No i deszcz tylko wisi. Pracy na dworze chyba nie będzie, a czas goni. Chciałam wszystko skończyć do końca września a ja nadal mam co robić. Zawaliłam w tym roku. Nie wszystko jednak zależało ode mnie. Wczoraj pocięłam paletę i przesadziłam dwie ostatnie kepy irysów.
Dołozyłam sobie 5 minut jogi. Teraz będzie 20 minut dziennie. To yin joga i hatha joga. Na każda asanę daje sobie czas 10 wolnych oddechów. Ćwiczę codziennie. Joga jest dobra na serce, bo wycisza i niweluje stresy. Nie ma jednak wpływu na wydolność. Ja kondycji nie mam i dzięki jodze jej sobie nie wyrobię. Innych ćwiczeń nie toleruję. Nienawidzę sie męczyć i pocić. Nic takiego ćwiczyć nie będę. Teraz mam trochę męczenia przy pracach koło dumu. Myślę, że takie cięcie drewna wpływa na wydolność. To dźwiganie, schylanie, skłony, praca nogami. Teraz pracuje około 20-25 minut dzienie i po pracy mam zadyszkę. Takie zmęczenie jeszcze uznaję. To jest praktyczne i ma cel. Jest konieczne, bo drewno sie samo nie potnie. Jeśli chodzi o wymachy nogą na macie czy kręcenie biodrami w specjalnym stroju to to nie dla mnie. Nie dla mnie nawet wtedy gdybym miała to za darmo w domu. Mam pracy jeszcze na 7 dni. Co później? Ano pozostaje mi tylko przez zimę działać w domu. Jest sprzątanie np...
Ja muszę jeszcze raz jechać do miasta do urzędu, bo potrzebuję polski akt zgonu Adriana. Muszę załatwić odrzucenie spadku, a notariusz nie akceptuje aktu miedzynarodowego. Byłam wczoraj w urzędzie ale trzeba odczekac kilka dni i dopiero wtedy wydadzą polski.
Moja Majka zrobiła sie ostatnio bojowa i zaczęła atakować Czarnusię. Majka skończyła 6 lat i do tej pory tego nie robiła. Co jej się stało nie wiem. Przyczyny nie ma, bo nic się w domu nie zmieniło. Niby Mikuś przybył, ale to już kilka miesięcy minęło przecież.