Nowy tydzień nowe sprawy. U mnie zaczęło się od telefonu od Darka brata Krzyśka. Dzwonił, bo zorientował się, że założył nam do komina zamykanie wyczystki z plastiku, a powinno być metalowe. W piecu przecież się pali i iskry do komina lecą. Musi kupić i zmienić zanim zaczniemy w centralnym palić. Trzeba by też piec sprawdzić czy wszystko ok, zwłaszcza pompa. Kiedy to zrobimy nie wiem. Centralne pewnie dopiero uruchomię w Wigilię, bo nie przypuszczam by wcześniej takie mrozy przyszły, że trzeba by palić. Na razie palimy w piecu kominkowym i to wystarcza. Musimy jeszcze przed zimą kupić wiadro na węgiel i szuflę do odśnieżania. Ja muszę sobie kupić kurtkę, a Krzysiek buty. Trzeba zamknąć i uszczelnić okienka do piwnic i otworzyć drzwi do komórki na wypadek jakby jakiś bezdomny kot szukał schronienia. Mama chce wykosić trawę na podwórku. Ja jakoś w tym roku zimy się nie obawiam. No i dobrze. Po co się bać na zapas.
Dziś Krzysiek ma wolne to jedzie na zakupy. Ja mam trochę pisania no i oczywiście wróżenie. Po południu mam zamiar posiedzieć trochę w pracowni. Będę robić następne bombki i zawieszki. Część zrobię z kotami, a część może z ptakami o ile serwetkę znajdę. Robi mi się dobrze, ale powoli to idzie, bo nie chce nic w tym chłodzie schnąć. Konturówki do decoupage, które kupiłam chyba będę musiała wyrzucić, bo nie mam siły mocować się z butelkami, żeby je wyciskać. Ech... Za to z bombek plastikowych jestem bardzo zadowolona...
Maja dostała już preparat na robaki. Druga dawka 20 X. Nie ma już pcheł, a wczoraj zaczęłam leczyć uszka ze świerzbowca. Zniosła wszystko dobrze. Wczoraj nauczyła się spać pod piecem. Odwiedza też już kuwetkę. Zadomowiła się. Jest ok i ulżyło mi.