Nauczy bieda pierogi jeść. Takie przysłowie było popularne za czasów mojej prababci. Znalazłam je w starym kalendarzu. Dla mnie pierogi to potrawa z gatunku luksusowych, bo dużo energii trzeba by je zrobić. Te w czwartek udały się bardzo dobrze. Były mięciutkie, a farsz pyszny - ser z cukrem cynamonem, śmietaną i rodzynkami. Wszystko było oczywiście wliczone w bilans.W przyszłym tygodniu zrobię może ruskie. Muszę z powrotem polubić robienie pierogów, bo Sebastianowi smakują. Jutro będzie chleb domowy z mąki razowej. Dziś schab w rozmarynie z kukurydzą, ziemniaki i sałatka z jajek i warzyw, pomarańcza i śledzie w oleju. Z powrotem zaczęło mnie cieszyć gotowanie i siedzenie w kuchni. Muszę szybko w niej remont zrobić.
Dziś w nocy miałam sen, że powinnam pić napar wiązówki błotnej. Ma mi pomóc na artretyzm i stawy. Często mam sny z gatunku niezwykłych czy niosących pomoc. Zawsze się zastanawiam kto z góry mi pomaga, kto mnie prowadzi. Czy tą istotę znałam? Czy była człowiekiem? Raczej tak. Wyobrażam ją sobie jako starą mądra kobietę. Może wiedźmę, może szeptuchę. Jestem jej bardzo wdzięczna za jej dary- podpowiedzi, myśli. A może to kiedyś w poprzednim życiu byłam wiedźmą? To też możliwe:)