Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1489582
Komentarzy: 54555
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 lutego 2017 , Komentarze (25)

Moim problemem od zawsze jest brzuch. Zwłaszcza jego dolna część. Ważyłam kiedyś gdy byłam młoda 48 kg przy 164 cm wzrostu i brzuch i tak nie był całkiem płaski. Teraz jest koszmarnie duży. Niby spada ale...No właśnie nie wiem czy spadnie. Ćwiczę jogę, pilates. Jeżdżę na rowerze i dołożyłam nawet z duszą na ramieniu, bo mi nie wolno, jedno ćwiczenie z callaneticsu. Myślę by z czasem dołożyć drugie jeśli to pierwsze mi nie zaszkodzi. Czas pokaże co z tego wyjdzie. Kiedyś gdy przez dwa miesiące ćwiczyłam callanetics moja sylwetka bardzo zyskała. Wykonywałam dwa ćwiczenia na brzuch i jedno na uda, pośladki i nogi. Później dałam sobie spokój jak to ja. Jak będzie tym razem? Bardzo chcę wytrwać, bo boję się niesprawności. Może wytrwam. Na razie coś się zmienia na plus i ja to widzę. Joga mi idzie lepiej, na rowerze dłużej jestem w stanie utrzymać szybkie tempo, przestałam się bronić przed ruchem czyli mniej wysługuję się Krzyśkiem.

Kilka dni temu zapisałam się na wyzwanie związane z ruchem. Pomyślałam, że skoro waga spadać nie chce to chociaż w tym mam szansę, bo to zależy tylko ode mnie. Sporo później dołączyłam, bo zaczęło się na początku stycznia. Polega ono na zrobieniu 300 treningów w rok. Ja robię jeden, dwa dziennie czyli rower plus joga lub pilates. Na razie gonię tych co są na czele. Zobaczymy jak mi pójdzie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że inni pewnie treningi mają dłuższe niż ja ale ja dłuższych nie planuję. Chcę ćwiczyć maksymalnie godzinę, bo to nie moja bajka. Ćwiczę, bo muszę, a wyżywam się w czym innym np. malowaniu, pisaniu, rękodziele choć i to traktuję relaksowo. Zapisałam się też na wyzwanie 52 książki w rok. Może coś podziałam w tym kierunku. Lubię czytać...

Wczoraj nieco zmieniłam jadłospis i zrobiłam wreszcie kotlecik z batatów i pieczarek. Wyszły pyszne i bataty na stałe zagoszczą w moim menu. Teraz jeszcze muszą wypróbować topinambur. Menu na dziś: sajgonki z sosem pomidorowym i ryżem brązowym, surówka z marchwi i kapusty kiszonej, serek homogenizowany, mandarynka.

Wczoraj spaliłam około 400 kalorii. Był rower plus 25 minut pilatesu i do tego dołożyłam jeszcze ponad 10 minut jogi. Ta joga to nowe zupełnie ćwiczenia z książki, która wczoraj przyszła. Bardzo fajne ćwiczenia. Mięśnie i stawy czułam. Do jogi zabrałam się chętnie ale rower z trudem zniosłam, bo mnie bolą mięśnie ud. Wkurza mnie to... Zrzuciłam 20 dkg. To jeszcze nie wszystko co przybyło, ale pasek gonię...


2 lutego 2017 , Komentarze (16)

Dziś też musiałam wstać wcześnie ze względu na kuriera. Tym razem mają przyjść herbaty i paczka ze sklepu ze zdrową żywnością. Kupiłam między innymi zapas soi, soczewicy, ciecierzycy, kotletów sojowych, kostki sojowej, granulatu sojowego, ziaren, miodu, mąki na chleb, ryżów i kasz przeróżnych. Kiedyś kupowałam też pasztety sojowe  ale teraz staram się piec pasztety w domu. Będzie na jakiś czas. Zakupy robię teraz w internecie, bo mój sklep ze zdrową żywnością przenieśli i nadal nie wiem gdzie. Ciągle sobie obiecuję, że go odszukam, ale ciągle brak mi na to czasu. Może też przyjdzie książka.

Odkąd łykam magnez czuję się zdecydowanie lepiej - serce się uspokoiło i powieki mi nie drgają. Ten co miałam poprzednio był jednak lepszy od tego co mam teraz. Po pierwsze był typu cardio, a poza tym na dłużej wystarczał. Tamten brało się po 2 tabletki i opakowanie wystarczyło na miesiąc. Ten bierze się po 6 do 8 tabletek i wystarcza na 8 dni. Cena jest zbliżona. Teraz będę polowała na ten co miałam poprzednio. Kupię od razu kilka opakowań, żeby po aptekach nie wędrować bez potrzeby. No chyba, że kupię go w internecie.

Przedwczoraj kupiłam kolejną książkę o jodze...To ta drugą...Mam zamiar kupić kolejną tą o czakrach...Może kupię dziś...Potrzebuję więcej książek, bo te ćwiczenia które teraz robię zajmują mi 25 minut, a ja bym chciałam tak może z 40 z czasem. To i tak nie dużo. Treningi w ośrodkach czasem trwają 1,5 godziny z tym, że w tym pewnie jest medytacja.

Dieta ok. Menu: krokiety z pieczarkami z zupą grzybową, chleb chrupki z paprykarzem, mandarynka, jajka z tuńczykiem, ogórek kiszony. Ćwiczenia też będą oczywiście:). Wczoraj spaliłam 375 kalorii. Waga ani drgnie...

1 lutego 2017 , Komentarze (12)

Dziś wstałam wcześnie, bo czekam na kuriera. Ma mi przynieść przyprawy ziołowe. Używam ich bardzo dużo, ponieważ mamałyg bez smaku nie jadam. Muszę kupować w internecie, bo u mnie w sklepach mało co jest dostępne. Ostatnio jest dużo zaprawianych chyba solą, mieszanek, a ja takich nie używam. Wolę przyprawy sypkie. Lubię je dobierać indywidualnie. U mnie przyprawy mogę kupić ale tylko na targu, a ja na targ jeżdżę bardzo rzadko, bo nie przepadam za tłokiem.

Wczoraj zaplanowałam i rozpisałam jadłospis na cały tydzień. Nie zaplanowałam jeszcze żadnej wędliny z szynkowara. Coś do roboty podchodzę jak pies do kija. Nie wiem czy mi wędlina wyjdzie. Może w przyszłym tygodniu się wreszcie odważę i coś zrobię. Hamulec też mam taki, że szynkowar jest na kilogram mięsa. To dużo, bo ja jestem przecież na diecie i nie mogę więcej niż 10 dkg zjeść dziennie. Zamrażać nie chcę. Będzie musiał resztę zjeść Krzysiek i nie wiem czy da radę. Wędlinę chcę zrobić oczywiście wieprzową. Może mielonkę z kawałkami mięsa i papryką np.

Dieta w porządku oczywiście. Menu na dziś: chudy boczek wędzony]:> z musztardą i ogórkiem kiszonym, jajecznica z płatkami owsianymi i cebulą, pomarańcza, serek homogenizowany. Będzie też oczywiście ruch-  rower i joga. Wczoraj spaliłam 340 kalorii. Był rower i pilates...:)Niestety waga nie spada. Waha się w dół i w górę. Czyżby przestój. Oby nie...:(


indeks.jpgimagesaaa.jpg

31 stycznia 2017 , Komentarze (14)

Dieta ok. Ćwiczenia też. Co do ćwiczeń to wprawdzie ich nie polubiłam, ale zaakceptowałam i przyzwyczajam się. Coś mnie zaczęło do nich skłaniać, a nawet jakiś wewnętrzny głosik mi szepce by ćwiczyć dłużej. Czuję też od pewnego czasu zadowolenie po. To chyba te osławione endorfiny. Dobrze jest więc. Ćwiczyć muszę nie dla figury, bo o nią specjalnie nie dbam ale po to by być sprawną w przyszłości. Strasznie boję się niedołężności. Nie chcę być zależna i to mnie napędza. Cenię sobie zwłaszcza jogę. Podziwiam wiekowe joginki i ich giętkie ciała. Też bym tak chciała. Co do figury to mam świadomość, że w moim wieku już raczej jej nie odzyskam. Mam ciało 50 latki i ono w ciało 20 latki się nie zmieni. Na to nie ma szans przecież i nie ma co za tym gonić. Ja je akceptuję z wszystkimi niedoskonałościami i dobrze mi z tym. Nie muszę super wyglądać by czuć się wartościową osobą. Kompleksów nie mam... Ważna jest dla mnie sprawność i zdrowie...:)Sprawność moja rośnie. Wczoraj po raz pierwszy od dawna chwyciłam ręce na plecach. To mój mały sukces...:DOby tak dalej...

Menu na dziś: śledzie w occie, sałatka warzywna/jajka, por, ogórek kiszony, marchew, seler/ z odrobiną majonezu ]:> i sosem z jogurtu, mandarynka, schab pieczony w ziołach. Wczoraj spaliłam 380 kalorii. Był rower i joga. Dziś też będzie oczywiście rower i może pilates.

Dzisiejszy dzień powinien być spokojny. Wstrząsów nie przewiduję i mam nadzieję, że nic niespodziewanego się nie wydarzy. Będę grzecznie pracować, a później zajmę się tym co lubię. Pewnie malowaniem albo pisaniem. Może popracuję nad książką? Powinnam w tym roku wydać wreszcie tomik. Gotowe tzn napisane są dwa - wiersze i haiku. Wszystko zależy od tego czy będę miała pieniądze. Sporo wydatków mam w tym roku, a na tomiku przecież nie zarobię.

A na koniec myśl i zdjęcia chlebka, który ostatnio upiekłam i ostatniej akwarelki. Chlebek pyszny wyszedł i żal mi, że tak mało mogłam zjeść...(szloch)

Nie kochaj nigdy nikogo, gdy Ci nie wyzna miłości, bo najokropniejszym bólem jest miłość bez wzajemności. - Anonim


SAM_1923.JPG

SAM_1925.JPG

30 stycznia 2017 , Komentarze (16)

Od kilku dni Śnieżek czeka na Krzyśka gdy ten mu idzie zanieść jedzenie. Ze strychu chyba wcale na dwór nie wychodzi. Dobrze, bo jest bezpieczny. Czy się uda go złapać? Nie wiem. Trudno będzie. Jest płochliwy i ucieka gdy się Krzysiek zbliża. Na oswojenie nie liczę, bo zawsze przed Krzyśkiem uciekał. Chyba trzeba będzie spróbować klatki łapki na strychu o ile się nie zepsuła. Nie sprzątnęliśmy jej z dworu i nadal stoi w śniegu przymarznięta.

Dziś muszę wyczyścić piec w pokoju dziennym, bo szybka się kopci i kiepsko się pali. Od jakiegoś czasu też się dymi jak diabli. Wczoraj znowu mieszkanie było zakopcone tak, że aż dym gryzł w oczy. Wszystko przez Krzyśka, który ma zwyczaj drzwi od pieca ciągle otwierać. Z drugiej strony jak się nie otworzy to się kisi i ogień bucha popielnikiem. Boję się o koty, które pod piecem lubią spać. Swoją drogą świetny opał teraz jest nie ma co. Piec był wyczyszczony przed sezonem grzewczym i teraz trzeba czyścić znowu.

Dieta mi idzie. Jem przeważnie bez grzeszków. Pokusy jeśli są to ulegam czasem w ograniczonym zakresie. Zjadam np. parę chipsów a nie paczkę lub jeden wafelek a nie 10. To przynosi efekty. Już ponad 6,5 kg pożegnałam od początku diety, a jeszcze miesiąca nie ma. Ktoś powie, że za dużo. Ja tak nie uważam. Wolę chudnąć szybciej, bo wtedy motywacja szybuje pod niebo. Co prawda w przeliczniki nie bardzo wierzę ale wczoraj sobie przeliczyłam ile powinnam jeść jeśli uzyskam moją wymarzoną wagę 64 kg. Okazało się, że moje PPM to będzie raptem 1300 kalorii. Tyle powinnam chyba jeść wtedy, żeby nie tyć. Niby jest jeszcze CPM ale ja jestem z tych mało aktywnych to ono też wysokie nie będzie i w dodatku metabolizm mam zwolniony. Mam zamiar wprawdzie kiedyś nad metabolizmem popracować ale to dopiero wtedy gdy normalną wagę osiągnę. Jeśli osiągnę. Wygląda na to, ze jeśli metabolizm mi nie wzrośnie to już zawsze będę musiała jeść mało. Pożegnam też duże ilości węglowodanów. Będę jadła tak około 100g. Kiedy to będzie?? Dziś 20 dkg mniej. Wczoraj spaliłam 270 kalorii.

Sebastian się wybiera do pracy do Holandii na 3 miesiące jeśli się zgodzę. Według niego to nic między nami nie zmieni. Zapewnia mnie o swojej stałości i chce bym mu ufała. Ja myślę inaczej, ale nie będę mu wyjazdu zabraniała. Pewnie nas związek się rozleci. Nawet dzwonić do niego nie będę mogła, bo dość drogo. Szkoda, bo już się do niego przyzwyczaiłam. Pewnie też część planów remontowych na ten rok weźmie w łeb. No cóż tak bywa... Na razie staram się znaleźć pozytywne strony tej sytuacji, bo pewne jakieś są. Choćby radość Krzyśka... Smutno mi jednak...


29 stycznia 2017 , Komentarze (12)

Jak ja ostatnio kocham niedzielę i błogie lenistwo. Sama świadomość, że nie muszę nic robić doskonale na mnie wpływa. Zawsze sobie obiecuję, że odpocznę i tak jest. Kiedyś w niedzielę pracowałam. Teraz już nie. Po prostu zleceń na niedzielę nie biorę. Czasem tylko wróżę i to wszystko. Dziś może poczytam, bo mam spore zaległości w lekturze. Może coś namaluję, a może jakiś wiersz napiszę? Powinnam w zasadzie, bo ma powstać kolejna antologia. Nic na siłę jednak. Krzysiek będzie w domu to o medytacjach i normalnej długości zabiegu Reiki raczej będę musiała zapomnieć. Bywa zbyt hałaśliwy, a ja wyjść do sypialni nie mogę, bo zimno. Niestety w okresie zimy rzadziej medytuję i krócej robię sobie zazwyczaj codzienne Reiki. Tak być nie powinno oczywiście. No ale nic na to poradzić nie mogę. Warunki mam jakie mam i raczej nic się w tym względzie nie zmieni. Może jednak? Ostatnio gdy Krzyśka proszę by był cicho to nawet ciszę potrafi zachować przez jakiś czas.

Menu na dziś: jajka sadzone na cebuli, paluszki rybne plus ziemniak, jogurt owocowy, mandarynka, surówka z selera i marchwi. Mam zamiar pojeździć na rowerku, ale z jogi chyba dziś zrezygnuję. Wczoraj spaliłam 380 kalorii.

W piątek Krzysiek mi kupił bataty. Jeszcze ich nie jadłam. W przyszłym tygodniu coś z nich zrobię. Kuszą mnie nadziewane, kotleciki, pizza, frytki i pasztet. Teraz myślę o topinamburze. Myślę nawet o tym by go posadzić w ogrodzie. Sadziłam co prawda już kilka razy ale taki wyrwany z łąki. Nie przyjął się. Teraz chcę kupić bulwy w internecie. Może się uda. Ponoć warto go mieć, bo jest smaczny. Nie wiem gdzie kupić bulwy spożywcze. Mam jednak nadzieję, że znajdę. Jeśli nie to zjem sadzeniaki..:)


28 stycznia 2017 , Komentarze (14)

Już trzy tygodnie jestem na diecie. Szybko zleciało. Wczoraj miałam zamiar się pomierzyć, ale nie bardzo mi to wychodzi. Nie jestem pewna pomiarów. Trochę wyżej lub niżej wystarczy by wynik był błędny. Jednak waga jest pewniejsza i przy tym pozostanę. Od kilku dni łykam witaminy i chyba energii mam nieco więcej. Zawsze uważałam, że człowiek powinien tak się odżywić by sztucznych witamin nie musiał brać. Widocznie teraz na diecie jednak niedobory mam i jedzenie warzyw mi nie wystarcza.

Dziś cały dzień oczywiście siedzę w domu. Może trochę popracuję, a może nie. Jeszcze nie wiem. Niby mogłabym coś zdziałać, bo Krzysiek będzie w pracy ale przekonana do tego nie jestem. Tydzień był dość męczący z powodu wyjazdów i niczego tak nie pragnę jak relaksu. Kusi mnie dłuższa medytacja i wieczór niby spa we własnej wannie. Medytacja chyba będzie ale z relaksem w wannie muszę raczej chyba poczekać aż zrobi się nieco cieplej. Łazienka jest bowiem nieogrzewana i zimna jak diabli. Nie będzie mi się chciało więc długo w wannie leżeć. Teraz muszę się kąpać szybko, a balsamy i olejki aplikować w pokoju dziennym przy piecu. Tak jest nie tylko bardziej rozsądnie ale i przyjemniej.

Menu na dziś: pieczywo chrupkie z pomidorem, mandarynka, kotlet mielony z pieczarkami, placki po węgiersku z ziemniaków, cebuli, papryki i szynki. Zobaczę co mi to za placki wyjdą, bo jeszcze takich nie robiłam. Mam zamiar poćwiczyć jogę i pojeździć na rowerku. Może z 9 kilometrów. Wczoraj spaliłam 350 kalorii, bo wprawdzie jogi nie ćwiczyłam ale ćwiczyłam pilates. To też niezłe ćwiczenia i nawet je toleruję. Na razie wykonuję oczywiście prostsze ćwiczenia ale w maksymalnej ilości powtórzeń. Mięśnie czuję. Teraz muszę tylko opanować oddech, bo z tym mam trochę problem. Schudłam dalsze 60 dkg...

Wyniki mam w zasadzie w normie. Szczególnie mnie cieszy cholesterol, tarczyca, trójglicerydy i cukier. Wszystko kiedyś miałem niezbyt dobre. Zmiany były minimalne ale jednak. Mam tylko podniesiony minimalnie hematokryt i limfocyty. Tak mam zawsze, bo mam bardzo wysoką hemoglobinę i stan zapalny kręgosłupa. Z kręgosłupem na razie nic nie zrobię. Byłam u neurologa ale wysłana zostałam na prześwietlenie. Zrezygnowałam. Co mi neurolog pomoże? Leki każe brać, a ja nie zamierzam się truć puki wytrzymuję...


27 stycznia 2017 , Komentarze (12)

Waga schodzi. Pierwszy cel już osiągnęłam. Zrzuciłam ponad 5,5 kg. Teraz dążę do drugiego czyli ósemki z przodu. Wtedy pożegnam otyłość kliniczną. Oby tym razem już na zawsze. Swoją drogą w lecie też tak mówiłam. Udało mi się i co? Ano nabrałam 10 kg gdy zaczęłam kalorie zwiększać i doszłam do 1600. Może zbyt szybko to zrobiłam? Pewnie tak. Teraz będę zwiększać stopniowo ale dopiero wtedy gdy do 82 kg zrzucę. To mój trzeci i ostatni cel na ten rok. Czy się uda? Na razie tylko o tym marzę. Z drugiej strony jestem dobrej myśli, bo na razie mi idzie i motywację mam. Szkoda jednak, że już nie potrafię 10 kg w miesiąc zrzucić jak kiedyś. Lata nie te. Organizm nie ten. Ech. Menu na dziś:chleb chrupki z ogórkiem, jajecznica z pieczarkami i cebulą, tuńczyk, pieczony schab. Mało węglowodanów dziś i dobrze. To po wczorajszej rozpuście wystarczy. Będzie też oczywiście rower i może joga. Wczoraj spaliłam 380 kalorii i zrzuciłam 20 dkg. Z jogą jest postęp co prawda malutki ale cieszy. Już nie sapię tak okropnie i wytrzymuję pozycje tyle ile trzeba choć mięśnie drżą. Kiedy się rozciągnę choć trochę by mięśnie i stawy nie bolały nie wiem. Na razie ćwiczę tylko na macie leżąc, siedząc. Tak wolę, bo boję się na stojąco stracić równowagę. Nie za bardzo też miejsce do ćwiczeń mam. Zastanawiam się czy ćwiczeń nie dołożyć w niektóre dni chociaż. Nie bardzo wiem jakie. Książki o jodze mam 4, ale ćwiczenie z nich/te co mi podchodzą/wystarczą na 30 minut. Mam jeszcze jogę kręgosłupa, pilates, stretching i ćwiczenia rehabilitacyjne na kręgosłup. Nie bardzo chcę wprowadzać coś poza jogą i chyba będę musiała inne książki kupić jak tak dalej pójdzie.

Dziś po południu mam zamiar pracować czyli wróżyć i pisać teksty na portalu z pożyczkami. Mam tam konto redaktora. Zrobię też horoskop. Może uda mi się napisać opowiadanie albo namalować akwarelkę. Powinnam kupić dużą skrzynkę i ozdobić ją decoupage. Mam zamiar trzymać w niej kupioną hurtowo mąkę, bo postanowiłam pieczywa kupnego nie jadać wcale. Nie ma czego żałować, bo u mnie w sklepie jest wstrętne - suche i gliniaste, a bułki jak napompowane. Teraz gdy jestem na diecie będę pieczywo jadła z dwa razy w miesiącu. Po diecie jak sobie upiekę czyli dwa, trzy razy w tygodniu. Starczy. Marzę o piecu chlebowym, ale nie w tym życiu...

A na koniec historyjka na potwierdzenie istnienia życia pozagrobowego. Niedawno zmarł po ciężkiej chorobie mąż znajomej mojej mamy. Dwa dni temu ta zadzwoniła i opowiedziała ją mamie. Otóż zmarły mąż bardzo się żoną opiekuje, wciąż się jej śni i przypomina co trzeba zrobić. Ostatnio we śnie powiedział żonie, że w ubraniu roboczym w oborze jest 50 zł. Żona poszła i pieniądze tam były. To tyle na ten temat...:)

26 stycznia 2017 , Komentarze (38)

Mrozi w nocy od wczoraj, a ja znowu marznę i się wkurzam. Brr. Strasznie mi się ta zima w tym roku dłuży. Jak tak dalej pójdzie to zamarznę chyba.  Moja mama i Sebastian też narzekają. Tylko Krzyśkowi oczywiście jest ciepło. W przyszłym roku lepiej przygotuję dom na zimę. Będzie postawiona ściana, uszczelnione drzwi i może kupię kotary z grubego materiału na wszystkie drzwi w pokoju, a trochę ich jest. Obecnie wiszą koce. Sebastian pomoże. Teraz nawet nie miał kto karniszy powiesić. Kupię też oczywiście nową piecokuchnię. Pewnie znowu będzie problem z wniesieniem jej do domu, bo jest strasznie ciężka. Kilka lat temu gdy kupiłam tą poprzednią, kurier mi ją wyładował na chodnik przed domem i pojechał. Krzysiek był bezradny jak zwykle. Dobrze, że mam sprytnych sąsiadów. Co będzie tym razem nie wiem. Chyba opcji wniesienia nie da się wykupić. Będę musiała poprosić Sebastiana, żeby przyjechał i czekał na nią. On coś pokombinuje. Innej rady nie ma.

Dieta w porządku. Na razie ten sposób jedzenia mi odpowiada. Myślałam, że będzie gorzej jak węglowodany ograniczę. Mam nadzieję, że dalej będzie waga spadać. Dzisiaj znowu 20 dkg mniej i tak prawie codziennie jak do tej pory. Dziś mam zamiar upiec chleb i oczywiście zjeść. Węglowodanów będzie więc więcej. Trudno. Nie jadłam więcej niż 50 g praktycznie prawie od trzech tygodni. Ten jeden raz nie zaszkodzi mi wiele. Postaram się kalorie wliczyć w bilans. Zobaczymy co będzie jutro. Mam nadzieję, że się nie załamię... Menu na dziś: chleb z masłem, ogórek kiszony, kotlety sojowe, mandarynka, tuńczyk plus jajka. Wczoraj spaliłam 275 kalorii. Do tego był spacer ponad kilometr chyba w bardzo szybkim tempie.

A tu zdjęcia po fryzjerze. Fryzjerka mi trochę wymodelowała i nie jestem zadowolona. Fryzura wyszła ,,zrobiona" i ułożona czego nie lubię, bo u mnie musi być luz totalny...

WIN_20170125_171040.JPG

25 stycznia 2017 , Komentarze (20)

Nie wszystkie plany ostatnio realizuję. Laptopa jeszcze nie kupiłam i węgiel nie przyjechał. Ma przyjechać jutro albo w poniedziałek. Jeszcze się zastanowimy, bo Krzysiek jutro ma wyjazd w pracy i może wrócić później bardzo zmęczony. W poniedziałek będzie cały dzień w domu. Ma tylko jechać na zakupy.

Dziś po południu jak wrócę od fryzjera, mam zamiar stres odreagować. Pewnie pośpię i może coś namaluję i napiszę. Powinnam popracować ale mi się nie chce. Będę tylko wróżyć jeśli chętni się znajdą. Pisać będę dopiero jutro. Ostatnio zrezygnowałam z pracy na jednym portalu z wróżbami. Klientów było na nim mało i prawie nie zarabiałam. Nie opłacało się logować.

Diety przestrzegam na ogół. Jeśli są odstępstwa to minimalne. Wczoraj to był wafelek wliczony w bilans. Ćwiczę też pilnie. Dziś dalszy spadek o 30 dkg. Już pierwszy cel osiągnęłam. Dzisiejsze menu: placki ziemniaczane, kotlet mielony, mandarynka, surówka z marchwi i kapusty kiszonej. Ma być też rower. Wczoraj spaliłam 280 kalorii. Był rowerek i była joga. Jogę ćwiczę 30 minut. Już mi lepiej idzie choć np. kwiatu lotosu nie jestem w stanie zrobić, a robiłam. O szpagacie oczywiście nawet nie marzę, a kiedyś też robiłam prawie. Nie wiem ale wątpię by mi się te ćwiczenia jeszcze udało zrobić. Robią wprawdzie i starsze kobiety ode mnie ale są szczupłe i ćwiczą bez przerw jak przypuszczam. Jeśli chodzi o rower to pedałuję codziennie zazwyczaj po 9-12 kilometrów z przerwą. Kondycji nie mam by ćwiczyć raz, a dobrze. Wysilać się i pocić nie zamierzam. Ćwiczę na stosunkowo niskim pulsie, bo boję się wysokiego od czasu gdy mi samoistnie wzrastał do 140. Zakwasów też mieć nie chcę. Jestem w stanie znieść tylko spokojne ćwiczenia bez szaleństw.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.