To miejsce:
(zdjęcie z Gazety Wyborczej)
mam około 3 km od miejsca w którym pracuję i około 15 km od domu. I w niedziele był mój pierwszy raz = oczarowanie.
Stok dłuższy niż myślałam, kolejki 0, a moje wnuki śmigają tak, że ledwo nadążam, chociaż jednego trzeba brać "pod pachę", bo krzesełko dla niego za wysoko.
A jakie industrialne widoki i jaki zachód słońca
Niedziela: 3 godziny na nartach (nie, nie pojechałam tam na rowerze, bo dwa moje buty narciarskie + 2 buty snowbordowe mojego syna + ubranie na narty + tem. -8 jakoś przerosły moje możliwości logistyczne, tak później żałowałam)
Poniedziałek: 20 km rower z tego pierwsze 10 pod wiatr przy tem. -10 (nie było źle, tylko inaczej w południe pół godziny sauny
Wtorek: 20 km rower: j.w. z pod wiatr i temperaturą, ale drugi raz to zawsze łatwiej
W przerwie zestaw = brzuch + tric x 3
I po sukcesach w malowaniu łazienki i kuchni całkowita porażka jeżeli chodzi o pokoje