pobiłyśmy tego dnia. W trasie zastał nas wieczór ....co okazało się rzeczą cudowną...bo pewnie po wcześniejszym powrocie do hostelu nie chciałoby mi się wyleźć , żeby zobaczyć takie rzeczy....
Casa Lleo Morera ( wbrew zwyczajom nie nosi nazwy od nazwiska właściciela, ale jest nazwana domem lwa - morwy) jest przepiękny ...wieczór nie oddaje całego uroku , ale nadaje tajemniczości. W czasie poprzedniego pobytu zrobiłam mu zdjęcia za dnia ...w czasie następnego też nad nim " popracuję" fotograficznie Ale tymczasem ...wieczorowo.
Obok znajduje się Casa Amatller - dom zbudowany dla producenta czekolady
I wreszcie .......casa Batllo!!!! sławna, znana...bajkowa....
Tuż za rogiem skrywa się " potargana chaupa" jak rzekła Długoręka, czyli budynek Fundacio Antonio Tapies...to właśnie druciana konstrukcja nad dachem mnie urzekła jakiś czas temu, wtedy widziałam ją tylko kątem oka...teraz odnalazłam budynek na mapie i naniosłam na plan " zwiedzania"
Jeszcze rzut oka na " dom masek" albo " smoczy dom" jak kto woli
I przed nami Casa Mila czyli La Pedrera ...czyli kamieniołom. W tym domu urzekły mnie kute, wyginane balkony ( też mam dzienne zdjęcia z poprzedniego pobytu w Barcelonie)
I tymi oto wspomnieniami cudownego, chłodnego barcelońskiego wieczornego spaceru, kończę relację z kolejnego dnia . A teraz przed nami początek kolejnej akcji " smażing", przeżycia w miarę normalnie kolejnych piekielnych dni wam życzę ...z nieustającym okrzykiem na ustach ahooooooooooooojjjjj....przygodo ......ahooooooj