Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1093549
Komentarzy: 43069
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 31 grudnia 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 stycznia 2021 , Komentarze (6)

i wcale nie Marysia, tylko ja...pała durna. Planowałam pierwszy, tegoroczny wypad do Źródeł. No ...głupia baba...raz ulitowałam się nad jękami małża ( może będzie mi to policzone w skierowaniu do piekła) a dwa przez te jęki sprawdziłam pogodę ...a tam na stronce ...duże zachmurzenie. No to wyłączyłam budzik, który już nastawiłam na " cióstą" i poszłam spać. Oczywiście obudziłam się o 2 i koniec, koniec spania.O 5 26 stwierdziłam, że skoro mam mieć kijową pogodę to idę spać i wyłączyłam pikadło, kiedy obudziłam się po 8 i zobaczyłam słońce na lekko zachmurzonym niebie to mało nie pękłam ze złości. No ale ...pośniadałam, odziałam buciki i polazłam do parku, czym sobie trochę poprawiłam humor. Spotkałam dzięcioła ( kurde człowieki go wystraszyły, a miałabym więcej pięknych ujęć, ale i tak mi się udało!!), potem zauważyłam sikorkę na " karmidle" i tu też mało nie pękłam ze złości ...bo komórką nie dało się tak przybliżyć a nikuś...nieczynny. Jak najbardziej miałam zapas " bakterii" ale kupiłam jakiś fajans...który się rozładował po 20 zdjęciach...więcej baterii tej firmy i w tym sklepie nie kupię. Dobrze, że to się stało po ponad połowie wędrówki i w parku, bo jakby mi się to stało w puszczy to wiązanka " pieśni dowolnoludowych" by mi z ust nie schodziła. Reasumując...dzień pół na pół, mam zamiar go sobie bardziej umilić po południu. Tym czasem ...borem lasem...a dokładniej ...Krakowem.

I tymi barwnymi akcentami żegnam się z wami , życząc miłego, niedzielnego popołudnia. Pełznę sobie moje umilić jeszcze bardziej. Ahoj!!!

2 stycznia 2021 , Komentarze (24)


czyli mła. Obudziłam się z " tępym" bólem w naddupiu, a niech to....jednak mój kręgosłup nie odpuszcza. No nic posmarowałam plecki i nie tylko końską maścią...cudnie mnie pali i piecze, a ja zaległam. Niech piekielnictwo wzmacnia się przez podgrzewanie odcinka " lendzwi" 😁. Starego roku nie żegnałam, Nowego nie witałam, poszłam grzecznie spać po 23 i spałam prawie do 9 , na przywitanie znalazłam sobie ubiegłoroczny koncert noworoczny z Widnia ( za cholerę nie będę oglądała tvłże, nawet dla cudnego koncertu jej nie włączę), tegoroczny obejrzę za jakiś czas na youtube. Potem złapałam nikusia w dłoń i poszłam do parku, na noworoczny spacer, pomimo szarości w parku było sporo osób, nawet z jedną panią nawiązałam kontakt paszczowy, zainteresowało ją moje fotografowanie i nawet spytała gdzie można mnie " obglądnąć", jutro wybiorę się do królewskich źródeł, pod warunkiem że nie będzie padać, małż już został uprzedzony o podróży ( wczoraj profilaktycznie jęczał od rana....nigdzie cię nie zawiozę, wybij sobie z głowy, żadnych królewskich źródeł). W Sylwestra nieco zmieniły mi się plany ...bo miałam wcześnie iść do łóżka, ale Długoręka zaproponowała wyjazd na przedsylwestra do mamy. Grzech byłby nie skorzystać z podwody, tym bardziej, że zamierzałam iść do mamy wczoraj i zanieść jej gwiazdkowy prezent. No i pojechaliśmy o dziwo nawet brzydsza siostra Kapciuszka była całkiem do życia, wieczór zrobił nam jej syn - wybierał się na Sylwestra ze swoją dziewczyną, więc nienormalne ciotki ( czytaj : ja i Długoręka) zapowiedziały, ze jak dziewczyna po niego przyjedzie to ma wejść ...bo chcemy dokonać oceny czy się nada czy nie nada 😉. Młody to jej powtórzył i dziewczę za żadne skarby nie wlazło. Ale ...tzw. opatrzność czuwa. Kiedy już jechaliśmy do domów , zadzwonił Mikołaj i poprosił żeby mu przywieźć .....szampon!! Wszyscy byliśmy bardzo zdziwieni, na kiego grzyba mu szampon na sylwestrowej imprezce. Ja nawet doradziłam żeby głowę umył żelm pod prysznic bo doskonale się sprawdza w tej roli. W końcu się wyjaśniło że chodzi o szampana, którego nie zabrał z domu. Wróciliśmy więc do babci, zabrali szampana, ale usłyszał, że po napój ma wyjść z dziewczyną...bo jak jej nie dostaniemy do oceny to guzik z bąbelków. Szantaż zadziałał, dziewczyna wyszła ...ładna , ładna ...dostała ocenę dopuszczającą i życzenia wspaniałej sylwestrowej nocy. A my gupie , płaczące z radości wywołanych przez różne skojarzenia pojechałyśmy dalej. Szampon zrobił nam wieczór ( wszyscy czworo usłyszeliśmy szampon nie szampan). No to koniec gadania, czas wędrowania. Wczoraj dzień zrobił mi ...

jak usłyszałam " Chodź Killer, Killer idziemy" i zobaczyłam ...Mordercę, to aż poprosiłam, żebym mogła go sfotografować. A poza tym w moim parku było wczoraj tak...

A na tego gagatka, czekałam ponad dwa latka

A już na sam koniec , trochę moich noworocznych, niemożliwych psic.

I tym oto futrzanym akcentem żegnam się z wami. Miłej soboty. Ahoj!!!

29 grudnia 2020 , Komentarze (22)

moja wina, moja bardzo wielka wina. Dzisiaj żyję ....krakersami z serem i cebulką i czekoladą z orzechami. Zestaw ....wyjątkowo zgrany. A wszystko przez to że ..po śniadaniu ( normalnym płatki, siemię lniane, otręby, jogurt, miód i orzechy) aczkolwiek wczesnym, polazłam się wykrwawić. Udało się, ale tylko i wyłącznie dzięki rozsądnemu lekarzowi. Bo ...wyniki mam niczym chłop a dokładniej mężczyzna. Wszystko białe w normie za to czerwone ...szaleją , Czerwone 6,10 norma 5,8, hemoglobina 16,1 norma 16 , hematokryt 48,1 norma 46 - cholerka zmiana żarła mi służy jak widać....a przecież półtora roku temu miałam potężną anemię. Doktor trochę pojęczał i zapytał " skąd to" na co mu odpowiedziałam...bo dawno nie upuszczana😁. Oczywiście zmierzył ciśnienie i na tym automatycznym pierdolniku wyskoczyło 173 na 135 , doktor złapał się za głowę i mówi widzi to pani...a ja na to " widzę...ma pan głupi i kłamliwy ciśnieniomierz, łże jak pies". Doktor wziął normalny ciśnieniomierz i ten pokazał 130 na 90 no i mnie wygnał na halę nakazując nawodnić się . Krewka poleciała ładnie , wróciłam at chałupa ale powiem wam że zmęczona byłam nieziemsko ( fakt, znowu była kijowa noc, tym razem nie mogłam zasnąć - turlałam się do 24 , potem już ładnie spałam). Wróciłam opiłam się znowu wody niczym bąk , najadłam krakersów ( to II śniadanie) wyjątkowo chciało mi się czegoś słonego, na obiad zeżarłam, bo nie powiem zjadłam ...całą czekoladę z orzechami i to mnie zadowoliło. Na kolację będzie marchew i jabłuszko 😁. Po odsapnięciu wzięłam się za gotowanie mięska i warzywek na zamówiony sylwestrowy pasztet. Już się piecze, a ja złoże wam raport i mykam pod prysznic...zmyć dzisiejszy image , zamaskować się troszkę, bo jutro cały dzień w sądzie. A jak wrócę to biorę się za tort hiszpański - moja dentystka sobie takie żarełka zamówiła, będzie jadła tort i zagryzała pasztetem, albo odwrotnie. Dobra koniec raportowania. Teraz Kazinek. Skończył dzisiaj trzy miesiące.  

A teraz po prezentacji mojego małego mężczyzny zapraszam do parku, odetchnąć późnogrudniowym powietrzem. 

I na tym dzisiaj zakończę. Jabłuszko, jabłuszko, jabłuszko pełne snu ........... No to ahooooooooj. Idę do pasztetu. 

28 grudnia 2020 , Komentarze (15)

znowu mnie dopadła..wczoraj obudziłam się o 1 i za nic, za nic, za żadne skarby nie mogłam usnąć, tak przecipiałam do 5 50 , bo planowałam się obudzić o tej porze i myknąć, ostatni raz w tym roku do Królewskich Źródeł...no i wstałam, obudziłam małża i równo ze wschodem słońca ( 7 40) stanęłam w puszczy. Przywitały mnie słowa " a pani to widzę spać nie może"😁, tako rzekł do mnie pan, który kończył bieganie. Cuda i dziwy, facet ...somnambulik, biegał - śpiąc. Podreptałam sobie znajomą trasą, mrozek był ( - 7), słonko było, ptaszków nie było ...leciało coś wielkiego i drapieżnego, muszę je nakręcić następnym razem, bo ptaszydła owe lecą mniej więcej o tej samej porze. Ludzi wczoraj trochę było i to nawet tak rano..głównie byli to biegający. Wcale się nie dziwię ilości ludzi, bo te przeżarte święta warto było zdematerializować ( mnie przez święta kilogram przybył, trzeba go wygnać). Koło 11 już było sporo spacerowiczów no ale i pogoda sprzyjała. Co wam powiem to wam powiem ale łapy- oddolne to mi zmarzły jak cholera i tu jest problem - jak założę grubsze skarpetki to mi buty nie wejdą ...więc musze wybierać albo boso - albo podkuta. Na łapy odgórne założyłam niezbyt grube rękawiczki i dzięki temu mogłam spokojnie focić. A jak to u mnie ...podziwiać miałam co. Choć niby doskonale znam to co mijam co najmniej raz w miesiącu. Zatem ...zapraszam was do końcoworocznych Królewskich Źródeł. 

Zresetujcie się moi drodzy, bo niedługo przed nami kolejny " dłuuuuuuuuuuuuuuuugaśny" wolny czas. Zatem ahoj!!!!  

26 grudnia 2020 , Komentarze (6)


przynajmniej dla mnie. Jestem zmęczona, kręgosłup lekko ćmił w nocy, teraz odzywa się naddupie, ale jeszcze chwilka, wypiję kawę, odsapnę ( czytaj wysikam się), biorę nikusia i idę w park...szczeżuja nie chciała mnie zawieźć do puszczy, ok...jutro nie odpuszczę, dzisiaj obudziłam się późno, spałam ponad 10 godzin - widać wzięłam przykład z Kazinka, który spał u nas prawie 12 godzin, a jak nie spał to uroczo się uśmiechał do nowo poznanej cioci, wujka i nawet dziadek od czasu do czasu go interesował. Podczas jednego z obchodów tata opowiadał dziecku co jest co i kto jest kto no i padł taki tekst " a to jest kuchnia, królestwo babci" no i proszę ...babcia zaszufladkowana Chochella Pierwsza ( no cóż byli Wazowie...może być i dynastia Chochellów)

Przy wigilijno świątecznym stole niezwykle użyteczny okazał się chłopyszek młodszego Paszczura ( raz że wielki, to ściągał naczynia z górynych półek, bez pomocy stołeczka) podawał, wyciągał gorące naczynia z piekarnika, zebrał naczynia i kawę zrobił, po prostu skarb ( jak to Baran). Po wieczerzy i rozpakowaniu prezentów  - dostałam wymarzoną bransoletkę od Pandory, oraz zestaw pielęgnacji dla ciela i pięknie pachnące świece - wypatrzyłam filmik o nich w internecie i kiedy weszłam na ich stronę, to się okazało, że sklep, w których można je obwąchać , bo zapachów jest masa, jest niedaleczko mojego warszawskiego Paszczurzątka, dzieć sobie wziął moje pytanie o " dalekość" sklepu do serca, udała się tam i kupiła mi dwie świece - ogródek babci - autentycznie kiedy powąchałam, to przeniosłam się do ogródka mojej babki, do dzieciństwa, wyczuwam tam zapach malwy ale jest jeszcze jakieś kwiecie znane z dzieciństwa, dziecki stwierdziły że to moje ukochane konwalie, druga to zimowy poncz o bardzo przyjemnym, kwaskowym zapachu, świece są sojowe i jak się doczytałam z powodzeniem mogą po rozgrzaniu być wykorzystywane na ciele ( wroga radzę polać gorącym woskiem świecy😁). Zatem po ucieszeniu się podarunkami , wykorzystaliśmy jeden z prezentów, zagraliśmy w Dixit - łódzki chłopyszek do stał od Gwiadki - trzy części tej gry. Słuchajcie to jest rewelacyjna zabawa - karty, skojarzenia i zawody, kto zgadnie najtrafniej - dopasuje kartę do skojarzenia Narratora. Przy tym doskonały pretekst ( gra) do spotkań towarzyskich , wyżerki, wypitki ale przede wszystkim zabawy, świetnej zabawy. Tak mi się ta gra spodobała, że zaraz wczoraj wlazłam na internet i .......wyskoczyłam z kasy. Na Wish ( aplikacja stworzona przez Polaka do kupowania towarów z Chin - no trudno) znalazłam 8 zestawów tej gry za ( akurat w tym momencie) 157 zł - u nas ceny jednego zestawu wahają się od 67 do -140 zł!!!. Więc odżałowałam 200 zł ( bo przesyłka niestety 43 zł) i kupiłam, teraz czekam niecierpliwie...bo  zabawa przy tym przednia, a i mózg musi się nieźle napracować. Ale wróćmy do wczorajszego śniadaniowego stołu.  

Padło już pytanie czy te 6 nakryć to nie zmyłka. No nie , śniadanie było 9 30 a w południe młodsza Paszczurzyca już dopominała się obiadu. Zresztą koło 11 warszawskie dziecki się spakowały i pojechały, bo chcieli wykorzystać że Kazik, też był po śniadaniu i szykował się do spania, więc podróż by przebiegała bezproblemowo, bo Hipopotamek lubi spać w samochodzie. Potem pakowaniem żarełka zajęły się łódzkie dziecki - bo jechali dalej świętować tym razem do rodziców Tomka. Mieli podjechać z " okruszkami" ciast do Długorękiej, ale Szczeżuja stwierdził " a po co będziecie jechać, zadzwońcie niech przyjadą do nas" - widać brakowało mu alkoholu we krwi. Tak też się stało i niezadługo przyjechało całe kłębowisko źmij....oczywiście najmłodszy gad najpierw zapytał " ciociuniu , co masz na obiadek" i pożarł zraziki z sosem i suróweczkami, wzgardziwszy kaszą. Młodsze Paszczury pojechały a my posiedzieliśmy 3 godzinki z wężowatymi, muszę wam powiedzieć, że mój szwagier wygląda tragicznie, nie po covidzie , bo ten przeszedł całkiem łagodnie, ale po tym odchudzaniu...jesuuu, chłop ma nogi jak zapałki, on nigdy nie był wybitnie gruby, ale od kiedy odstawił się od ciast, mięsa, słodkości ( miał problemy z cukrem) to wychudł strasznie...naprawdę się zastanawiamy czy nie popadł w anoreksję, tu gdzie była bluza nie widać było chudości ale te nóżki pajęcze ..przerażają. Ale o dokładkę makowca poprosił ( czyli jednak kusicielką jestem) nie mówiąc już o tym że zachwycał się tortem makowym ( nawet nie wiedziałam, że jest wielbicielem tego ciasta ...mój małż bardzo lubi ten tort i w zasadzie upiekłam go jako " dowód" dzwięczności, za drugą część biblioteki). Dokładka była dla mnie łaskocząca, bo siestra robi bardzo dobre makowce i uczyniła je także w tym roku, a tu szwagierek bezwstydnie zachwycał się moimi. No dobra koniec o świętach, choć te jeszcze trwają...dzisiaj spokój, cisza, żadnych wysiłków...zapraszam was na spacer po Krakowie ( wy wirtualnie, ja zaraz wskakuję w buty i śmigam do parku).

No to cóż...pozostało mi życzyć wam dalszego, miłego ciągu świętowania. Ahoj!!!!

23 grudnia 2020 , Komentarze (35)

popieprzy. Ale miałam poniedziałek, jak mnie ustrzelił kręgosłup, to mnie wcisnęło na godzinę w kanapę, dosłownie. Ten mój kręgosłup mnie trochę pobolewał , ale zganiałam to na kilometry przełażone w Krakowie, w poniedziałek, zrobiłam kawę sobie i Marysi, przyniosłam nam po kawałku keksu do testowania ...podniosłam się po wszystkim z krzesła i aż krzyknęłam. Tak mnie przeszył ból w prawym naddupiu ( przy prostowaniu się) no ale jeszcze poszłam do wc i tam.....już miałam problem z rozprostowaniem się . Jakoś nóżka za nóżką dowlokłam się do kanapy, siadłam i......amba. Koniec...siadłam i za żadne skarby nie byłam w stanie się podnieść, a co tam ja ...dooopencja się nie chciała podnieść nawet centymetr nad welury. Tak przesiedziałam godzinę , sprawdzają ruchomość...w przód skłony ok, nogi do góry i na boki ok...tylko tyłek za cholerę nie chciał się podnieść i nie dało rady się spionizować. I modliłam się, żeby mi się siku po tej kawie nie zachciało. Marysia odebrała paczki od kuriera, i jeszcze za jej bytności udało mi się powstać. Sunąc powoli i dostojnie ( przechylona na prawą burtę) niczym  karawela Kolumba wpłynęłam na suchy przestwór kuchni i tam uczyniłam sernik i orzechową korę dla młodszego zięciunia. A kole 20 pojawili się stolarze i akcja " biblioteka" została zakończona. Drugi regał stanął na ścianie, pod skosem, na przeciwko schodów do mojej dziupli. Wczoraj rano pognałam zrobić pazury , ha pognałam to zbyt wielkie słowo. Szczeżuja mnie zawiozła, bo się trochę przestraszył jak zobaczył w poniedziałek w jakim jestem stanie. Nawet zasugerował, żebym nie szła spać do mojej sypialni, tylko została na dole. Ale mu podziękowałam za troskę i powiedziałam, że jakby co ...to zjadę po poręczy 😁. Jak wróciłam od pani Ewci to zrobiłam makowce, upiekłam tort makowy, poczekoladowałam piernik, wpadł niezwykle użyteczny siostrzeniec i przywiózł mi zamówione rybki...nie chciał kasy a w zamian wyjechał z kawałem keksu , nie chciał czekać aż czekolada na pierniku zastygnie i orzekł " przyjadę po świętach, na pewno jakieś resztki zostaną, coś wybiorę". Wieczorem jeszcze zrobiłam zrazy na świąteczny obiad ...właśnie się duszą i ugotowałam kompot z suszu. Dzisiaj obudziłam się o 4 , zrobiłam krem do tortu, przełożyłam go i ozdobiłam. Zrobiłam sałatkę jarzynową, chlebki razowe wyrastają, jutro zrobię ten z garnka i upiekę w Boże Narodzenie rano, bo on jednak jest najlepszy świeżutki, lekko ciepły. Teraz leżę, piszę sprawozdanie dla was i odpoczywam troszkę. Dzisiaj już tylko usmażę rybki i ugotuję wywar warzywny na barszczyk. Zresztą niedługo przyjedzie młodsza Paszczurzyca, ubierze choinkę. Jutro już tylko zamarynuję ziemniaki do pieczenia, upiekę kulebiaki,  zrobię surówkę do ryby i koniec. A nie...jeszcze racuchy, ale to jutro. Dobra koniec sprawozdawczości, przerwa na kawę i obrazki. 

No to miłych i mało męczących działań przedświątecznych. Koniec przerwy idę do kuchni ...aż się chce...za oknem piękne słońce. Ahoj !!!!

20 grudnia 2020 , Komentarze (28)

...nic mnie nie zeżarło, choć naruszyłam strefę osobistą , hłe,hłe,hłe, Podwawelskiego. Niestety, widać zleniwiał ze starości, albo i ta "śtucna" łowiecka go zadawala, bo nie rzucił się mię....prawdziwą, ognistą baraniczkę. No cóż...jego strata🐑. Zatem ...było cudnie, spotkanie z Ewcią i Mareczkiem, nawet sama,samiusieńka dojechałam do nich na Azory, przy okazji się dowiedziałam, że mam sypialnię o rzut beretem od Muzeum Narodowego, już ja to będę wykorzystywała, jak tylko odkluczą instytucje ( w tym te kulturalne, bardzo kulturalne). To było w poniedziałek popołudniu, zawiozłam urodzinowo rocznicową dobrą kawę, a do kawy moje ciasteczka, które poszły całkiem szybko. Ale...najbardziej ucieszył mnie tekst gospodyni, zwlekłam swą szatę...bardzo wierzchnią i słyszę " co ty ? urosłaś?" a za chwilę " nie, ty schudłaś" niewiasta nie widziała mnie pół roku, znaczy się jest ...nieźle. Ale wracając. Mareczek mnie odholował do przystani i umówiliśmy się na wtorkowe, wieczorowe łażenie po Krakowie. Oczywiście raniutko już śmigałam po znanej sobie okolicy, ale ja zawsze wypatrzę coś...nieodkrytego, przez mła oczywiście. Łaziłam do 14 a od 16 już łaziłam po Krakowie w duecie, poszliśmy wzdłuż Wisły, na Kazimierz ( kompletnie nieznanymi mi ulicami a i Kazimierz przemierzyłam po obcych mi do tej pory ulicach), wróciliśmy na Rynek a potem at chałupa. We środę korzystając z przecudnej urody dnia pognałam już sama drugim brzegiem rzeki ( czyli tuż pod zamkiem), oblazłam go dookoła, kawałeczek Plantami, gdzie natknęłam się na matematyków oraz pomnik Grażyny ( niestety chłopina obok to nie był Janusz), miałam kontakt z przemiłym Mikołajem i do tego " św" ( czytaj świetnym), od którego poza miłą rozmową dostałam dwa ostatnie jamiołki, wygrzebane z przepastnego worka mikołajowego ( plus foty, które oczywiście zaprezentuję). W ogóle miałam szczęście do mężczyzn różnej maści - a to mi trębacz, ten z Mariackiej wieży pomachał, ręką, ręką nie instrumentem, bo byłam jedyną osobą, pod wieżą, w dodatku fotografującą jegomościa, a to Mikołaj ze mną pogaworzył, czy wreszcie dostałam propozycję !!! przewiezienia mnie żółtym mini autobusikiem po Krakowie. Propozycji tej się oparłam ( o żywopłot podwawelski) i orzekłam, że nie skorzystam, bo pan by jechał zbyt szybko i ja bym nie zdążyła sfotografować cudów ( no może jakby pan mi rzekł , że przewózka gratis to bym się oddała rozpuście) 😁😁. Spytano mnie ( a to już przemiła pani w sklepie z cudeńkami szklano ceramicznymi) jak mi się podoba Kraków o tej porze, cóż, Kraków podoba mi się zawsze, bo go kocham i ciągle w nim odkrywam coś nowego, a brak liści na gałęziach odkrywa tajemnice. Ale tak poza tym ...smutno, jak chyba w każdym mieście w czasach zarazy. Moja dentystka zadzwoniła i prosiła " pani Beato" proszę przywieźć dużo zdjęć ozdób świątecznych ...szczególnie z Kazimierza. Kurcze ! jakich ozdób....Kazimierz wyjątkowo pusty i ponury, podobnie reszta, poza Rynkiem i przyległymi " sławnymi" uliczkami. No cóż...wiosną już będzie inaczej, mam obiecaną wyprawę do kościoła Bożego Ciała, podobno przepiękne i bogato " wyposażone" wnętrze. No ale dosyć marudzenia, pora chodzenia ( bo ja zaraz gnam do kuchni grzać bigosik i robić ciasteczka i keksy, piernik już nasiąka powidłami ).

I owym motywem świetlistego Laj(t)konika, kończę moją dzisiejszą pogadankę( a w zasadzie popisankę), lecę oddawać się rękodziełu a wam życzę miłej i mało męczącej przedświątecznej niedzieli. Ahoj! Ahoooooooooooooooooooooooj ( bo nie wątpię że wam ciut brakowało , owego energetycznego zawołania).

Ps. Ach zapomniałam, że jako rozpustnica niebieska , tuliłam się " bublicznie" do takiego oto przystojniaka : wysokiego, barczystego, ciepłego. 

12 grudnia 2020 , Komentarze (25)

...stoczona jestem 😭. Nie będę piła z moimi dziećmi ( szczególnie tymi młodszymi) koniec...oooo mamusiu alem popłynęła, a raczej ..uwinniłam się. Dobrze, że pojęcie kac jest obce memu cielu. Za żadne skarby nie dam się już tak podpuścić ogrodzę " zbiornik" na wino kratą i zamknę na kłódkę a kluczyk połknę😛. W ogóle, ponieważ " zmawiałam" się ze znajomą krakuską na spotkanie, to pognałam rano zakupić jej dobrą kawę. Wracawszy polazłam kupić haczyki do bombek oraz innych pierd...znaczy się ozdóbek nachoinkowych, dwa razy byłam w Aldim( którego mam niedaleczko, ale jakoś to nie jest mój ulubiony sklep)dwa razy kupowałam tego typu rzeczy ( przyssawki do szyb i już na nich wiszą gwiazdki i serduszka) haczyki do świetlnych łańcuchów (nic na nich nie wisi, ale pobawię się z tym jak wrócę) no a tych haczyków nie wzięłam nigdy. Wczoraj pognałam, po tym jak przedwczoraj nawlekałam cieniutkie niczym włosek niteczki do dzwoneczków , ooooooooo i jeszcze raz oooooooooooooooooooooooooooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!ileż nerwów ja straciłam, ile kobiet wiadomej konduity posłałam i to nie z winy astygmatyzmu czy innej ślepoty ale z winy pazurów....dla mnie hybryda jest zbawieniem no i ładnie wygląda ale zrobić cokolwiek tymi pazurami ...masakra. Tym razem nie mogłam węzełka zacisnąć no to po podwyższeniu sobie temperatury krwi niemalże do wrzenia, postanowiłam pójść i kupić. I polazłam i za niecałe 12 zł mam 150 haczyków i nie będzie już problemów z niteczkami, sznureczkami z plątaniem się ich przy zakładaniu czy zdejmowaniu, zaczepianiu o igiełki i tego typu. Spokój, nareszcie spokój sobie zafundowałam ( i satysfakcję bo wygrzebałam trzy ostatnie opakowania tych cudów). Ale ,ale jak podążałam z galerii ku domowi, to mijałam plac na którym panowie rozkładali jemiołę....akurat jedna mi wpadła w oko , więc z panami gadu gadu i ustaliłam, przede wszystkim cenę duuuużej jemioły na 40 zł, a poza tym ( ja bym jej nie przydźwigała bo dla mnie zbyt ciężka ) dogadałam się że Szczeżuja może przyjechać po jemiołę o każdej porze bo panowie tam koczują. Oddaliłam się nieco, wywlekłam smarkfona i dzwonię do tego oportunisty żeby mu powiedzieć co wynegocjowałam a ten osobnik męskopodobny wydarł się na mnie " nie mam czasu na żadne jemioły" i .......roscypił się. O żesz ty....ręcznikiem polerowany po potylicy. Przylazłam do domu i mnie natchnęła myśl.....palcem mnie natchnęła ani chybi środkowym, że przecież mi łódzkie Paszczury przybędą to ich przegonię po tę jemiołę. I tym natchnieniem ( ale bez palca) podzieliłam się z dzieciem. Przyjechali i stwierdzili że nie pojedziemy brum brum...tylko się przejdziemy bo to niedaleczko. Potem oczywiście zrobiłam akcję z wybieraniem jemioły i generalnie wyszliśmy z przeogromną jemiołą, która mi wprost " weszła na oczy" zaraz po wlezieniu na plac....bo stała cudnie oprawiona w stojaczek, oczywiście u mnie zawisła pod powałą, więc pan musiał ten stojaczek rżnąć ...dzieć mu trzymał lampę, omc zięć trzymał jemiołę a pan czynił masakrę przy użyciu piły łańcuchowej ( na szczęście nie teksańską ...masakrę czy też piłę). Przyszło do płacenia pytam się how much, no to pan mi 50 zł a ja od razu a dlaczego 50 jak umawialiśmy się na 40 ( co prawda oglądałam wtedy jemiołę o połowie gabarytów tejże) no to pan pojęczał ale humorystycznie i przystał na 40 . Wyleźliśmy z tym gigantem i udaliśmy się w stronę domu a dzieć jęczy ...mogłaś mu dać to 50 , na co ja ...mogłam...gdyby się uparł że za tą chce 50 to bym ustąpiła, ale ponieważ go omotałam ( niewątpliwie urokiem osobistem i potokiem słów - to jest najlepsza taktyka, zagadać przeciwnika) i zgodził się na 40 to dostał 40 a ty zarobiłaś dychę ( bo dzieć " rozmieniał" moją 50, którą wzięłam na zakup). Przyszliśmy do domu i po pierwszej szklaneczce wina ( chilijskiego shiraza) dzieć wlazł na drabinę i ściągnął starą jemiołę, a potem drugi dzieć wlazł na opróżnioną drabinę i powiesił świeżutką. I moje maleństwo prezentuje się tak :

Powiem wam, że nie wiem czy uda mi się kiedykolwiek przebić tego rekordowego malucha....bo zaprawdę jest imponujący( swoją drogą małżowi kopara opadła jak zobaczył ją już po " wykonaniu egzekucji" czytaj - powieszoną) 

A teraz tradycyjnie foteczki, ale te już z innej beczki, tudzież pary kaloszy🤣🤣


No dobrze, dobrze, kończę już tę moją dzisiejszą pisaninę, bo się w niej rozpuściłam niczym Sienkiewicz, siedzący na Latarniku przed Potopem😜.Zatem życzę wam miłej ( i mało pracowitej) soboty. Ahoj!!!!!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.