Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1055882
Komentarzy: 43037
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 maja 2017 , Komentarze (22)

haaaaaaaaa...właśnie mnie endzio mondzio poinformowało iż zostałam rekordzistką(puchar) ...wg niego przepłynęłam kilometr w 33 , 38 min i podobno to jest szybciej o 41 sek niż mój ubiegły rekord. Hmmmm...jak widać chichohotamy są w stanie się ...storpedować :D. Swoją drogą dołożyłam dzisiaj i odległości. Wylazłam po 56 długościach.  Przynajmniej równowaga w przyrodzie jest ...nie podoba mi się waga, bo poszła w górę i to sporo za to prędkość mi się zwiększa, co zdaje się ma swoje uzasadnienie w fizyce ( której nienawidziłam szczerze , zresztą pamiętając moje oceny ..ze wzajemnością) . Zresztą ja generalnie nie byłam " ściśniętym umysłem", no może chemia z tego najlepiej mi szła, zawsze byłam luzacka umysłowo a językowo to wręcz ...rozwiązła. Dzionek piękny od samiuśkiego ranka a ja chyba muszę popracować jako sprzątaczka, ta mała bestia znosi do domu przeróżne skarby z podwórka : szyszki, patyki, kawałki papierków , listeczki ...wrrrrrrrrrrrrrrrrrr.....zamordowałabym gdyby nie była taka urocza. (smiech) No to miłego dzionka wszystkim zaczynam się nawadniać i karmić. Bye bye

16 maja 2017 , Komentarze (16)

było poranne parkowe wściekanko jest w słoneczku odpoczywanko. Niech ktoś spróbuje ściągnąć Wisky z Tequilli :D

mykam w miasto, miłego dnia wszystkim 

15 maja 2017 , Komentarze (21)

a czarno kuro nie jestem. O ludzie ...właśnie wpadłam do domu , nie wiem co mam najpierw robić...kłamię, wiedziałam sikuuuuuuuuuuuuuuu.....teraz nie mam pojęcia czy najpierw jeść czy pić.  Pojechałam raniutko tradycyjnie na basenik, dzisiaj odpokotuowywałam wczorajsze grzechy, popełnione na komunijnym przyjęciu. Może nie było tego aż tyle ilościowo ..niemniej to co zjadłam w ciągu 5 godzin w domu bym zjadła w dwa dni :DNa zupę był krem ...chyba z selera, bo nie podejrzewam żeby był z pietruszki. Gorący, gęsty, leciutki do tego chips z wysmażonego boczku :pmniam. Na drugie była cielęcina duszona w sosie, ziemniaki z wody i warzywa z wody ..i to już mnie nie zachwyciło, bo było ledwo ciepłe a do tego ani słone ani pieprzne. Potem deser...coś..podobnego do sorbetu, na wierzchu malutki kawałek lodów waniliowych i bita śmietana. potem co kto chciał, ja chciałam wody, i wina i seksu na plaży a potem mohito, o ile seks na plaży był boski o tyle mohito ...do ...chrzanu, w ogóle nie czuć było mięty. Potem zagryzłam małymi kawałeczkami sernika - niedobrego, bo suchego, tiramisu ale takiego jakiegoś ni słodkiego ni gorzkiego za to szarlotka była boska. Po 17 podano nam coś a la zupa gulaszowa ..tyle że do wołowinki, papryki świeżej dołożono oliwki i kluseczki kładzione ..więc nie wiem czy to była ..gulaszowa. Nie było tego wiele ale ...za często jak na mój żołądek. Jak wpadłam do domu to dopięłam się do butelki z mineralną i wydoiłam 1,5 l. Wypiłam i sikałam :)co pięć minut. Dzisiaj grzeczniutko wypływałam ( i nie tylko wypływałam) grzeszki. 54 baseniki zaliczone, wróciłam i pojechałam po mamę i z nią do onkologa dowiedzieć się co tam w wynikach piszczy. Niech to szlag....pani mi powiedziała na 11, więc z mamą byłyśmy już 10 15 okazało się, że wejdziemy nie o 11 tylko jak nas wyczytają. Mało tego pan doktor zamiast od 11 zaczął przyjmować od 11 30 bo " się spóźnił" po 12 moja mama zaczęła już marudzić niczym dziecko. Weszłyśmy przed 13, potem do apteki wykupić recepty ( na szczęście w mammografii i usg nic nie wyszło) , potem po moje tradycyjne zakupy i w domu pokazałam się po 14 ....wszystko mnie boli i z głodu i od siedzenia i w ogóle. Bardzo współczuję wszystkim mającym problemy ze zdrowiem i cieszę się że moja dziura kręgosłupowa nie dokucza mi na tyle ...bym musiała być pacjentką ( częstą) polskiej służby zdrowia. No to lecę pić i jeść a wam życzę miłego popołudnia . Bye

14 maja 2017 , Komentarze (83)

...ku zgrozie wymyśliliśmy tak. 

całość wygląda tak, na wierzch jest czarny leciutki sweterek obszyty czarnymi cekinami do tego torebka ciut ciemniejsza niż kwiaty na sukience :P 

11 maja 2017 , Komentarze (34)

hehehehe....pardon, nie powinnam rżeć ale już na to hasło dostaję głupawki. Irytuje mnie do kwadratu , jednak chyba jak mówi mój kat , za bardzo kocham jeść żeby być chudą. Jak go posłucham ( fakt że on teraz jest na tej głupiej diecie tłuszczowej) ale to ciągłe ważenie co do grama, tego nie , tamtego nie, węglowodany teraz a nie potem, coś tam coś tam to dochodzę do wniosku że do dupy takie życie. Po prostu do dupy.Świat i tak nie daje nam samych radości a dodatkowo katować się? I co może jeszcze sobie pal powinnam postawić na podwórku i siedzieć na nim niczym Szymon Słupnik? Ooooo nie ....nie chcę być ascetką, zdecydowanie wolę sybarytką. Ruszam się, wybieram zdrowe jedzenie ( na ile mogę), łażę koło tego  , staram się ...w granicach rozsądku , więcej nie będę. " Genialną" dietę Dąbrowskiej przypłaciłam ruiną paznokci, teraz odstawiłam wszystko ...poza Belisą intense i wg, pani Ewy pazury zaczynają odżywać. No to z marudzenia tyle a z pozytywów. Śniadanko białkowo tłuszczowe 50 g chudego boczku a na nim 3 jajeczka posadzone do tego dwie łyżki pysznej surówki z kapusty pak choi , papryki, pomidora, pora z oliwą i odrobiną miodu. Na drugie śniadanko mam już przygotowany miks z malin i szpinaku. Na obiad łosoś z grilla z poranną surówką i  zaraz będę produkowała kopytka z kaszy jaglanej, te które zostaną zamrożę ( na gorsze czasy), ciasto na bułeczki z rabarbarem i kruszonką rośnie. Bułeczki zostawię ze 4 do konsumpcji , resztę zamrożę , a co niech sobie gniją w zamrażarce;) Poza tym miseczka warzyw na wieczór już naszykowana : marchewka, kalarepka, cukinia i pomarańcza. Pranie zrobione, gary doprowadzone do czystości, mogę się oddawać czytaniu ...kodeksu rodzinnego a potem Wędrowycza. Aaaa jeszcze pofikam z Nikodemem bo muszę dzisiaj siedzieć w domu. Wczoraj mnie nawiedziła Ochrona Środowiska i ustawiła mi " hałasoradar" na podwórku, badają natężenie hałasu samochodowego. Ciekawe jaki pomiar im wyjdzie , czy będę mogła wnosić do miasta o " rekompensatę z racji utraty słuchu i nerwów z racji samochodowego hałasowania" ;). No i w związku z tym mikrofonem na badylu siedzę i czekam na pana miernikarza aż przyjedzie sprzęcior zabrać. Więc fizycznie będę dzisiaj kobietą upadłą...co , przyznam , nieskromnie ...lubię.:D Miłego dzionka wszystkim. Ahoooooj

Ps. właśnie wywlekam bułeczki , mało słodkie, a nadzienie wręcz kwaśne, zrobiłam wersję z kruszonką, ale jak ktoś woli słodsze to proponuję bez kruszonki za to polukrować...u mnie tym razem kwaśno, mało słodko :D 

10 maja 2017 , Komentarze (21)

Był ciepły, sierpniowy wieczór. Słońce łagodnie zapadało za horyzont. Pośród drzew w

sadzie Jakuba Wędrowycza płonęło nieduże ognisko. Na ogniu, oparty na kilku cegłach,

bulgotał leniwie potężny trzystulitrowy kocioł. Z jego pokrywy sterczała rurka, zaopatrzona w

archaiczny termometr laboratoryjny. Termometr był stłuczony i dawno przestał działać, ale

dzięki jego obecności całe przedsięwzięcie wyglądało niezwykle profesjonalnie. Rurka

rozgałęziała się. Ramię opadające do ziemi niknęło we wnętrzu wymontowanej ze stara

chłodnicy. Z dolnej jej części wychodził kawałek gumowego szlaucha, który kończył się w

wiadrze. W chłodnicy coś delikatnie hurgotało. Jakub ziewnął rozdzierająco i popchnął stopą

kawałek drewna do ogniska. Siedzący obok Semen także ziewnął i blaszanym kubkiem

zaczerpnął z kubła mętnej cieczy. Wypił połowę, a resztą chlusnął w ogień. Buchnął błękitny

płomień.

– Galantny bimber – stwierdził. – Sześćdziesiąt procent mocy jak obszył.

Jakub nabrał sobie bimbru słoikiem i także wypił.

– I żadnych gliniarzy w zasięgu wzroku – powiedział Jakub z satysfakcją. – Dobry był

pomysł.

Powiew wiatru przyniósł, woń spalenizny. W gospodarstwie na lewo od jego domostwa

stos zwęglonych belek znaczył miejsce gdzie dwa dni wcześniej spłonęła stodoła. W

gospodarstwie po prawej stronie kupa cegieł i wypalony wrak traktora pokazywały, gdzie

ogień strawił szopę.

– Kon-fi-den-ty – wydukał Jakub świeżo przyswojone słowo. – Za następny donos spalę

im chałupy.

– Teraz już pewnie nie odważą się. Widzą, że nie rzucasz słów na wiatr – powiedział

Semen.

Zaczerpnął sobie jeszcze jeden kubek.

– Nie za dużo? – zaniepokoił się Jakub. – W twoim wieku?

– Dobra dobra. Nie mam stu lat!

– Sto sześć. To znaczy, że już masz sto i jeszcze trochę.

– Gówno. Ważne że nie sto, a reszta... Kto by się zagłębiał w takie podrobnosti. Lepiej

pomyśl o sobie.

– Że niby co?

– Ile masz lat?

– Osiemdziesiąt sześć. Też nie sto.

– Cholera, to ty jesteś stary pryk. A nie wybierasz się czasem?

– Dokąd? – Jakub nie lubił niezrozumiałych aluzji.

– Na tamten świat.

– No co ty. Widziałem dwie wojny światowe, chcę jeszcze rzucić okiem na trzecią.

Wiesz, byłem u syna, puścił mi na wideło filmidło o takich atomowych wybuchach. A potem

leżały stosy czaszek i latały takie metalowe roboty jak szkielety z czerwonymi oczkami.

Ogień się w nich odbijał. Cholernie to dekoracyjnie wyglądało.

Semen zakrztusił się śmiechem.

– Metalowe roboty? W kształcie szkieletów? Czego to ludziska nie wymyślą.

Zaskrzypiała brama. Popatrzyli w stronę drogi. Coś tam stało. Jakub westchnął ciężko i z

kieszeni wyciągnął okulary. Nasadził je na nos, czerwieniąc się ze wstydu. Noszenie

okularów było w Wojsławicach uważane za hańbę większą niż umiejętność czytania i pisania.

– Ok...! – zaklął. – Wykrakałeś.

Semen wyciągnął swoje okulary i zrobił się blady z przerażenia.

– Widzisz to samo co ja? – jęknął.

Od bramy kroczył w ich stronę kościotrup z kosą na ramieniu.

– Ciekawe po kogo – zastanowił się Jakub. – Jakby co, to ty jesteś o dwadzieścia lat

starszy.

– Ale widzimy to obaj. A to znaczy... Swoją drogą ciekawe dlaczego. Z czego napędziłeś

tego bimbru, trucicielu?

– Wara od mojego bimbru – zaprotestował Jakub. – Nie mogliśmy się nim zatruć na

śmierć. Cholera. Białe te kości. I oczy nie są czerwone.

– Czyś ty się, durniu, szaleju najadł? To nie robot z filmu tylko prawdziwa kostucha!

Jakub poskrobał się po głowie, a potem wypił jeszcze pół słoika.

– Te, ty tam – zawołał w stronę śmierci. – Po kogo dzisiaj?

Szkielet podniósł dłoń i pokazał dwa palce.

– Po obu – skwitował Semen. Niespodziewanie poderwał się i pobiegł w ciemność.

Rozległ się łoskot, jakby na coś wpadł.

– Co z tobą? – zagadnął Jakub.

– Ściana. W powietrzu. Nie puszcza. Wrócił do ogniska. W oczach miał obłęd.

– Zrób coś! – wrzasnął na egzorcystę. – Złotem zapłacę! Ja chcę żyć!

Jakub flegmatycznie wychylił słoik. Śmierć stała spokojnie i uśmiechnęła się żółtymi

zębami, po czym kościotrup wyciągnął spomiędzy żeber osełkę i zaczął ostrzyć kosę.

– Ano czas – powiedział Jakub, zagryzając ogórkiem. Odszedł kawałek od ogniska i

podniósł omszały głaz.

Z wnętrza bunkra wydobył pancerfaust. Oparł rurę na ramieniu i wyciągnął zawleczkę.

– Nikt tego jeszcze chyba nie próbował – powiedział do osłupiałego kumpla. – Jeśli się

uda, będziemy pierwsi.

Kostucha nadal ostrzyła kosę monotonnym fachowym ruchem. Jakub wycelował.

Kościotrup podniósł głowę. Ich spojrzenia spotkały się.

– Poszła w czortu aprijti tu jeszczo raz kakja tiebia uże proklataja! – wrzasnął Jakub. – Nu

pagadi!

Szarpnął za spust. Pocisk przeciwpancerny trafił szkielet w korpus. Eksplozja rozniosła

go na strzępy.

Semen zemdlał.

Świt był paskudnie chłodny. Stary kozak otworzył oczy. Ognisko wygasło. Okopcony

kocioł wynurzał się z mgły. Semen podczołgał się do wiadra i wypił kubek zimnego bimbru.

Powoli wracała pamięć. Rozejrzał się za Jakubem. Egzorcysta siedział pod drzewem i osełką

ostrzył dużą, zardzewiałą kosę. Na widok kumpla uśmiechnął się.

– Przyda się do sianokosów – zachichotał. – Nie sądzę, żebyśmy zupełnie załatwili

kostuchę, ale namyśli się, zanim znowu spróbuje.

Semen ponownie zemdlał.

10 maja 2017 , Komentarze (26)

mocno się trzyma. Dzisiaj było jeszcze zimniej niż wczoraj - 2 , jedyne pocieszenie ...nie ma śniegu jak u niektórych. Ja jestem uziemiona. Leje się ze mnie ( skutki odstawienia tabletek) więc basen z głowy dzisiaj. Z głowy również z tego powodu że jestem ...nożna, w poniedziałek urwało się koło Ferdkowi, małż mnie przesłuchiwał jak mi się jechało. Ja na to " normalnie i ostrożnie, bo padał deszcz  i wiem że ślisko" , a ja potrafię czasem " dynamicznie " wejść w zakręt na 4 , choć staram się tego nie robić:D. A on znowu" nic ci nie szarpało, nie znosiło" nie mówię a co ? A ten mi, że odprowadził Ferdka do samochodologa bo ...urwało mu się koło. Widać nagrzeszyłam odpowiednio i pan Bócek mnie trzyma na poprawę (uff). Wczoraj jak wspomniałam się wykrwawiłam należycie hehehehe mogę śmiało powiedzieć że Stacja zapoczątkowała u mnie " krwiodawstwo" na dłużej. No ale żyję pomimo tej kumulacji i mam się nieźle. O tak...

i tylko nie wiem jak to określić...wersja wiosenna, czy wciaż jeszcze zimowa. No dobra my tu pisu , pisu a czas leci. Zbieram szlachetny kuper i lecę do pazurowania. Miłego dzionka. I ciepłoty niekoniecznie ciała...bardziej zewnętrza. Bye

9 maja 2017 , Komentarze (21)

witam was. Nosz ...znowu szaro a do tego zimno przed 5 , kiedy otworzyłam ócz mych prawie błękity, było -1. Głowa mi pęka z bólu, ciśnienie rośnie wrrrr....wraca moje żabienie ( czyli mogłabym jak ona przepowiadać pogodę) . A propo żab wczoraj, jak to ja...robiłam co najmniej dwie rzeczy na raz, wieczorem oglądałam mojego ukochanego małego Belga i czytałam dalej Wędrowycza. Doszłam do opowieści jak to KGB testowało księżniczkę, która była " deszyfratorką" i zamieniała żaby w agentów KGB :Dwcześniej zamienionych przez czarownicę staruchę w żaby. Oczywiście rechotałam subtelnie, ale jak doszłam do " palantalogów" czyli naukowców zajmujących się dinozaurami, to się odwodniłam, popłakałam, posikałam a śmiałam się w głos jak wariatka. I co sobie pomyślałam o palantologu to mi rechotanie powracało. Tak że dzień zakończyłam optymistycznie. A generalnie ...w całej chałupie akcja odchudzanie. Mało że mała ma problemy z łapką to teraz duża...prawie się nie rusza i podobno piszczała jak Bankomat dotykał jej łapki ( hmmmm obie zaniemogły na tylną lewą) wygoniłam do lekarza, bo nie mogła wejść po schodach. Pan doktor wstępnie orzekł, że to może być " romantyzm" no bo swoje lata już ma ale ...jest gruba i trzeba ją odchudzić. A jak ma być chuda , jak pańcio w ramach troski i opieki pooperacyjnej, nosił jej smakowitości na kozę i wtykał do paszczy. Moje wrzaski, uwagi, ba...nawet znalazłam artykuły o zapasieniu psów i właściwym żywieniu, poprosiłam o przeczytanie ...eeeee tam . Dopiero wczoraj jak mu lekarz nakazał odchudzić psinę to zameldował, że teraz on je będzie karmił .A proszę bardzo. Mój małż jest wyjątkowo niekonsekwentnym człowiekiem, na każdym polu, zobaczymy ile wytrzyma w tym postanowieniu( aaaa przepraszam jest jedna dziedzina w której słowa dotrzymuje od 7 lat...ale to pewnie z tej przyczyny że i ja czynię to co obiecałam) . Zaraz lecę sobie upuszczać ...krwi, krwi oczywiście, mam nadzieję że dzisiaj się uda. Potem kat i hajda " nazad et chałupa" robić ciasto waniliowe z serem i malinami. Jutro idę do pani Ewuni, to im wezmę " tester" co prawda mówiła o upieczeniu sernika, ale może to jej zasmakuje. Jak nie to jestem przygotowana na sernik. Pindzia szwagierka milczy, widać jeszcze nie zaciągnęła języka , albo ,  co pewniejsze ,nie uruchomiła swojego języka w sprawie ciast. Jak mi nie powie do czwartku to potem sobie może ....zamawiać w cukierni. Ja tam się przygotowałam i do czekoladowego z cukinią i do kruchego z rabarbarem. Ale oduczyłam się już przypominać po 500 razy " czy może łaskawie coś ustaliła" . Jak to mawia moja siostra " nie twoja sprawa, nie bądź zbyt miła" . Lecę szykować śniadanko , bo przecie na głodnego nie wolno iść. Doktor by mnie obił....kijami , albo i gumą :D  i patrzył czy równo puchnę. Aaaaaa propo puchnięcia. Kupiłam w Rossmanie maść z  czarciego pazura i żel z liśćmi czerwonej winorośli . To a propo tej bolącej nogi. Na razie testuję żel z winorośli,zapobiega obrzękom, wzmacnia naczynia no i muszę powiedzieć, że od soboty, nogi nie puchną. Chociaż może to i sprawka picia ponad 3 l wody i pogody. Poużywam go jeszcze i zobaczę co i jak. Miłego dnia, niech ta wiosna wreszcie przybywa. Wiosno! Ahoooojjjj........wiooooooosnooooooo!!!!!

8 maja 2017 , Komentarze (38)

to tylko ja:D. Przywitanko ...dla rozbawienia, bo pogoda mnie tak wk....urza, że czaszka dymi. Mało tego , we czwartek byli grzebalce w studzience telekomunikatywnej przed płotem, no i tak pogrzebali, że mi zrujnowali internet. I mnie odcięli, mało tego mobilny który mam pracuje mi na starym laptoku, którego w " wielkości nieskończonej mojego serca" oddałam łaskawie małżowi, a na moim nie chce , pokazuje mi że jest " nie do końca dobrze zainstalowany" nie mam pojęcia co to oznacza, przez chwilę, przy którejś próbie mi mignęło Windows 8, podejrzewam, że modem ma w sobie właśnie ten system operacyjny, a mój nowy sprzęcior ma 10 i chyba dlatego nie mogę na nim " odbierać" no nic pójdę podręczyć ulubionego pana z Tmobile to się doinformuję. Ale dzięki temu spędziłam dwa dni na lekturzeniu. Przeczytałam następne przygody Jakuba Wędrowycza i Pokolenie Ikea . O matko ale facet ma " soczysty" język, ale z niektórych jego opowiastek ześmiałam się jak norka - tak to bywa jak człek ma plastyczną wyobraźnię i oczami duszy od razu widzi to co czyta(smiech). Pogoda u nas ohydna, ooooohydna , a ma być jeszcze gorzej. Miałam wczoraj patykować, ale po porannym deszczu jednak wybrałam Nikodema i podłogę. Za to dzisiaj ...pojechałam skoro świt pływać. Ludzi ooooooo pełniuśko, nie było szans na pojedyncze pływanie na torze. Ja miałam u siebie ulubionego doktorka i dobrze , 1,35 km w 46 min to całkiem zadawalający mnie osiąg. Nic mnie nie bolało, płynęłam równo i jak widać całkiem mocno, co jak na starą chichohotamkę jest osiągnięciem 8). Potem zakupy, Jesuuuu, ile ja dzisiaj wydałam no ale mam zamówienia na komunijno rocznicowe placki. Swoją drogą , idziemy w niedzielę na komunię (my cioteczni dziadkowie:?) siostra małża mówi do mnie "  masz  czas ? zrobisz mi placek ?" to się grzecznie zapytowuję " jaki i na kiedy" a ta mi znowu to samo. Prawie dwa tygodnie temu o placek poprosiła mnie moja kosmetyczka , w sobotę mam fryzjera , więc jak wiem co mam robić, to sobie czas rozplanowuję...logiczne prawda? W końcu wymamrotała , że nie wie...bo teściowa piecze 4 , mama komunisty 1, ona 1, no i tort będzie  . Mato jedyna wybełkotałam to ile osób będzie na tym pokomunijnym obiedzie, skoro tyle ciast ma być. " No 25 to minimum, chyba 30" Eeeee aż przyszłam do domu i zaczęłam liczyć , ile osób było na przyjęciach u moich dziewczyn. Podzieliłam się spostrzeżeniami z małżem, że chyba zgłupieli, tym bardziej że mama dziecka we wtorek rodzi :D, ma się stawić do szpitala na cesarkę. Bankomat skwitował " to mało teraz ludzie robią komunie na 150 osób"(mysli). Tempora, mores....dzieci miały przyjęcie weselne na 40 osób. Jak dobrze, że należę do tych " myślących inaczej". No ale dobra. Nie mój wóz , nie będzie mnie wiózł. A refleksje nad głupiejącym narodem ( czy chociażby jego częścią) pozwalają nie zardzewieć zwojom mózgowym. Po porannej rozgrzewce, zaczyna mi być zimno. Robię herbatkę i biorę się za obiad ...wymyśliłam sobie dzisiaj śliczne malutkie okrągłe cukinie, faszerowane kaszą jaglaną z warzywkami. Miłego początku tygodnia wszystkim. Paaaaaaaaaaaaaaaaaa

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.