Dni biegną jak szalone. Wczoraj troszkę mnie pokręciło, ale o dziwo kalorie policzone. Nawet zmieściłam się w limicie. Woda wypita, bez treningu. Dzień zleciał raz dwa. Zresztą, ja w sobotę myślałam cały dzień, że to niedziela ;) Pogoda u nas wczoraj hmmmm rano sypało ostro, potem śnieg stopniał, popołudniu powtórka ;) Ajjjj jak tu się czuć dobrze?! Ja się pytam?! Jak?!
Dzisiejszy dzień hmmm jest straszny, ale pod względem samopoczucia... bo aktywność piękna
Zrobiłam ponad 10 km z buta. Szłam pieszo do domu. Ogólnie wyszło więcej ale za późno włączyłam w opasce trening ;) Około 12 km powinno być, bo tyle mam od rodziców do siebie. Także na chwilę obecną mam 22748 kroków ;) Ładnie i kolejna sumka do skarbonki. Chociaż za to... bo jedzenie hmmm pozostawia wiele do życzenia. To nie mój dzień, zdecydowanie. Podobno jaki poniedziałek, taki cały tydzień.. O nieeee..... nie pod względem kroków może być, ale nie samopoczucia. Cieszę się, że dobiega końca.
Tak to jest, raz jest super, raz gorzej. Samo życie. Nie ma co się załamywać, poddawać. Trzeba działać. Jutro będzie lepiej, musi być. Cały czas chodzi za mną wyzwanie ze słodkim. Hmmm niby chciałabym w nie wejść, ale z drugiej strony, czy warto wszystkiego odmawiać ? Nie wiem, pomyślę, prześpię się z tą myślą. Wiem jedno stres, nerwy nie pomagają :( Wręcz dołują i zamiast iść w dobrym kierunku błądzę... zbaczam z kursu. Trzeba to ogarnąć.
Trzymam za Was kciuki. Nie poddawajcie się. Powodzenia. Miłego tygodnia :* Pozdrawiam :* :)
Wczorajszy dzień nawet nie wiem kiedy minął, podobnie jak sobota. Od rana czułam się nijak, ale zrobiłam śniadanie, zjadłam, poszłam do sklepu, wróciłam...zabrałam się za obiad. W międzyczasie jak to kobieta, zaczęłam sprzątać, a to w kuchni, coś a to w salonie... i tak pół domu ;) Z każdą minutą czułam jak się zaczynam pocić. Zrobiłam co miałam zrobić i w planach było położenie się.... jednak to tylko plany.... były... bo co chwilę ktoś coś chciał z domowników... dopiero teraz siadam, sama ze sobą ;) Coś tam nadrobię i pewnie się położę.. mimo, że jest chwilę po 18ej
Treningu brak, a posiłkowo wygląda tak
ŚNIADANIE: bułka serowa, sałata masłowa, szynka, ogórek jakieś dwie godziny później wleciała kawa i coś słodkiego
OBIAD: zupa pomidorowa plus mięsko
PRZEKĄSKA: truskawki, kiwi, pomarańcza, chipsy z soczewicy i dwie kulki jeżyki w ciemniej czekoladzie
KOLACJA: krakersy-herbatniki z serkiem śmietanowym, ogórek i kabanosy i kawa ( którą jeszcze dopijam)
To są te krakersy, które mam na kolację. Kupione w Biedronce, polecam.... pycha :) Jest tu 14 małych paczuszek , a w każdej paczce 5 krakersów. Fajna sprawa lekko słone. Także jedzeniowo jestem zadowolona. Jeśli chodzi o kalorie
Wyglądają tak. Jest ok. Najważniejsze, że jestem najedzona. Zaraz wezmę się jeszcze za jadłospis na jutro. Póki co brak pomysłów, może coś wpadnie do głowy, przejrzę lodówkę ;)
Jakoś taka niewyraźna jestem, czuję to sama po sobie :( Oby jutro było lepiej. A odnośnie tytułu... tak, mnóstwo myśli w głowie i po głowie chodzi. Odnośnie odchudzania, zmian nawyków, wszystkiego. Pomysł, aby wrzucać do skarbonki po 2 zł jeśli zmieszczę się z limicie kalorii lub jeśli dzień będzie bez podjadania. Sama nie wiem. Szukam złotego środka. Nie, żebym się poddała. Nie. Po prostu czasami miewam chwile zwątpienia w to co robię, ale nie poddam się. Zauważyłam, że jestem poniekąd niewolnicą liczenia kalorii, bo kiedy nie liczę, waga idzie w górę. Czyli niewolnica. Jak to zmienić, przestać liczyć kalorie? Ajjjj i taka to rozkmina w dniu dzisiejszym u mnie ;) Też tak czasami macie?
Mimo wszystko, nawet jak któregoś dnia coś nie idzie po waszej myśli, nie poddawajcie się ;) Walczymy, działamy ;) Powodzenia. Trzymam za Was kciuki. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru oraz udanej niedzieli.
Kolejny dzień zaliczony na + chociaż w domu szpitalnie... to znośnie. M właściwie cały dzień leżał. Młoda trochę się pouczyła, jutro miała zaliczać spr z matematyki, ale nie ma pani bo chora ogólnie jutro okazuje się, że mają tylko 2 lekcje... to idzie. Zawsze to dwie lekcje do przodu ;) Jeśli czuje się na tyle dobrze, niech idzie.
Odwiozłam córkę M na praktyki, szybko skoczyłam do sklepu i do domu, raz dwa. W drodze miałam wrażenie, jakby mnie coś brało. Nie lubię tego stanu. Niby coś mnie bierze, ale powoli... i zastanawia się czy mam być chora, czy nie. Wolę raz a dobrze, niż bawić się w kotka i myszkę. No ale jakoś jeszcze funkcjonuje. Oby weekend był spokojny. Dlatego jutro jak młoda będzie w szkole, M pojedzie na chwilę do pracy. to szybko obskoczę i zrobię zakupy, tak aby do poniedziałku się nie martwić co do gara włożyć.
Treningu dziś nie było, ale za to był dzień bez słodyczy i złotówka wpada do skarbonki. Woda pita, a jedzenie wygląda tak:
II ŚNIADANIE: placki proteinowe z truskawkami , niebo w gębie....
OBIAD: garnek chłopski
PRZEKĄSKA : chipsy z ciecierzycy, banan, kiwi, truskawki
KOLACJA: sałatka z tuńczyka ( niebo w gębie) plus kawa
Dziś z kaloryką się zmieściłam
Ja to się śmieję, że zmieściłam się w limicie... bo nie wpadło nic słodkiego ;) Coś w tym jest, no ale jak sobie wszystkiego odmawiać ;) Raz będzie, raz nie. Wszystko jest dla ludzi według mnie. Jutro już zaczynamy weekend i pokus może być sporo, dlatego trzeba się zaopatrzyć w owoce i warzywa :)
Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Głowa do góry. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Kolejny dzień za mną.. znowu nie jest to lekki dzień. Jakby tego było mało, że młoda chora ( no już trochę lepiej się ma) to teraz jeszcze M zaprawiony wrócił z trasy, no i mnie coś jakby chciało wziąć... ale jeszcze chyba się waha ;) Zobaczymy jak minie nocka.
Posiłkowo dzień wygląda tak:
ŚNIADANIE: bułka grahamka zapiekana z mozzarellą w piekarniku, sałatka jarzynowa, papryka i ogórek
II ŚNIADANIE: karpatka na słomce ptysiowej ( uffff jak dobrze, że już nie ma) plus kiwi i kawa
OBIAD: makaron z kurczakiem w sosie serowym i dużo koperku ;)
KOLACJA: wafle ryżowe, krem mleczny, banan kawa
Kalorie przekroczone, ajjj wszystko przez karpatkę ;) Do tego okres, jak wiadomo rządzi się swoimi prawami ;) Ale tak na poważnie, to nic się nie stało.
Łącznie kalorie przekroczone o 114, z białkiem zaszalałam bo o 14,3 więcej ( ale to akurat nie jest problem) no i węgle o 6,4 więc nie ma tragedii. Jutro powinno być lepie, bo nie ma karpatki. Nie mam jeszcze rozpiski menu, bo szczerze, nie mam siły. Dam wpis, chwilę posiedzę i spać, tzn do łóżka. Zobaczę co u Was i może jakaś potrawa mnie skusi ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Działamy, idziemy przed siebie. Za jakiś sobie podziękujemy, że się nie poddałyśmy. Także głowa do góry. Powodzenia. Trzymam za Was kciuki. Pozdrawiam miłego wieczoru.
Kolejny dzień za mną. Ostatni dzień lutego, nie wiem kiedy to zleciało. Zdecydowanie za szybko. Nie jest to najlepszy miesiąc, ale myślę, że jako takiej tragedii też nie ma. Zresztą możecie zerknąć ;)
Może treningów jakoś nie było dużo ;) ale za to starałam się nadrabiać krokami. W sumie z dniem dzisiejszym jest 6 dni poniżej 10 tyś kroków. Czyli 22 10 tyś i powyżej. Jest ok. Woda pita każdego dnia, to plus. Może marzec będzie lepszy treningowo, zobaczymy. Grunt to się nie zatrzymywać.
II ŚNIADANIE: kiwi, karpatka na słomce ptysiowej, pomarańcza i kawa
OBIAD: warzywa na patelnię z serem, sosem chili - dziś dorzuciłam koperek... dużo koperku hhihihi pycha
KOLACJA: serek brzoskwiniowy, banan, mochi o smaku kiwi oraz kawa
Kalorie w dniu dzisiejszym lekko przekroczone, ale nie robię sobie wyrzutów. Jutro będzie już ok, a dziś cóż karpatka mnie skusiła hahaha. Grunt to, nie wariować i wszystko robić z głową.
Tak to z tymi kaloriami bywa... raz jest za dużo, raz za mało a raz w sam raz. Samo życie, nie ma co sobie rwać włosów z głowy, prawda? Jak dziś coś poszło nie tak, to jutro jest dzień, aby to naprawić. Także pamiętajcie, aby się nie poddawać i nie załamywać drobnymi potknięciami. Wszystko jest dla ludzi. Trzymam za Was mocno kciuki, jednocześnie zapraszam do marcowego wyzwania z wodą.
Oby wiosna przyszła szybko, bo słonko potrzebne. A tak przy okazji zapraszam Was na mój filmik, w którym mówię... o suplemencie diety, który mam okazję testować ( żeby nie było, nie traktuję, tego produktu... jako cudu do schudnięcia. Ale, że lubię testować naturalne produkty, to chętnie to zrobię i przetestuję, chociażby dla Was. Co jakiś czas napiszę, jak się czuję po nim i jakie są moje obserwacje)
Ja życzę Wam spokojnego wieczoru i zmykam poczytać co u Was. Pozdrawiam serdecznie.
Znowu nie było mnie kilka dni, ale niestety trochę choroby wkradło się do nas :( Ostatni wpis był w środę popielcową.... Czwartek był jeszcze spokojny, ale był już M w domu i jakoś dzień zleciał.. nawet nie wiem kiedy. Rano załatwianie spraw, potem powrót do domu, szybki obiad i na 17 do miasta, bo zebranie rady rodziców. Oj działo się... do tego stopnia, że jedna pani została usunięta z trójki rady. Do domu wróciłam około 19ej, także padnięta bez siły, bez mocy, wyczerpana.
Piątek też minął szybko. Młoda w szkole nie była, miała stan podgorączkowy więc postanowiłam Ją zostawić w domu. Z nadzieją, że przez weekend się wykuruje... hmmmm Kalorie w piątek policzone, woda wypita. Sobota hmmm cięższa niż piątek, bo młoda już gorączkę prawie 39 :( i tak cały dzień praktycznie, raz spadła, za chwilę urosła. Także to był męczący dzień i nocka . Tego dnia nie liczyłam kalorii, ale też ich nie przekroczyłam. Raczej zjadłam zdecydowanie za mało. Nawet nie miałam ochoty jeść. Nerwy przejęły stery. Niedziela spokojna, kalorie policzone, woda pita
OBIAD: ziemniaki, marchew z groszkiem, skrzydełka plus koperek mniammm
DO FILMU: batonik z gorzkiej czekoladzie, pomarańcza, kiwi, jabłko, truskawki, chipsy z soczewicy plus kawa
KOLACJA: wafle ryżowe z kremem mlecznym, skyr jagodowy
No i tak sobie myślałam, że weekend minie, młoda się wykuruje... a tu zonk... niestety nic z tego. Młoda dalej stan podgorączkowy, no i w domku. Także ja również w domku. Ogólnie dzień spoko, kalorie policzone, treningu brak @ się pojawiła i lipa. Jedzonko wygląda tak :
II ŚNADANIE: omlet z kremem mlecznym , truskawki, borówki
OBIAD: ziemniaki pieczone, filet z piersi kurczaka, marchew z groszkiem
KOLACJA: wafle ryżowe, krem kizers, truskawki, kiwi i paluch serowy plus kawka
Najedzona, zadowolona ;) usiadłam nadrabiam zaległości. Znalazłam chwilę... zajrzę, zobaczę co u Was. Przy okazji zapraszam na marcowe wyzwanie z picem wody.
Dzisiejsze samopoczucie ogólne ok, pomimo @ i przeziębienia młodej. To dobrze wróży, bo jaki poniedziałek, taki cały tydzień ( podobno ) Także działam dalej, nie poddaje się. Waga chwilowo stoi, ale to lepsze niż miałaby iść w górę ( tym bardziej, że mam @) Jest dobrze.
Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy, działamy.... do wiosny troszkę zostało :) Pamiętaj, że za jakiś czas sobie podziękujesz, że się nie poddałaś ;) A ja oprócz 5 za trening czy kroki powyżej 20 tyś, postanowiłam wrzucać 1 zł za każdy dzień bez słodyczy. Czyli za dzisiejszy dzień wrzucam 1 zł. Ogólnie dni bez słodyczy pisząc.. mam na myśli czekoladę, batona, wafelka, cukierki. Zawsze to jakaś motywacja ;) Heheh każdy sposób jest dobry, prawda? Na chwilę obecną nawet nie wiem ile mam w skarbonce. Zastanawiam się czy otwierać właśnie w urodziny ( kończę 40 lat :( ) czy może jednak przetrzymać do Świąt Bożego Narodzenia? Hmmm nie wiem, ale zbieram, wrzucam dalej :)
Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego tygodnia. Pozdrawiam :) :*
Kolejny dzień zaliczony na + jeśli chodzi o jedzenie i kroki, ale niestety nie był to najlepszy dzień. Ale do brzegu. Rano rozwiezienie młodzieży, potem na chwilę do rodziców i do kościoła. Nie jestem jakoś specjalnie katolicka, ale poszłam do kościoła na posypanie głowy popiołem. To nic, że msza trwała godzinę...ale powiem Wam, że potrzebowałam tego, jak nie wiem co. Ta godzina zadumy,( w sumie więcej bo już 20 minut przed czasem byłam w kościele ) dobrze mi zrobiła. oj miliony myśli się przewijały w mojej głowie. Wyszłam jakby taka oczyszczona... Nie wiem jak to ująć, ale też lżej na sercu było. W książeczce wzięłam popiół dla rodziców( bo mama się rozchorowała, a tata asystował mamie ) Po powrocie lekkie zakupy i do rodziców ponownie, na drugie śniadanie.
Popołudniu do domu, szybko obiad, posprzątanie naczyń i..... zasnęłam. Tzn zmuliło mnie na jakieś 30 minut. Też tego potrzebowałam. Dobrze mi zrobiło. Potem szybko ogarnęłam kolację i usiadłam do kompa.
Miałam nagrać filmik, ale jakoś nie mam już siły. Ale jutro albo w piątek nagram i Wam tu wstawię link ;) To będą pewne suplementy ( dostałam propozycję współpracy) i jestem ich strasznie ciekawa. A jesli chodzi o dzisiejsze jedzenie, wygląda tak :
Oczywiście postne, bez mięsa posiłki
ŚNIADANIE: chleb pszenny, twaróg wędzony, ogórek, paluch z łososia
II ŚNIADANIE: maliny, mus jabłkowy, burek z serem i szpinakiem
OBIAD: warzywa na patelnię z sosem chilii, serem i ogórkiem
KOLACJA: jajka na twardo z majonezem, szczypiorkiem, ogórek, makaroniki i truskawki do kawki ;)
Najedzona po kokardę :) Maliny wciągnęłam nosem, dosłownie hahahah w drodze ze sklepu ;) Także nie doczekały do domu ( ale truskawki już tak ) To kolejny dzień zaliczony, jeśli chodzi o liczenie kalorii. Nie wiem jak jutro będzie, bo na 17 idę na Zebranie Rady Rodziców hmmmm muszę to dobrze rozegrać ;) Wszystko też będzie zależało, o której godzinie M wróci do domu. Także jutro taki sprawdzian dla mnie będzie :) Zobaczymy jak to wyjdzie.
Treningu dziś jako takiego brak, ale kroki ładnie wydreptane, bo już na liczniku 16404 ;) Także jest ok. Woda ładnie pita :)
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Nawet jak upadniesz, wstań, idź do przodu. Za jakiś czas sobie podziękujesz, że się nie poddałaś ;) Trzymam za Ciebie kciuki :) :* Powodzenia. Spokojnej nocki. Pozdrawiam :* :)
Jakbym nabrała wiatru w żagle.... idę dalej po swoje ;) Dzisiejsza nocka hmmm była średnia
Jak coś uderzyło pod godzinie drugiej... myślałam, że zawału dostanę. Na równe nogi, najpierw obeszłam na dole wszystkie pomieszczenia, potem szybko na górę.... zobaczyć czy dziewczyny mają zamknięte okna. Zeszłam na dół, położyłam się,ale za nic zasnąć nie mogłam. Niby przed 3cią zasnęłam... ale co to za sen... 3 minuty głębokiego ??? To jest nic. Chociaż szczerze mówiąc, nawet się wyspałam. Bardziej się stresowałam, niż nie wyspałam. Ale tak zawsze jest, jak M wyjeżdża to pogoda płata figle. Dałam radę.
Rano standardowo rozwiezienie młodzieży, potem zakupy dla rodziców. Niestety mamę jakieś przeziębienie dopadło. Posiedziałam, wypiłam kawkę i do domu. Na szczęście dziś szybko byłyśmy w domku. Obiad, porządek, pranie i dopiero siadam ;) Mamy godzinę 19stą a ja dopijam zimną kawę ( standard) Dziś póki co wietrznie aż tak nie jest, co mnie cieszy. Aaaa dziś rano waga mnie znowu zaskoczyła :) Pokazała kolejny spadek, zobaczymy na koniec tygodnia, bo @ się zbliża. 15-go było 67.7 wczoraj 66 kg a dziś 65.5 kg ;) Także cieszy mnie to i daje kopa do dalszego działania. Wracam też do liczenia kalorii.
ŚNIADANIE: chleb graham, szynka, rzodkiewka
II ŚNIADANIE: jogurt kokos-migdał, shot, żelki i chipsy z soczewicy i kawka u rodziców
OBIAD: zupa klopsowa
KOLACJA: winogrono, makaroniki, kisiel, kawka, paluch serowy - ciekawe połączenie smaków ;) ale miałam ochotę ;)
Treningu nie było, ale cały dzień mam wrażenie jakbym była w biegu. Na wysokich obrotach. Samopoczucie ok, woda pita.... czego chcieć więcej ;) Zdrówko też ok.
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Działamy, walczymy. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :)
Oj trochę mnie nie było ( tydzień) Nie należał on do udanych. Od poniedziałku nie mogłam ze sobą dojść do ładu. Poniekąd miało to związek z tym, że skończyły się ferie i trzeba było na nowo wrócić do obowiązków ;) I tak powoli wracałyśmy do starych nawyków ;) Dni mijały, a ja dalej nie mogłam się ogarnąć. Może nie było treningów...ale z krokami dawałam czadu ;) poniedziałek - 20732, wtorek-22234, środa-17123, czwartek-15716, piątek-22014. Także aktywności mi nie brakowało ;) jak widać. W niedzielę jeszcze pokręciłam hula.
Jeśli chodzi o posiłki i liczenie kalorii, hmmm wygląda to następująco : dopiero wczoraj liczyłam. Trochę zła jestem i już nawet złapałam doła .....ale mam wokół siebie fantastyczne osoby, które dawały mi kopniaki i wspierały. Także nie objadałam się zbytnio, raczej jadałam mniej. W czwartek wiadomo... tłusty czwartek i wpadły 3 pączki i kilka faworków - te sama robiłam. Koleżanki córki mówiły, że pyszne, bo wzięła do szkoły :) W piątek też coś wpadło...sobota rozregulowana bo M u dentysty. Także lipa, wszystko pod niego ;) Zresztą dziewczyny też dały popalić...ale było minęło ;)
Wczoraj wszystko policzone, ogarnięte. Jadłospis wygląda tak:
ŚNIADANIE: jajka na twardo, majonez, czarnuszka, ogórek, pomidor i kawa
OBIAD: ziemniaki, filet bez panierki i surówka z kapusty pekińskiej i marchewki
DO FILMU: kawa, kiwi, pomarańcza, banan,chipsy z soczewicy, baton plaster miodu
II ŚNIADANIE: burek z serem i szpinakiem, łosoś wędzony na gorąco i kawka ( to u rodziców)
OBIAD: ziemniaki podsmażone do tego dwa jajka, pomidor, pół plasterka sera i resztka czyli 3 ogórki korniszony ;)
KOLACJA: pizza calzone plus kawka ;)
Pomimo zakręcone dnia dzisiejszego, wszystko ogarnęłam ;) Cieszę się, że wróciło liczenie kalorii.
Chciałabym też podziękować za prywatne wiadomości z troską, że mnie nie ma :* Lucynko pięknie dziękuję :* :* Mam nadzieję, że już wrócę do wpisów codziennych. Ale niestety ten tydzień, późne powroty i brak sił, na wpisy. Także działam dalej. O dziwo dziś stanęłam na wadze i myślę sobie... pewnie przez ten tydzień będzie wzrost ( no bo jednak nie liczyłam kalorii, wpadło sporo słodkiego, jedzenie byle jakie) a tu niespodzianka..... spadek 0.7 kg :) po tygodniu :) To mnie zaskoczyło ;) Mega zaskoczenie to dało mi jeszcze większego kopa do dalszego działania i nie poddawania się.
Pamiętajcie nawet jak macie gorszy czas.... to mija ;) Trzymam za Was mocno kciuki. Powodzenia, działamy. Spokojnego nowego tygodnia. Pozdrawiam :) :*
Znowu kilka dni mnie nie było, myślałam, że jeden dzień... a tu się okazuje, że od środy mnie nie ma. Zacznijmy od początku. Środa - minęła szybko i na wysokich obrotach ( zresztą dni bez wysokich obrotów u mnie to rzadkość) Odebrałam M, jakieś zakupy i do domu i nagle wieczór. Czwartek, miałam być opiekunką, ale Moja córka się zgodziła. Znajomi nie mieli z kim córki zostawić, to Moja córka została, przy okazji sobie zarobiła. I czas też szybko zleciał. Piątek to już inna bajka -byliśmy w Stegnie, Krynicy i Malborku ;) Taki jednodniowy wypad :)
Wyjechaliśmy rano a wróciliśmy po 21. Pogoda dopisała, chwilami tylko kropiło, ale ogólnie pogoda ok. Samopoczucie też było ok. Ale ogólnie w Stegnie czy Krynicy pustki, nuda.... martwy sezon, kompletnie. Ale dobrze mi to zrobiło. Zresetowałam się, to w sumie ostatni dzień ferii dziewczyn, wszyscy mieli wolne. Udało się na ten wypad namówić M i w drogę ;)
Od córki dostałam takie serduszko
Kalorie były liczone tylko w środę, a w czwartek, piątek i sobotę nie. Właśnie sobota.... aj i tu brak słów, ale to nie z mojej winy czy z winy M. Tylko matka córki M pokrzyżowała nam plany. Niby miała się z młodą spotkać. Podała godzinę, potem zmieniła godzinę. My dopytywaliśmy konkretnie na którą mamy ją przywieźć.... to brak odp. W między czasie pojechaliśmy coś załatwić do miasta ( młoda z nami pojechała, gdyby nagle matka się odezwała) ogarnęliśmy wszystko, zajęło nam to jakieś 3 godziny, ale przez ten czas niestety matka nie napisała. W końcu napisaliśmy konkretnego smsa... tzn młoda,że matka ma dać konkretnie znać o której ma być.. a pseudo matka... napisała, że jednak nie może się z nią spotkać. Nosz... A umawiała się z młodą od grudnia, że w drugim tygodniu ferii się spotkają i tak te spotkania pseudo matka odwleka... od jakiś dwóch- prawie 3 lat. Obiecuje i nie dotrzymuje słowa... Brak słów. Ale prawd jest taka, że M nie potraf konkretnie postawić jej warunków. Ja w to się nie wtrącam.
Przyjechaliśmy do domu, jakiś obiad ogarnęłam i po 16 znowu do miasta. Tym razem z Moją córką. Najpierw poczta, potem zawieźć do koleżanki, a około 22 odbiór z miasta i tak minęła sobota.
Niedziela spokojna, od samego rana. I dziś już kalorie liczone.
Zdecydowanie za mało, ale nie miałam ochoty na więcej, a na siłę jeść nie chcę. W sumie trochę kolacja była na siłę
ŚNIADANIE: jajko na twardo, majonez, ogórek, chleb z ziarnami
OBIAD: ziemniaki, wątróbka drobiowa i sałatka z ogórka i cebulki
DO filmu : kiwi, pomarańcza, jabłko i chrupki serowe plus kawa
KOLACJA: jogurt pitny ( średni w smaku)
Ogólnie mimo tak małej ilości kalorii, czuję się dobrze. Głowa nie boli, aż dziwne. Ale dla mnie to dobre wieści. Oby jak najmniej bolała. Woda ładnie pita przez te dni. Aktywność niestety nijaka, ale nie będę sobie rwała włosów z głowy z tego powodu. Spinam pośladki i idę dalej. Waga, nie mam pojęcia jaka jest.
Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej. Trzymam za Was kciuki. Przed nami nowy tydzień, nowe plany, szanse. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*