Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1058054
Komentarzy: 43041
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2017 , Komentarze (42)

przeżywam. Jestem bezsilna, tzn. nie mogę się zregenerować, pewnie i ta cholerna pogoda ma w tym udział. Działam jak zombie..nic mi się nie chce, nie mam siły, bardzo dużo śpię. No i od dwóch dni jestem spuchnięta to jakaś masakra stopy mam niczym materace plażowe. Piję bardzo dużo ponad 3 l a łapy spuchnięte, podobno więcej osób uskarża się na złe samopoczucie. Co do świątecznego gnicia wątroby to wczoraj nie zdzierżyłam i powiedziałam jednej z sióstr małża co myślę o ich zachowaniu. Przyznała mi rację i stwierdziła, że faktycznie pora zacząć działać samemu a nie czekać na " błogosławieństwo " matki. Strata tata...całe życie traktowała ich jak bezwolne i bezrozumne istoty już widzę jak się zmieniają. Wczoraj był dzieć, pięknie wygląda w nowych jaśniejszych i krótszych włosach. Poryczała mi się tutaj, znowu problemy z pracą, tzn. powiedziała że jej nienawidzi, znowu jest pomijana w awansie. Ale szuka już nowej pracy. Żal mi moich dzieci...bo wychowałam ich na ludzi a dzisiaj często gęsto trzeba być chamem z taranem w miejscu czoła. Wtedy się zyskuje " łaskę" pracodawcy. Bo po trupach się gna do podniesienia wyników firmy. Mimo wszystko chyba lepiej móc patrzeć na siebie w lustrze. A propo szaleństwa obecnego życia. Wczoraj dostałam wiadomość od znajomego. Chłopina załamany w domu smutek, bo koleżanka jego córki popełniła samobójstwo. Szok ..dziecko miało 13 lat. Wyginiemy, wyginiemy niczym dinozaury, tylko nie wybuchy słoneczne się do tego przyczynią a my sami. Niestety złych wieści ciąg dalszy. Mała ma jednak coś z łapką, w tej chwili mam od wczoraj " trójnóg" Nie kica na 4 nóżkach , jedną podkula do góry. Coś jednak się stało, zaraz małż jedzie z nią do lekarza. Niech dokładnie sprawdzą tą nóżkę a nie pomacał i stwierdził że nie złamana. Mam wrażenie że jeden z pazurków został uszkodzony tymi drzwiami. Wczoraj dostała zabawki od " siostry" jak to stwierdziło moje dziecko. Przywiozło jej nowy frędzel i myszkę piszczałkę. Oooo ile było radości, myszka malutka i piszczy delikatnie nie tak jak kość piszczałka. Złapała zabawkę w pyszczek i dreptała po domu robiąc " piiit, piti piiiiiiittttt" a Tequilla piszczała boleśnie, chyba nie bardzo podobał jej się ten cieniutki pisk. No i masz tu babo ...bądź mądra. Jutro raniuśko już śmigam na basen, mam nadzieję, że wróci mi życie, bo taki stan nijakości doprowadza mnie do szału. Miłej niedzieli kobietki, miłej. 

20 kwietnia 2017 , Komentarze (34)

...jęk dzisiaj się wyrwał z ust mych korali, przy sklepowej półce, jak zobaczyłam cenę masła. Cen reszty zakupów nie sprawdzałam, chociaż kłamię, spojrzałam na cenę kalafiora i brokuła, cena przyzwoita coś 4,50, bo jak kupowałam brokuła przed świętami na TARGU8) to myślałam że zejdę na zawał...9,5 szt. miałam wziąć dwa ..wzięłam jeden ( i dobrze). Dzisiaj miałam sprinterski dzień . Rano urząd pracy, oczywiście pracy nie ma, pani mnie spytała czy nie mogłabym znowu otworzyć działalności. Odpowiedziałam że nie mogłabym...albowiem weszłabym znowu na pełen zus...a tyle to ja bym nie zarobiła ( żeby mieć na zus, a co dopiero na życie) , potem wracawszy do domu dopadły mnie kanareczki ...na jazdę bez biletu pozwalała mi kartka z bidy:D, potem biegusiem papu i pojechałam po macierz i do dentysty z nią. Wróciłam z zamówieniem na kolejny tort hiszpański na majowy weekend.Wracając podjechałam do mojego ulubionego dyskontu po kafiorka, bo dzieć zjeżdża w sobotę, co prawda zamówienia jedzeniowego nie złożyła, ale jak ją znam..wlezie w drzwi i zapyta " a placuszki z kalafiorem zrobiłaś" ? Zrobiłam, odpowiem. Mam też ochotę na naleśniki z serem i też zrobię. Mazurek już upiekłam, nawet Długoręka dzisiaj się załapała na taki dziewiczy, nieruszany. Plecki dalej mi dają znać o sobie ..więc się nie przepracowuje przynajmniej fizycznie, wczoraj ( dziękuję za troskę o mnie) pracowałam umysłowo. Ponieważ musiałam grzebać w wiedzy:pto nie grzebałam na Vitalii. Pogoda mnie dobija...ratuję się kawą , już dawno mi się nie zdarzało wypijać trzech filiżanek kawy dziennie. A poza tym mam ..chorowitka w domu . Whisky jest na L4:?. W święta rozwaliła się na chodniczku przed kibelkiem i ktoś wychodząc z łazienki przycisnął jej łapkę. Oczywiście był pisk i rozpacz, ale na łapkę stawała dziwnie , zresztą robi to nadal. Wygoniłam wczoraj pańcia na wizytę do weterynarza, rzekomo stwierdził że złamania nie ma ...ale kazał się oszcżędzać i nie zabierać jej do parku do końca tygodnia, bo przecie ta wścieklizna szaleje tam tak, że jest żywym dowodem na słuszność teorii Einsteina. No dobra moi piękni pora pobyć cura domestica, miłego popołudnia(pa)

18 kwietnia 2017 , Komentarze (43)

mnie dopadł dopiero dzisiaj. Wydawało mi się , że jest prawie ok, lekki ból kręgosłupa w okolicy dziur ( prawie w serze) ale poszłam do kata, po drodze kupiłam śliwki w czekoladzie bo właśnie piekę mazurek ...potrójnie śliwkowy, który tak dzieckom smakował. Po drodze do kata poczułam ...że przesiąkam, dobrze że po drodze mam ulubionego pana ocznego. Wpadłam do niego oddałam co cesarskie cesarzowi a co optyczne optykowi ( czyli kolejne 100 zł za okulary) i wykorzystałam łazienkę. Ufff...zdążyłam przed potopem ...cholerka odstawiliśmy tabletki i mam teraz siedem światów ósmy cud...a tak mi przez lata dobrze było:(. Doszłam do kata ...wygniótł mnie, nawet pochwalił że tylko 1,4 kg mi przybyło przez święta. Zlazłam ze stołu i koniec ...tragedia kręci mi się w głowie, plecy bolą. Złapałam telefon i zadyńdałam po pana Krzysia, to mój " prywatny woźnica" na szczęście pracował i szybciutko podjechał ale jak mnie zobaczył to się spytał " pani Beatko co pani jest? Po świętach a pani tak źle wygląda?" Dojechałam do domu, wypiłam herbatkę imbirową i poszłam spać...spałam ponad 3 godziny, teraz się zwlokłam, jest trochę lepiej. Plecy nie bolą, mazurek się piecze , statki pomyte, uffff. Zaraz się ponurzam w lekturze twojego stylu. Bo myśleć , szczególnie o wczorajszym dniu u teściowej , nie mam już ochoty. Koniec, to była ostatnia " świąteczna" wizyta u niej . Koniec. Nie umiem być tolerancyjna i nie chcę. 32 letni chłop przy stole zachowywał się jak świnia, dosłownie, dawno takiego siorbania nie słyszałam ...ba, chyba nigdy. Jego żona 27 latka nie wypuszczała z pazurów smartfona, bo sobie " przechodziła kolejne poziomy gry" , w dodatku siadła w półobrocie , czyli dupą do mnie i do swojego teścia ...oooooooo, nie mam aspiracji ani oczekiwań zachowań godnych dyplomatów czy rodziny królewskiej, ale oczekuję normalnego, kulturalnego zachowania. Teściowa swój wiek ma ...ruchliwość prawie zerowa ( na własne życzenie, ale ona zawsze była " umierająca" no i najlepiej wiedziała) z kojarzeniem już  coraz gorzej, ale jak wspomniałam dalej rządzi, a raczej jej córunie biegną z każdą , dosłownie każdą pierdołą po akceptację mamusi. Czy sałatkę przełożyć do jednej czy do dwóch miseczek? czy rosół wlać do garnka żółtego czy zostawić w niebieskim, czy wędlinę położyć na talerzu z paseczkiem czy z kwiatuszkiem. Nosz kur....mać. Te kobiety mają ponad 60 lat. Wybaczcie ale nie zrozumiem tego jak można być takim niewolnikiem i nie mieć własnego zdania. Nie, to była zbyt wielka kumulacja jak na mnie nerwusa. Najpierw Kapciuszkowa paskuda , potem bezwolne sieroty. Nie, nie , nie ...koniec, wezmę przykład z Długorękiej, tylko ja będę musiała łgać jak pies....że mnie boli i nie mogę wstać. Koniec...moje zdrowie psychiczne jest dla mnie ważniejsze niż oglądanie niedojrzałych , bezwolnych osób. Aaaa i jeszcze taki tekst " wiesz , ja nie mogę pić tyle wody co ty mi mówiłaś " - ma poważnie chore nerki, anemię i lekarze załamują ręce z powodu tego że nie pije, szklanka herbaty na dobę jej starcza, bo jak mówi....nie chce jej się pić. Powiedziałam beznamiętnie , że każda wymówka jest dobra żeby nie piła ...i mnie to nie rusza. A bo ona by nic nie robiła tylko piła i sikała. Osz ty w ząbek czesana. No tak mówię....a bo mama ma tyle obowiązków : dzieciom naszykować śniadanie, obiad, posprzątać, pozmywać , świnie nakarmić, pole obrobić - córki się śmiały, a ja syczałam. Powiedziałam mama ma pić i chodzić siku i to będzie z podwójnym pożytkiem i dla nerek i dla nogi. Upuściłam sobie trochę jadu ale i tak wiem że nie zrobi niczego, a jak córki jej będą o tym przypominać to ona będzie je opieprzać i jęczeć o szacunku dla matki. Koniec.Naprawdę mogę przebywać tylko z niektórymi osobami, reszta czyni ze mnie byka korridowego. No dobra piękni i młodzi ( i poświątecznie wypoczęci) idę się lekturzyć. Bye

17 kwietnia 2017 , Komentarze (40)

z tych króciutkich wskrzeszeń...lalalalla. A generalnie się cieszę, że następne szaleństwo w moim domostwie dopiero na Boże Narodzenie 2018. Generalnie ...umieram, umieram, pęka mi kręgosłup. A tak było dobrze do wczoraj. W sobotę w południe zjechały dziecki...zięciunio przywiózł kabanosy z Jachranki - dwa rodzaje i sos musztardowy ( wciąż dziewiczy, nie otworzyłam słoiczka). Wpadł im w oko mazurek...pożarli prawie cały i stwierdzili " ten mazurek nie jest dobry, on jest po prostu genialny" . Połechtali mnie mile tym stwierdzeniem i ponieważ córka przyjeżdża w sobotę do fryzjera to upiekę ten mazurek..niech pożre i niech zabierze do domu. Poza tym rzucili się na mój chleb razowy, małżowi nie kazałam kupować chleba piekarnianego więc  jako dobra mamusia i gospodyni, zadbałam o to by chleba w święta nie zabrakło i szybciutko zarobiłam w sobotę wieczorem bagietki pszenno orkiszowe ...na życzenie dziecków ...z masłem czosnkowym. Pożarli takie cieplutkie. W sobotę wieczorem miałam zrobione 75 % jadła i poszłam spać nawet o 21 30 :D. W niedzielę wstałam o 6 i upiekłam chleb z garnka, potem zabrałam się za surówki i sałatki i kuleczki ziemniaczane do obiadu. Mój dzieć wstał, przypełzł do kuchni i rzekł patrząc na blat szafki " tylko mi nie mów, że to ty upiekłaś ten chleb". Odpowiedziałam " ja??a nigdy w życiu, nie słyszałaś dzwonka do furtki o 6 rano? Zamówiłam w piekarni i przywieźli cieplutki. No oczywiście Paszczurze że ja upiekłam" Dzieć nie wierzył póki nie pomacała że cieplutki , zrobiła fotkę i wysłała psiapsiółce ( mojemu trzeciemu Znajduchowi), żeby zobaczyła jakie cuda wyczyniam. A potem dziecko mi powiedziało " wiesz co mamo, po rozmowach z moimi znajomymi muszę ci powiedzieć, że mam fajnych i super normalnych rodziców" Oooooo kolejny miód na moje serce. Opowiedziała mi o koleżance, której matka od dziecka pilnowała jej wagi, ciągle mówiła córce że jest gruba, stała przy niej kiedy ta się ważyła, patrzyła na wskazania wagi a potem komentowała jej wagę do różnej maści ciotek. Koleżanka córki jest potężnie " skrzywiona" na tle wagowo psychicznym. Wiecie ...to zadziwiające jak rodzice potrafią skrzywdzić własne dziecko. Miło mi było usłyszeć te słowa od córki, ale ja miałam dość " specyficznego" ojca i zawsze sobie obiecywałam, że nigdy nie będę traktowała moich dzieci tak , jak ja byłam traktowana. Po tych przyjemnościach poranka , nastąpił najazd gości. Mama i brat szwagra - męża brzydszej siostry Kapciuszka, babcia Kazia przydźwigała paszkiet:p, sałatkę i kawałek ciasta. Potem przypełzło stado Źmij niejadowitych z sałatką i sernikiem " niebieskim smażonym" a potem ....zaczął się taniec pingwina na szkle. Dzwoni moja mama i mówi " twoja głupia siostra pojechała nie wiem gdzie, J i M poszli do kościoła a ja nie mam jak do was przyjść" oooooo piana mi się utoczyła na pysk...ale mówię " mamo, może R. pojechała na cmentarz, poczekaj, jeśli nie przyjedzie po ciebie to małża wyślę" . Za 10 minut dzwoni nasza " odstająca " siostra i mówi " nie wiem kto przywiezie mamę bo my idziemy do ciebie na piechotę, Długoręka może przyjechać" oooo teraz to już dynamit mi ruszył, wysyczałam że Długoręka nie pojedzie bo przyszła pieszo. Dziecko mnie uspakajało że tak przecież jest w każde święta i żebym się nie grzała, poprosiłam małża i pojechał po mamę. Dziwoląg przyszedł i zaczęła krytykować . O ludzie....nawet chłopcy zwiali do mnie do kuchni bo nie mogli znieść jej wywodów. Podałam barszczyk ...chłopaki mi dzielnie pomagali w wydawaniu posiłku i robili za donosicieli do stołu. Potem mój dzieć  pozmywał talerze, ja zastawiłam stół mięsiwem, serami, sałatkami i ciastami . I usłyszałam " a kiedy będzie drugie" oooooo ludzie, dopiero dałam barszczyk z jajeczkiem, kiełbaską, szynką , schabikiem a tu już drugie chcą? w południe? Toć to czas na hejnał był a nie na drugie. Siadłam do stołu ...i po godzinie poleciałam szykować obiad. Roladę z indyka nadziewaną miechunką, pistacjami i cebulką , do tego kuleczki ziemniaczane smażone na oleju i surówki . Aaaa dla męża węża i synka wężyczka był kotlet z indyka bo oni nie jedzą mięsa z owocami ( pożyteczny siostrzeniec mnie za to skomplementował po raz drugi, bo po raz pierwszy skomplementował mnie za barszczyk):D.Iiiiiiiiiii po podaniu obiadu ...nastąpił u mnie ...paraliż czynnościowy, ledwie dolazłam do siedziska i oznajmiłam, że nic już nie robię bo mi kręgosłup pęka. Na szczęście dziecki opróżniły stół, córka znowu część statków pozmywała, spakowała słoiki i tatuś ich odwiózł do stolycy - musieli wracać bo kociczka nie mogła zostać sama dłużej niż 36 godzin :p. Aaaa oczywiście siostra brzydsza poszła w pizdu, zostawiając mamę. Znowu małż ją zawiózł do domu. Potem ewkuowały się węże pci samczej ....a winna żmija powiedziała " idźta same ja nie idę....szwagierek mnie odwiezie" i tak zalegiwała mi na kanapie, trzymając łapy na stole ( na szczęście już pustym) popijałyśmy winko i likierek ...ona atakowała psice ...małą, nawet proponowała jej że ją ugryzie, na co psiczka nie wyraziła zgody i oznajmiła to zaczepnym warkotem, choć ciężko mi powiedzieć czyj warkot był głośniejszy Whisky czy Długorękiej. Dzisiaj spakowałam część żarła w ramach akcji " Podziel się posiłkiem" i pojechaliśmy do teściowej. Upewniam się , że ja nie nadaję się na spotkania z powinowatymi, jakbym się przeniosła w inny wymiar ...np. do dżungli amazońskiej a przy stole mam " królową matkę" i ubezwłasnowolnione nastolatki a nie 63 i 60 letnie kobiety . Jesuuuuuu, to nie na moje nerwy. Nagadałam się, nagadałam i lecę spać...bo przecież jutro, normalny dzień i lecę się katować. Miłego odpoczynku po wyczerpującym świętowaniu . Kolorowych snów(spi)

14 kwietnia 2017 , Komentarze (21)

że nas dobrze wychowałaś? Tak dziecko moje, jestem, bardzo. Bo to jest to co po mnie zostanie. Non omnis moriar...

14 kwietnia 2017 , Komentarze (29)

was witam ciemną nocą. No ale niektóre indywidua tak mają ( czyli mła). A teraz poważnie. 

Życzę Wam by ten czas Świąteczny upłynął w cudownej radosnej atmosferze wolnej od trosk, konfliktów i złości. Niech zdrowie, pogoda ducha i uśmiech zagości przy waszych stołach wokół których zasiądą kochani i ważni dla was ludzie: rodzina, przyjaciele i znajomi. Mokrych jajek i radosnych pisanek. Jednym słowem WESOŁYCH ŚWIĄT moi drodzy. 

13 kwietnia 2017 , Komentarze (22)

...bez pigułki;). No i jestem starsiejsza :DZbytnio to ja się nie " reflektowałam" nad sobą, bo miałam inne zajęcia. Przyjmowanie dobrych ludzi ( głodnych i łakomych w niektórej postaci), przyjmowanie życzeń, cudnych kwiatów od dzieci stolicznych 

i prezentów od dzieci łódzkich ."Pocałunek" Klimta to taki mój mały bzik.

Było bardzo miło ...wczoraj czas płynął leniwie, tylko mięska upiekłam i chlebek , dzisiaj będzie bardziej szalenie. Ale to dopiero jak wrócę z pazurowania. Wieczorem czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka ...ale czy z marzeń stanie się realiami to się okaże. No i tak w słupowotelegraficznym skrócie. I jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie wasze miłe słowa. Dziękuję. Miłego dnia , mało męczącego . Bye 

12 kwietnia 2017 , Komentarze (88)

nad przepływem mojego żywota:?.  Wiecie ...właśnie spojrzałam na zegarek iiii...kurcze w zasadzie prawie wszystko mam zrobione ( na dzisiaj) za godzinę i 33 minuty będę starsza :Dale nie mniej fajna i porąbana. Hmmmmm upływ czasu nie jest taki zły , mimo wszystko jest fajnie . Goście przylezą, tort udało mi się skończyć , ekspres działa nawet Paszczur zwali się wieczorem,  nie, nie z powodu pamięci o mamusi , jedynej, najukochańszej, tylko z powodu pracy w okolicy. Chlebek stygnie, szynka się piecze ...schab grzeczniutko czeka, podłogi pomyte, pranie zrobione , a ja chyba zrobię babeczki do koszyka , no i coś na obiad wymyślę...chyba pierś z kurczaka z szynką parmeńską i mozarellą, do tego pieczone ziemniaczki i surówka a może i zupę szparagową wyprodukuję :?. Hihihihih chyba nie powinnam się lenić ( choć urodziłam się w godzinie leni właśnie i chętnie kultywuję tradycję) bo może jaki urodzinowy dzień taki cały rok...kto tam wie....koty między sztachety, psy na budę , Alleluja i do przodu ...następne 73,5 roku ...co najmniej. Miłego dzionka . A tu na osłodę tyrania mazurek potrójnie śliwkowy i ...tort z najczarniejszego lasu :D 

11 kwietnia 2017 , Komentarze (42)

i bezczelności o złośliwości nie wspomnę. Ze strony przedmiotów martwych. W niedzielę zdechł robuś, wczoraj rypnęło okno i to tak...że trzeba je wymieniać, dobrze że lato idzie. Dzisiaj ...osz nać od pietruszki i to taka potężna. Zepsuła się...nie uwierzycie ..kuchenka. No tylko siąść i płakać albo i szaty drzeć. Zdążyłam rano upiec schab po zbójnicku, poleciałam na targ po przedostatnie zakupy, wracam a tu ciemno na cyferblacie...jak nie mam zegarka to nie odpalę kuchenki, ale głupio się jeszcze łudziłam że może....dioda jakaś się spaliła w zegarku, włączam palnik ...ciemno , włączam piekarnik ...ciemność, widzę ciemność. Dzwonię do fachowca prawie rycząc ( bo za dużo tego cholerstwa na mnie spada , szczególnie, że przecież kuchnia mi potrzebna w  te święta jak nie wiem co) a on mówi, może światła nie ma , no jak nie ma wrzeszczę jak mi się świeci w całej kuchni tylko nie w kuchence. (szloch)Aha , mruknął, to jak przyjadę zobaczę....oby jak najprędzej, bo jakby co to trzeba gnać i kupować nową kuchenkę...niech to szlag. Ale mi życie ubarwia ostatnie godziny 51 roku żywota mego. Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr...no nic, wypiję herbatkę i mimo wszystko biorę się za mazurek. Dobrze że biszkopt do tortu upiekłam wczoraj :D:D . Mimo wszystko miłego wtorku ( a podobno to mój szczęśliwy dzień).

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.