Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1489559
Komentarzy: 54555
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 listopada 2017 , Komentarze (6)

Nauczy bieda pierogi jeść. Takie przysłowie było popularne za czasów mojej prababci. Znalazłam je w starym kalendarzu. Dla mnie pierogi to potrawa z gatunku luksusowych, bo dużo energii trzeba by je zrobić. Te w czwartek udały się bardzo dobrze. Były mięciutkie, a farsz pyszny - ser z cukrem cynamonem, śmietaną i rodzynkami.  Wszystko było oczywiście wliczone w bilans.W przyszłym tygodniu zrobię może ruskie. Muszę z powrotem polubić robienie pierogów, bo Sebastianowi smakują. Jutro będzie chleb domowy z mąki razowej. Dziś schab w rozmarynie z kukurydzą, ziemniaki i sałatka z jajek i warzyw, pomarańcza i śledzie w oleju. Z powrotem zaczęło mnie cieszyć gotowanie i siedzenie w kuchni. Muszę szybko w niej remont zrobić.

Dziś w nocy miałam sen, że powinnam pić napar wiązówki błotnej. Ma mi pomóc na artretyzm i stawy. Często mam sny z gatunku niezwykłych czy niosących pomoc. Zawsze się zastanawiam kto z góry mi pomaga, kto mnie prowadzi. Czy tą istotę znałam? Czy była człowiekiem? Raczej tak. Wyobrażam ją sobie jako starą mądra kobietę. Może wiedźmę, może szeptuchę. Jestem jej bardzo wdzięczna za jej dary- podpowiedzi, myśli. A może to kiedyś w poprzednim życiu byłam wiedźmą? To też możliwe:)

3 listopada 2017 , Komentarze (12)

Wczoraj wypróbowałam ćwiczenia w pozycji stojącej, nie czułam się komfortowo i wszystko mnie bolało. Zmęczyło mnie to i chyba odpuszczę. Może kiedyś o ile schudnę do tematu powrócę. Nie będę na razie kombinować. Wczoraj spaliłam około 220 kalorii.

Dietę na razie wytrzymuję. Głodna wcale nie jestem. Myślę by to moje monotonne jadło urozmaicić. Może wtedy na podjadanie nie będę miała ochoty. To łakomstwo to mój główny problem. Potrafię na raz zjeść i 1800 kalorii jak mnie najdzie i wtedy tyje błyskawicznie. Wczoraj były pierogi. Dziś będzie zupa z dyni, gulasz angielski, jabłko i szproty w oleju. Planuję zrzucić 5 kg do końca roku. Oby się udało. Dziś 0,5 kg mniej...

Ostatnio buszuję po przepisach z Vitalii i jestem trochę rozczarowana nimi. Dużo jest potraw słodkich, których nie lubię i sporo takich, które przygotowuje się z wielu składników. Też takich nie lubię. Przepisy dla mnie maja być stosunkowo proste- kilka składników łatwo dostępnych. Wszystko powinno się raczej szybko przygotowywać. Potrzebuję przepisów głównie na sałatki, zapiekanki, kotleciki, omlety. Coś typu zapychacza, bo u mnie potrawa ma być do jedzenia, a nie do oglądania.

A na koniec książka, którą wczoraj pochłonęłam :)

2 listopada 2017 , Komentarze (8)

Od dziś Krzysiek ma urlop. W domu będzie dwa tygodnie. Odpocznie. Lubię jak jest w domu. Ostatnio mu zimno i więcej czasu spędza z konieczności z mną, bo w sypialni marznie. Mnie to pasuje choć mniej wróżę przez to. Zaplanowałam, że w tym czasie co nieco zrobimy. Trzeba będzie zasilić drzewa i krzewy owocowe, posprzątać doniczki sprzed domu i umyć okna, bo nadal to nie zrobione. Gdy to zrobimy będzie można spokojnie czekać na zimę...

Dziś po południu może powstanie akwarela. Chcę wprowadzić w moje życie jakąś regularność typu 1 książka czytana tygodniowo, 1 wiersz lub kilka haiku, 1 obraz. Czy mi się uda? Niekoniecznie, bo całe życie działałam zrywami.

Wczoraj próbowałam ćwiczyć tai chi i mam mieszane uczucia. Same ruchy są proste na ogół ale zapamiętanie sekwencji jest trudne. Zupełnie do tego głowy nie mam. Zamiast tego zdecydowałam się dołożyć trochę jogi.

Dieta idzie. Dziś zaplanowany dzień z większą ilością węglowodanów. Będą pierogi z serem i rodzynkami na słodko. Ja bym wolała ruskie, ale Krzysiek kocha słodycze i tym razem mu ustąpiłam.

1 listopada 2017 , Skomentuj

Dziś Wszystkich Świętych. Byłam na cmentarzu zapalić znicze. Zawiózł mnie sąsiad. Byłam sama, bo Krzysiek pojechał do Ryk z bratem. Tam mają groby bliskich. Nie lubię jak wyjeżdża. Jadą szybko, a ja nie znoszę szybkiej jazdy.  Mam nadzieję, że nic się nie stanie. Ja dziś w domu cały dzień będę palić świece i wspominać bliskich. Ta zaduma, te wspomnienia, ten nastrój poważny i to wyciszenie bardzo mi odpowiadają.

Co do diety to jest ok. Udaje mi się ją trzymać i myślę, ze waga będzie spadać. Tylko jak długo. Ćwiczenia też ok. Do jogi udało mi się wrócić na luzie co nie znaczy, że bezboleśnie. Jestem okropnie zastana i ćwiczenia wykonuję z trudem. Do tego przy pogłębianiu pozycji wszystko mnie boli. Niektórych ćwiczeń nie jestem w stanie wykonać wcale. Taki kwiat lotosu np. kiedyś, nie tak dawno jeszcze robiłam, a teraz mowy nie ma. Wczoraj ćwiczyłam dłużej. Według kalkulatorów spaliłam 220 kalorii. Coraz bardziej kusi mnie dodatkowo tai chi. Czytałam ostatnio książkę Dojrzałość i w niej strasznie je polecają dla starszych ludzi. Ja co prawda jeszcze w tej grupie wiekowej nie jestem ale można by spróbować. Książkę mam. Oby mi tylko znowu stawy nie wysiadły...

Menu: fasola czerwona, pomarańcza, omlet z płatków owsianych z ketchupem, jajka z majonezem, schab pieczony z ziołami. Spadek o 0,3 kg. Nie bardzo wierzę... Chyba coś nie tak z wagą...

31 października 2017 , Komentarze (2)

Wczoraj ruch był i przeżyłam. Obym przeżyła i dalej. Jeśli chodzi o jogę to nie ćwiczę rąk. Boję się, bo mnie stawy pobolewają i nie chcę ich nadwyrężyć. Jeśli chodzi o dietę to spróbuję jeden posiłek zastąpić koktajlem H...life. Może to coś da. Może wtedy waga spadnie? Muszę przecież choć 10 kg zrzucić. Tylko jak to zrobić i jak później utrzymać:( Tak w zasadzie to ja myślę by zrzucić do granicy nadwagi ale mi się nie udaje. Schodzi stosunkoo łatwo 10 kg i później przestój i ja się zniechęcam i jest jojo. Teraz spróbuję to przetrzymać. Albo może zrobię po zrzuceniu do 89 kg stabilizację i po kilku miesiącach zrzucę dalsze kg? Tylko czy mi się to uda? Tyle razy już próbowałam. Chyba 4 i co i nic z tego nie wyszło...Dziś 50dkg mniej...

Menu dziś jeszcze normalne: kapuśniak ze słodkiej kapusty, jajecznica z kurkami, jajka z majonezem, pomarańcza.

Dziś Samhain. Jakoś specjalnie świętować nie będę. Będę tylko od dziś do Zaduszek włącznie palić świece. Dziś po zmroku zerknę w kryształową kulę. Energie bliskich wprawdzie czuję ale na co dzień na jawie ich nie widzę. Może w kuli zobaczę?

30 października 2017 , Komentarze (13)

Pierwszy dzień z pełnym zestawem ćwiczeń(szloch) Koszmar się zaczyna. Będzie 10 minut rowerka plus 15 jogi co daje około 160 spalonych kalorii. Nie będzie spiny i szaleństw, bo to nie ma mnie odchudzić. To ma być dla zdrowia. Problem mam z rowerem, bo się zepsuł i licznik nie działa. Roweru nowego nie kupię póki ten chodzi i ze spalonymi kaloriami muszę kombinować czyli liczyć orientacyjnie. Ćwiczeń boję się jak diabli. Zwłaszcza jogi, bo ostatnio załatwiła mi staw i strasznie bolała mnie ręka. Dlatego przestałam ćwiczyć. Jogę nawet toleruję. Za to roweru nienawidzę z całego serca.

Kusi mnie kupić zegarek sportowy z licznikiem kroków, dystansem i licznikiem kalorii tylko nie wiem czy tani model zda egzamin...Kompletnie się na tym nie znam... Zwłaszcza licznik spalenia kalorii mnie kusi.

Tydzień się skończył i wypadł gorzej niż fatalnie. Po tygodniu diety 1200 kalorii nisko węglowodanowej przytyłam 2 kg. Tyle było wczoraj. Dziś waga pokazała o 60 dkg mniej. Były wprawdzie małe grzeszki ale to i tak dużo. Grzeszki były naprawdę bardzo małe. Żadne obżarstwo. Raz było trochę kisielu a raz serek homogenizowany. Martwię się i kusi mnie zejść z kaloriami do 1000. Do tego gnębią mnie zaparcia. Może to jest przyczyna? A może to coś z wagą? Może ona szwankuje i gdy się poprzedni zważyłam zaniżyła wynik? Na pewno jednak zadowolona nie jestem, bo i czym.

Menu: kotlety sojowe, ziemniaki, gulasz angielski, pomarańcza, jajka z kukurydzą, ogórkiem i majonezem, kapusta kiszona z marchwią..

29 października 2017 , Komentarze (6)

Tulipanową gorączkę połknęłam w kilka godzin. Czytałam cały czas i nie żałuję. Od wczoraj znowu buszuję po Lubimy czytać. Już kilka pozycji moich ulubionych autorów, a w zasadzie autorek znalazłam na Chomiku i oczywiście zgrałam. Inne może jednak kupię. Nie wszystkie się da w formie ebooka, bo niektóre pozycje nie są nowe. Teraz czytam zielone miasto w słońcu. Na razie bardzo mi się podoba. Lubię książki Barbary Wood. Przestałam natomiast na ten moment czytać thrillery w tym medyczne. Mam zgranych kilka R Cooka i coś mnie nie ciągnie do nich. Do książek T Gerritsen też mnie nie ciągnie. Nie lubię teraz zbytniego napięcia, nie kusi mnie wartka akcja. Wole książki kobiece i raczej spokojne.

Co do diety to ciężko idzie, a w zasadzie wcale nie idzie. Ograniczenie węglowodanów nie pomogło i nadal nie chudnę. Ba przytyłam kilogram chyba. Czyżbym musiała zejść do 1000 kalorii? Tylko co potem jak już te 10 kg zrzucę. Z drugiej strony lekarka Krzyśka jest cały czas na diecie 1000 kalorii jeśli utyć nie chce. To mi się wydaje jednak strasznie mało. Niby głodu nie czuje ale lubię jeść i gdy tyle jem to mi ruszania buzią brakuje. Od dwóch dni jeżdżę codziennie na rowerku. Planuję jeździć po 10 minut dziennie bez niedzieli. Mało ale to i tak wyczyn. Jak ja tego nienawidzę(szloch) ale kondycja leży i kwiczy. Od poniedziałku spróbuje tez wrócić do jogi. Chcę ćwiczyć 15 minut dziennie bez niedziel. Przeczytałam, że po pięćdziesiątce powinni się ćwiczyć 150 minut tygodniowo. Mam nadzieję, że moje stawy to wytrzymają.

Kupiłam fajne kufle na piwo. Będą do ozdoby kuchni...

28 października 2017 , Komentarze (6)

Dziś będzie trochę o pochwale życia, mojego życia. Tak mnie jakoś naszło tylko oczy otworzyłam na dobre. W istocie to moje życie jest wspaniałe od jakiegoś czasu. Żyję tak jak chcę i życie mnie cieszy. Jest interesujące. Zajmuję się praktycznie tylko tym co lubię. Kocham moją pracę, pasje. Rozwijam się także duchowo. Jakże jest teraz inne od tego w młodych latach. O  ile jest lepsze. Do czterdziestki prawie cały czas był permanentny stres i horror. Ciągły wysiłek, pogoń za pieniędzmi i strach, że ich zabraknie. Niby robiłam to co chciałam ale samotne wychowywanie dziecka, trudnego dziecka było ponad moje siły. Niby babcie bardzo dużo pomagały, ale odpowiadałam ja, a to mnie przerastało. Z synem miałam wieczne problemy ale o tym pisać nie będę. Miałam też problemy i to poważne z sobą. Też o  tym pisać nie będę, bo nie chcę do tego wracać. Po co? Teraz moje życie to raj i liczę, że takie będzie o ile nie lepsze...:D

Ostatnio mniej książek kupuję zwłaszcza powieści, bo kilka razy kupiłam gnioty pospolite na które szkoda było czasu i pieniędzy. Opinie ich były niezłe ale wiadomo, że piszą je częściowo copywriterzy to i obiektywne nie są. Niby jestem na Lubimy czytać ale też już tym opiniom nie bardzo ufam. Tym razem postanowiłam kupić książkę, bo przeczytałam o niej na blogu literackim. Może tym razem się nie natnę... Coraz chętniej kupuję ebooki. Nie trzeba na książki czekać, nie potrzeba na nie miejsca i tańsze są.

Wczoraj było trochę ruchu. Konkretnie bardzo szybki spacer około 10 minutowy plus schody na pierwsze piętro. Myślałam, że mi serce wyskoczy ale szybko doszłam do siebie co oznacza, że serce jest w porządku i ciśnienie nie skoczyło zanadto. Kondycje mam fatalną:( Od razu po powrocie Krzysiek wniósł mi rower z powrotem, bo się wystraszyłam. Chyba go nie sprzedam na razie,  bo już wole rower od spaceru. :(

27 października 2017 , Komentarze (8)

Wpadły mi ostatnio w oko trzy wahadła radiestezyjne. Jedno do usuwania bólu i regeneracji i drugie do czyszczenia czakr. Oba są dość kosztowne jak dla mnie, bo wykonane z mosiądzu. Kupię chyba jednak oba. Pierwsze potrzebuje do terapii. Może nawet na mój kręgosłup pomoże. Do tej pory używałam ozyrys białych energii. Drugie też mi potrzebne, bo często czakry czyszczę właśnie wahadłem. Do tej pory czyściłam wahadłem izis. Mam duże, drewniane. Trzecie wahadło jest z serii biały ozyrys i podobno wspiera odchudzanie :). To jest tańsze i chyba właśnie to kupię najwcześniej. Wahadełka używam od ponad 35 lat. Pierwsze dostałam w wieku 16 lat od mamy. Ja używam do terapii, a moja mama za pomocą wahadełek szukała zaginionych. Mnie to raczej nie interesuje.

Co do odchudzania to nic nie chudnę ale też i grzeszki się zdarzają i więcej kalorii na dzień. Wczoraj było 1400 zamiast 1200. Dziś jestem spuchnięta. Na razie głodu nie czuję więc nie jem. Kusi mnie dieta wegetariańska taka na której je się ryby ale pewnie na niej bym wcale nie schudła.

Po imbirze czuję się bardzo dobrze. Stosuje taki w proszku, dwa razy dziennie i tak już pozostanie. Chodzę jakoś łatwiej ale to pewnie sugestia. U mnie wiele od psychiki zależy i nastawienia.

Czekam na pieniądze, a wpłynąć nie chcą...Br...:(

26 października 2017 , Komentarze (2)

Wczoraj miałam zaproszenie do wzięcia udziału w wystawie obrazów. Niestety nie wezmę udziału, bo nie mam czym dojechać, a kawałek drogi jest. Na taksówki bym zbankrutowała, a czymś obrazy przecież dowieźć muszę. Tak to jest jak się w XXI wieku mieszka na prowincji i samochodu się nie ma i nie będzie mieć z powodu tchórzostwa. Marny los:(

Poza tym dzień był spokojny. Przyszła mi półka na przyprawy. Od razu się w niej zakochałam, opisałam słoiczki, wsypałam przyprawy i już mnie cieszy. Stoi na blacie w kuchni i nie mam zamiaru jej wieszać. Poza tym przyszedł też suszony imbir. Mam zamiar łykać dwa razy dziennie po pół łyżeczki. Zobaczymy jak to zniosę. Trzeba ponoć łykać dwa lata i przechodzi problem ze stawami. No cóż zobaczymy. 

Wczoraj wieczorem obejrzałam kolejny film - Szósty zmysł. Podobał mi się. Później przeczytałam książkę Kryształowe dzieci i zaczęłam Dzieci indygo. Dziś będę czytać dalej. Skończę też oglądać Sagę rodu Azeraków.

Wisiorka z kwarcem różowym nie mogę nosić, bo kamień opleciony jest metalem na który mam chyba uczulenie- pojawiły się krostki i okropnie mnie swędzi skóra. Dwa poprzednie wisiorki z tym kamieniem zgubiłam. To chyba jakieś złe siły nie chcą bym otwierała sobie czakrę serca. Nie chcą bym stała się bardziej uczuciowa i wrażliwa. Kamień też neutralizuje złą energię, dobrze wpływa na serce. Chcę go nosić i będę mimo wszystko. Wczoraj uszyłam sobie woreczek i włożyłam do niego kamień, który miałam do terapii czakr. Już wisi na moich piersiach w okolicy serca i działa i tak ma być:)) Teraz nie zgubię...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.