Nadszedł piątek....hmmm a w zasadzie dobiega końca i zaczyna się weekend. Ja go nie mam, tzn nie mam takiego jaki bym chciała. Jednak ogarnę i to. Nie planuję nic, idę na żywioł ;)
Rano załatwianie spraw. Udało się, wszystko pozytywnie załatwić. Pogoda dopisała, ciepło, co sprzyjało chodzeniu pieszo ;) Od urzędu do urzędu ;) I tym sposobem udało się na chwilę obecną wydreptać 15541 kroków. Woda ładnie pita, jedzenie? Wygląda tak:
I posiłek: chleb plus czarny ozorowy i musztarda ( uwielbiam)
II posiłek: ziemniaki, schabowy z fileta z piersi kurczaka, czerwona kapusta
III posiłek: baton ( średni, zjadłam połowę) winogrono, krążki o smaku pizzy, chipsy i kawa z syropem dyniowym
IV posiłek: lane kluski, truskawki, winogrono ( ajjjj niebo w gębie, chodziło to za mną, od tygodnia :) i kawa mrożona
Zadowolona z dzisiejszych posiłków :) Nie było podjadania, co bardzo mnie cieszy :) Dziś jest 8 dzień, kiedy to cykam fotki i pilnuję posiłków. Bardzo mnie to cieszy, że trwam. Chociaż dziś już myślałam, że polegnę. Udało się jednak przetrwać. Jak długo się uda? Nie wiem. Nawet jak upadnę, powstanę i pójdę dalej.
Pamiętaj i Ty, nie porównuj się do innych, rób swoje. Nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej, rób swoje. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Udanego weekendu :) Pozdrawiam :) :*
Kolejny dzień za nami i kolejny dzień przybliża nas do końca roku... Już 94 dni zostało, szok. Dzisiejszy dzień znowu cały w nerwach, tzn wczorajszy wieczór też w nerwach. M pojechał wczoraj w trasę...około 23ej dzwoni, że dalej nie jedzie... że wraca do Torunia. Samochód się zepsuł.. tzn sprzęgło. Dojechał na małym sprzęgle, na warsztat. Nad ranem wrócił do domu i spać. Ja ogarnęłam młodzież, szybkie zakupy, powrót do domu i cisza.... bo M śpi. Zrobiłam co miałam zrobić w kuchni, na podwórku... aby M się wyspał. Po obiedzie rzuciłam hasło, żeby M wyjął mi odkurzacz, bo chcę odkurzyć samochód... Hmmm myślałam, że pomyśli, że to żart hahah a On wyjął odkurzacz, zaczął odkurzać jeden samochód.... a potem ja dołączyłam i zaczęłam drugie odkurzać :) Przy okazji M mi pomógł :) Aj jak miło wsiada się do czyściutkiego auta hihihi ale nie długo...
Jeśli chodzi o trening hmmm kroki ale nie jakoś szałowo... na spokojnie ponad 11 tyś. Nic dziwnego cały dzień na dupce, właściwie. Ale dziś spisałam sobie kroki od początku września i wygląda to tak :
Trzy dni lekko powyżej 10 tyś. Także całkiem ładnie prezentuje się miesiąc. Posiłkowo dzień wygląda tak:
I posiłek: tosty z serem, szynką, ogórek
II posiłek: kawa pumpkin spice latte, ciasto morelowe, winogrono i jabłko ( dziś światowy dzień jabłka)
III posiłek: chlebek z kolendrą i czosnkiem a'la pita z kurczakiem, miksem sałat, pomidorem, ogórkiem, cebulką prażoną i sosem ketchup-majonez
IV posiłek: grzanki czosnkowe, sokoliki, papryczka nadziewana serkiem, nektarynka oraz snaki ryżowe wasabi... oj pikantne ;) plus kawka pumpkin spice latte
Dzień mimo wszystko na plus, pomimo zawirowań. I weź tu człowieku zaplanuj coś.... drugiej połówki miało nie być... miałam plan, a tu lipa hahah Ale tak na poważnie, mi to nie przeszkadza :) Każdy zrobi swoje, co ma robić i tyle. Jedynie bardziej obiady muszę ogarniać, niż jak go nie ma :) Jedyny minus, ale i z tym dam radę.
Czas pomyśleć nad jutrzejszym menu. Przy okazji jutro parę spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że wszystko uda się załatwić pomyślnie. Czy cieszę się na myśl o weekendzie? Nie, bo ja wolny będę miała dopiero 15 październik ;) Więc póki co robię swoje i staram się nie myśleć za dużo, bo inaczej zwariowałabym.
Pamiętaj, aby się nie poddawać. Rób swoje, nie patrz na innych. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Pozdrawiam :*
Środa minie, tydzień zginie... oj to prawda. Dzisiejszy dzień znowu w biegu, ledwo co się obudziłam, a tu zaraz trzeba iść spać. Jutro powinno być lżej, ale się okaże...
Ogólnie dzień na plus. Trening hmmm kroki i dzień w biegu mogę, uznać za trening. Ponad 14 tyś jest ok. Woda ok. Posiłki wyglądają następująco
I posiłek: grzanka z bułki wieloziarnistej, figa, ser camembert, miód
II posiłek: ziemniaki, czerwona kapusta, zraz ( kawa z syropem dyniowym)
III posiłek: serek staciatella, truskawki, kawa z syropem dyniowym)
Mało, to wiem... ale dzień w biegu. Późny powrót do domu zawsze powoduje u mnie, że nie jem. Na noc nie lubię, nie mogę, nie chcę.
Dziś rano waga mnie zaskoczyła. W piątek było 66,9 kg a dziś 65,8 kg. Jest dobrze, jest spadek... co cieszy. Jednak pilnowanie posiłków działa. Zawsze o tym wiedziałam, ale nie zawsze się stosowałam. Czas do tego przywyknąć. Czas się na tym skupić. Nie będę liczyła kalorii, bo w mojej obecnej sytuacji, to nie jest realne. Jednak pilnowanie posiłków, cykanie fotek... tak, to mi pomaga. Nie poddam się. Będę walczyła.
Jeszcze łapcie przepis na syrop dyniowy ;)
300 ml wody
200 gram purre z dyni
120 g cukru ( może być trzcinowy)
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki imbiru
1/2 łyżeczki gałki muszkatałowej
1 opakowanie cukru wanilinowego ( lub ekstrakt waniliowy- 1 łyżka)
2-3 goździki
Purre z dyni ( dynię obrać) jedynie dynia hokaido nie wymaga obierania. Pokroić w kostkę i do gara. Zalać wodą, ale tylko aby pokryła delikatnie dynię. Zagotować do miękkości. Gdy ostygnie, zblendować.
Teraz jeszcze dalsza część syropu tj wszystkie składniki do garnka. Doprowadzić do wrzenia. Na końcu wyjąć goździki. Gdy ostygnie, zblendować i gotowe. Taki syrop można przelać do butelki, słoika. Można trzymać tydzień. Smacznego Trzymam za Ciebie kciuki. Działaj. Powodzenia i pamiętaj, rób to na swoich zasadach. Spokojnej nocki. Pozdrawiam :) :*
Dni przeciekają przez palce. Wczorajszy dzień był zakręcony na całego. Jak wyszłam o 7 rano, tak wróciłam o 20.30. W międzyczasie byłam na chwilę w domu, ale wejście, wyjście...tak to wyglądało. Rano standard zawiezienie dziewczyn do miasta. M w swoją stronę, ja w swoją ;) Po 14 po jedną i do domu, na chwilę. Szybko obiad, porządek i znowu wyjście. M uczyła jazdy znajomej chinki. Tzn prawko ma ale zdane w Chinach i tutaj nie jeździła. Nie ma też nikogo, kto mógłby ją podszkolić, obyć z naszymi drogami. Hmmm oj działo się. Jednak instruktorem jazdy nie mogłabym być ;) Zawału mogłabym dostać. Ale jakoś się udało wspólnymi siłami dogadać, po polsku, angielsku ( po chińsku nie umiemy ) Hmmm chociaż też nie wszystko po angielsku ona umie... Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Udało się załatwić znajomego instruktora, który pomoże jej się obyć na drodze...bo my gdzieś tam bokami z nią jeździlismy ( strach byłby wyjechać) a instruktor ma dodatkowe pedały, przez co jest łatwiej zareagować, w razie czego.
Po jeździe czas odebrać drugą pannę i w domu wylądowaliśmy 20.30.... podmyłam się i do łóżka. Nie miałam siły, ochoty na nic , kompletnie na nic. Nawet na kolację dlatego też moje wczorajsze posiłki wyglądają tak:
I posiłek: bułka dyniowa, sałata masłowa, ser
II posiłek ( u rodziców) jajecznica z grzybami, bułka z pomidorem
III posiłek : zupka chińska ( wiem, wiem...samo zło, ale nic na szybko nie miałam a i ochotę na nią miałam) Od czasu do czasu można, nie dajmy się zwariować. ja jem dwa razy czy 3 do roku, to nawet mi smakuje heheheeh
Wczorajsze kroki 16627 ładnie wydreptane, do tego woda ok. Także w sumie dzien nawet na + , nie licząc zakręconego dnia.
Dzisiejszy dzień równie zakręcony, ale pozytywny, nawet. Treningu brak bo jeszcze okres męczy ( i katar zaczął) Ale woda ok, posiłkowo wygląda to tak:
I posiłek: bułka kajzerka wieloziarnista z dżemem z Lidla ( ananas-marakuja)
II posiłek: kawa pumpcin spice latte, makaroniki
III posiłek: spaghetti plus ser
IV posiłek: sokoliki, ogórek, pomidor, grzanki czosnkowe i kawka pumpcin spice latte
Najedzona, zadowolona ;) I tak powinno być. Krokowo dziś na chwilę obecną 13238 i jeszcze trochę dobiję, ale niewiele, bo godzina 18 już na zegarku. Chyba zaraz się ogarnę i do łóżka. Katar męczy.
Dziś robiłam pierwszy raz syrop dyniowy, właśnie do kawy. Niebo w gębie :) Jeśli będziecie chciały przepis, z chęcią dodam ;) A jak wiemy teraz sezon na dynię, to trzeba korzystać ;) Jeśli macie jakieś fajne pomysły na dynię, piszcie ;) Sama też będę szukała inspiracji ;) A pieczona dynia, niebo w gębie ;)
Ogólnie dzień na + , samopoczucie na +. Jedyne co mnie martwi, to, to, że wypadają mi włosy. Tzn przy czesaniu wypada więcej, niż zwykle... Podejrzewam, że to stres. Jakoś to ogarnę. Dam radę, bo kto, jak nie ja. Chociaż wiele razy brakuje sił. Czasami czuję się jak cyborg :( bo robię wszystko, ze wszystkim się wyrabiam a potem padam na wieczór. Czas zwolnić. Czas zacząć myśleć o sobie.
Pamiętaj i Ty, jesteś WAŻNA, nie poddawaj się, walcz. Jesteś silniejsza niż myślisz. Trzymam za Ciebie kciuki. Udanego tygodnia, ostatniego tygodnia września. Działamy. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Czy weekend dobiega końca? Być może. Czy ja nie wiem, kiedy minął niby weekend? Być może. Czy nie wiem jak się nazywam? Być może. Marzy mi się czwartek, kiedy młoda będzie miała na 8.55 do szkoły, co oznacza, że ja mogę później wstać. Póki co muszę nabrać sił i jutro zacząć dobrze tydzień.
Niedziela z książką, pogoda nawet ładna. Jeśli chodzi o moje plany, udało się z wodą, kroki też ok limit wyrobiony ( całkiem spoko jak na leniwą niedzielę) treningu brak @ daje się we znaki, posiłkowo dzień wygląda tak:
ŚNIADANIE: grzanki czosnkowe, sokoliki, jajko na twardo z majonezem, ogórek
OBIAD: ziemniaki, zraz i mizeria ( na jogurcie greckim - bajka)
KOLACJA: płatki kit-kat ( miałam straszną ochotę) plus kawa mrożona
Ogólnie jeśli chodzi o dzisiejsze posiłki, nie jest najgorzej, ale obiadu zdecydowanie za mało. Kolacji mało, bo późno była, a na noc nie chcę się objadać.
Zaraz czas ułożyć jakiś jadłospis na jutro. Planów, pomysłów brak, ale coś wymyślę. Często szukam inspiracji na instagramie. Na kontach takich zwykłych, gdzie jedzenie jest takie zwyczajne, bez udziwnień, takie swojskie ;) Czyli moje klimaty.
Działamy dalej. Pamiętaj, że to nie wyścig. Rób tak, aby Tobie było dobrze. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Spokojnej nocki. Pozdrawiam :) :*
Oj co to jest za dzień. Dzień na wariackich papierach... dosłownie. Cieszę się, że dobiega końca. Wpis na szybko i do łóżka, bo jutro znowu trzeba o 6 wstać :( Pierwszy wolny weekend, kiedy to będę mogła poleżeć dłużej niż do 6 rano.... dopiero 15 października :( Czyli dobre 3 tygodnie..... masakra... Czy dożyję do tego dnia? Nie wiem :( Przepraszam za marudzenie ...ale muszę...
Treningu dziś brak, przez zawirowania dnia. Woda ok, kroki ok ponad 12 tyś, posiłki hmmm mogłoby być lepiej
ŚNIADANIE: dwie bułki 4 pory roku, sałata masłowa, polędwica łososiowa, pomidor, ogórek
OBIAD: ziemniaki, kotlet schabowy, sałatka z ogórka, cebuli i majonezu
Zdecydowanie za mało jedzenia, wiem, to. Obiad jedliśmy około 13, potem odpoczynek i jechaliśmy po młodą do szkoły... a potem zamiast do domu, to zakupy itp... i wróciliśmy po 19 ej do domu i o jedzeniu nawet nie myślę. Nie mam ochoty, dopijam tylko kawę mrożoną. Obiadu w sumie też mało było, ale najadłam się zapachem ;) Cóż bywa i tak.... cały czas pracuję nad tym, aby było więcej tego jedzenia. Jeśli chodzi o słodkie, to będzie wpadało. Aaaaa i jeszcze kiciuś... nie, nie był jedzony ;) koteczka wołała przy oknie aby ją wpuścić, oj krzyczała wręcz... to wpuściłam i leżała, pilnowała mnie ;) ugniatała i zasnęła :) heheh Dopiero po godzinnych pieszczotach poszła na dwór ;)
Jutro powtórka z rozrywki, ale pociesza mnie, że jest już M w domu. Jutro niedziela, obiad mam w sumie zrobiony, tylko ziemniaki ugotować.. bo zrazy zrobione ;) do tego zrobię mizerię i gotowe :) Dlatego liczę, że jutro wpadnie książka na dworze :)
Udanej niedzieli dla Was. Działamy dalej. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Pozdrawiam :) :*
Czy uwierzycie, że do końca roku zostało 100 dni ???? Tak równe 100 dni zostało. I w związku z tym podjęłam " wyzwanie ( projekt) 100 dni do końca roku" A co za tym idzie chciałabym dobrze wykorzystać te 100 dni. Z jednej strony to niewiele, a z drugiej jednak sporo.... Więc myślę, że to dobra motywacja aby coś zadziałać, aby spiąć pośladki ;) Kto chętny, aby wziąć udział?
Pomyślałam sobie nad planem tzn nad tym nad czym chcę popracować czyli... trening min 3 razy w tygodniu, woda min 1,5 litra dziennie, kroki min 10 tyś dziennie, planowanie posiłków ( w tym robienie zdjęć, bo to mnie motywuje i trzyma w ryzach) Niby 4 punkty... ale z pierwszym ostatnio mam problemy, niechęć. Podobnie z posiłkami ( nie objadam się, ale jem za mało) Dlatego pomyślałam, że te 100 dni będzie idealnym pomysłem, aby zadziałać na nowo. Oczywiście każdy może swoje punkty zapisać, swoich się trzymać... Może to być nawet jeden punkt, którego będziesz się trzymała.. Wszystko zależy od Ciebie.
Być może rzucam się na głęboką wodę, ale wiem, że jak mocno się skupię, to dam radę. Czas na nowo siebie postawić na pierwszym miejscu. Czas pomyśleć o sobie.
Zaczęłam od dziś, chociaż nie są to wszystkie punkty. Woda zaliczona, kroki zaliczone( obecnie jakieś ponad 18 tyś) Posiłki na plus ( tzn zaplanowane i fotka cyknięta) Jedynie brak treningu ale @ w toku.
OBIAD: mini bułki z piersią z kurczaka, sałatą, pomidorem, ogórkiem, cebulką prażoną i sosem ( maj-ketch)
na deser wpadły maliny, makaroniki i kawa mrożona. To był ostatni posiłek. Nie czułam głodu, więc na siłę jadła nie będę. Najedzona mogę kończyć dzień ;)
Może posiłki nie są idealne, ale najważniejsze, że mi smakowały. Teraz czas zaplanować posiłki na jutro. Wiem, że to będzie zakręcony dzień i może być ciężki do ogarnięcia, ale postaram się. Zrobię wszystko, aby zakończyć dobrze dzień.
Pamiętaj, aby się nie poddawać. Działamy w swoim tempie. Rób tak, abyś to Ty była zadowolona. Nie zadowalaj wszystkich dookoła... bo zawsze się znajdzie osoba, której nie da się zadowolić. Trzymam za Ciebie kciuki, powodzenia. Udanego weekendu. Pozdrawiam :) :*
Już czwartek ? Nie... a jednak... Tak. Szczerze, to nie wiem jak i kiedy ten dzień zleciał. Czasami lubię właśnie takie dni, że szybko mija... ale czasami chciałoby się, aby trwał...
Młoda była już w szkole, także jest lepiej. Mnie coś za to jakby brało... a może zwyczajnie przemęczona jestem, nie wiem. Ale dzięki koleżance niedawno zrobiłam coś dla siebie
Maseczka...chodziła za mną od miesiąca, albo i dłużej. Lubię tę chwilę, relaksu :) Jakby ktoś pytał, maseczka fajnie nawilżyła skórę i odprężyła :) Tego potrzebowałam. Czas do tego wrócić, kiedyś często maseczkowałam się hihihi.
Tak jak w tytule, czasami zwalniam... tak, jak dziś. Kiedy to dostałam @ i moje kroki zwolniły ;) Takie dni też są potrzebne. Nic na siłę, tak jak piszę wielokrotnie. Dalej będę robiła swoje, ale wolniej ;) Cieszę się, że woda się zgadza. Posiłkowo nijak, ale to przez okres nie mam ochoty na jedzenie, nie czuję głodu.
Jutro piątek, nowy dzień... w zasadzie zaczyna się weekend... a ja mam pewien plan, na najbliższe dni, ale o tym wpis będzie jutro ;) Więc zapraszam ( o ile nic nie stanie na przeszkodzie)
Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Działamy dalej, idziemy przed siebie. To nie jest wyścig, to nie są zawody. Rób, tak jak podpowiada Tobie serce :) Trzymam za Ciebie kciuki. Nawet jak dziś jest gorzej, to jutro będzie lepiej. Powodzenia. Miłej nocki, do jutra. Pozdrawiam :) :*
U nas znowu choroby. Młoda wczoraj była w szkole, ale dziś już w domu. Mimo, że temperatury ( na szczęście) nie ma.... to wyglądała jak z krzyża zdjęta. Była skłonna iść do szkoły, ale wiem, jakby to się skończyło za kilka dni :( Tyle osób teraz choruje, w klasie dziewczyny, w szkole co któraś osoba chora... masakra. Liczę, że za kilka dni będzie jak nowo narodzona.
Tak... ostatni tydzień był mega pod względem kroków.... otóż
w poniedziałek - 15597
wtorek - 16369
środa - 21321
czwartek - 21752
piątek - 20476
sobota - 17633
niedziela - 11260 ( tu już leniwie)
wczoraj też zaszalałam.... 27018 kroków wyszło ;) Szczerze, to nie wiedziałam, że tak to wygląda... że tyle kroków zrobiłam. Owszem na koniec dnia widzę ile mam... ale takie zestawienie? Brawo ja :)
I nie, nie dobijałam specjalnie kroków...samo tak wyszło. Wczoraj miałam zebranie rady rodziców...ale od początku. Najpierw młoda do szkoły, potem załatwienie, jednej , drugiej sprawy, małe zakupy... i trach... przed południem już było 10 tyś. Po 14 do domu, zawiezienie młodzieży, szybki obiad, przygotowanie prania i znowu do Torunia ( właśnie na radę rodziców) Hmmm dałam się wrobić... w skarbnika omggggg. Zebranie trochę trwało, jakieś półtorej godziny. W domu byłam grubo po 19ej. Szybko wstawiłam przygotowane pranie, ogarnęłam jakąś kolację i czas było rozwiesić pranie. I takim oto sposobem, jak wstałam o 5 rano tak dopiero po 20 usiadłam z dupką :) na luzie, bez spiny... Oj dziś odczułam taką ilość kroków, dlatego dziś już na spokojnie bo tylko 13598 i ładuję opaskę, więc duzo więcej nie będzie.
Jutro na szczęście bez pospiechu... bez nastawiania budzika. Chociaż u mnie to nie ma znaczenia, bo i tak budzę się po 4ej. W planach nie mam nic... bo nic się nie sprawdza :( Dlatego już nic nie planuję, co ma być to będzie. Cieszę się, że chociaż picie wody mi wychodzi bez planowania ;) no i kroki ;) heheh ale dzięki temu też skarbonka się zapełnia. I robi się coraz cięższa :) heheheh
Pamiętajcie, aby się nie poddawać, działamy, na tyle na ile możemy. W swoim tempie, na swoich zasadach. Pamiętaj to nie jest maraton ;) Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru :) Pozdrawiam :) :*