Byłam wreszcie w centrum ogrodniczym i kupiłam to co zamierzałam oraz dodatkowo rozmaryn w doniczce, który prawdopodobnie biedny padnie po 2 tygodniach tak jak te poprzednie. Trudno, ale nie potrafiłam się oprzeć. Nasiona okropnie podrożały i już poniżej 2 zł nie schodzą, a przeważnie są jeszcze droższe. Nie kupiłam chrzanu i siedmiolatki, bo nie ma i nie będzie. Kupiłam też rabarbar do wysiania, ponieważ karp też nie ma i pewnie nie będzie. Zobaczymy co z tego wzejdzie. W niedzielę idę do ogrodu o ile pogoda dopisze. Nawet pracy nie planuję na ten dzień. Dziś mimo wyjazdu, zrobiłam to co zamierzałam i jeszcze mi trochę czasu na plotki zostało. Teraz też już leniuchuję od ponad godziny. A co. W domu spokój i cisza. Koty śpią najedzone przy piecu, a Krzysiek drzemie. Przed chwilą siedziałam trochę nad tarotem. Idzie mi nawet, a nawet czasem niektóre karty do mnie zaczynają mówić. Oby tak dalej. Dziś medytowałam z kartą koło fortuny. Nie jest to moja ulubiona karta, choć bywa czasem pozytywna. Jak nauczę się wszystkich kart to pewnie zapiszę się na kurs tarota, żeby się jeszcze podszkolić. A później pewnie karty anielskie...
A na koniec malunek plakatówkami na papierze. Wyszedł taki sobie, bo te farby są do niczego, a zdjęcie wyszło jeszcze gorsze. Zastanawiałam się czy go pokazać, ale doszłam do wniosku, że jednak pokażę- będzie dla porównania z tymi, które namaluję później jak już dobre farby kupię...
Menu: 2 kromki chleba z jajecznicą ze szczypiorkiem, 1 kromka z wędliną, jogurt, mandarynka, ziemniaki z sosem chińskim ze słoika plus kotlet mielony
Za dużo chleba, za dużo białka, za mało warzyw, a ja już człapię, a nie chodzę. Po świętach dieta dukana razem z koleżanką. I obym schudła, bo kości mnie pobolewają z otyłości. Może być tylko gorzej. Czuję już nawet kolana nie tylko kręgosłup. Boję się o biodra...