Witajcie
Myślałam, że nie było mnie od piątku, a to się okazuje...że od środy. Szok...jak ten czas zapiernicza. Na początku dodam, że nie poddałam się. Walczę dalej. W tym tygodniu zaliczony spadek 0,6 kg. Od 1 października minus 2 kg. Jest dobrze, nie mam co narzekać. Cały czas liczę kalorie. W tym tygodniu wpadły 3 treningi ( co uważam, za duży sukces) Środa rower 40 minut- 14 km, sobota rower 40 minut- 15 km i dziś rower 30 minut 10 km :)
Nie będę Wam wstawiała od środy co jadłam, ale wstawię z dziś.
I posiłek: chleb z sałatą, szynką i jajko na twardo
II posiłek: arbuz, winogrono
III posiłek: boczniaki plus chleb
IV posiłek: ciasto pleśniak , jabłko
V posiłek: serek homogenizowany, maliny
Całkiem spoko jedzonko ;) Boczniaki chodziły za mną od dłuższego czasu. Zjadłam z apetytem. Nawet dobrze się po nich czułam. Starałam się, jak najbardziej odsączyć z tłuszczu. Ciasto zjadłam, bo miałam ochotę ;) Nie ma co płakać. Cały miesiąc nie jadłam. Chipsów nie jadłam też od 1 października. Co bardzo mnie cieszy.
Uważam, że październik idzie mi całkiem dobrze. Do końca miesiąca 11 dni, można jeszcze coś zdziałać. O ile nie przyjdzie okres.... a zbliża się :( czuję, to w kościach. No nic, nie ma co narzekać, tylko iść przed siebie.
Pamiętaj, aby się nie poddawać. Działaj, idź do przodu...Trzymam za Ciebie kciuki, oby nowy tydzień był pozytywny. Powodzenia. Pozdrawiam :) :*