Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1489616
Komentarzy: 54555
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 listopada 2019 , Komentarze (9)

Dziś chcę zacząć pracę nad relacją moją i Krzyśka. Czas zacząć kurs, bo na razie tylko obejrzałam wideo. Moze to byc trudne i będzie, bo my z Krzyśkiem nigdy nie rozmawiamy o uczuciach. Ja w ogole mam z tym problem, bo nauczona zostałam bardziej myśleć niż czuć. Zbyt często też byłam raniona i  teraz się zamykam. Czuję tylko gdy jestem sama z sobą lub ze zwierzętami.  Wtedy jestem bezpieczna. W normalnych relacjach z ludźmi zwykle wkładam zbroję i jestem twarda. Kiedyś było inaczej, ale tych bliskich osób przy których się otwierałam już nie ma po tej stronie. Wtedy potrafiłam jeszcze płakać. Teraz już się tylko złoszczę. Później chciałabym popracować nad relacją z Sebastianem. Zostanie jeszcze mama i Adrian mój syn. Wszystkie moje relacje sa raczej trudne. Czas je uzdrowić. Czas też uzdrowić swoje emocje.

Martwi mnie, ze ostatnio mało działam artystycznie. Niby szkicuję, ale nic konkretnego. Nie maluję. Powinnam ćwiczyć, a ostatnio nie bardzo mam czas. Coś mnie od tego odpycha. Chyba zwątpilam w siebie. Moze dwupunkt pomoże?

Wczoraj przygotowałam jadłospis na tydzień. Jedzenie, mimo braku pieniędzy bardzo smaczne, ale sporo węglowodanów. Kocham kluski i inne dania mączne, ziemniaki. Dają cudowną sytość. Kalorii mało, bo tyć nie mogę.

Menu: kluski z mąki i bułki tartej z warzywami i fasolą, rolmopsy, serek wiejski, mandarynka. Całość około 1200 kalorii.

 

***

nie potrafię nazwać

tego co między mną a tobą

tego  co nie kala ust a  nabrzmiewa ciszą

pachnie tajemnicą i wiecznością

co nie stawia granic ani nie trwoży

nie potrafię dotknąć

tej delikatności w przestrzeni serca

co łaknie więcej i więcej

do zatracenia

3 listopada 2019 , Komentarze (13)

Dziś spokojny dzień w domu. Jutro czeka wyjazd i mnie i Krzyśka. Ja na zajęcia, a Krzysiek na badania. Do pracy oczywiście. Badania sa płatne i trzeba będzie naruszyć zelazna rezerwę. Ja nadal nie opłaciłam zajęć na listopad. Niby jak miałam to zrobić skoro wypłata nie wpłynęła w terminie. Co gorsze koleżanka od której mogłam pożyczyć, bo ma konto w tym samym banku co ja tez wypłaty męża jeszcze nie ma. Ona jest tak przejęta, że po nocach biedna nie śpi. Ja mam żelazne rezerwy i opłacę tym razem w kasie. Nie jest to takie pewne, ze nadal od niej będę pozyczać, bo mąż już przeszedł na emeryturę, a ona nie pracowała i nie pracuje. Dochody jej się znacznie zmniejszyły.

Krzysiek odkąd sie dowiedział, że idzie do pracy ciągle śpi. Nie wiem, ale to wygląda jak odreagowanie stresu. Czyżby sie jednak przejmował tym, że nie pracuje? Moze śpi na zapas? Chyba nie znam tak do końca własnego męża.

Ostatnio żyję ezoteryką i tarapiami naturalnymi. Wrociłam do klasycznej bioterapii i efekty mam. Na pierwszy ogień poszedl mój brak energii. Zabiegów było kilka i już mam więcej na tyle, ze znowu ćwiczę jogę. Wczoraj w ciągu trzech minut skasowałam ból glowy u Krzyśka. Nie zawsze oczywiście tak łatwo idzie. Mam problem z bólem kręgoslupa, ale tu latwo nie pojdzie, bo kręgosłup mam w rozsypce. Poza tym zabiegi bioterapii dla siebie nie sa łatwe. Trzeba by pomyśleć o prostacie Krzyśka i o mojej tarczycy. Poźniej zacznę robić zabiegi na odleglość.  Medytuję dłuzej. Czytam książki typu rozwojowych. Aktualnie czytam Podręcznik odczytywania i uzdrawiania aury.

Menu: frytki z majonezem, chleb z pasztetową wieprzową, kasza czarna z sosem z grzybów, serek wiejski, mandarynka. Jeszcze dziś mniej kalorii. Jutro się zważę i zdecyduję co dalej.

2 listopada 2019 , Komentarze (6)

Wypłaty z gazety nadal nie dostałam. Naczelny się odezwał z wiadomością, ze babka która sie tym zajmuje choruje. Nikt ponoć jej zastapić nie moze. Zastanawia mnie tylko czemu sie tak długo nie odzywał. Napisał sms dopiero gdy go poinformowałam, ze gdzieś to zgłoszę. To już drugie wydawnictwo z którym mam problemy. W poprzednim dla którego robiłam horoskopy tez o wypłatę nie mogłam sie doprosić. Oni tak chyba myślą, ze współprcownicy jeść nie potrzebują i że powinni byc zadowoleni z samego faktu współpracy. Tak szczerze to jak wspólpracuję z czasopismami od 30 lat, to te problemy są dopiero teraz. Wcześniej wspolpracownicy byli bardziej szanowani... Teraz szanowany jest tylko chyba prezes i wyzsza kadra kierownicza. Szeregowy pracownik to istota gorszego gatunku. Zastanawiam się czy z tego typu dzialalności sie nie wycofać. Już kilka razy zostałam oszukana. Zostaly by mi tylko wrózby. Trochę niskie zarobki.

Powoli zaczynam myśleć o pracy nad moimi uczuciami. Do tej pory tematu raczej nie dotykałam. Załozyłam pancerz i tak żyłam godząc sie na to co mnie czasem uwierało. O uczuciach nie myślałam. Teraz chyba dojrzałam do tego by czuć więcej. Chciałabym znowu zacząć ukazywać innym swoja wrażliwość. Teraz znają ja tylko zwierzęta...

Wczoraj udało mi się wykonać łuk. Asana niby nie jest trudna, ale trochę jednak sprytu wymaga. Wytrzymałam 10 powolnych oddechów. Za kilka dni chyba zrobie pysk krowy z jednej strony. Z drugiej strony pewnie z czasem. Kwiat lotosu jest dla mnie nieosiągalny :( , a w zeszłym roku go robilam. Nisko, bo nisko ale jednak.

Kaszanka z chlebem, sos z fasoli czerwonej i kiełbasy z makaronem, serek homegenizowany, pomarańcza. Znowu mniej kalorii, bo kilka dni temu były grzeszki. Teraz to zrzucam. Akceptuję teraz wagę 85 kg i ani grama więcej...

1 listopada 2019 , Komentarze (2)

Dziś jedziemy na cmentarz. To znaczy ja i Krzysiek, bo mama nie zamierza. Trzeba zawieźć znicze i wiązanki. Wiazanki zrobiła mama i jeszcze bardziej ogołociła iglaki na podwórku. Ja jestem temu przeciwna. Wolalabym coś na groby kupić niż niszczyć drzewa. Mama sie uparła, żeby robić. Na cmentarzu będziemy bardzo krótko, bo ma nas zawieźć sasiad. Nie chcę by długo czekał. Na mszy oczywiście nie będziemy. Na wypominki nie damy. Zamówiłam za to w kilku miejscach modlitwy za moich bliskich zmarłych. Trzeba by dać na msze. Po powrocie w domu będę cały dzień palić świece. Będzie zaduma. Będą wspomnienia. Większość moich bliskich jest już po drugiej stronie, a ile ukochanych zwierzat.

Wczoraj mialam stres, bo myślałam, ze Krzyśkowi uciekła na dwór Onka. Nie było jej w całym mieszkaniu i szukaliśmy ponad godzinę. Koteczka uciekła już kilka razy. Tylko czyha. Zawsze do tej pory wracała. Tym razem schowala się w sypialni, a ja ze stresu zjadłam całą paczke berlinek. :( Poźniej sie opanowałam, bo chciałam jeszcze paprykarz... Nadal nad tym z trudem panuję.

Menu: kopytka z sosem grzybowym, serek wiejski, pomarańcza, jajecznica z pieczarkami. Całość około 1200, bo trzeba zrzucić to co podjadłam.

Zaduszki

 

cmentarz trwa w ciszy

snuje się dym wśród chryzantem

wspomnienia o tych co byli

atakują myśli

tak kruche jest życie

żal zwilża oczy

żałoba kładzie się ciężarem

chwila zadumy smutku

i już samotność

ciemną smugą wypełza z kąta

czy długo jeszcze będę tak tęsknić

31 października 2019 , Komentarze (2)

Wczoraj ćwiczyłam i dziś też mam ochotę. Chyba nie będę ćwiczyć tylko trzy razy w tygodniu. Czasem może częściej. Coś mnie gna, bo szybciej chcę sie rozruszać. W zeszłym roku gdy ćwiczyłam efekty były. Teraz też tak chcę. Na początek sprobuję łuku, pyska krowy i kwiatu lotosu. Będę do nich dążyć... Ciekawe czy po miesiącu ćwiczeń już mi się uda je wykonać. Mogę mieć problem z pyskiem krowy, bo boję sie nadwyrężyć staw gdy będę chwytać ręce za plecami. Na razie z jednej strony tylko palce sie dotykają, a z drugiej mi trochę brakuje :( Łuk w zasadzie wykonuję, ale trzymam zbyt krótko... Kwiat lotosu jeszcze nieudany.

Menu: schab pieczony z surówką z kapusty kiszonej i marchwi, serek wiejski, pomarańcza, sałatka z warzywami, tuńczykiem, fasolą i majonezem. Całość 1200 kalorii, bo trzeba zbić to co było za duzo.

Jeśli chodzi o mięso, to planuję jeść do 50 dkg tygodniowo mięsa i wędlin razem. To najwyzej. Jem tylko wieprzowinę, a to nie jest zdrowe. Przypuszczam, że latem będę jeść jeszcze mniej. Niestety znowu nadganiam węglowodanami. Zwykle jem do 150 g. Na razie to mi nie szkodzi, ale nie wiem co będzie z czasem. Lubię węglowodany, bo jestem po nich wyciszona, wręcz rozleniowiona. Lubię ten stan.

Czytam książkę o nauce widzenia aury. Ja czasem widzę, ale nie zawsze. Chcę widzieć zawsze. Chyba kupię specjalne okulary do nauki widzenia.

***

rozjarzyła się jesień

gorącymi barwami

rozpyliła zapachy grzybów i jabłek

zewsząd wypełza wilgoć

chłód naznacza dłonie

dusza w objęciach nostalgii         

emanuje smutkiem

natura zasypia

 

30 października 2019 , Komentarze (6)

Saturn mi sie zbliża do kwadratury z wenus i marsem. Źle to na mnie działa, bo czuje sie jak staruszka. Wydaje mi sie jakbym miała 75 lat. Tranzyt przejdzie dopiero po Nowym Roku i wtedy pewnie z powrotem nabiore wiatru w żagle. Tak, ze depresja i nadmierna powaga są zbędne. Zbliża sie za to niekorzystny aspekt neptuna. Ktoś mnie moze oszukać, ale będę oszukiwać sama siebie. W tym okresie muszę uważać na sprawy sercowe, bo możliwe jakieś romantyczne wzloty. To moze być miłość totalna. Nie potrzebna mi ona, bo nie potrzebuję kolejnego faceta.  Muszę uważać. Jak to dobrze, ze jestem astrologiem, bo wiem czego sie mogę spodziewać.

Krzysiek ma pracę. Kiedyś spotkał przypadkiem właściciela firmy zatrudniajacej ludzi do sprzątania na targu i ten mu zaproponował, że go przyjmie. Znał go, bo był kierownikiem w firmie, w której pracował Krzysiek. Praca jest do końca roku, a później wszystko będzie zależało od tego czy firma wygra przetarg. Oby. Gdy Krzysiek zacznie pracę i mnie przybędzie obowiazków, bo część prac domowych spadnie na mnie. Będę musiała gotować obiady także dla Krzyśka, będę palić w piecu no i będę wszystko robić koło siebie. Juz Krzysiek nie będzie mi robił kawy i nie będzie mi usługiwał. Coś za coś.... Jeśli sie uda to szafę ludwikowska kupię jeszcze przed świętami. Od dawna o niej marzę...

A ja chyba straciłam jedną z prac. Wydawnictwo nie wypłaciło mi wypłaty od 15 X i już nie mam zamiaru nic im przesłać. Redaktor naczelny unika kontaktu. Niby ma zamiar wypłacić w każdej chwili, ale zwodzi mnie już 2 tygodnie.

kupiłam trzy książki. Tą już mam, bo ebook. Ostatnio jeśli mogę wybieram wlaśnie ebooki.

Menu:rolmopsy w occie, zupa curry z fasolką szparagową i ryżem, serek wiejski, pomarańcza, tosty z parówką i serem

29 października 2019 , Komentarze (8)

Wczoraj ćwiczyłam jogę. Zaczęłam znowu na dobre. Jestem okropnie zastana i jestem w stanie wykonać tylko najprostsze asany. Tu mi ciągnie tam mi strzyka. Okropność. Ćwiczę oczywiście na leniucha, czyli wybieram asany w pozycjach siedzacych lub leżących. Ważne, że sie jednak zmobilizowałam. To było 15 minut. Tylko 15 minut. Tyle czasu powinnam wytrwać o ile mi stawy znowu nie siądą. Chcę znowu dojść z czasem do tych nieco trudniejszych asan. Moze do pyska krowy, moze do kwiatu lotosu, do łuku. Znalazłam portal z jogą. Można się zapisać. Rozważałam to, bo interesuje mnie tylko praktykowanie w domu. Niestety nie można wpłacić z konta, a jedynie kartą. Ja karty nie mam i nie chcę mieć. Będę ćwiczyć sama.

Menu: krokiety, serek homogenizowany, camembert, pomarańcza, paluszki rybne z ziemniakami i surówką z marchwi i kapusty kiszonej. Wszystko około 1300 kalorii. 

Okropnie mnie męczy przygotowywanie jadlospisów, ale puścić wszystkiego na zywiol nie mogę, bo jojo pewne. Przeraża mnie, ze będę liczyć kalorie cale życie. Inaczej się chyba nie da? Moze jednak znajdę sposób. Tylko jak dojść do kaloryki około 1600? Wtedy bym liczyć nie musiała.  Niestety na 1600 tyję i to szybko... Nie wiem czy to tarczyca, czy insulinooporność i nie będę wiedzieć, bo badań nie zrobię skoro dobrze się czuję. Ja do lekarza chodzę tylko wtedy gdy juz nóż na gardle i uważam, że to dobre podejście. W pozostałych przypadłościach radzę sobie sama...

28 października 2019 , Komentarze (6)

Dziś ciężki dzień, bo wyjazd i to na dłuzej. Muszę być u psychiatry i na zajęciach z malarstwa. Krzysiek po wyjściu od lekarza pójdzie na zakupy na ryneczek. Ma kupić warzywa. Po powrocie będzie trochę pracy. Wieczorem będzie joga.

Czarnusia moja dzikawa koteczka wczoraj weszla mi na kolana i spała. Koteczka skończyła 7 lat i jest ze mną od małego kociaka. Oswoić się jej nie dało. Już jej matka była dzika. Karmiła ją moja sąsiadka, ale kotka maluchy przeniosła do mnie i porzuciła je w krzakach malin. Były cztery kocięta.  Kupiłam klatkę łapkę by je złapać. Udało się. Niestety nie udało sie ich oswoić. Jedną koteczkę udalo mi sie wydać, a trzy zostały u mnie. Najbardziej proludzki był Śnieżek jedyny kocurek. Odszedł kilka lat temu. Do tragedii doszło gdy uciekł na dwór. Złapaliśmy go klatka łapką, ale niestety miał słabe serduszko i tego nie przetrzymał. Najbardziej dzika jest Suzi. Ona nawet na kanapę nie wchodzi gdy ktoś na niej leży. Koteczki nie drapią i nie sa agresywne, ale ludzi sie boją i trzymaja dystans. Szczególnie Suzi, bo Czarnusia czasem koło mnie leży.

Znalazłam bardzo ładną eklektyczna 100 - letnią etażerkę. Nie wiem czy nie kupię... Znalazłam też zabytkowe maselnice.

Menu: zupa grochowa z chorizo i śmietaną, serek wiejski, chleb z szynką, mandarynka, jabłko.

27 października 2019 , Skomentuj

Znowu myślę o jodze, ale mi się ciężko zabrać. Boję sie bólu stawów. Tym razem chciałabym ćwiczyć 15 minut trzy razy w tygodniu. Chcę się poruszać dla zdrowia. Nie wiem czy wytrwam... Podejmowałam już różne wyzwania z jogą związane, ale nie na długo. Ćwiczyłam codziennie po 15 minut przez miesiąc i nic z tego. Ćwiczyłam przez 3 miesiące co drugi dzień po 30 minut i nadwyrężyłam staw. Oczywiście nie mam złudzeń, ze tak krótkie ćwiczenia jogi pomogą w zrzuceniu wagi. To tylko około 50 kalorii, a więc prawie nic... Innych ćwiczeń nie toleruję. Poza tym nie o zrzucenie wagi czy mięśnie tu chodzi, a o sprawność. Na razie nie jest tragicznie odkąd schudlam, ale myślę o przyszlości. Joga to też przecież inne korzyści - lepsza praca czakr, wyciszenie. Interesuje mnie głównie yin joga i ewentualnie hatha joga ale też raczej ćwiczenia w pozycji siedzącej i leżącej. Wczoraj były pierwsze ćwiczenia... Zaczęłam od asan z yin jogi, ale pozycje trzymałam krócej ...

Jeśli chodzi o diętę, to narazie jestem na stabilizacji. Jem 1300-1400 kalorii. Waga sie waha 85-85,4. Więcej kalorii nie dołożę, bo to za duże ryzyko. Inna sprawa, że nic nie ważę i kalorii może byc trochę więcej, albo mniej. Wszystko mierzę na lyzki, szklanki itd. Jestem zadowolona. Tak chcę wytrwać jeszcze dwa miesiące, a od stycznia znowu faza ataku. Najpierw 1000 kalorii, a później 800. Liczę na zrzucenie w przyszlym roku conajmniej 6 kg. Jak się uda jeszcze 3 to sie będę bardzo cieszyć. To by była nadwaga. Pójdzie etapami. Miesiąc zrzucania i 3 miesiące stabilizacji. Inaczej nie potrafię, bo przestoje mnie zniechęcają.

Menu: makaron z sosem meksykańskim, serek homogenizowany, mandarynka, kapusta z grzybami.

jesienna nostalgia

poranek otulony mgłą

wilgoć wdziera się przez okno

sennie tak jakoś markotnie

mokry pies

tuli się do moich stóp

szuka ciepła przy kominku

znękana dusza już nie śpiewa nie tęskni za słoncem

zbieram myśli

ciężko mi to przychodzi

rozbiegają się po katach

jak spłoszone myszy

chowają w zakamarkach umysłu

nie chcą wypłynąć na powierzchnię

po co

i tak utoną w posępnym oceanie smutku

nostalgia objęła w posiadanie serce

a ono łka

bezradne i ciche

26 października 2019 , Komentarze (5)

Wczoraj miałam dodatkowa wróżbę. Miałam też zabieg świecowania uszu. Zgłosiła sie do mnie pacjentka mojej mamy. Ma często problem z zatokami. Wykonałam jej świecowanie. Będą jeszcze dwa zabiegi. Tym samym muszę dla siebie kupić świece, bo znowu mam zatkane uszy. Moim problemem jest woskowina. Im częściej czyszczę uszy, tym więcej jej jest. Uszy mi się same przytykaja i odtykają. Czasami gorzej słyszę, a moi bliscy się wściekają. Dziś czeka mnie oczyszczanie czakr wahadłem. Nic poza tym terminowego nie mam. Dzień powinien być spokojny. 

Ma przyjechać brat Krzyśka, bo zatrzasnęły się drzwi od pracowni i nie da sie ich otworzyć. Wkładka jest nowa. Sebastian zmienił. Z drzwiami jest problem od czasu włamania. Coś chyba zlodziej z nimi kombinował.

Chyba będę musiała iść do fryzjera, bo nie mogę patrzeć na moje włosy. Kolor prawie zszedł i pokazały sie siwe nitki. Dodaje mi to lat. Fryzjer to najprostsze rozwiązanie, ale jak tu się zmusić do siedzenia w zakładzie trzy godziny. Okropnie mnie to denerwuje i nie potrafię sie w tym czasie odprężyć. Zastanawiam sie czy akceptacja nie byłaby lepsza. W końcu mam 60 lat na karku, a 55 lat to wiek w którym kiedyś kobiety przechodziły na emeryturę.

menu: warzywa z patelni z bobem, serek homogenizowany, sałatka jarzynowa, zupa z fasoli mung

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.