Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg
Wczoraj wstałam wcześnie, bo obudziła mnie mama. Raczyła przed 9 przyjść obejrzeć Pikusia. Byłam wścieka i konflikt od rana. Ostatnio grozi, ze sie wyprowadzi, bo ma nas dość. Gdyby faktycznie chciala to zrobić, tobym byla zadowolona. Byłby wreszcie spokój. Dziś się wyspałam. W piątek też był konfikt, bo nie pozwoliła mi kosić w sadzie, bo za głosno. Trawa była po pas. Dom przypomina melinę, bo sama nic nie robi i komuś nie da. Babcia żyła do 86 lat i była aniołem przy niej. Dziś już ok. Zachowuje się normalnie.
Wczoraj była praca koło domu. Pociełam trochę drewna i wykosiłam część podwórka. Sebastian miał wybić dziurę z pracowni, żeby była wentylacja, ale się nie udało. Musi to zrobić brat Krzyśka, bo ma mocniejszą wiertarkę. Trzeba też było naprawić opryskiwacz, bo dysza się zapchała i nie działal. Ostatnio pryskalam w ogrodzie spryskiwaczem do szyb... Za kilka dni spryskam w sadzie.
W pracowni mam osuszacz i nie wiem czy on dobrze działa, bo coś za wolno to idzie. Jest 78 % wilgotności i nie spada, a wody niby przybywa w zbiorniku ale strasznie wolno. Chcę by wilgotność spadła do 60 najwyżej. Dobrze by było 55-60. To zdrowe.
Dziś odpoczynek, czyli nuda. Nie lubię ostatnio niedziel i świąt, bo praca leży odłogiem i to mnie drażni. Chciałam iść na spacer nad rzekę. Nie wiem czy nie zrezygnuję, bo ponoć kaczek nie ma, a chciałam zrobić zdjęcia. Spacer taki bez celu konkretnego jest nudny i uważam go za zbędny. Ja mam ruch kolo domu przy pracy i on mi wystarczy.
Wczoraj było sporo pracy. Do południa cięłam pilarką łańcuchową to co trzeba. Urządzenie jest świetne i tnie sie błyskawicznie. To co bym cieła lisicą godzinę, pociełam w 20 minut. Później kosiłam podwórko. Po południu Sebastian kosił sad. Krzysiek był w pracy. W domu zrobił tylko kuwety. Miał odkurzać ale nie chciał. Rano Sebastian zabezpieczył puszkę od pradu, bo Aron sie nia interesował. Wycielam kwadrat z grubej tektury i przybił na puszce gwoździami. Poźniej powiesił obraz. Kot jest bezpieczny.
Dziś będę kosić, ciąć i sadzić fasolę. Co Sebastian zrobi nie wiem. On nie lubi by mu coś narzucać co mnie denerwuje. Jest uparty i ulega dopiero po ostrej kłótni, a ja konfiktow nie lubię.
Mam już książkę o terapii poznawczo-behawioralnej w leczeniu problemowego picia alkoholu. Wczoraj się za nią zabrałam. Co prawda nigdy lekarzem nie będę, więc leczyć nie będę, ale sposoby terapii chcę poznać. Coś mogę jednak, a raczej po ukończeniu szkoły będę moga zdziałać. Mam też drugą książkę o trapii i urządzenie do osuszania w przypadku wilgoci. Zobaczymy czy to pomoze na probem w pracowni. Chcę w dzień wietrzyć, a noca osuszać urzadzeniem. Trzeba też będzie po bo wszystko pokryte pleśnią w tym książki. Kolejne zakupy dopiero po rencie, bo teraz muszę kupić Sebastianowi jedzenie i buty robocze. Pomaga mi dużo i chcę się odwdzięczyć, bo pieniędzy ode mnie nie bierze. Chciałam mu zrobić badania w tym usg wątroby, ale sie nie zgodził.
Wczoraj byłam w sadzie i zjadłma pierwszą czereśnię. Były trzy. Teraz czekam na szklanki i wiśnie. Jablonie i grusze są małe.
Mama znowu zmienila zdanie i już jej remont sieni nie obchodzi. Mam robić jak chcę. Z grubsza jest wszystko zaplanowane, ale pewne będzie dopiero wtedy gdy Sebastian zacznie malować.
Wczoraj Sebastian przetkal umywalkę. Pokazał mi też jak sie obsługuje pilarkę. Sprobowałam i uznałam, ze to rewelacyjne urzadzenie. Tnie sie bardzo łatwo i szybko. Będę działać. Dziś albo cięcie albo koszenie, albo jedno i drugie. On moze zetnie trawę w sadzie. Malowanie w przyszłym tygodniu, bo musi najpierw pojechać do marketu. Dziś na dworze będzie więcej pracy, bo pogoda sprzyja. Jest ciepło, ale nie upalnie. Trzeba pracę podgonić.
Wczoraj się wynudziłam, ale o pracy nie myślałam, bo święto. Czytałam o święcie i uznaję, że to tradycja ale, ze nie pochodzi z Biblii, a od papieża nie będę go celebrować. Dla mnie jest to najważniejsze co w Biblii. To jeszcze najbardziej prawdziwe, bo najwcześniej napisane. Jeszcze bez dużej ilości naleciałości, a żywe przekazy. To co wymyśla kościól nie trafia do mnie. Bóg tak, ale punkt widzenia kościoła juz nie. Księża to tylko ludzie i ich interpretacje Biblii mogą byc różne, bo nasiąkniete charakterem osobistym, wychowaniem itp.
Kończę książkę o piciu kontrolowanym. To pozycja bardzo ciekawa i cenna dla mnie. Za granicą to metoda stosowana od lat. W Polsce też juz niektóre ośrodki ja stosują. Chodzi o to by maksymanie ograniczyć szkody wynikające z picia. Pije sie, ale mało. Schodzi sie stopniowo. Nie jest to metoda dla wszystkich. Alkoholicy pijący długo i bardzo dużo na codzień powinni raczej alkohol odstawić calkiem. Jest też różnica co się pije. Duża ilość mocnego alkoholu, a piwa to jednak nie to samo. Czekam na dwie pozycje o alkoholiźmie. Jedna to terapia poznawczo - behawioralna. Druga to pozycja o terapii uzależnień.
Dziś Boże Ciało. Nie wiem o co w tym święcie chodzi, ale poczytam na ten temat. Wiem, że święto jest ważne. U mnie w domu chyba nikt go specjalnie nie celebrował. Nikt mnie też w religię nie wprowadzał. W kościele bywała czasem moja ciocia, ale że był daleko z sobą mnie nie zabierała, a ja też się do tego nie rwałam. Gdy byłam już trochę starsza w kościele bywała babcia z dziadkiem, ale wtedy już miałam inne zainteresowania, a kościól mi był obcy. Rodzice od religi trzymali się z daleka choć mama często o Jezusie mowi.
Pracy w tym zawodowej na portalu oczywiście dziś nie będzie, ale mam Reiki dla klientki wieczorem. Będzie dużo czytania książek i artykułów o terapii uzależnień. Mam kolejną bardzo interesującą książkę tym razem o ograniczaniu picia. To w Polsce mało popularne na razie, bo propagowana jest całkowita abstynencja. To jest jednak jakaś opcja da tych, którzy całkiem z alkoholu nie chcą rezygnować. Jak ja bym chciała, zeby Sebastian pił 3 piwa dziennie... Do tego by musiał poszukać sobie innego sposobu na łagodzenie bólu kręgoslupa i kolan. Poza tym musiałby zaakceptować złość i stresy i inaczej sobie z nimi radzić. Metody przecież są - joga, Reiki, medytacje. Mogłby też zdecydować sie na leki. Musiałby też pogodzić się czasowo z problemami ze snem. Musiłaby poszukać innego towarzystwa, bo to co ma to osoby pijące i to niektóre dużo. W jego przypadku chyba AA by było niezbędne, bo to spotkania z osobami niepijącymi, a on potrzebuje towarzystwa. Niestety jednak ale AA propaguje całkowitą abstynencję. To przebudowa calego życia, a on nie jest na to gotowy. No i celu nie ma, a za tym idzie motywacja. On nie widzi możliwości normalnego życia dla siebie. Domu nie ma. Na mieszkanie go nie stać. Do pracy nie pojdzie, bo z tym kręgosłupem nie da rady no i długi. Żony i dzieci nie ma, a ja go toleruję z piciem. Gdzie tu motywacja do zmiany. Gdzie cel... Po co się ma zmienić? Po co się wysilać?
Mam truciznę na ślimaki, a i tak szkody mam. Nie mam ani jednej dalii w ziemi. Podejrzewam, ze je zjadly, bo te z donic juz kielkują. Zjadly mi aksamitki. Nie wiem co z ogorkami, bo juz powinny kiełkować, a ich nie ma. To samo dynie hokkaido. Wczoraj wsadziłam dynie ozdobne i patisony. Zobaczymy czy przetrwają.
Ostatnio więcej czytam, ale to książki z którymi trzeba pracować i czytanie mi idzie wolno. W tym roku przeczytałam dopiero 10, a cel na ten rok to 30. Raczej nie uda sie go osiągnąć, ale czytać szybciej nie będę, bo muszę wszystko zrozumieć, a co najwazniejsze zapamiętać. Tego typu wyzwania nie bardzo maja sens. Ktoś moze czytać cienkie powieści i z nim rywalizacja mija sie z celem. W zeszłym roku mialam przeczytać 52, a przeczytałam coś koło 30. Kiedyś byłam zapisana w 4 bibliotekach. Teraz już nie korzystam. Książki kupuję albo zgrywam ebooki. Krzysiek kiedyś czytał dużo. Teraz tylko krzyżówki ma w głowie. U mnie w domu czytała babcia, moja ukochana ciocia Resia, tata. Czyta mama. Ciocia Resia pracowała w bibliotece...
Sebastian przyjechał i jest... Dziś wyprobuję pilę łańcuchową, bo wczoraj Sebastian złożył...
Jednak nie udało mi się z mamą dojść do porozumienia w kwestii remontu w kolejnej sieni i w ganku. Niby było ok ale zmieniła zdanie. Nie chce zaakceptować mojej koncepcji. Nie chce białych przecieranych ścian. Maja być koniecznie zielone. Nie chce nowych chodników. Ma być stary wyleniały, poplamiony dywan, bo go lubi i przypomina jej młodość. Niech sobie robi jak chce w końcu to jej sienie. Mnie zostanie trochę pieniędzy w kieszeni. Dam je na kursy. Ja jeśli będę musiala kogoś przez te sienie przeprowadzić, po prostu powiem, że nie sa moje, to unikne wstydu. Sebastian teraz jak przyjedzie zamiast sieni pomaluje moj pokoj dzienny. Farbę mam...
Pobyt Sebastiana juz zapanowany. Ma być 10 dni. Trochę pracy jest i jeśli mi wszystko zrobi będę zadowolona. Zaplanowałam też wyjazd do zamku. On jest niezdecydowany i raz mówi, ze chce iść, a za chwilę rezygnuje. Denerwuje mnie to, bo nie lubię gdy ktoś za często zmienia zdanie. Moja mama taka jest i kiedyś mnie to wykańczało psychicznie.
Ja mam dziś i w następne dni troche pracy na dworze. Będzie koszenie tym razem tez kosa spalinową, bo koło domu mamy jest zbyt wysoka trawa na moją podkaszarkę. Powinnam plewić, ale poczekam z tym moze do czasu wyjazdu Sebastiana.
Dieta jeszcze trwa, ale mnie juz zmęczyła i zaczynam podjadać. Mogę nadwagi nie zobaczyć. Na razie jest wzrost o 2 kg, bo zjadam 2 kromki chleba, Czasu coraz mniej. Nie wiem czy we wrześniu do 76 kg uda sie zejść. Wstyd będzie. Dziś 800 kalorii w tym lody. Poza tym kotlety z jajek i śledzi i może schab pieczony i pomarańcza. Gdy mi sie uda trzymać rozpiski to jest ok. Lody nie szkodzą.
Kupiłam trzy kolejne książki. Oczywiście do terapii uzależnień.
Wczoraj czytałam o uzależnieniach i innych problemach psychicznych. Pomoc w takich przypadkach powinna być wielotorowa. Zwykle problemy z alkoholem maja osoby z depresją w tym takze ci zagrozeni samobojstwem. To też osoby z lękiem i z traumą oraz osoby z zaburzeniami snu i przewekłym bolem. Wszystkie te osoby bardzo źle znoszą abstynencję. Zwłaszcza na początku. Przyczyna jest taka, że alkohol to dla nich ,,lek" znieczulający i gdy go zabraknie problemy występują z całą mocą. Zwykle w takich przypadkach konieczne sa leki, a więc wizyta u psychiatry. Problemy z uzależnieniami zwłaszcza od alkoholu i narkotykow i to duże maja tez osoby z nieprawidłowa osobowością. Te osoby to dla terapeutow wyzwanie. Nie zawsze chcą wspolpracować, moga mieć problemy z agresją, maja trudności w relacjach społecznych, usiłują manipulować. Niektorzy terapeuci ich unikają.
Dziś ostatni dzień przed przyjazdem Sebastiana. Coś trzeba zrobić w domu albo koło domu. Chyba to będzie łazienka i przedpokoj, bo może być deszcz i na dwor wyjść się nie da. Jutro wieczorem Sebastian powinien być u mnie. Pracy mu dochodzi. Trzeba jeszcze przeczyścić umywalkę w łazience. Krzysiek się przy niej goli i włosy ją zatykają. Sam oczyścić tego nie potrafi. Trzeba rozszczelnić trzy okna.
Dziś chcę dłuzej czytać. Prauję teraz z książką o terapii uzależnienia od narkotyków. To temat trudny podobnie jak alkoholizm. Tu mam doświadczenie, bo sama mialam z nimi styczność i wiem z autopsji niejako jak sie wyzwolić. Co prawda nie każda substancja działa tak samo i nie każdy w tym samym celu jej zazywa, ale myślę, że moje doświadczenie plus wiedza teoretyczna mogą być cenne. Co prawda ja nigdy sie nie stoczyłam i cały czas mialam masę zainteresowań ktorych nie zaniedbywałam, miałam pracę i to wymagającą sprawnego umyslu, ale środków nadużywałam. Co prawda robiłam to zawsze w samotności i intencją byl szamanizm i rozwoj siebie, ale niestety tracilam nad tym kontrolę i nic dziwnego, bo to zła droga. Droga na skróty. Jestem przykładem, że można z tego wyjść i żyć pełnią życia. Można wyjść i znaleźć cel życia i czerpać z niego satysfakcję. Można się rozwijać bez tego. Co do szamanizmu to nie widzę w nim nic zlego ale szamani uzywaja specjalnych środków do ktorych ja nie miałam dostępu. To środki używane tylko w tym celu i ich duch szamanom sprzyja. Daje cenne wizje. Duch środkow, ktore uzywałam ja sluży narkomanom i uruchamia złe siły. To zły wpływ, bo też kuszenie i opętanie, uzaeżnienie. To nie jest korzystne. Szamana nikt nie nazwie narkomanem. To doradca o głębokiej mądrości szanowany przez innych. Inna sprawa, ze to też zaezy od środowiska. Srodki, ktore wybralam ja stawiały mnie w jednym szeregu z narkomanami i przynosiły brak akceptacji innych. Celem szamana jest pomoc innym, a jak miałam to robić gdy inni mojej drogi nie rozumieli, nie popierali, a niektórzy wręcz mna gardzili. To też jest prawdą, że wpływ tych środków na zdrowie jest zły. Zrezygnowałam też z szamanizmu na większą skalę, bo nie miałam nauczyciela w świecie materialnym. Teraz czasem wchodzę w transy, ale uzywam nagrań bębna i specjalnych osłon mentalnych.
Odezwal się moj syn. Jest w Berlinie. Nie ma zamiaru wracać do Poski, bo jest świetnie według niego. Ulżyło mi. Jest jaki jest, ale chcę żeby był szczęsliwy o ile nikogo nie krzywdzi. Brakowało mu moze moich cieplych uczuć, ale nikt u nas w domu przestępstw nie popeniał, nie żebrał i nie żył jak bezdomny. Wszyscy pracowali i o dom, siebie dbali...On się stoczył na dno i uważa to za normę. Wątpię by sie podniósł, bo nie ma motywacji.
Wczoraj po raz pierwszy wyszłam z jogą na podwórko. Zawsze miałam hamulec, bo sąsiedzi. Tym razem chciałam zrobić zdjęcia i sceneria na dworze mi bardziej pasowała. Jogę ćwiczę od póltora roku. Zwykle codziennie minimum 15 minut. Postęp jest znaczny. Ot choćby kwiat lotosu robię już od dawna wysoko czy sklon do przodu. Już leżę na podlozu. Zawsze byłam dość rozciągnięta, ale i tak postęp widzę. Joga, ale tyko yin joga i hatha joga to idealne ćwiczenia dla mnie. Siłowych i tych przy ktorych wzrasta puls i pot się leje nienawidzę, bo nie lubię się fizycznie zmęczyć. Seksu zbyt intensywnego też nie lubię :), bo to dla mnie gimnastyka pozbawiona uczucia i tańca też nie...
Wczoraj cały czas przetrawiałam ostatnie zajęcia i słowa pani prowadzącej o tym jaki dziecko po porodzie przezywa stres. Nie słyszy już bicia serca mamy, nie czuje bliskości ciepla i dlatego tak ważna jest bliskość fizyczna z dzieckiem. To poruszyło gdzieś w głębi mnie jakieś pokłady czułości, ciepła. Nie byłam tego świadoma. Nie patrzyłam na to w ten sposób, a to ważne dla poczucia bezpieczeństwa i zawiązywania więzi. Nikt mnie tego nie nauczył, a instynktu nie miałam. Do tego miałam po porodzie chyba lekka depresję. Mój Adrian był pod tym względem zaniedbany. Jest mi teraz bardzo przykro. Poza tym zrozumiałam cały mechanizm. Teraz już wiem, ze toksyczne dzieci to często toksyczni rodzice. Oczywiście poza tymi obciążonymi genetycznie, ale to też pośrednia ,,wina" rodziców. Ja miałam do czynienia z dziećmi toksycznymi, na takie zwracałam uwagę, takie zauważałam np. na ulicy i ich nie lubię. Są też normalne dzieci i chyba potrafią byc fajne. A te toksyczne są w sumie biedne, bo nieszczęśliwe.
Dziś myślę o impulsywności. To przekleństwo człowieka, bo bardzo mu szkodzi. Występuje pod wpływem stresu i praktycznie uniemożiwia kontrolowanie zachowania. Ta patologiczna oczywiście. Jedni z jej powodu staja sie nałogowcami inni przestępcami, a niektorzy krzywdzą siebie lub innych. Skąd się bierze właściwie nie bardzo wiadomo. Teorie sa rożne. To może byc genetyka albo naśladowanie albo luki emocjonalne z dzieciństwa. Poradzić sobie z nią mozna ale nie jest to łatwe. Trzeba nad soba pracować i warto przynajmniej na początku brać leki, bo one wyciszą. Ja bywałam impulsywna czasem i Adrian jest impulsywny. Ja z nią walczę, a Adrian chyba nie. On stosuje przemoc fizyczną i jeszcze niedawno by z niej dumy. Jeszcze do niego nie dotaro, że to złe i że nie tedy droga. Impulsywność czasem widać w horoskopie. Impulsywne bywaja osoby majace planety np. w baranie. Trzeba też zerknąć na aspekty między merkurym, a marsem i saturnem. Trzeba ludzim impulsywnym wspołczuć co nie oznacza narażania siebie. Moim zdaniem trzeba im problem uświadomić i wskazać drogi radzenia sobie z nim. Jeśli nic zrobić z impusywnością nie chca nie ma nic złego w ograniczeniu kontaktów. Osoba uzależniona od alkoholu lub narkotyków do tego impulsywna lubiąca przemoc może być niebezpieczna.
Znalazłam kolejny bardzo interesujący kurs, który mi sie pewnie przyda. To coach z elementami interwencji kryzysowej. Jest tani, bo bez uprawnień zawodowych. Skończę.
Dziś nie będzie raczej deszczu i jest szansa na zrobienie prania. Chodzi mi o pościel z pokoju dziennego. Piorę ja bardzo często ze względu na zwierzęta. Będzie też do wykonania jakaś praca dla domu lub coś w ogrodzie. Jeszcze nie wiem co. Może ziemia na ulicy i spryskanie chwastow na chodniku.
Jeszcze dieta. Ostatni tydzień. Do poniedziałku. Zostało jeszcze około 50 dkg. Jest duża szansa, że nadwagę zobaczę. Wczoraj było 800 kalorii - kotlet mielony, kaszanka i serek wiejski z rzodkiewka i piórkami cebuli, pomidor i pomarańcza. Dziś będzie 600 - schab pieczony, serek wiejski, jajka na twardo. Do tego zupka gorący kubek i pomarańcza.
Wczoraj wzięłam udział w transmisji mszy świętej z Piekar w telewizji. To była msza dla mężczyzn. Trochę inna niż normalnie, bardzo długa. Za bardzo trąciła polityką. Byłam rozczarowana.
Nie lubię sukienek. Wyglądam gorzej niż w spodniach-poważniej i na grubszą... Starciam talię i już nie odzyskam... Szczególnie nie lubię tej długości, bo jest ciotkowata. Tylko mini lub maxi.
Wczoraj były zajęcia z psychopatologii oraz z patologii i wiedzy o dysfunkcjach wspólczesnej rodziny. Na psychopatologii byl poruszany temat anoreksji i bulimii. W kontekście nałogów interesuąca jest zwlaszcza bulimia, bo czasem obok niej występują uzależnienia. Zdarzają sie nadużycia leków i depresja. Czasem bulimia bywa mylona przez laików z uzależnieniem od jedzenia. Objawy sa podobne z tym że osoby uzależnione od jedzenia zwykle napadu obżarstwa niczym sobie nie rekompensują. Niekiedy osoby chorujące na anoreksje, wpadaja w bulimię. Po ukończeniu szkoły mogę udzielić pomocy osobie uzależnionej od jedzenia. Osoby chorujące na bulimię muszą sie leczyć. Powinny zgłosić się do psychologa albo nawet do psychiatry. Choroba moze być groźna nawet dla życia. Czasem bywa konieczny pobyt w szpitalu.
Po przerwie były zajęcia z patologii i dysfunkcji współczesnej rodziny. Było między innymi o przemocy i było o braku czy zaburzeniach więzi. Dotarło do mnie co zrobiłam Adrianowi i co mi zrobiła mama. To jak się zachowuje Adrian to nie do końca jego wina. Tak został wychowany. To jak się zachowywałam ja to też kwestia wychowania. Moja mama też nie miała lekko, bo wychowywała sie w rodzinie dysfunkcyjej, a nawet patologicznej. Mój dziadek żolnierz kampanii wrześniowej miał psychozę wojenną, a zanim to zostało zdiagnozowane czasami naduzywał alkoholu co rzutowało na całą rodzinę. Też nie do końca byl winny, bo jego ojeciec pił i teroryzował matkę. Reakcje takie czy inne są zwykle wyuczone. Dziecko często przejmuje zachowania rodziców. Problem jest taki, że ani moja mama, ani Adrian swoich błędow nie widzą i nie chcą nad sobą pracować. Uważają, że to inni powinni się do nich dostosować. Mama już sie w tym wieku nie zmieni, ale Adrian miałby szansę, gdyby zechciał. Ja oczywiście nadal będę się spotykać z psychologiem. Kupię tez psychologie rodziny, bo nadal nie bardzo wiem jak powinna funkcjonować ta prawidowa. Kupię też książki na temat terapii rodziny.
Dziś odpoczynkowy dzień w domu. Nic, ale to nic poza nauką robić nie zamierzam. Będzie czytanie książek z gatunku ważnych i nauka. Będą oczywiście medytacja, afirmacje, Reiki i joga. Będzie też różaniec czyli dziesiątka i msza online. Teraz robię codziennie dwa zabiegi Reiki, bo Sebastian mnie męczy, zeby jemu też, bo szybko po tym usypia. Zawsze miał problemy ze snem i dobrze spał dopiero gdy duzo wypił. Jeśli chodzi o jogę to ćwiczę te asany, które sa dobre na kręgosłup. Tylko w pozycji siedzącej i leżącej. Kręgosłup w czasie pracy i ruchu czuję, ale jestem teraz na te bóle odporna i sie na nich nie skupiam. Daję radę. Co do asan to jest postęp, ale tylko w tych które ćwiczę, a że prawie zawsze te same od póltora roku to i postęp tylko w nich jest.
Mam straszna wilgoć w pracowni odkad wstawiam nowe, plastikowe okno. Jest pleśn na meblach i na wszystkim w tym na książkach. Nie wiem co z tym zrobić, ale boję się, że wszystko sie zniszczy. Mam tam farby w tym pastele, obrazy, książki, materiały do wyrobu kartek. Nie mam tego gdzie przenieść, a pracownia nie nadaje sie do uzytku. Pracownia graniczy z pomieszczeniami nieogrzewanymi i nie ma jak zrobic wentylacji. Chcę kupić pochlaniacz wilgoci. Moze to coś da...
Dieta ok. Wczoraj było niecale 600 kalorii. Były kotlety z sera i śledzi i jajka sadzone z fasolką szparagową. Dziś kotlet z jajek i śledzi, serek wiejski z piórkami cebuli, kotlet mielony. Waga nie spadla, bo po śledziach nabrałam wody:(
Gdy skończę szkołę chyba pomyślę o terapii niekonwencjonalnej uzależnień - nikotyna, alkohol, narkotyki, jedzenie. Chodzi mi o podejście holistyczne z terapią Reiki i czakroterapią, bioterapią. To by też był horoskop zrobiony w celu odkrycia celu życia. Znalezienie celu nie jest łatwe, a bardzo pomaga w terpii alkoholizmu i narkomanii. Mam jeszcze trochę czasu na doszkolenie. Chyba pomyślę o kursie psychodietetyka takim bardziej profesjonalnym, ale bez uprawnień zawodowych. Do tego jeszcze skończę terapię poznawczo-behawioralną, skoncentrowaną na rozwiązaniach i dialog motywujący. Oczywiście bez uprawnień zawodowych. Mistrzem Reiki i czakroterapeutą po kursach już jestem. Mam też kurs bioterapii, ale bez uprawnień zawodowych, bo nie należę do cechu. Od wielu lat pracuję tymi technikami. Powoli opracowuję metodę. Tego typu działalność to moja drahma, czyli zajęcie ktore powinnam wykonywać według karmy. U mnie to między innymi psychoterpia, odwyki, bioenergoterapia...:)
Kiedyś myślałam, żeby oficjalnie zmienić zawód. Była szkoła psychotroniki online w Eskk, ale juz nie ma. Jest za to od niedawna kurs bioterapii przygotowujący do egzaminu na czeladnika w cechu. Kosztuje prawie 3000, ale można w ratach. Moze kiedyś. Musiałabym zarobić na połowę, a resztę raty, bo takich duzych rat się boję. Gdyby Krzysiek stracił pracę to co wtedy? Inna sprawa, że to by było trochę tak jakbym chciała zdobyć formalnie papierek. Wiedzę już mam i praktyki też trochę, bo robiam zabiegi. Praktyka glownie na odległość. Gabinetu bioterapii otwierać nie zamierzam.
Wczoraj bylo chłodno i wyszłam tylko na moment na dwor, żeby przyciąć stary częściowo uschnięty winogron. Rośnie pod domem mamy i trzeba bylo wykorzystać moment gdy mama pozwoliła. Było też trochę koszenia. Dziś ma padać to praca będzie w domu. Mam pranie pościeli z dziennego pokoju, bo przyjeżdża Sebastian i trzeba odświeżyć, ale deszcz. Jak się nie da wyprać w poniedzialek to napalę w piecu i wysuszę.
Wstawiam nowe zdjęcie profilowe i Vitalia je znieksztalciła. Wygladałam na nim 120 kg...:) Normalnie wyglądam teraz tak... Myślę, że nienajgorzej, a będzie lepiej gdy jeszcze 10 kg zrzucę... Już zdjęcie poprawiłam...
Szkoła mnie nadal fascynuje. Kiedyś myślałam, żeby skończyć psychologię, ale nie w tym wieku. Nie wszystko mnie interesuje. Mnie ciągnie tylko do uzależnień i ewentualnie pomocy emocjonanej w kryzysie. Nie interesuje mnie psychologia rozwojowa, ale to co się tyczy osób starszych/podstawy/ już tak i może ewentualnie odchudzanie. Nie interesuje mnie psychologia sportu, reklamy itp. Odrzuca mnie od psychoanalizy, a ciągnie do terapii poznawczo- behawioralnej. Będę się uczyć, ale wybiorę kursy. Jest kurs pomocy emocjonalnej. Kiedyś nazywał się dla terapeutow kryzysowych. Myślę, że mi sie przyda, ale nie bardzo mam teraz na niego czas z drugiej strony przedmiot pomoc w kryzysie mam w szkole. Tylko to co się tyczy nałogów, bo chyba nie ma sensu uczyć się pomocy typu kryzys z powodu gwałtu czy straty pracy, żałoby. W życiu też mi się to nie przyda, bo z nikim się prawie nie stykam. Mam książkę na ten temat. Może w lipcu wezmę udział w szkoleniu Dialog motywacyjny w pracy z osobami uzależnionymi. Może mi się przydać, ale tylko może. Szkolenie jest na zumie i bardzo mnie kusi, bo to technika do rozmowy z trudnymi ludźmi. Przekonania ich do czegoś, niwelowania oporu. Nadal nie wiem gdzie tą wiedzę wykorzystam. Do pracy się nie wybieram no i preferowane są osoby po studiach. Po szkole nie będę mieć uprawnień przyznawanych przez PTZN, ale to nie znaczy, że nie mogę pomagać ludziom. Wiedzę przecież mieć będę. Tylko jak do nich dotrzeć. To trudna praca, ale doradca ezoteryczny też nie łatwa i tu się pomaga i tu, a klienci bywaja różni tak jak ich problemy.
Z drugiej strony za trzy lata wejdę w wiek emerytalny. Nie wyobrażam sobie tego i nie mam zamiaru zakończyć pracy. Takie bezsensowne życie mi nie pasuje. To nuda i wegetacja. Można rozwijać swoje zainteresowania. Są uniwersytety trzeciego wieku, ale to nie dla mnie. Ja lubię pracować zawodowo, lubię działać, zarabiać. Nie widzę się w roli emerytki i nie chodzi tu o pieniądze.
Wczoraj udało mi się pociąć trochę lisicą, a Krzysiek zebrał ziemię z ulicy z chodnika. Dziś będzie z pracą trudno, bo ma padać. Coś może zrobię w domu.
Dni mam ostatnio trochę trudne, kika planet mi szkodzi w tym słonce na początku znaku bliźniąt. Aspektuje moje słonce i odbiera mi energię. Nic mi sie fizycznie nie chce robić i nawet mars ze znaku raka nie pomaga. Jowisz jest teraz na początku znaku ryb. To jeszcze nie tragedia, ale gdy przejdzie dalej zacznie mi szkodzić. Dochodzi saturn w wodniku. Ten źle działa na mojego neptuna i oby jak najszybciej merkury przeszedł do raka.
Dieta ok i waga mimo zjedzenia wczoraj loda, spada. Dziś 40 dkg mniej... Jeszcze 50 dkg i nadwaga... Dziś post z intencją. Nie będzie mięsa, smakolykow i tylko około 500-600 kalorii.