Wstałam dziś dosyć późno, bo Krzysiek mnie nie obudził, a zegarka nie nastawiłam. Sam sobie zrobił obiad - makaron i sos węgierski ze sklepu. Ledwo zjadł tak było ostre, a on pikantnego nie lubi. I dobrze ma nauczkę. Od dawna mu mówiłam, żeby przetworzonej żywności tyle nie kupował. Poza tym w spiżarce są sosy - chiński i meksykański. Nie on robi po swojemu. Dziś ostatni dzień przed urlopem idzie do pracy. Dniówka będzie raczej ciężka, bo zawsze w sobotę takie są. Ostatnio znowu zmienili mu angaż z całego etatu na 3/4. Pieniędzy będzie mniej, ale za to więcej w domu zrobi. Ja po południu mam zamiar wypocząć w ciszy. Czeka na mnie książka. Może też ufarbuję sobie włosy i zrobię sobie kąpiel oraz masaż stóp. Ostatnio sporo czytam. Zwłaszcza do powieści historycznych mnie ciągnie. Potrzebuję wytchnienia i oderwania się od rzeczywistości. W najbliższych dniach będę w bibliotece. Może coś interesującego znajdę. Jeśli nie to kupię. Raz się żyje...
Waga się zbuntowała i nie spada.