Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chyba lepsze samopoczucie mnie sklonilo do odchudzania

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1126060
Komentarzy: 37534
Założony: 17 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 6 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aska1277

kobieta, 41 lat, Toruń

153 cm, 66.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 stycznia 2023 , Komentarze (14)

Witajcie 

        Jedenasty dzień za mną. To jest taki dziwny dzień, zaliczyłam mały zjazd.. ale to przez wcześniejszą @. Niestety franca przyszła przed czasem ;) Ale bywa i tak. Rano pojechaliśmy do miasta na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Po drodze zabraliśmy Moją mamę. Pochodziliśmy godzinkę po mieście i odwiozłam M na firmę, mamę do domu i sama pojechałam  do domu. Wróciłam zrobiłam obiad dla siebie i córki M. Posiedziałam, poleżałam i nadszedł  czas aby jechać po Moją córkę. Od wczoraj była u Moich rodziców, bo miała kilka spotkań.. i nie opłacało mi się Jej wozić co chwilę, do miasta i odbierać ;) Dlatego dobrym rozwiązaniem było zawieźć Ją do rodziców ( w sumie całe dnie Jej nie było w domu) 

        Popołudniu pojechałam po młodą do miasta, pogoda ok...aż tu nagle śnieg :( pomyślałam, o nieeeee  tak do samego domu sypało. Nie lubię takiej pogody, ciemno, mokry śnieg i to na maksa... Ale na szczęście już bezpiecznie w domku. Teraz popijam kawkę, napaliłam w kominku i się relaksuję. 

     Dziś wpadło rano hula , 20 minut... niewiele... bo coś od wczoraj czułam jak brzuch mnie boli. Myślałam, że to nerwy, a jednak @ franca :D hahaha Posiłkowo dzień wygląda tak 

ŚNIADANIE: chleb fitness, sałata masłowa, wieprzowina w galarecie 

OBIAD: mini tortille z serem, kurczakiem i ogórkiem i kawka 

KOLACJA: kiwi, chrupki kukurydziane i  kilka herbatników oraz duży kubek kawy ;) 

Kaloryczność 

     Trochę do limitu brakowało, ale nie miałam pomysłu ani apetytu na kolacje. Dlatego wpadło, co wpadło. Czy żałuję? Nie. Zaraz będę układała jadłospis na jutro, pomysłów brak...zajrzę do Was, może coś mi wpadnie w oko ;) i jutro zagości u mnie. Woda ładnie pita , kroki spoko, na liczniku w chwili obecnej ponad 14 tyś i ładuję opaskę, więc dużo więcej nie nabiję. Jeszcze odnośnie wody. Jest już wyzwanie z wodą na luty, zapraszam ;) 

     Pamiętajcie aby się nie poddawać , walczymy, działamy. Za chwilę ostatni tydzień stycznia, dajemy z siebie 100 % ;) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 



28 stycznia 2023 , Komentarze (19)

Witajcie 

       Za mną dziesiąty dzień i co prawda liczenia kalorii dziś nie było, ale fotki cykane ;) Z racji tego, że byliśmy z M na obiedzie w chińskiej restauracji,  nie liczyłam kalorii. No ale jakoś bez cykania fotek żarełka nie mogłam się obejść ;) 

ŚNIADANIE: bułka wieloziarnista, łosoś, ogórek i moskaliki śledziki 

OBIAD: kurczak w cieście chrupiącym, surówka i ryż oraz shake truskawkowy z McDonalda ;) 

KOLACJA: kiwi, jabłka, truskawki i kawka ( wielki kubek ) 

       Kolacja licha, bo nie miałam na nic innego ochoty... najedzona po obiedzie. Chociaż powiem Wam, że nie zjadłam całego dania ;) Zjadłam połowę, a drugą połowę zjadł M :) hahah  Jak przyjechaliśmy do domu, to nie  miałam ochoty na nic innego jak owoce. Jeśli chodzi o kaloryczność, to całkiem prawdopodobne, że nie przekroczyłam limitu. No ale ciężko byłoby mi oszacować ile kalorii miało to danie w chińskiej. 

     Dziś bez liczenia kalorii, to chyba też między innym taka mała nagroda za spadki ;) Tak dziś się zmierzyłam, a ostatni raz miesiąc temu. Chciałam porównać  i ... nawet jestem zaskoczona, bo jest mnie mniej o 

1 cm szyja

2 cm talia 

2 cm na wysokości pępka 

6 cm pod pępkiem 

2 cm biodra

2 cm udo w najszerszym miejscu ( czyli po 1 cm z każdej strony) 

       Łącznie - 15 cm :) w miesiąc :) Bardzo się cieszę i jestem z efektów zadowolona. Nie spodziewałam się ich, jak mam być szczera. Bo jednak waga różnie pokazuje, więc nie liczyłam na spadki w cm. Postanowiłam się mierzyć, raz w miesiącu. Także następne mierzenie :) Mam cały miesiąc na to aby w lutym zobaczyć spadki. Nie ukrywam, że czuję po sobie, że brzusio jakby mniejszy :) Chociaż powiem Wam, że mając lordozę.. to o płaski brzuch ciężko. Lordoza  charakteryzuje się między innymi :

wklęsłymi plecami, wypiętym brzuchem do przodu --- no i właśnie wystający brzuch towarzyszy mi cały czas... fakt bywa mniejszy, ale czy uda się aby był całkiem płaski ?Tego nie wiem. Chyba, że jest tu jakaś kobietka która też ma lordozę i udało się uzyskać płaski brzuch? 

     Ale nie poddaje się, kręgosłup tragiczny ale nie poddaje się. Na tyle, na ile mogę ćwiczę, jestem aktywna. Czasami bardziej, czasami mniej. Na tyle na ile zdrowie pozwala. Nic na siłę. Wszystko z głową. Zaczęłam w końcu słuchać swojego organizmu... co kiedyś nie było możliwe, robiłam wszystko ponad siły. Aaaa jeszcze jedno, był dziś trening ;) czyli hula hop. Dostałam masę zapytań czy fajnie się nim kręci tym hula smart. Czy spala się tyle samo kalorii, czy spada itp. Otóż

1. nie spada i to jest + 

2. spala się na nim tyle kalorii, co na moim wcześniejszym +

3. ale niestety minusem jest... hałas... No ale, że M nie przeszedłby obojętnie obok mojego cierpienia ( spowodowanego hałasem) to nasmarował mi łożysko tawotem i hula  się trochę ciszej. Może to jeszcze nie to co powinno być , ale jest niebo a ziemia :) :) 


     Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, bo warto. Za jakiś czas sobie podziękujesz, że się nie poddałaś :) Także działamy. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

27 stycznia 2023 , Komentarze (18)

Witajcie 

        Ten dzień jest ciężki... aż sama się sobie dziwię, że nie poległam bardziej. Od rana nie zapowiadało się, że to będzie taki intensywny dzień. Rozwieźliśmy dziewczyny, potem szybkie zakupy  do domu. I nagle informacja, że jedziemy po płot hmmm tak po płot 

   18 takich części... i razem z M wyjmowaliśmy to z busa... i taki trening wyszedł 

     Za to piąteczka wpadła do puszki ;) Na inny trening nie mam siły, dosłownie. Nawet teraz pisanie , nie jest łatwe. Raz, że zasypiam a dwa strasznie bolą mnie ramiona, od dźwigania. Ale dam radę, bo kto, jak nie ja ;) Prawda? Woda ładnie pita, a jedzonko ? Hmmm i tu średnio, ale nie uległam większym pokusom, co mnie cieszy. 

ŚNIADANIE: bułka wieloziarnista, ser, ogórek, ketchup

II ŚNIADANIE: w drodze - musly ( swoją drogą bardzo dobre, ale za słodkie jak dla mnie ) oraz hot-dog ( przy drodze kupony - bleeee bułka tragiczna bo miękka... ajj żałuję, że kupiłam 

OBIAD/Kolacja : frytki i sałatka -miks sałat, pomidor, ogórek- wpadła  też czekolada i kawka, którą dopijam

   Liczę że jutro będzie lepsze jedzonko ;) Kalorie dzisiejsze wyglądają tak: 


   Lekko przekroczone ale to nic, czekoladka przewyższyła ;) Jutro będzie lepiej :) Grunt, to się nie poddawać. Działamy, do przodu, do celu :) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Weekend przed nami ;) także pamiętajcie aby wszystko robić z głową ;) Miłego wieczoru. Pozdrawiam ;) :* 

26 stycznia 2023 , Komentarze (8)

Witajcie 

      Kolejny dzień za mną, zaliczony, policzony, ale była chwila zawahania. Tak dziś nastąpiła chwila zawahania. Może to było spowodowane tym, że dziś znowu auto zaniemogło. Co prawda rano jechaliśmy z M, wróciliśmy się po inne auto i do miasta. Trochę spraw do załatwienia. Ja chwilę u rodziców - przy okazji załapałam się na obiad  :) Woda ładnie pita, nawet trening dziś wpadł.. a nawet mogę wrzucić dwie piątki do puszeczki . Tak bo teraz to jest puszka ;) 

     Jak pamiętacie na początku był słoiczek ;) Ale Moja mama usłyszała historię tego słoiczka... i postanowiła kupić mi puszkę, zamykaną ;) hahahah większa motywacja ;) Także działam dalej. A jeśli chodzi o trening dzisiejszy to kroki powyżej 20 tyś oraz hula hop 

   30 minut hula hop, na początek ;) To moja nowa zabawka, ogólnie te hula hop smart jest ok... ale hałasuje :( i to mnie wkurza. Dziś nie wiem czy ten hałas wzmocnił mój ból głowy... czy to pogoda, czy może jedzenie w biegu, czy nerwy . Nie wiem, ale wzięłam ibuprom zatoki i mija ból. Także cieszę się, że ruszyłam z dupką. 

    Posiłkowo hmmm no właśnie, dzień nie jest idealny, ale policzone wszystko. Fakt dzisiejsze jedzenie nie jest jakoś przemyślane, dzień wcześniej, ale i tak jakoś wybrnęłam ;) 

ŚNIADANIE: chleb z twarogiem wędzonym plus ogórkiem oraz woda z imbirem, cytryną i miodem

II ŚNIADANIE: skyr jagodowy, ciastko mozzarella z pomidorami 

OBIAD: kluski ziemniaczane z boczkiem i kapustą kiszoną ( oj miałam po niej rewolucje ale może jutro będę lżejsza ) 

KOLACJA: to chodziło za mną od dawna czyli śledziki moskaliki dodatkowo bułka czosnkowa , woda z imbirem, cytryną, miodem oraz kawka - muszę... 

      I tak po prawej stronie mam kubek z wodą, imbirem, cytryną, miodem... a po lewek kubek kawki ;) Po środku laptop , ogarnę coś na necie i spać ;) Kaloryczność wygląda tak: 

      Nie jest źle ;) Cieszę się, że  ta dzisiejsza chwila zawahania, nie zakończyła się obżarstwem. Może nie jest idealne jedzenie, ale nie rzuciłam się na jedzenie, na słodycze. To mnie cieszy. Dodatkowo korki ładnie dziś wydreptane, woda wypita. Nic tylko się cieszyć. Dzień ogólnie na plus ;) Mimo bólu głowy... ( który na szczęście mija) 

       Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, idziemy do celu. Jesteśmy silniejsze, niż nam się wydaje..... Pamiętajcie o tym ;) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :* :) 



       

25 stycznia 2023 , Komentarze (22)

Witajcie 

        Kolejny dzień za mną, to tydzień, kiedy na nowo wróciłam do liczenia kalorii i przez te 7 dni spadło w sumie 0,4 kg..... całkiem ładnie.  Treningu brak.. chociaż myślę, że marsz do rodziców 40 minut prawie 4 km, mogę uznać za trening ;) Tak, miałam taki trening na zimnie z rana. Auto niby rano odpaliło, niby wyjechałam z podwórka... Ujechałam kawałek stanął, podpompowałam i ruszył... za chwilę znowu... więc powtórka, pompowanie. Ruszył i dużo nie myśląc zaparkowałam przy  znajomym salonie i zostawiłam samochód. Dziewczyny pojechały autobusem, a ja pieszo ( brak biletu dla mnie i drobnych na bilet aby kupić w autobusie) Dobrze mi ten spacer zrobił. Przewietrzyłam się... na całego ;) 

     Doszłam zmarznięta do rodziców i rodzice szybko śniadanie ( bo nic nie jadłam przed wyjściem) i herbatka z cytrynką ;) Objadłam się.... ale i rozgrzałam ;) co dobrze mi zrobiło. Potem szybkie zakupy z mamą i do domku na drugie śniadanie. Posiedziałam u rodziców a po 15ej przyjechał M , zabrał nas i pojechaliśmy po auto, które zostawiłam. Zamieniliśmy się samochodami i do domu. Jemu też gasł, ale wybraliśmy okrężną drogę, aby nie zaniemógł czasem na środku ruchliwej drogi. Dojechaliśmy cali i zdrowi, to najważniejsze. M szybko ogarnął co z samochodem i zrobiłam obiad, pranie... czyli standard ;) 

      Woda ogarnięta pita, jedzeniowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka grahamka, z papryką, ogórkiem, kiełbasa polska, herbata z cytryną

II ŚNIADANIE: kaszka ( kiepska, nie podeszła mi, a taki szum o nią jest na necie) plus shot i to jest pyszne, na początku czuć kwaśność pomarańczy... a potem imbir piecze w język ;) 

OBIAD: ziemniaki, jajko sadzone, ogórek kiszony

KOLACJA: serek wiejski, kiwi i kuleczki aero miętowe i kawka :) 

    Kaloryczność prezentuje się następująco

       Dziś wszystko zmieszczone w limicie. Wpadło coś słodkiego? Tak, wpadło... bo to była resztka i chciałam się pozbyć.. a w domu tylko ja lubię miętowe słodkości ;) Dostałam je na święta i od grudnia nie zjadłam całego opakowania :) plus dla mnie. Ogólnie gdyby nie incydent z autem, to byłby to świetny dzień... a tak, jest dobry ;) To też spoko, prawd? 

    Dziś też miałam nerwy, jak szłam do rodziców... a po drodze Żabka, Lidl, Carrefour i  znowu Biedronka .... na nic się nie skusiłam ;) Tzn jak zobaczyłam Żabkę - mówię, ale bym zjadła od nich hot-doga ;) Poszłam dalej. Potem Lidl... myślę, mają dobre burki ze szpinakiem i serem.... poszłam dalej ;) Mijam Carrefour - myślę, mają dobre drożdżówki - poszłam dalej... Ostatnim sklepem jaki mijałam była Biedronka - weszłam, kupiłam bułki grahamki, shot i kaszkę widoczną na zdjęciu. To 3 rzeczy na które się skusiłam, a byłam mega głodna i zjadłabym konia z kopytami ;) Czyli wygrałam kolejny dzień z silną wolą ;) Jestem dumna, tyle pokus, a ja nie uległam ;) Brawo ja :) 

     Także pamiętajcie, aby się nie poddawać, walczymy, działamy. Damy radę. Wierzę w Was. Trzymam kciuki za Was, powodzenia. Miłego wieczoru... ja teraz się relaksuje z kawką, nadrobię zaległości na necie i spać ;) Wrażeń dziś też miałam sporo.. A swoją drogą, wczoraj o 19.4 byłam już  w łóżku ;) Pozdrawiam ;) :* 

24 stycznia 2023 , Komentarze (20)

Witajcie 

      Za mną kolejny 6 dzień, ale to nie jest miły dzień. Rano nie zapowiadało się, że popołudniu będzie u mnie tyle wrażeń. Ale do brzegu, rano jakieś szybkie zakupy, potem chwila u rodziców i czas po dziewczyny hmmm już jak wyjeżdżałam z młodymi z parkingu szkolnego.... coś mi auto dziwnie zaczęło pracować. Ruszyłam ale jakoś opornie. Mówię zimno, może biedak zmarzł ;) Ujechałam kawałek i auto stanęło. Dosłownie stanęło. Dobrze, że to było parking dalej, parking osiedlowy. Z pomocą przyszedł mi tata. Szczęście w nieszczęściu, że to było niedaleko rodziców. Przyniósł klucz, bo jak na złość nie miałam ( a zawsze mam w samochodzie) Odkręcił klemy, podziałał i okazało się, że nie dochodzi paliwo. Podpompował i auto ruszyło. Ok Ale w między czasie odwołałam kolegę ( bo M w trasie- jak zawsze gdy coś się dzieje) Ruszyłam do domu, tak bocznymi drogami jak tylko się dało i nagle.... auto stanęło. Nosz..... sobie pomyślałam. Na szczęście drugi raz stanęłam w miejscu gdzie nikomu nie zawadzałam - koło żabki. Tym razem zadzwoniłam po kolegę, którego wcześniej odwołałam. Trochę podpompowałam w tym czasie gdy na niego czekałam i auto zapaliło... ale poczekałam i kawałek mnie asekurował, do miejsca- drogi w którym czułam się bezpieczniej, bo to już bardziej wiejskie drogi. Rozjechaliśmy się. Ufff jakoś udało się dojechać do domu, już bez stawania, auto jechało jak nigdy nic. 
    Do domu dotarłyśmy godzinę później niż powinnyśmy, szybko obiad. Nawet nie rozpakowałam zakupów. Szybko obiad dla dziewczyn. Dobrze, że ziemniaki miałam od rodziców, a fileta  rozmrożonego... szybko zrobiłam obiad, dałam dziewczynom , umyłam naczynia, bo zlew był cały zawalony..... i zabrałam się za obiad  dla siebie. Uwierzcie mi, wielokrotnie otwierałam szufladę ze słodyczami, chipsami.. biłam się z myślami. Byłam potwornie głodna, zła... chciałam to zagryźć... ale  udało się nie rzucić na jedzenie. Obiad zrobiłam, zjadłam i usiadłam. 

    Jak nie trudno się domyśleć o treningu nawet nie myślę... a jedynie o tym aby iść spać a rano zawieźć dziewczyny do miasta. Woda na całe szczęście pita, a jedzenie? Jedzenie wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka 4 pory roku, pasta z awokado - sama robiłam plus pomidor i woda z imbirem i cytryną 

II ŚNIADANIE: kiwi, pomarańcza,  gruszka,jogurt pitny, chipsy z soczewicy, chrupki kukurydziane z solą morską 

OBIAD: ziemniak, ogórek kiszony, filet z kurczaka z przyprawie serowej - nowość KNORR  do tego jeszcze kiwi, pół tabliczki czekolady i kawa

     Tak zjadłam pół tabliczki czekolady, a miała wpaść cała. Do tego nie miały być do końca liczone kalorie.. chciałam dziś odpuścić, ale nie zrobiłam tego, pomimo stresu, nerwów z autem i tego ile słów, gorzkich słów usłyszałam od młodzieży ( to zostawię dla siebie) 

        Nieznacznie przekroczyłam kalorie, bo o 78 więcej, ale to nic. Ważnie, że zapanowałam nad sobą, swoimi emocjami, nerwami, złością. Nie popłynęłam, a mogłam... Jestem z siebie dumna. Zdaję sobie też sprawę, że jutro waga może pokazać więcej, bo i późno jadłam... i stres.. daje o sobie wtedy znać. 

      Pamiętajcie, aby się nie poddawać, walczymy, działamy. Nawet jak coś wydaje się niemożliwe... róbmy dalej swoje. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Dacie radę. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam

23 stycznia 2023 , Komentarze (10)

Witajcie 

      Za mną 5 dzień, jestem pełna energii, podziwu dla samej siebie ;) Z czego tak się cieszę, zapytacie... a no z tego, że zanotowałam kolejny spadek i jeszcze tylko 100 gram do wagi paskowej. Także idę dalej do swoje, idę po więcej. Kolejny dzień uważam za udany. Treningu nie było ( dalej coś taka niewyraźna jestem) woda pita, bez problemu. Jedzeniowo wygląda to tak 

ŚNIADANIE: chleb z ziarnami, twaróg chudy, szczypiorek oraz woda z imbirem 

II ŚNIADANIE: bułka 4 pory roku, sałata masłowa, parówkowa, dwie śliwki w czekoladzie i 40 g tych krakersów

OBIAD: ziemniaki, gulasz, buraczki 

KOLACJA: banan, serek wiejski i kawka 

        Drugie śniadanie i obiad u rodziców, ale wszystko policzone, zważone ;) Rodzice mnie w tym wspierali, także jestem im wdzięczna. 

Kaloryczność w limicie wygląda to, tak: 


    Dziś skusiłam się na słodkie tj. dwie śliwki w czekoladzie, tylko dlatego, żeby mamie nie robić przykrości, bo dostała  z tatą na dzień dziadków od Mojej córki. Dwie śliwki krzywdy mi nie zrobią. Ale powiem Wam, że cały tydzień nie tknęłam nic słodkiego kupnego, dopiero dziś. Także to bardzo cieszy. Ne żebym jakoś tego w ciągu dnia pilnowała... ale staram się na wieczór pisać menu, na  dzień następny i się udaje ;) Cały tydzień mnie rodzice kusili i się nie dałam ;) A dziś cóż.. miałam sprawić przykrość rodzicom.... nie... bo przecież od dwóch śliwek nie przytyję ;) Wszystko jest dla ludzi, pamiętajcie 

     Nie poddajemy się, walczymy, działamy. Nawet jak upadniesz, powstań, idź przed siebie. Jeden dzień czy dwa zawalone, nie zniszczą Twojej pracy. Rób dalej swoje. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Cudownego tygodnia. Pamiętaj, że jesteś silniejsza, niż myślisz :) Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

22 stycznia 2023 , Komentarze (16)

Witajcie 

       Kolejny dzień za mną, dzień 4. Jestem sama pod wrażeniem, że idzie mi dobrze. Trwam, nawet gdy w domu grzmoty... Sama siebie nie poznaję, nie rzucam się na jedzenie.. to może być poniekąd wyrobiony nawyk liczenia kalorii. W sumie 164 dni były liczone ( no może bez kilkunastu dni) Także póki co jest dobrze. Nie mam problemów z kalorycznością, fakt nie jest ona ogromna... ale wiem, że z każdym dniem będzie lepiej. Uczę się planować bardziej objętościowe, jedzenia. Przede wszystkim staram się przemycać więcej warzyw i owoców ;) Co kiedyś było problemem. Teraz jakoś mi to idzie. Cieszę się, że trwam, nie poddaje się. Idę po swoje. Dziś na wagę nie weszłam... tzn chciałam... ale miałam mały wypadek i mi się odechciało. 

   Hmmm a więc zawsze ważę się po porannej toalecie, nago... i tak też miało być tym razem. Zawsze mam tak, że jak się rozbiorę, kładę piżamę na wc ( zamknięte- tzn gdy deska opuszczona) Ale nie tym razem ;) Jakoś tak w pośpiechu wszystko robiłam i nie zauważyłam, że deska nie jest opuszczona..... no i piżamka wylądowała w kibelku hahahahahah No i  przeszła mi ochota na ważenie :) No nic jutro też jest dzień. Uśmiałam się, może to był znak abym nie wchodziła na wagę ? Jak myślicie :)

    Treningu brak, niestety mam wrażenie jakby znowu mnie coś brało. Chyba wczoraj mnie przewiało, jak była ta śnieżyca, a my z M musieliśmy z busa wyjąć to....

      Tak słupki betonowe.... jeden około 50-60 kg :) Nikogo w pobliżu do pomocy, a że na gwałt trzeba było oddać busa, to  słupkami zajęłam się ja z M ;) Silna jestem, co ? Ale to, to pikuś ;) Nie takie rzeczy się dźwigało. No ale cóż. Bywa i tak... no i jeszcze wczoraj szłam w tą śnieżycę do sklepu, na wiosce. Może to tylko osłabienie, przez dźwiganie ( oby tak było i obym jutro czuła się lepiej) 

     Woda pita według planu ;) Letnia, gorąca... ale w normie się wyrobiłam. Swoją drogą polecam letnią wodę z imbirem, cytryną i miodem.... lub bez miodu ;) W taki zimne dni, jak znalazł. Jedzenie prezentuje się tak: 

ŚNIADANIE: chleb z ziarnami, ogórkiem kiszonym, jajecznica ( dodałam jeszcze białka płynnego ) plus pomidor i sokolik 

II ŚNIADANIE: jabłko, kiwi, winogrono

OBIAD: placki z cukinii z sosem tao tao chili 

KOLACJA: pudding karmelowy plus ryż z wczorajszego obiadu, dodałam pomidora i twaróg wędzony ( rewelacyjne połączenie) plus kawka którą teraz dopijam 

     Powiem tak... kaloryczność przedstawia się następująco 

    Kolejny dzień zmieszczony w limicie, najedzona po kokardę, zadowolona. Czego chcieć więcej ;) Prawda? Ne pamiętam, kiedy ostatni raz udawało mi się dobić tyle białka... zwykle wyglądało to, tak, że mnóstwo tłuszczu było... chociaż węgli jadłam sporo, to nie przekraczałam ich, ale z białkiem zawsze miałam problem. Skąd wiem? Cofnęłam się w Fitatu we wcześniejsze dni, kiedy liczyłam kalorie. Także tamto liczenie, to był taki wstęp do tego prawidłowego ;) Wtedy uczyłam się regularności... a widocznie nie skupiłam się na jakości posiłków. Teraz tzn od 4 dni, jest troszkę inaczej, czy tak pozostanie? Tego nie wiem, ale wiem, że się nie poddam i nie potrzebuję żadnych kropelek.. jak to sugeruje pewien pan. 

     Szczerze to trochę obawiałam się, tej kaloryczności. Bałam się, że może będę głodna. Jednak spora ilość warzyw i owoców pomaga. Swoją drogą jutro muszę uzupełnić zapasy ;) Bo tylko jabłka mi zostały. 

   Wasze wsparcie jest nieocenione - dziękuję :* 

Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy. Za chwilę nowy tydzień, bierzcie byka za rogi i do dzieła ;) Wszystko jest w głowie. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

21 stycznia 2023 , Komentarze (17)

Witajcie 

        Jeszcze tylko 0,2 kg i wróci waga paskowa, już nie mogę się doczekać... Trochę mi to zajęło. No ale mówię sobie, a to choroba, a to przecież sylwester..... tak wyszło, nie ma co się załamywać, tylko iść dalej przed siebie. Tak właśnie robię. Idę przed siebie. Treningu dziś jeszcze nie było, daje sobie jeszcze chwilę oddechu. Woda pita, posiłki pilnowane, liczone 


ŚNIADANIE: chleb z metką bawarską, ogórkiem plus woda z imbirem 

II ŚNIADANIE: cukinia z serem z piekarnika, pieczarki z serkiem, grzanka z piekarnika ( do pieczarek, bo są lekko octowe i zabezpieczyłam tym samym żołądek ) 

PODWIECZOREK: miska owoców - maliny, winogrono, jabłko, kiwi 

OBIAD: filet bez panierki, ogórek konserwowy, oraz miks z biedronki ( ryż plus warzywa) oraz sos chilli 

KOLACJA: bagietka czosnkowa, ogórek, sokoliki 

        Kaloryczność wygląda tak 

     Śniadanie na szybko bo miałam niewiele czasu, zaspaliśmy z M a musieliśmy być rano w pewnym miejscu. Ale to nie oznacza, że nie lubię metki :) Uwielbiam... Jeśli chodzi o obiad to jadłam takie cudo 

      To jest pyszne ;) Może nie ma zawrotnej ilości warzyw... ale zawsze można dodać. Można z tym kombinować ;) Polecam. Ja zjadłam pół opakowania, ale bez problemu wciągnęłabym całe tzn 100 gram. 

     Niby niecałe 1600 kalorii, a ja najedzona po kokardę ;) Powoli wprowadzam większe ilości warzyw, owoców... kiedyś były to znikome ilości, ale na spokojnie, powoli, będzie ich coraz więcej. Zresztą z chwilą, gdy będzie się robiło coraz cieplej to i warzyw i owoców będzie więcej i szybciej przemycić ;) 

     Także pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy, do samego końca, idziemy po swój cel. Trzymam za Was kciuki. Mam nadzieję, że weekend mija spokojnie, bez szaleństw :) Grunt to wszystko z głową robić... ale gdy zaliczymy wpadkę, to nic. Idź dalej po swoje, pamiętaj o tym. Jedna czy dwie wpadki nie zaprzepaszczą całej walki. Do dzieła. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam ;) :* 

20 stycznia 2023 , Komentarze (18)

Witajcie 

    Za mną dzień 2 i muszę powiedzieć, że czuję się ok. Najedzona, zadowolona... bo waga pokazuje spadek. Co prawda 0,5 kg ale to dobry początek ;) Zawsze jak na wadze pokazuje się spadek, to człowiek sam do siebie się uśmiecha ;) Daje to kopa do działania. Także działam, robię swoje. Treningu nie było. Kroków zrobiłam na chwilę obecną 12996  czas naładować opaskę ;) Jedzeniowo dzień wygląda tak 

ŚNIADANIE: chleb, papryczki żółte, cebula dymka, woda z miodem, imbirem, cytryną

II ŚNIADANIE: maliny, serniczki( sama robiłam dziś o 7  rano) oraz chipsy z soczewicy 

OBIAD: tortilla z kurczakiem, miksem sałat, ogórkiem, serem, ketchupem

KOLACJA: serek straciatella, maliny, winogrono, kawka 

     Jestem zadowolona i najedzona. Obiad mnie zapchał szczerze mówiąc ;) Woda ładnie pita. A zdrowotnie hmm jeszcze szału nie ma. Także idę po więcej, idę dalej. Nie poddaje się ;) Pamiętajcie, że po burzy wychodzi słońce ;) Warto być cierpliwym. U mnie długo stała waga...potem choroba i wzrost... ale już ruszyła ;) Jak jak się cieszę, że się nie poddałam. Brawo ja ;) Aaa tak na marginesie dziś jest piąty dzień bez słodyczy, bez kupnych słodyczy :) Aż nie wierzę, że minął tydzień a ja dałam radę. Nie rzuciłam się, nie zjadłam z szuflady batonika, czekolady ;) Tak sobie myślę, że w weekend sobie pozwolę czy może zrobię jednak coś słodkiego ale swojego ;) Zdrowszego. Szczerze to nawet przez te 5 dni, nie myślałam o słodyczach. Starałam się układam jadłospis i się go trzymałam. Czy to mnie ratowało? Nie wiem, ale udało się i to jest najważniejsze ;) Oczywiście, jeśli bym zjadła, batona czy czekoladę... nie wyrwałabym sobie włosów z głowy ;) 

    Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego weekendu, przede wszystkim z głową ;) Powodzenia. Pozdrawiam :) :* 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.