Oj to się nazywa piątek 13 go....Rano super bo waga znowu pokazała mniej. Co mnie bardzo ucieszyło i dało siłę na dzisiejszy dzionek. wiadomo rytuał jak co dzień, dzieci do szkoły, później zapłacenie rachunków i wizyta z młodą u laryngologa...No właśnie wizyta u laryngologa...Zanim do niego dotarłam szukałam dziecka po szkole, bo w sali w której powinna być według planu, nie było... Łapię za klamkę a tam cicho, głucho...Szukałam dziecka po całej szkole bo nikt nie umiał powiedzieć, gdzie jest klasa...W pokoju nauczycielskim powiedziano, że sala ta i ta... a ja tłumaczę,że tam nikogo nie ma... I co??? Nikt się za bardzo nie przejął...A ja? Ja szukałam po wszystkich salach gdzie ma lekcje...Kiedy Ją znalazłam, mało nie na wstawiałam nauczycielce...Ale na to zbytnio nie miałam czasu, bo za 15 minut miałam się z dzieckiem znaleźć u laryngologa w gabinecie...Normalnie jak jakimś odrzutowcem jechał Pan M...abyśmy dotarły na czas...Wizyta przebiegła ok... Laryngologicznie jest ok...Co bardzo mnie cieszy...Później szybkie zakupy i czas do domu. A w domu...W domu się działo..Oj się działo. Zaczęłam robić porządek w szafie, dziewczynki przemierzały ubrania, co za małe na wydanie... I młoda dała tak popalić,że głowa mała... Jak ja się darłam :( szok... Już dawno tak nie krzyczałam...Aż Pan M wsiadł na mnie...Nie powiem słusznie zrobił. Bo powinnam panować nad swoimi emocjami :( A u mnie wszystko się kumuluje ....komunia,okres,i na dodatek komisja w Zusie...Wrrr...Nie wiem jak ja wytrzymam najbliższe 2 tygodnie?
Miłego wieczoru :)