Pożegnanie Filusia i wspomnienia. Urodzil sie koło śmietnika. Tam koty miały dobre jedzenie, ale spały w budkach ze styropianu. Gdy przyniosłam go do domu strasznie płakał. Jakiś czas był na smoczku, bo byl malutki. Przylgnął do Mruczka i on go koil. Wyrósl na pięknego, duzego kocurka. Był spokojny i nieagresywny, lagodny, kochany. Moje dzikie kocięta to on wychował. W życiu miał troche pecha, bo był kilka razy u weterynarza. Był krwiak uszka, zabieg na zęby. Było wyciaganie waty z uszka. Był świerzbowiec. Ciekawe było to, ze lubił piwo. Wczorajszy dzień był bardzo ciężki dla nas. We wczorajszą noc mamie stanęly oba zegarki, a u mnie jeden. wtedy pewnie odszedł. Z tymi zegarkami tak mam. Gdy coś złego ma sie stać-zatrzymują się. Ja gdy wstałam usłyszałam nagle jego głos. Juz wtedy nie zył. Był obok i pozegnął się. Wiem, że się jeszcze spotkamy. Na razie przed oczami mam jego oczy... Popłakalam się wczoraj, ale wyszlam żeby Krzysiek nie widzial. Nie chcę pokazywać łez.
Nowy tydzień zacznie sie aktywnie. Wszystko w biegu, bo mam po poludniu kurs z rosyjskiego.
Krzysiek jedzie do miasta. Zrobi zakupy i będzie w banku. Będę musiala uważać, bo zwykle kupuje jakieś pokusy i ja oczywiście ulegam. Ostatnio to byly ciastka- wafelki w czekoladzie i posypce, desery w typie budyniu, krem czekoladowy podobny do nutelli. Wszystkiego trochę zjadlam ale z 800 kalorii więcej było. Od razu na wadze więcej i efekt taki, ze wszystko co przez cały tydzień zrzucilam w jeden dzień nabrałam... Dziś muszę zachować kontrolę, bo już prawie polowa lutego, a ja lzejsza nie jestem ani gram. Miałam zrzucić 2 kg, a tu co... Wstyd... Jestem otyla, a tu takie zagrywki... Od nadwagi dzieli mnie niecale 5,5 kg. Marzę o jedzeniu. Cale zycie tak mam, bo bardzo lubię jeśc, a muszę uważać. Jadam ile chciałam tylko wtedy gdy miałam nadczynność tarczycy. Gdy byłam nastolatką nie było problemu z jedzeniem, bo sama nie gotowałam, a jedzenie czego nie lubię nie wchodzi w grę. Jestem wybredna. Gdy byłam mloda i sama tez problemu nie było, bo gotowałam rzadko i kupowałam malo pokus. Odkąd jestem z Krzyskiem tragedia. Pokusa goni pokusę i sa ciągłe walki. Zjem dwa kotlety z buraka a chciałabym 4. Zjem 2 kromki chleba, a mam ochotę na 6. Zjem 3 średnie ziemniaki czy 4 pierogi, a chcialbym dwa razy tyle. Jak ja zazdroszczę osobom typu Sebastina. On nieraz dwa dni nie je, bo mu sie nie chce.
Kupilam tablice matematyczne, bo mi potrzebne do nauki. Moze mi pójdzie łatwiej jak je poznam i wzory będę mieć.
Tak ostatnio nie lubie gotować, ze myślę o diecie pudełkowej. Musi być coś typu keto, ale problem jest z tym, że nie jem drobiu i mieszkam na prowincji. Na razie szukam. Wziąć chce 1200 kalorii i polowa by byla dla Krzyśka. Boję się tylko, ze będę glodna, bo jeśli nie będzie keto to glod się czuje. Poza tym z węglowodanami nie chudnę. Zysk by był taki, ze by nic nie było kupowane to i pokus by nie było. Krzyśka wędlin drobiowych sie nie chwycę. Na razie kombinuję z dietą plaż poludniowych. Dziś schab, tuńczyk z cebulą i ogorkiem kiszonym i jajka z brokulem.