i poszłam spać dzisiaj, tak się zaczytałam, dawno mi się to nie przytrafiło. To znaczy pójście spać " dzisiaj" , ale zaczytanie w dwóch książkach też. Najpierw skończyłam trupią farmę, to książką o sławnym ośrodku badań nad zwłokami . A jak już skończyłam to " dzieło" to zaczęłam następne z mojego książkowego folderu. Pod " nóż" nomen omen poszła " chemia śmierci" dobra...dobra.... wciągająca. Prawidłowo wytypowałam morderców...gdzieś w połowie książki.
Słowo " oświetlenia" po pierwsze uwielbiam kryminały ( jedynym gatunkiem książki, którego szczerze nienawidzę są romanse), po drugie w czasie wielkich marzeń o medycynie, poza chirurgią w grę wchodziła jeszcze patologia. Zresztą praca na chirurgii też zrobiła swoje i oswoiła mnie z pewnymi widokami i zachowaniami.
Tak więc pochłonęłam książkę w trymiga i okazało się, że było już dzisiaj, jeszcze otworzyłam sobie kolejną pozycję do lekturzenia, ale to już jest powrót do Pilipiuka, więc będzie bardziej rozrywkowo.
Poranek przywitał mnie mżawką, no i muszę z tego powodu zmienić moją koncepcję odzieżową, bo przecież po 15 będę zmierzała ku florenckiej galerii Uffizi ( co prawda w mojej mieścinie) i moja biała , podkreślająca moją anielską słodycz, dobroć i niewinność koncepcja, bierze w łeb...byłabym uchlapana po sam skraj kurtki antyopadowej. Chyba pójdę w " alternatywę czerni" czyli granaty.
Mimo mało sprzyjającej aury życzę wam udanego dzionka i lecę pod prysznic...wypilinguję się, wybalsamuję ( takie mumifikowanie świetnie wpływa na poprawę mojego humoru, bo roztaczam kompletnie nie śmiertelny zapaszek, a kwiatowy) nałożę maseczkę , a potem się wypindruję i polecę podbijać świat....mam dzisiaj godną rywalkę ....Wenus
Ahoooooooooooooooooooj