pani prezes pewnej fundacji mówiła nam o programie zielonych miast jako wzór europejski stawiała Barcelonę ...oczywiście po konferencji pognałam do niej i mówiłam co mnie zachwyciło w czasie krótkiego pobytu w Barcelonie na co Ewa stwierdziła, że może mi pomóc zorganizować podróż do Barcelony i spotkanie z ludźmi, którzy ten program wymyślili i realizują oooooo bogowie to byłoby cudowne ( dla mnie) móc nawiązać tam kontakty, bywać a przy okazji uczyć się i przenosić rozwiązania na nasz grunt.
Wracając do wczoraj...siedziałam w tym samochodzie i po mału zamarzałam...pan profesor spóźnił się bagatela ponad godzinę. A mnie szpilki uwierały w tyłek ( przysłowiowe) bo czas mija, ja niczyja w tej stolicy, coraz mi zimniej, pada deszcz, sypie śnieg a ja o 4 umówiona z klientką , żeby jej ciasto oddać na Andrzejki , ojjjjj zaczynało się we mnie gotować, niemniej stwierdziłam, że kiedyś temperatura wrzenia byłaby wyższa. Wreszcie wyruszyłyśmy 15 po 2 ...kierownica zażyczyła sobie jazdy przez Piaseczno do skrzyżowania E 7 z drogami na Piaseczno i Nadarzyn. Mam dobrą nawigację ale jak jej nie podam adresu to ...mam co miałam wczoraj. W Piasecznie tak nas skołowała, że trzeba było zasięgnąć języka u ludzi a i tak jeździłyśmy przez różne pola i lasy aż wyjechałyśmy w Wólce Kosowskiej, do domu zdążyłam , zadzwoniłam do klientki, że ciasto będzie za 15 min gotowe i może przyjechać. Chciało mi się pić jak cholera, jeść jak cholera i spać jak cholera, marzyłam, żeby kobieta przyjechała i odebrała to zamówienie, to będę mogła iść spać iii tam...przyjechała z godzinnym poślizgiem. Ledwie " wydałam zamówienie" wpakowałam się do łóżka a sen..miał mnie w głębokim poważaniu, dopiero po 9 usnęłam.
Dzisiaj za oknem ..zima, biało, biało, biało....zaraz wystaję. Rano lecę na siłownię, potem moment przerwy na ablucję, wieczorem chwila pamięci o ojcu...bo dzisiaj jego imieniny. Jutro basenik, pazury , po południu klientka a w sobotę ...uczta dla oczu i uszu...idę na Dziadka do orzechów ..w wykonaniu baletu kijowskiego. W niedzielę lecę na spektakl teatru Kwadrat o i tak zakończę ten tydzień ...po niedzieli będę miała ciut spokojniej, ale tylko momentami.
Aaaa kolejny laborant zamieścił bardzo pozytywne wyniki prób paszczowo i inno narządowych, którymi objął ciasto. Przepis już wrzuciłam na ruda-z-garami, tak że produkujcie , smakujcie i zbierajcie pochwały. Miłego dnia, milutkiego .
Uważaj co mówisz bo może się spełnić
w moim przypadku ...uważaj co wysyłasz. Jak się zwaliły Wężyki w sobotę, to obiecałam młodemu nowe ciasto, zebrę porzeczkowo kokosową, ale powiedziałam że chyba zrobię ją na środę. Kurcze , zapomniałam o dzisiejszej konferencji a dodatkowo przecież w niedzielę mi się plan obowiązków zmienił. Więc raz dwa wczoraj zrobiłam świąteczną zebrę i spód do chmurki. A jak już świąteczne ciasto skończyłam to wysłałam dziecku mmsa. dostałam odpowiedź " postaram się przyjechać". Słowne dziecko, słowne co jest charakterystyczne dla Majowego gatunku , przyjechał ....całą rodzinką...ba nawet pudło własne na próbki do testowania przywieźli no i 1/3 powierzchni blachy poszła w pi....u albo i 5 km dalej. Ale wybaczam, albowiem godzinę później ukazała się " publiczna recenzja" takiej oto treści : A ciasto mniam , mniam . Kwaskowe, dobrze nasączone , z delikatną śmietaną , ozdobione kokosową pierzynką i rafaello mmm mm.... już nie ma . A próby były słuszne
Po takiej recenzji i ja przetestowałam kawałek ...ciekawe jak ciasto będzie się miało dzisiaj , bo jeszcze jeden " tester czeka na przywleczenie próbek do badania
Dzisiaj mnie mało będzie , zaraz mykam do PUP, potem na wściekanie, potem muszę skończyć chmurkę ( prawie bo galaretkę z malinami wylać na spód) a wieczorem z materiałem testowym lecę na konferencję prasową Zielonych i znowu ...dzisiaj jestem latawicą. Życzę wam miłego wtorku a na koniec ...obrazeczek . Świątecznej zebry kokosowo porzeczkowej .