- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1489634 |
Komentarzy: | 54555 |
Założony: | 12 kwietnia 2011 |
Ostatni wpis: | 20 listopada 2024 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Święto, ale nie dla mnie. U mnie w domu nie było celebrowane, to i ja nie celebruję. Ja i tak nie wiem o co z tymi świętami kościelnymi chodzi. Dziś będzie normalny dzień. Krzysiek jest w domu. Liczę, że dzień będzie spokojny. Plany jakieś mam, ale nie będzie raczej nic nowego poza treningiem tai chi. Będzie praca, czytanie, nauka i może coś artystycznego. Wieczorem będzie czas na zajęcie się sobą- medytacje itp. Na to potrzebuję ponad godzinę czasu codziennie. Dzień zejdzie.
Dieta idzie, a ja chudnę. Dziś 90 dkg mniej. Jeszcze motywacja jest i nic dziwnego. Problem będzie gdy pojawi się przestój. Nie jestem w stanie go nigdy przetrwać, bo trwa bardzo długo. Wolę wyjść z diety i wrocić po trzech miesiącach. Wtedy waga juz leci z powrotem. Siofor biorę w dawce 500 dziennie. Czuję się dobrze. Zobaczymy efekty po jakimś czasie. Dziś schab pieczony, serek wiejski, pomarańcza, jajka z warzywami z patelni.
Sebastian miał przyjechać, ale pieniędzy nie ma. U mnie jest problem ze skręceniem skrzyń na warzywa. Nie mam wkrętarki, a jest potrzebna. Mówiłam Adrianowi, zeby zbił gwoździami, ale on zwleka. Twierdzi, ze kolega ma wkrętarkę i pożyczy. Mnie czas goni, bo trzeba jeszcze trzy razy pomalować drewnochronem. Wiosna nadejdzie szybko, bo czas leci, a praca nie zrobiona. Jeszcze trochę i zacznę wszystko planować. Na razie chodzi mi po glowie kapusta, sałata, kalarepa, ogórki i pomidory, cebula. Skrzynie są dwie. Dość duże. Jak się warzywnik uda, to dokupię na przyszły sezon więcej. Do tego będzie też bób w gruncie. Wyglądam w tym roku na wiosnę. Na razie ponoć syberyjski mróz... Mam cięcie drewna i chyba od przyszłego tygodnia z tym ruszę. Warzywnik u mnie w domu był zawsze. Dziadkowie zbierali tyle, ze nic się na zimę nie kupowało. Rodzice też mieli ogród i w domu rodzinnym i w Kamesznicy. Prababcia miala ogród.
Tu babcia z dziadkiem...
Adrian myśli o zielonoświątkowcach. On byl zaangażowany w sprawy duchowe i nawet czyta biblię. Teraz chce poszukać z nimi kontaktu na naszym terenie. Liczy, że mu pomogą z pracą. Na razie się wściekł, potrzaskał celowo laptop i poszedł ćpać...
Dieta ok. Jem tyle ile chcę. Podjadania nie ma. Liczę na to, ze waga będzie sukcesywnie spadać. Byle do siodemki z przodu. Na razie jestem bardzo niecierpliwa i denerwuję się, ze spada tak wolno. Gdy już spadnie, dolożę czasem odrobinę węglowodanow - 1 ziemniak czy szkankę kaszy, makaronu, trochę fasoli. Na takiej diecie chcę wytrwać przez dłuższy czas. Bardzo bym chciała schudnąć w tym roku do 73 kg, ale nie bardzo wierzę w powodzenie. Siofor już mam... Biorę i dobrze się czuję... Dziś warzywa na patelnię z jajkiem, kotlet mielony, serek wiejski.
Jutro ostatnie święto z ciągu 3. Krzysiek będzie w domu, ale celebrować nie zamierzamy. Myślałam o serniku na zimno, ale jak tak sobie myślę, to wolę pól kilo zrzucić niż nabrać. Ja nie potrafię zjeść małego kawałka i musi być od razu pól tortownicy. Jeśli pod koniec tego tygodnia zobaczę dwojkę na drugim miejscu, będę zadowolona. Oby do 7 z przodu...
Adrian oczywiście pracy nadal nie ma, bo pracodawca nie placi tygodniówek, a Adrian na miesiąc zapasu pieniędzy nie ma.
Moje wymiary: biust 122, biodra 122, talia 98, udo 55, lydka 35. Poza nogami jest koszmarnie dużo. Zwłaszcza talia. Wygląda jednak na to, ze nie nabrałam proporcjonalnie dużo, bo raptem około 4 cm w talii. Teraz już jednak do wagi 50 kg nie chcę schodzić. Wtedy miałm 60 w talii i 90 w biodrach i biuście. Gdyby mi sie jednak udao schudnąć tyle ile chcę, to by była ze mnie niezła laska z wymiarów mimo wieku. Chyba się więc uprę i do celu dojdę... Teraz strategia jest taka by ograniczyć węglowodany na dlużej. Jeść po trochu tylko dwa razy w tygodniu i tak conajmniej do listopada. Wtedy by była szansa zrobic dwa etapy diety po około 5 kg i nic w międzyczasie nie nabierać. Byłaby szansa na 73 kg w tym roku...No zobaczymy...:)
Spódnicę i sweterek już kupilam. Zostały getry, sukienka i buty. Nic więcej na razie nie szukam.
Po tych ptasich mleczkach przytylam kilogram, ale brzucha tak wzdętego nie mam. Teraz już grzecznie i gonię pasek. Jeszcze cztery kilogramy musi spaść, żebym poczula sie dobrze sama z sobą. Dziś Krzysiek jedzie na zakupy. Kupi mi schab i może ryby, tuńczyki. Będzie więcej białka, to waga moze szybciej spadnie, ale miesiąc jeszcze trzeba czekać. Oby jak najszybciej była siódemka z przodu. Wstydzę się, ze się tak zapuściam. Teraz muszę sobie wbić w głowę granicę 80 kg jako tragedię i nigdy jej nie przekraczać. Do tej pory to było 100 kg. Dziś trochę na wadze mniej.
Nie mam jeszcze 60 lat, a już jestem niepełnosprawna fizycznie. Denerwuje mnie to i chyba dojrzałam do tego by ten stan zmienić. Nie wiem tylko czy jest sens walczyć. Czy to realne. Mam bóle kręgosłupa, stawów i kości i ta niesprawność może być tego efektem. Ćwiczę jogę ponad rok codziennie i jest lepiej niż było, ale calkowitej sprawności nie odzyskałam. Teraz przez zimę ćwiczę krocej, bo od podlogi ciągnie. Zrobiłam sie ostrożna. Chodzę powoli, wstaję opornie i wszystko mnie boli. Nie widać we mnie energii, żywości. Sprawiam wrażenie osoby ociężałej i taka jestem. Chyba za wcześnie na taki stan. Od jakiegoś czasu myślę by wrócić do tai chi i robić same rozgrzewki. Nie wiem czy to dobry pomysł. To nie są wyczerpujące ćwiczenia, a jest to ruch bardziej energiczny niż hatha joga i yin joga, które ćwiczę. Moze ciało pzyzwyczai się do ruchu. Pewnie ruchu nie pokocha, ale moze przestanie sie tak przed nim bronić, a i ja zyskam większą pewność siebie. Nawet seniorzy ćwiczą tai chi. Ja z tai chi nie daję rady, bo nie mam dobrej koordynacji i nie jestem w stanie opnować ruchów. Wczoraj ćwiczyłam po raz pierwszy i jestem zadowolona. Od razu nabrałam energii. W akademi Dao są dostępne ćwiczenia Chi Kung/Qigong/ Chyba pakiet wykupię. Ponoć są proste do zapamiętania. Planuję treningi około 40 minut trzy razy w tygodniu. No zobaczymy... Z jogi oczywiście nie rezygnuję.
Czeka mnie fryzjer, bo już kolor się zmywa i pojawiają się srebrne nitki. Nie ma tego dużo, ale mnie to denerwuje. Tym razem zrobię balejaż, bo chcę mieć z farbowaniem spokój na kilka miesięcy. Teraz będzie też obcinanie. Zostanie długi bob. Wytrzyma parę miesięcy.
Adrian szuka pracy. Chce coś z zakwaterowaniem w Polsce lub za granicą. Byla praca, ale w krajach niemieckojęzycznych. On nie zna niemieckiego. Moze być tylko podstawowy angielski. Szukał w gospodarstwie, ale wymagali prawa jazdy... Ofert trochę jest, więc moze coś znajdzie. Na razie na jutro jest umówiony w sprawie decyzji na fermę drobiu w Polsce i do rozbudowy parku w Szwecji. Oby chwyciło. Został by mi na glowie tylko Sebastian. Z tym będzie problem, bo ma chory kręgosłup i pije już codziennie.
Dieta już ok. Zapisałam się na rywalizację tu na Vitalii i oby wstydu nie było. Ustawię cel na 4 kg. To mają być 4 tygodnie. Dziś chcę zjeść kefir, jajecznicę z grzybami, pomidora, sałatkę jarzynową bez ziemniaków.
Takie ciuszki znalazłam. Coś moze kupię. Pewna nie jestem, bo moze braknąć zanim pieniądze zdobędę... Trochę ciuchów trzeba, bo do szkoly idę... Znalazlam też kolejne fajne nowe buty na Vinted i leginsy w panterkę. Lubię ten wzór i nieważne co to znaczy. Zawsze lubilam...
Dziś Krzysiek idzie do pracy, ale chyba wroci szybko. Przypuszcza, ze po Nowym Roku na targu będą pustki to i roboty dużo nie będzie. Ja mam urlop praktycznie do wtorku, bo dopiero coś we wtorek w domu zrobię. Teraz będę oczywiście pracować na portalu. To lubię, a pracy w domu nie. Teraz po Nowym Roku wrózenia jest sporo. Dużo klientek zamawia wróżby na Nowy Rok.
Przypomniałam sobie o hipnozie i wykupiłam tani kurs - podstawy. Jeszcze go nie mam. Gdy przyjdzie zorientuję się czy to mi się spodoba i spróbuję autohipnozy. Moze tez wykupię kurs drozszy, bardziej konkretny kiedyś. Znalazłam dwa interesujące...Może by mi się to przydało. Czytałam, ze hipnoza pomaga w uporaniu sie z nałogami. Ja myślę na razie o moim uzależnieniu od węglowodanów. Chciałabym przestać tak bardzo lubić białe pieczywo i kluski, ziemniaki. Kupiłam sobie kiedyś hipnozę na odchudzanie, ale było w niej sporo o ćwiczeniach. Ja ćwiczyć sporo nie chcę. Interesuje mnie tylko joga, a nie siłownia. Mnie zależy na wyciszeniu. Nie na mięśniach. Nie chcę być ożywiona. Nie lubię adrenaliny...
Moja wczorajsza dieta polegała na zjedzeniu pól paczki ptasich mleczek. Nic więcej nie było przez cały dzień... Dziś już grzecznie - kapusta kiszona z mrożonymi podgrzybkami, jajecznica z cebulą, kefir i sałatka warzywna z majonezem.
Przygotowalam fotoksiążkę moich bliskich w tym są zdjęcia ludzi i zwierząt. Chodzi mi po głowie jeszcze jedna- wspomnienia o bliskich i kolejna zdjęcia współczesne bliskich... Chcę też zrobić fotoobraz mojego ślubnego zdjęcia z Krzyśkiem. Nie wiem czy uda się zrobić powiększenia starych zdjęć. Jeszcze zobaczę co uda się zrealizować...
Sebastian mi próbuje wmowić, ze moje koty są nieszczęśliwe, bo nie wychodzą na dwór. Wyjść nie mogą, bo niebezpieczna droga obok i pies u sąsiadow zabijajacy koty. Inna sprawa, że u mnie tylko Kajtek i Ona chcą wyjść na dwor. Zwłaszcza Kajtek. Czasem też Józek i Morus. Inne koty nawet do drzwi nie dochodzą. Wszystkie prawie zostały zebrane z ulicy, to jakieś traumy związane z dworem mają i pamiętają to, że domu nie mialy. Pamiętają głod, zimno, cierpienie. Teraz kanapę cenią i cenią spokój domu. Poza Kajtkiem i Majusią wszystkie są starsze i ruchu wiele nie potrzebują. Śpią po całych dniach. Majka skończyła 4 lata późnym latem i też śpi. Ona nawet na drzwi nie patrzy. Została znaleziona pod koniec października w krzakach w czasie deszczu jako małe kociątko.
No i Nowy Rok. Sylwester minąl spokojnie. Byliśmy oczywiście w domu, czyli tak jak lubię. Zaglądał Adrian i gadałam z Sebastianem. Chyba faktycznie się starzeję, bo kiedyś lubiłam Sylwestra celebrować. Bywałam na skromnych imprezach w domach u znajomych. O balach nie myśłam nigdy, bo nienawidzę tańca, wyjściowych ciuchów i głośnej muzyki. Jadłam mało i dziś też barszczyku z krokietem albo pasztecikiem czy uszkami nie będzie. Będzie barszczyk z jajkami na twardo i pieczony schab i sałatka warzywna, ale bez ziemniaków. To wszystko. Krzysiek ma wino musujące i kupił sobie ciastka, bo z sernika na zimno zrezygnowałam. W sumie niepotrzebnie, bo to serki i galaretka. To nie bomba węglowodanowa przecież. Węglowodany typu kasza czy 1 ziemniak wprowadzę dwa razy w tygodniu gdy siódemkę z przodu zobaczę, a właściwie 79,7. To będzie nadwaga. Wstyd mi teraz, ze tyle przytyłam, bo obiecywałam sobie, ze już nigdy otyła nie będę. Znoszę wysoką wagę, ale w granicach nadwagi. Teraz muszę prawie trzy kilo jeszcze zrzucić, by otyość pożegnać. Odetchnę wtedy i uśmiech wróci...
Od kilku dni poświęcam 20 minut dziennie moim przodkom, ktorych juz nie ma na tym świecie. To specjana technika. Udaje mi sie ich widzieć i przypominam sobie to co było. Odpoczywam przy tym i łzy mi same ciekną po twarzy, bo tęsknię za nimi. Dziś zacznę zapraszać ukochane zwierzęta. Pamiętam jak płakałam gdy odesza moja ukochana kotka Funia i pamiętam wściekość mojego pierwszego męża. On kotow nie lubił. Znosił je tylko, a to, ze ja kocham potępiał. Lubił psy, ale musiały być rasowe, reprezentacyjne. Chciał się nimi chwalić. Był strasznym snobem i to też była przyczyna rozwodu. Nosił tylko markowe rzeczy. Gdy ja nie pracowałam, bo byłam w ciąży nawet na dezodoranty mi skąpił i chodzilam w potarganych rajstopach. Uważał, ze ja siedzę w domu to nie potrzebuję. On musiał mieć markowe, bo wychodzi do ludzi. Później wyjechał za granicę gdy były problemy wychowawcze z Adrianem. Karma wraca. Teraz ma parę groszy renty, mieszka z mamą i siostrą u bylego męża siostry, a co zarobił to przepił. Firmy juz nie ma, bo jest inwalidą i pracować nie może. Jest alkoholikiem. Ja się miotam. Z jednej strony widzę, że los się zemścił, ale z drugiej mi go żal.
Wczoraj znowu była awantura z moja mamą. Przyszykowała listę na zakupy i znowu był cukier, olej, napój. To kilka kilogramów, a Krzysiek nosić nie chce, bo to daleko i boli go ręką. Dla nas niósł tym razem też sporo ciężkich rzeczy. Ciężkie zakup mamie mogę robić przez internet, ale nie. Ona nawet słowa internet nie toleruje, a za kuriera płacić nie chce. Sąsiadki z samochodem nie poprosi, bo nikogo w domu przyjmować nie chce. Zakup z delikatesów przywożących do domu też nie, bo kłopot dla niej. Lepiej zamęczać Krzyśka. Tym razem zapowiedziałam kategorycznie, że ciężary przyniesie ostatni raz i tego dotrzymam. Obraziła sie też z powodu Adriana. Ponoć źle ja potraktował i to moja wina, bo z nim trzymam. Kazała wybierać albo on albo ona, a ja powiedziaam że szantażować sie nie dam i rozłaczyłam się. Albo się dostosuje, allbo zostanie sama... Mną rządzić nie będzie.
Kupiłam bluzkę i już mam...:)
Sylwester będzie u mnie jak normalny dzień. Nie szykuję specjanego jedzenia. Krzysiek coś sobie kupi, a ja będę przestrzegać diety. Szampan też będzie tylko dla Krzyśka. Odstępstwa będą dopiero gdy waga zejdzie poniżej 80 kg. Źle się czuję z otyłością i grubszym modelem na Vitalii. To potrwa około miesiąca. Tym razem spróbuję być na diecie 3 miesiace. Zobaczymy ile spadnie. Sama dieta nie jest dla mnie problemem, bo łatwo mi przychodzi wytrwać. Nie czuję też nigdy głodu fizycznego. Problemem są węglowodany, bo je kocham najbardziej. Uwielbiam ten stan bogiego nasycenia gdy się napcham kluskami czy ziemniakami. Kładę się wtedy na kanapie i jestem szczęśliwa - wyciszona i lekko senna. Powinnam zmienić styl odzywiania na stałe, ale mi ciężko pogodzić sie z tym, że będę ich musiaa jeść mniej juz zawsze. Może choć do czasu aż osiągnę wagę w normie. Czyli jeszcze z dwa lata. Z liczenia kalorii na razie rezygnuję. Będzie na oko i zobaczymy...
Co do węgowodanów to ja jestem nałogowcem. Gdy coś zjem, to za chwilę jestem głodna i kusi mnie zjeść ponownie. To normalna reakcja. Trzeba zrezygnować z tego typu smakołyków na stałe. Można jednak organizm oszukać. Ponoć ziemniaki odgrzewane mają niższy indeks glikemiczny. Można je ugotować dzień wcześniej i odgrzać, albo dodać do sałatki czy kopytek. Taka strategia mi nie przeszkadza. Chleb mogę jeść żytni albo razowy. Słodyczy praktycznie nie jadam. Ciasto jem raz w tygodniu. Ciastka kupne też. No zobaczymy. Muszę jeszcze to i owo poczytać na ten temat. Pocieszające jest to, że dużo dodatków zminiejsza indeks glikemiczny. Posiłki się sumuje. Chleb o indeksie 70 plus margaryna i np. ser lub wędina i juz indeks glikemiczny posiłku jest niższy...Przezyję :)
Mam oczywiście juz sprecyzowane plany, z tym że remonty zależą od tego czy znajdę fachowca:
- szkoła instruktor terapii uzależnień
- kurs parapsychologii
- kurs psychologii
- terapeuta kryzysowy kurs
- kurs radzenia sobie ze złością
- kurs rysunku u Krissa Wieliczko
- kurs malowania u Krissa Wieliczko
- 25 książek przeczytać
- 50 portretów ołówkiem conajmniej
- 50 akwareli conajmniej
- wymiana pieca w pokoju dziennym na węgiel-drewno eko
- 2 podmurowki około 15 m
- żwirek koło grobów/3 3 podwojne/
- odchudzanie do 76 kg
Kupiłam dąb do pieca i straciam pieniadze, bo draństwo się żarzy, a nie pali. Niby ciepło od pieca idzie, ale ognia nie widać. Nie wiem czy to normalne, bo dębu nie mialam. Moze być tez draństwo mokre. Tak moze być, bo po godzinie lezenia w piecu, zaczyna się palić.
Przyszły egzemplarze autorskie kolejnej antologii... Poczytam dziś
Dziś Krzysiek pracuje po poludniu. Ja może zrobię jedną szafkę/ostatnia/ i może umyję zlew. To tyle pracy zachowawczej na dziś. Później będą wróżby i może portret albo akwarela. Moze wiersz. Powoli planuję udział w antologiach w przyszlym roku. Na pewno będzie udział w około 5 komercyjnych. Chcę napisać wiersze o przyrodzie, o bliskich, którzy odeszli i może wezmę udział w Modlitwach. To wiersze o Bogu i filozoficzne. Nie wiem co z opowiadaniami. Jeszcze te z zeszłego roku nie wyszły. Miał być tomik, ale się nadal waham. Wydawca namawia mnie bardzo, ąle to spory koszt. Ważniejsze mi są kursy i remonty. Swoją pracę kocham, ale hobby też. Nie będę więc dłużej pracować, by wszystko na raz zrealizować. Ambicja, ambicją, ale wzięlam juz udział w ponad 20 antologiach/nie liczyłam w ilu/ i moje ego zostało dopieszczone. Wczoraj przyjeli mi dwa opowiadania do druku. Na kurs psychologiczny juz mam...
Chcę znaleźć pania do pomocy w domu, ale teraz te panie są wygodne i oczekują czystych, luksusowych wnętrz i pieniędzy praktycznie za nic. Ostatnia, która sprzątala była wręcz rozlazła. Mieszkanie było sprzątane na czas, a ona specjalnie robiła dłuzej. Okno myla pół godziny, a mieszkanie sprzątała 6. Po kotach oczywiście nie sprzątala, ale narzekała na sierść. Jakoś bym to wytrzymala, ale zrezygnowała, bo znalazła etat- biura. Najlepsza pania miałam w latach 90 ubiegłego wieku. Pracowaa solidnie. W trzy godziny był błysk i jeszcze kuwety robiła. Krzysiek pomocy domowej nie chce. Ode mnie nic nie wymaga, ale sam robi niechętnie.
Kurtyna jest i teraz tylko zamontować. Ostatnio zauważylam, ze takie same mają w 3 okolicznych domach. Chyba jeszcze coś przed dom kupię... Może renifera z saniami...
Z Krzyśkiem znowu jest dobrze - wszystko robi i nie wykłóca się. Te jego nastroje są nie do zniesienia. Przechodza na mnie i jeszcze ja zachoruję. Oczywiście staram się od nich dystansować, ale nie zawsze wychodzi.
Wczoraj ponad pól godziny gadałam z Sebastianem o alkoholiźmie. On się nie chce przyznać, że to jest nałóg. Inna sprawa, że alkoholicy pijący piwo to osobna grupa i u nich zwykle nieco wolniej pojawiają się skutki zdrowotne picia. Będę go molestować dalej.
Adrian kaszle i pociąga nosem juz drugi tydzień... :(
Siofor już kupiłam...Idzie...
Dieta trwa i już na wadze mniej. Pewnie schodzi woda i z jelit, ale to i tak cieszy. Jeszcze trochę i odetchnę, ale to trochę moze miesiąc zająć, bo już nie liczę, że schudnę 10 kg w 4 tygodnie jak kiedyś. Na razie jem dużo warzyw, ale nie tych ze skrobią. Jem tuńczyki, jajka i schab pieczony w piecyku. Po Nowym Roku zobaczę ile pieniędzy w domu zostanie i wtedy kupię żywność organiczną. Myślę o zapasie na dwa tygodnie. To będą jajka, jogurty, sery, mięso mielone, warzywa, moze ziemniaki i coś z strączkowych. To będzie coś typu diety plaż poludniowych ale dwa razy w tygodniu chcę jeść węgowodany typu ziemniaki. Nastawiam sie na dłuzsza dietę i bez węgowodanów nie wytrzymam, bo je bardzo lubię...
Dzisiejsze menu: sałatka warzywna z majonezem, tuńczyk z ogórkiem, schab pieczony, kefir
Krzysiek poszedł do pracy, a ja rano przeszłam z sypialni do pokoju dziennego. Spałam dalej, ale na kanapie. Za pracę wezmę się po 16 i chyba posiedzę na czacie do około 3. To ostatnie wróżby w tym miesiącu. Z zarobku jestem zadowolona. Zarabiam tyle ile potrzebuję na bieżące wydatki. Planuję z wyprzedzeniem, bo wypłata jest po miesiącu. Nigdy nie pracuję dla samych pieniędzy, bo nie mają da mnie znaczenia. Nie imponują mi i nie muszę ich mieć dużo by czuć sie dobrze. Cenię je tylko w kontekście tego co mogę za nie nabyć, a potrzeby mam skromne i to akceptuję. Nie lubię imponować pieniędzmi i nie żyję na pokaz. Co innego jest dla mnie ważniejsze. Choćby rozwój wnętrza, działalność artystyczna czy duchowość. Dokonania w tych dziedzinach mi imponują i ludzi rozwiniętych w tych dziedzinach najbardziej cenię. Bardziej imponuje mi biedny poeta poruszający serce niż bogaty bizmesmen w luksusowym samochodzie. Cenię też serce u innych w tym także serce dla zwierząt. Gdybym kiedyś wygrała duzo pieniędzy, a nie gram, to bym ich nie przeznaczyła na luksusy, a na pomoc dla zwierząt. Teraz zbieram na opłacenie kursu psychologicznego w ESKK. Chcę kupić całość na raz. Kupię w styczniu. Później będzie kurs podstawy pomocy emocjonalnej.
Ostatnio znowu medytuję z minerałami po 20 minut dziennie. Efektem jest to, ze mam bardziej wyraziste sny i jestem jeszcze bardziej wyciszona. Joga, medytacje, Reiki bardzo mi pomagają. Kiedyś gdy ktoś mnie zdenerwował, nie byam w stanie się długo wyciszyć. Teraz po 10 minutach już jestem oaza spokoju. Ostatnio medytuję z krwawnikiem, karneolem, cytrynem, rodonitem, kryształem górskim, lapis lazuli i ametystem. Kamienie umieszczam na czakrach. Cały czas noszę sporą bryłkę kryształu różowego na piersiach. To kamień otwierający czakrę serca.
Wczoraj zamowiłam drewno do pieca kominkowego i dziś na nie czekam. To buczyna. Czekam na kalendarz dla mamy i na bluzkę z kotem, bo kupiłam i na mój kalendarz, bo też ponoć wyslany. Kurtyny świetlnej jeszcze nie ma. Opłaciam Sebastianowi telefon na styczeń, ale z nim nie rozmawiam. Mam go dość, ale mi go szkoda i chcialam mu dać szansę na zarobek. Wszyscy u których pracuje dzwonią, a on moze na opłatę za telefon nie mieć. Chyba wszystko przepija co ma... Adrian przepił i przećpal około 2000 od 10 grudnia. Teraz bieduje, bo pracy nie ma. Daję mu jedzenie po kryjomu. Co dalej nie wiem. Już do ośrodka zamkniętego odwykowego nie planuje iść. W styczniu chce iść do pracy, ale marzy o wyjeździe za granicę. Ostatnio wymyślił sobie, żeby za granica zarobić i wrócić, bo chce otworzyć firmę. Mrzonki moim zdaniem.