Właśnie jak to jest? Czy Nasze relacje z dzieckiem mają wpływ na Jego dorastanie? Wydaje mi się,że mają...A jak to działa? Otóż bardzo prosto. Wyobraźmy sobie,że Nasi rodzice Nas tylko poniżają, uważają,że jesteśmy do niczego,że nic nie osiągniemy w życiu...To myślicie,że takie dziecko będzie do czegoś w przyszłości dążyło? Nie...takie dziecko będzie myślało,że z góry jest skazane na porażki.
Wczoraj właśnie naszła mnie taka refleksja...A właściwie dziś w nocy, gdy siedziałam przy chorej córce...Uświadomiłam sobie,że moje słowa mają ogromną moc. A jakie to słowa? To jak się zwracamy do dziecka. Np. gdy dziecko się przewróci,a My powiemy Ty niezdaro. Lub gdy dostanie jedynkę ze spr. powiemy innym poszło lepiej mogłeś/aś się postarać. Tak to jak się zwracamy do dziecka ma znaczenie. Dotarło to i do mnie. Tzn. nie to żebym nie wiedziała,ale jakoś nigdy tego do siebie nie brałam. Teraz wiem,że trzeba ważyć słowa kierowane do dziecka. Bo takie przykre słowa na długo pozostaną w głowach dziecka...
Dlaczego o tym piszę, bo zdałam sobie sprawę,że nie zawsze mamy tego świadomość jak zwracamy się do dzieci. Nie, nie uważam siebie za cudowną matkę...Mam wiele wad jak i My wszyscy, bo nie ma idealnych ludzi. Ale potrafię przyznać się do błędu...i staram się naprawiać swoje błędy, na tyle na ile to możliwe. Wiadomo gdy dziecko Nas porządnie wpieni, to nie panujemy nad słowami...I tu jest błąd... Nie ja nikogo pouczała nie będę, ale chciałam tylko przestrzec przed Naszą nieświadomością słów. Bo za jakiś czas może się to okazać Naszą porażką wychowawczą.
Każdego dnia staram się naprawiać moje błędy...i te słowne też. Nie raz w złości powiedziałam coś, czego dziś żałuję. Tylko,że nawet gdy powiedziałam dziecku lub wykrzyczałam coś złego,zaraz przepraszałam. Nie da się z dnia na dzień zmienić człowieka...To co się psuło przez lata nie naprawi się w jeden dzień, jeden tydzień, jeden miesiąc...
Dlatego taka moja rada zwracajcie na słowa kierowane do dzieci.