Dziś wstałam wcześnie, bo tym razem już muszę jechać do centrum na pocztę. Przy okazji może kupię wreszcie te buty. Tak mi się nie chce. Pod tym względem zazdroszczę mojej mamie, że tak sobie zorganizowała życie, że nigdzie nigdy nie jeździ. Nawet rzadko wychodzi z domu. Też bym tak chciała. Tylko nie mam kogo obarczyć obowiązkiem wyręczania mnie. Jakoś nie ma chętnych do pomocy. Moja mama już z 15 lat w domu siedzi chyba. Nie uważa tego za krzywdę. Wręcz przeciwnie. Dużo czyta, kontakt z ludźmi też ma, bo przyjeżdżają do niej na bioterapię. Choć ostatnio mniej. Odmawia, bo woli być sama. Źyje po swojemu. Nawet zdrowie jej dopisuje. Widocznie tak trzeba. U mnie w rodzinie to normalna strategia. Dziadek, ojciec mamy też jak wszedł w wieku sześćdziesięciu paru lat pod pierzynę to rzadko wychodził. Tyle co na telewizję wieczorem. Poza kręgosłupem był zdrowy i gdyby nie zapalenie płuc to by żył dłużej niż do 84 lat. Pewnie i tak będzie ze mną, bo już mnie taki tryb życia ciągnie. Teraz to łatwiejsze. Wiele spraw można załatwić przez internet. Ja też się ostatnio stopniowo z życia na zewnątrz wycofuję. Niestety całkiem się jeszcze nie da, bo poczta do mnie nie przyjdzie.
Dzisiejsze menu: ziemniaki pieczone, makaron z fasolą, kapustą kiszoną i boczkiem plus jogurt, jajka na twardo.