bez foto.
Witojcie, witojcie. Od czego by tu zacząć. Myślę, że od wczoraj. Wstałam 5 15 , upiekłam chlebki które wyrosły i w czasie pieczenia zapuściłam robusia do gniecenia drożdżowego. Zrobiłam podwójną porcję bo sobie umyśliłam ( o jakże błyskotliwie) że zrobię ciasto raz, podzielę je na pół, z połowy będzie placek ze śliwkami, a z połowy rogaliki z malinami. I tak zrobiłam ale, że mój zieciunio , tak jak ja jest cynamonolubem, to do ciasta wsypałam cukier cynamonowy ( można taki kupić w Aldim, obok wanilinowego, cytrynowego i pomarańczowego) , jak już wsypałam to pomyślałam osz kurczę, przecież z tego mają być i rogaliki, ale doszłam do wniosku, że drożdżowe z nutką cynamonu nie zakłóci smaku malin i jak się okazało miałam rację. Ale ...wracając. Ciasto wyrosło pięęęęęęęęęęeknie, połowę wywaliłam na blaszkę, rozłożyłam duuuuużo śliwek, jeszcze raz posypałam je cukrem cynamonowym a potem , kruszonką, do której dałam bardzo dużo cynamonu. Ciasto do piekarnika ja do rogalików i ...zonk, ciasto było tak bogate że kleiło się do rąk, choć wsypałam tam nieco więcej mąki niż jest w przepisie, nie można do drożdżowego dać zbyt dużo mąki bo będzie twarde. Niestety rogalików nie dałam rady zrobić , więc stwierdziłam że z bułeczkami dam radę i przerobiłam ciasto na bułeczki nadziane obficie malinami. Dzieć zadzwonił, żeby być na 1 ok. Pogoniłam małża, znaczy się, próbowałam, bo stary numer 11 15 a on się myć zaczyna. Ale ...easy Bacia....easy. Nie zdzieliłam go wałkiem, nota bene, jakbyście zauważyły mój wałek do ciasta, to dajcie znać...bo go szlag trafił albo inny złodziej. Wracając do małża, jak wylazł, to go uświadomiłam że trzeba podjechać po kwiaty dla dzieci no i usłyszałam tradycyjne " a po co" . Ooooooooo...trzymajta mnie ludzie, a po to powiedziałam, że to pierwsza rocznica, pytałam co chcą na prezent , nie chcieli nic, to niech chociaż kwiaty dostaną jako dowód pamięci. umilkł i pojechaliśmy do mojej sprawdzonej, ulubionej kwiaciarni. Jak " nadejszła" moja kolej i pani spytała z czego robimy bukiet, to poprosiłam o coś w klimacie ubiegłorocznej uroczystości, czyli różne kwiaty ale żeby w bukiecie była eustoma, którą córka miała we włosach, a pani od razu " ooooooo to pani jest mamą tej panny młodej, która brała ślub w Kazimierzu, oryginalny ślub" haaaa....no patrzcie państwo ...tego się nie spodziewałam, że zapadamy w pamięć teraz już "grupowo" . Przylazłam do Ferdusia i pognaliśmy do Warszawy , oczywiście tradycyjnie dziecko dzwoni o 13 i pyta " gdzie jesteście" ja mówię " właśnie wjeżdzamy do Warszawy " a małż " jesteśmy pod pałacem Kultury" ( do pałacu 15 min) więc łże ...tak , jesteśmy niedaleko pałacu. Oczywiście ich ulica w weekendy jest zamknięta, bo tam są cykliczne imprezy , od Targowej kompletnie zamknięta ,dzieć mówi , wjedźcie od Brzeskiej yhy....tylko jak mało że barierka , to " dziura dla mieszkańców" zastawiona pachołkiem. Chłopina bał się na Brzeskiej postawić Ferdusia, żeby staruszka nie buchnęli razem z kołami więc zrobił koło, podjechaliśmy raz jeszcze, wyskoczył w ulewę i odstawił pachołka. Naprzeciwko kamienicy naszych dziecków, jest parking o strzeżony, gdzie Ferdynand dumnie stojał. Obładowani niczym cyganka tobołami : małż dzwigał pudło z bułeczkami , ja siatę z chlebami, plackami ze śliwkami i smalcem oraz torbę i bukiet, doleźliśmy do dzieci. Rozdałam co miałam rozdać, uwolniłam koniczyny, złożyłam życzenia iiii.....zobaczyłam Dusię. Powiem wam, że jak nie jestem fanką kotów, pod żadną postacią, tak Duśka jest ...boska. Ogromna, sięga pod kolana....gruba , choć i futra ma masę, przy tym nie ma krótkiego futerka, jak większość znanych mi dachowców, ale ma długie futro, ma go masę, a pod brodą ma specyficzną grzywę niczym lew. Noooo naprawdę mi się spodobała, oczywiście ona nie podzieliła mojego zachwytu i olała mnie równo. Za to psiapsiółka Patki czyli mój trzeci " adaptowany" Znajduch Ania ...skomplementowała mnie ...Macocho pięknie wyglądasz. Skonsumowaliśmy obiadek, wypiliśmy toast Proseco, zabraliśmy się za desery , które przywiozłam i chciałam wykorzystać dziecia, żeby mi pomógł zarezerowować noclegi i loty do i z Barcelony no i ..............dzwonię do koleżanki po dane do biletu, a ta mnie zaczyna przepraszać i mówić żeby dla niej nie rezerowować nosz ku...i mać. Ale ...trzymam fason, wiązanek nie rzucam przy stole. Mówię ok. Ale ciśnienie mam 200. Aaaa a propo lotu ,małż przy stole i przy świadkach oficjalnie i głośno powiedział " I tak ja za to zapłacę" , na co honorowo odrzekłam...."ale tylko za przyjemności i zakupy, bo na bilet i na mieszkanie mam, zaoszczędziłam". Ale roztropnie się poprawiłam i powiedziałam " ale skoro chcesz zapłacić za wszystko , proszę bardzo, nie mam sumienia, sprawić ci przykrości" . Dzieci przy stole mało się nie zsikały z radości. Niemniej jak widzicie z moich planów wyszło wielkie ....bo wieczorem jak wróciłam do domu i zajrzałam na loty, to tanich biletów już nie ma, i w hostelu też nie ma miejsc . I dobrze. Dzisiaj spytałam małża czy poleci ze mną w kwietniu, powiedział , że " absolutnie nie" więc ...polecę sama , przed moimi urodzinami. Ale na razie nie ma lotów w ofercie Norwegian a może któraś z was by chciała polecieć w towarzystwie takiej wariatki jak ja . Bo tej koleżance już boże broń nie zaproponuję wspólnego wyjazdu.
Dzisiaj rano oblekłam moją cudną kiecuszkę i pojechałam tradycyjnie do ulubionego sklepu i do mamy. Nabyłam w ramach promocji napój gazowany pt. Mirinda , który jest mi potrzebny na imieninowe party do sangrii cava no i bozia mnie pokarała, jak rozładowywałam przed domem samochód to ostatnią rzeczą jaką niosłam były owe dwie butelki napoju ( musiały być w folii, bo inaczej kod promocyjny nie wchodził) i ta małpa folia mi trzasnęła przed bramą... butelki walnęły o beton, pękły .mirinda siknęła w górę,lała się po moich nogach, sukience, torebce, w pierwszej chwili pozbierałam i postawiłam na podwórku do " wysikania" napoju i do wyrzucenia butelek, ale mnie oświeciło że mam przecież puste flaszki po mineralnej, to mogę uratować napój, przelewając go i oddając małżowi, bo on namiętnie pija słodkie gazowane, i tak też zrobiłam. Heee...jaka to oszczędna się robię w wieku pobalzakowskim. Mama i brzydsza siostra Kapciuszka skomplementowały kieckę, mama dodatkowo opaleniznę oraz utratę wału atlantyckiego. A siostra oświadczyła " będziesz mi piekła chleb" ...zamurowało mnie , nie " czy możesz mi piec chleb" albo " proszę piecz mi chleb" tylko " będziesz mi piekła chleb" . Nooooooo ta jej " nauczycielska kultura" zwala mnie z nóg...zresztą nie tylko mnie. Szybko dodała że będzie mi za niego płaciła , ok...tylko ma to być chleb orkiszowy, ok ...muszę poszukać jakiegoś przepisu na taki chlebek.
I to by chyba był koniec zanudzania was relacjami dni poprzednich i obecnego. Ze zdrowiem wszystko ok, bardzo dziękuję za słowa troski i otuchy. Myślę, że mój organizm był przeciążony upałami, których jak wiecie nie znoszę. AAAAAAAAAAAAAa....jeszcze jedno. Podzielę się czymś z wami może komuś się to przyda. Moja mama jest cukrzykiem, do tego ma problemy krążeniowe, praktycznie się nie porusza , ma " spróchniałe" stawy biodrowe , a oprócz tego , leniwą małpę na grzbiecie, która szepcze jej do ucha " nie chodź". I w związku z tym potwornie od jakiegoś dłuższego czasu puchły jej stopy i nogi do połowy podudzi. Z miesiąc temu babcia wyrżęła na schodkach między salonem a kuchnią, szwagier ją pozbierał, ale jęczała na każdej mojej wizycie że boli ją biodro. Nie chciała jechać do lekarza, więc kupiłam jej maść arnikową( nie arcalen) tylko czystą maść arnikową, żeby tą nogę smarowała, bo sama sobie pięknie zredukowałam siniory po potłuczeniu na lodzie, kiedyś tam. No i dzisiaj mi mama mówi " patrz dziecko...opuchlizna mi zmalała, jak smaruję nogi tą twoją maścią" i faktycznie nie są to szczuplutkie nóżki z widocznymi kosteczkami, ale to 1/3 tego co miała dwa tygodnie temu. Tak że jeśli was gnębią obrzęki spróbujcie maści arnikowej, sama jutro sobie kupię i będę łapska smarowała, choć prawej nodze pewnie to niewiele pomoże, bo przy wywalaniu wyrostka i kawałka lelita, wycięto mi też węzły chłonne w pachwinie bo też mi się zapaliły . Ale ...widziałam skutek smarowania więc podpowiadam. I to by było na tyle, lecę ...dzisiaj jest u mnie dzień storczykowy, czyli poję moje śliczności. Miłego popołudnia. Ahoj, ahoooj, ahoooooooooooooooooooojjjjj.
Aaaa wieczorem jest całkowite zaćmienie słońca w USA, można je oglądać na stronie NASA