Wczorajszy dzień był intensywny i szybko minął. Posiłkowo hmmm nie liczyłam kalorii, tzn rano tak, a potem popłynęłam. Tzn nie było jakoś kalorycznie, wręcz zdecydowanie za mało :( Ale to długa historia. Aktywność była
Rowerek udało się, pokręcić , zanim wybuchła burza ;) Woda wypita. Także ogólnie dzień na plus...
Niedziela...mija spokojnie, bez burz :) Mimo kaszlu udało się zrobić trening
Dziś hula hop i rowerek. Nawet dziś na rowerku zrobiłam km więcej niż wczoraj...w tym samym czasie ;) Zaczęłam też zumbę.... bo młoda puściła i ćwiczyła...ale jak chwycił mnie kaszel :( To myślałam, że płuca wypluję. No i zrezygnowałam. Nic na siłę. Cieszę się,że chociaż tyle się udało, w przerwach między jednym a drugim kaszlem :( Woda ładnie wypita, posiłkowo dzień wygląda tak:
ŚNIADANIE: chleb z ziarnami, wędlina, ogórek
II ŚNIADANIE: kawka, kiwi, ciasteczko od dziecka ;)
OBIAD: ziemniaki, jajko sadzone, buraczki
DO FILMU PRZEKĄSKA : czipsy ziemniaczane, orzeszki
KOLACJA: granola, jogurt ananasowy
Razem wyszło 1891 kalorii , spalonych 338. Jestem zadowolona z dnia dzisiejszego ;) Kalorie policzone, wszystko ładnie wyszło :)
Mam nadzieję, że Wasz weekend też miło spędzony ;) Bez obżarstwa ;) Nie poddajemy się, walczymy, działamy. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru i miłego nowego tygodnia :) Pozdrawiam :) :*
Nastał nowy miesiąc, mamy kwiecień. Trzeba ten miesiąc dobrze wykorzystać. Planów jako takich nie mam. Standard- woda. Aktywność- jeśli dam radę. Słodycze-starać się nie rzucać na nie. Także nie ma jakiś wielkich planów. A jak u Was, są plany?
Rano standard zawiezienie dziewczyn. Potem małe zakupy z mamą, bo auto miałam, więc aby mama nie dźwigała. Potem odbiór M i dziewczyn i do domu. W drodze powrotnej wstąpiliśmy na obiad ;) Hmmm no to jak dzień wygląda posiłkowo?
ŚNIADANIE: kanapka z serkiem delikate, szczypiorek
II ŚNIADANIE: owsianka, dżem truskawka-jabłko, morele, orzechy nie solone, dwa cukierki
OBIAD: zapiekanka tzn ten kawałek
KOLACJA: gniazdko, kawka
Śniadanie małe bo na szybko. Na szczęście II śniadanie było syte. Obiad w biegu właściwie :( a kolacja hmmm ciastko kupione rano. Nie zdążyłam zjeść i padło na kolację ;) Czy jestem zła? Nie. Bo ładnie zadziałałam z aktywnością
Rowerek 15 minut ( 6 km)
Hula hop 10 minut
25 minut i myślałam, że ducha wyzionę ;) Dosłownie. Dodatkowo ładnie kroki wydreptałam, bo już mam na liczniku 16785 :) Także jestem zadowolona, dodatkowo woda dziś 2 litry ;) Spijam.... być może na mróz ;) Nie wiem :)
Dzień uważam za udany, mimo że kaszel nie odpuszcza. Dziś rano myślałam, że oczy mi z orbit wyskoczą :( Tak się dusiłam. Dobre pół godziny duszenia, aż do wymiotowania.
Nie poddajemy się, walczymy, działamy. Trzymam kciuki za Was kwiecień i Wasze postępy. Powodzenia. Spokojnego weekendu. Pozdrawiam :) :*
Tak, to ten dzień... ostatni dzień miesiąca. Nie wiem kiedy to zleciało. Dopiero były jedne święta...a tu zaraz drugie. Nocka w miarę przespana, rano mnie strasznie dusiło...aż oczy z orbit wychodziły. No ale ogarnęłam co miałam ogarnąć. Dziewczyny zawiezione do miasta, ja wróciłam. Wstawiłam pranie, troszkę ogarnęłam. Oko mi troszkę uciekło ;) Udało mi się zrobić trening.... Hmmm co prawda tylko 10 minut....ale ledwo i to dałam radę.
Rowerek stacjonarny ;) 10 minut :) ciężko było ale dałam radę, chociaż tyle. Widzę, że na spokojnie będę wracała z aktywnością. Tak na marginesie, to nowy sprzęt do ćwiczeń ;) prezent od M :) hahahah Posiłkowo dzień wygląda tak:
ŚNIADANIE: owsianka, jabłko, dżem malinowo-jabłkowy z Allutrition
II ŚNIADANIE: czipsy, czekolada bąbelkowa miętowa, kanapka mleczna
OBIAD: leczo z serem, plus chleb
Kalorii wyszło niewiele, ale po owsiance byłam syta, a i leczo mnie dopchało na obiad ;) Więc na kolację tylko kawka, bo nie mam na nic ochoty. Owsianka smakowała nieziemsko ;) Dawno jej nie jadłam i pewnie dlatego ;) Muszę do niej wrócić :) Woda dziś ładne wypita. Kroki średnio bo póki co mam tylko 7325 i dużo więcej nie będzie.
I przyszedł czas na podsumowanie marca. Wagowo mniej o 0,4 kg bez szału...ale zawsze mógł być wzrost ;) reszta wygląda tak
Treningów było mało bo tylko 8. Woda 31 dni. Nie narzekam idę dalej, po swoje. Ale patrząc na luty a marzec....To marzec wygląda zdecydowane lepiej. Więcej treningów, no i spadek zaliczony :) Także spinam pośladki i idę dalej.
Troszkę mnie przeraża ten czas... Bo założyłam sobie rok temu, że do 40-stki schudnę do 58 kg. I co????? Kiepsko mi to idzie. Zaraz zostanie mi tylko rok, bo 15 kwietnia kończę 39 lat :( Załamało mnie to troszkę. No nic głowa do góry i trzeba działać, nie marudzić ;) :D Zostało 8,3 kg, musiałabym chudnąć 0,6 kg hmmm Dobra nie ma co gdybać ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać ;) Działamy, walczymy. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Dziś już środa...a gdzie wtorek? Nie wiem, przeleciał przez palce. Dosłownie. Wczoraj jak padłam o 10, to wstałam o 14. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Baaaa nie tylko ja bo i M. Jego też zmogło.
Środa mija spokojnie, można tak powiedzieć. Rano rozwiozłam dziewczyny. Niestety nadal mamy jedno auto :( Dobrze, że M pojechał w trasę, to łatwiej.... ale co z tego... ja powinnam leżeć. A dziewczyn nie ma kto zawieźć :( Zawiozłam, wróciłam do domu. Ogarnęłam to i owo. Zanim się obróciłam była 15 i czas po dziewczyny.
Dziś udało się policzyć kalorie. Może nie ma szału posiłkowo, ale w chorobie.... nie zawsze się chce jeść.
II ŚNIADANIE: jabłko, banan, czipsy, ptasie mleczko
OBIAD: leczo z serem i buła ;)
KOLACJA: jogurt skyr i maxi king ( do wczoraj ważny-musiałam zjeść, nie lubię wyrzucać)
Tak, to wszystko wygląda w dniu dzisiejszym. Jak nie trudno się domyślić, ogólnie aktywności brak. Woda pita. Nawet już wrzuciłam wyzwanie z wodą na kwiecień-zapraszam :)
Zaraz usiądę i ułożę jadłospis na jutro. Coś tam już ułożyłam, ale muszę jednak zmienić ;) Może u Was coś ciekawego wypatrzę :) Tak jak u jednej z Was leczo ;) tara55 hihihi dziękuję za pomysł na obiad ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Idziemy po swój cel. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Niedziela minęła raz dwa, w łóżku. Także nie ma co pisywać. Piłam dużo i wody i herbat.... A dzisiejszy dzionek? Zaczęłam od duszenia się ....potem szybko ogarnięcie śniadań, pobudki i do szkoły. Dziś kierowcą był M, a ja w tym czasie... próbowałam się dodzwonić do lekarza. Dzwoniłam hmmm tylko 163 razy i szybciej dojechałam do przychodni :D Takkkkkk dojechałam do przychodni, wchodzę i sobie myślę...pewnie pani mi powie, że już nie ma miejsc....albo że najbliższy wolny numerek jest na godzinę 12 ( a ja weszłam do przychodni o 7.50) Przyszła moja kolej, podchodzę do okienka, mówię do jakiego lekarza....a pani, że nie ma bo jest na urlopie... hmmm to mówię, obojętnie do kogo poproszę. I pani do mnie na 8.00 do tej i tej pani doktor :) Hmmm jakież było moje zdziwienie.... bo tylko 10 minut czekania ;) Mówię, bez zastanowienia " oczywiście, poproszę" Chwilę zaczekałam i przyszła pan doktor. Zbadała i dała L4 leżące :( Ostre zapalenie gardła górnych dróg oddechowych :( Dzwoniłam też na rehabilitację, bo zaczęłam tydzień temu ale w tym nie pójdę. Pani powiedziała, żebym zadzwoniła pod koniec tygodnia i umówiła się na odrobienie. Szacunek za wyrozumiałość. No lipa....
Lipa... bo M właśnie się rozkłada :( I problem jak tu teraz dziewczyny ogarnąć.... Kurde.... na prawdę?????? No jak się wali to na całego. No nic jutro będziemy myśleć, co dalej. Jak to ogarnąć. Oczywiście kto asystował? Ja. Ja herbatkę, jak do jedzenia ...a podobno mam leżące zwolnienie :( Moja córka pomagała, ale chciałam aby córka M troszkę wyszła od siebie z inicjatywą pomocy.... Niestety mogłabym czekać i czekać. Nie wpadła na to, że miło byłoby zrobić ojcu i mi herbatę lub coś do zjedzenia...albo chociaż zamieść podłogi. Ogarnęłam to sama... bo byśmy byli o suchym pysku i głodni. No nic, życie.
Posiłkowo dzień wygląda hmmm nijak. Aktywności brak. Woda ładnie pita. Jak dam jutro radę to wrzucę nowe kwietniowe wyzwanie z wodą ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam
Czas na małe wyjaśnienie, dlaczego mnie nie było. Zacznijmy od soboty i niedzieli, to były dni kiedy poświęcałam czas młodzieży. Nie istniał internet, to był czas dla nas. Poniedziałek zaczęłyśmy od nocki u rodziców. W zasadzie to już w niedzielę wieczorem M nas zawiózł. On jechał w poniedziałek o 4 na rozładunek( a dalej mamy jedno auto) I głupotą byłoby gdybym budziła o 3 dziewczyny i jechałybyśmy do rodziców. Dlatego w niedzielę wieczorem do rodziców. I tak byłam u nich od niedzieli do piątku. Fakt miałam auto dla siebie, ale zdecydowałyśmy że zostaniemy. Dziewczyny mogły też dłużej pospać ;)
Zaczęłam od poniedziałku rehabilitację. Niestety w czwartek popołudniu coś mnie brało. W piątek już nie byłam w stanie iść na rehabilitację. I tak mnie trzyma. Teraz troszkę lepiej się poczułam więc postanowiłam do Was napisać. Ale mało tego, że mnie choróbsko wzięło...to wczoraj córka dzwoniła ze szkoły, że źle się czuje...Zwolniłam ją z 4 godziny lekcyjnej ( bo tyle wytrzymała) przyszła do rodziców, mierzę temp...a tam 38 :( Szybko proszki, bo to miałam. Przez najbliższe 4 godziny temp nie spadała. Tata pomógł mi zanieść do auta nasze torby. I pojechałyśmy po M na firmę i córkę M do szkoły szybko do domu. Czułam w drodze jak się pocę... Zresztą teraz też się pocę jak 🐷🐷. Po nocy byłam zlana potem. Klatka piersiowa boli przy kaszlu.. Masakra, już dawno tak źle się nie czułam.
Młoda hmm temperatura spadłą, do stanu gorączkowego...zawsze to lepsze. Nie wiem jak będzie jutro. Dziś przeleżałam większość dnia, chociaż jak na leżenie udało się już wydreptać 6990 kroków ;) Więc może uda się te 10 tyś zrobić. Oczywiście nic na siłę. A kroki robię, bo chodzę na górę do młodej do pokoju...więc kroki się nabijają.
Jeśli chodzi o jedzenie.... szału nie było, ale tragedii też nie. Co prawda przez ten czas u rodziców, nie liczyłam kalorii, co odbiło się na wadze, ale zgubię. Woda pita. Jeśli chodzi o aktywność, to jest ok. W poniedziałek zrobiłam 21697 kroków, wtorek 21462, środa 16544 i kręciłam na rowerku 50 minut, czwartek 24316 kroków i 60 minut rowerek. Także nie było przez ten czas leniwie :)
To byłoby na tyle w dniu dzisiejszym :) Wam życzę dużo zdrówka i spokojnego weekendu :) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Pozdrawiam :) :*
Jak dobrze, że to już weekend ;) Teoretycznie , bo były plany i trzeba je zmienić. Bez auta hmmm nie ma planów ;) Dziś wstałam o 5, jakoś spać nie mogłam. Chyba jeszcze trzymały mnie wczorajsze emocje. Chwilę poleżałam, wstałam, poszłam do sklepu, pokręciłam hula i zabrałam się za śniadanie.
Obudziłam dziewczyny, One jadły śniadanie a ja? Ja szybciutko zrobiłam żurek oraz bigos na krótko ;) Także jak jutro M wróci, będzie obiad :D W międzyczasie wstawiłam pranie, poszłam po drewno. Już na liczniku mam 12819 kroków ;) Coś tam jeszcze dojdzie, bo młoda godzina :) Wczoraj dobiłam do 17029 kroków. Aaaa przypomniało mi się odnośnie snu
Dla porównania po lewej z wczoraj sen głęboki godzina i 5 minut...a z dziś? 24 minuty głębokiego snu :( Masakra. Posiłkowo dzień wygląda tak:
ŚNIADANIE: bułka z ziarnami, pasty z Lidla które macie na zdjęciu obok ;)
OBIAD: skrzydełka a'la kfc z piekarnika plus sos majonez-ketchup
Łącznie wyszło 1990 kalorii, spalonych 377 kalorii. Woda ładnie pita. Trening hula hop 40 minut :) Dziś także postanowiłam się zmierzyć ( bo ważę się i tak codziennie) Od poniedziałku spadek 1 kg :) a po miesiącu 12 cm mniej ( w talii 3 cm, na wysokości pępka 1 cm, brzuch pod pępkiem 3 cm, biodra 1 cm, uda 2 cm, łydka 2 cm) Także jestem z siebie zadowolona. Wiadomo, mogłoby być lepiej...ale jest dobrze. To daje mi powera do dalszej walki, działania :)
Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Działamy, idziemy po swoje ;) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia.... bo weekend nadchodzi ;) Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam ;) *
Nie tak miał wyglądać dzisiejszy dzień. Ale do brzegu... Rano wszystko ok. Wstałam przed budzikiem, ale nie przeszkadzało mi to. Wyspałam się. Snu głębokiego miałam godzinę i 5 minut. To bardzo ładnie, bo wczoraj głębokiego snu miałam aż całe 30 minut. Wstałam, ogarnęłam co miałam ogarnąć, porozwoziłam dziewczyny. Pojechałam z mamą do sklepu, potem do rodziców na kawkę. Poczekałam u rodziców jakąś godzinkę, na młodą i do domu... Ruszyłam zadowolona, jadę bez problemu. Rozmawiamy sobie z córką....Nagle na skrzyżowaniu samochód stanął. Pedał sprzęgła wpadł. Biegi ani rusz... Ja zdenerwowana, bo stoję, na środku skrzyżowania... Udało się odpalić, ruszyć... ale kawałek. Stanęłam w bezpiecznym miejscu. Zadzwoniłam do szefowej drugiej panny, aby ją zwolniła do domu. Powiedziałam, że nie będzie miał kto jej odebrać. Zgodziła się i pojechałyśmy do domu....Tzn pojechałyśmy to za dużo powiedziane. Ruszyłam na pierwszym biegu, potem bez sprzęgła wcisnęłam drugi bieg....i tak się kulałam 20 na godzinę ;) Najgorzej było pod górkę, bo nie miał mocy :( Ale to jeszcze nic.... chwile grozy przeżyłam gdy dojeżdżałam do przejazdu kolejowego... Auto jechało wolno, bo wolno, ale się kulało. Jednak w pewnym momencie stanął. Kurdę, nie macie pojęcia co ja wtedy czułam.... Na szczęście udało się jakoś ruszyć, gazowałam samochód, aż się kurzyło. Byle zjechać z torów. I znowu zgasiłam, odpaliłam samochód, ruszyłam.... i tak łącznie jakieś 8 km z prędkością 20 km/h. Kawałek przed domem, zatrzymałam się w zatoczce, dziewczyny wysiadły i poszły szybko otworzyć mi bramę. I tu znowu "schody"... Tuż przed skrętem do domu, stanął mi samochód. Zatarasowałam drogę. Masakra. Znowu odpaliłam z kopyta i jak wparowałam na podwórko... oj to było coś strasznego. Co dziś przeżyłam. Najważniejsze, że dojechałyśmy całe. Ale to nie oznacza, że ciśnienie mi się podniosło. Humor, brak humoru. Jest złość, wściekłość.
Dlaczego złość, wściekłość... bo jeden samochód już mamy w garażu... też sprzęgło... padło. I teraz jestem bez samochodu, na wsi :) I bez pomocy. Także jutro robię wagary dziewczynom. Siła wyższa.. Dobrze, że jutro piątek. Do tego się dowiedziałam, że M który miał być jutro w domu... nie będzie... Bo koledze w Niemczech zepsuł się tir :) I On wraca po kolegi naczepę... i może w domu będzie w sobotę.. jak dobrze pójdzie ;) Hehehehe Także same rozumiecie moją złość, wściekłość ;)
Cieszę się, że nie rzuciłam się na jedzenie... Ja wiem, jest dopiero godzina 18.30 więc wszystko może się zmienić. Jednak postawiłam sobie koło laptopa wodę, herbatę i kawkę rozpuszczalną ;) Liczę, że to pozwoli mi opanować emocje ;) i nie rzucę się do lodówki, szafki :D Trzymajcie kciuki :) Posiłkowo dzień wygląda tak
ŚNIADANIE: chleb z wędliną, rzodkiewką
II ŚNIADANIE: jabłko, musli i jogurt. batona nie zjadłam, dlatego jest skreślony. Zamiast batona zjadłam do musli ptasie mleczko ( nowy smak mascarpone z maliną-raj w gębie-polecam)
OBIAD: makaron podsmażony z szynką, serem plus ketchup
Kolacji brak, bo późno był obiad. Łącznie kalorii wyszło1870 a spalonych 519. Woda ładnie wypita. Trening, może to za dużo powiedziane... Ale pokręciłam hula hop 30 minut, zaraz jak wróciłam do domu ( aby rozładować emocje) Udało się troszkę. Z krokami ładnie wyszło bo mam już ponad 16 tyś ;) Troszkę pewnie jeszcze dojdzie, ale póki co ładuję opaskę ;)
To chyba byłoby na tyle. Aaaa nieeee ;) Waga rano pokazała znowu spadek, ciekawe na jak długo ta tendencja się utrzyma. @ trwa...ale spadki są ;) To mnie cieszy. Oby tak dalej. Pamiętajcie aby się, nie poddawać. Walczymy, działamy. Nawet jak upadniecie, powstańcie i idźcie dalej, po swoje. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* :)
Dziś już środa...a wtorek? Gdzie się podział wtorek ;) Przeleciał przez palce, nawet nie wiem kiedy. Rano dzionek, spokojny. Najpierw z młodą na bilans. Nasłuchała się tylu komplementów od pani doktor, że na skrzydłach poszła do szkoły ;) Dała radę kolejny dzień. Po lekcjach wizyta u psychiatry. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się, przepisał leki, kolejne zaświadczenie do szkoły, minęło 40 minut, wziął 200 zł i koniec wizyty :) Do domu późno dotarliśmy, bo około 18. Chwilę się pokrzątałam i zawoziłam M na firmę. Odwiozłam i wróciłam do domu o 21 :( padnięta. Szybki prysznic, opłacenie rachunków i spać ;)
Dzisiejszy dzionek pozytywny od samego rana. Mimo, że wstałam godzinę szybciej niż budzik... Koty mnie obudziły. Tak to jest jak ma się kotkę ;) Wstałam ogarnęłam, co miałam ogarnąć. Obudziłam dziewczyny, pojechałyśmy do miasta. Jedna na praktyki, druga do szkoły. Ja szybko na zakupy ;) Potem razem z mamą zrobiłyśmy obiad. Czas miło zleciał. Młoda wróciła ze szkoły, zjadła obiad. Posiedziałyśmy do 18 u rodziców, potem po drugą pannę i do domu. Szybciutko kolacja i pranie, mycie garów, napalenie w kominku i teraz mogę usiąść spokojnie ;) Posiłkowo dzisiejszy dzień wygląda tak:
ŚNIADANIE: chleb, wędlina, ogórek
II ŚNIADANIE: mus, jabłko, baton nugat-mięta
OBIAD: makaron w sosie pieczarkowym z filetem, batonik od mamusi ;) nie planowany :)
KOLACJA: naleśniki z kremem caffe latte plus borówki
Razem wyszło 1621 kalorii/2834 spalonych 649 kalorii ;) Jestem zadowolona z jadłospisu dzisiejszego :) Ten krem to sztos, polecam bardzoooo . Kupiony na stronie SFD :) Aktywność chodzenie, dziś kroków póki co 18192. Wczoraj było 22796 kroków ;) Także jest dobrze. Waga dziś mnie zaskoczyła i to bardzooo :) Póki co nie napiszę ile jest, poczekam do soboty :) Woda ładnie pita :)
Pamiętajcie aby się nie poddawać, walczymy, działamy. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam
Poniedziałek nowy tydzień, nowe nadzieje...hmmm może po dzisiejszym menu nie liczę na wiele ;) Ale @ rządzi się swoimi prawami. Ogólnie dzionek nawet pozytywny, bez szaleństw ale może być. Co prawda @ troszkę mnie ograniczyła ruchowo, bo pierwsze dni u mnie są kiepskie. Jednak udało się wydreptać już 15131 kroków , dużo więcej nie będzie bo opaska się właśnie ładuje.
Młoda znowu cały dzień w szkole, a jutro rano ma bilans i kolejna wizyta u psychiatry. Zobaczymy czy zmieni leki, czy dawkowanie. Pogoda dziś ładna wiosenna, ale zdradliwa. Raz ciepełko na słonku, a w cieniu chłodno. Raz bez czapki, a zaraz zakładałam ;) Treningu brak, poza krokami. Woda ładnie wypita :) A jak dzisiejsze menu wygląda?
ŚNIADANIE: chleb z ziarnami, serek łaciaty śmietankowy
II ŚNIADANIE: morele, sernik i kawka u rodziców
OBIAD: kfc Kolacji brak, bo zapchałam się kfc a i kalorii sporo wyszło...przez serniczek brata i obiadek w kfc ;) Na zdjęciu jest herbatka, o której pisałam. Ne to abym wierzyła, że to magiczna herbatka odchudzająca.... ale ja lubię takie ziołowe herbaty. Ta fajnie gasi pragnienie ;) Przez kilka dni piłam 2 razy dziennie, ale zdarza się że wypiję 3 razy dziennie. Obecnie jest do kupienia w Biedronce za jakieś 6 czy 7 zł.
Razem dziś wyszło 2124 kalorie/2642 Spalonych 444 kalorii. Wiem nie ma szału, ale nie ukrywam, co jem. Co zjadłam, to zapisałam policzyłam, fotki cyknęłam ;) Liczę, że jutro będzie lepiej ;) Aj podczas okresu kobieta jest bardziej narażona na pokusy ;) słodycze itp ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Działamy, nawet jak upadniemy, idziemy do przodu. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :*