Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1489565
Komentarzy: 54555
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 listopada 2016 , Komentarze (22)

Wczoraj udało mi się nie zgrzeszyć jedzeniowo. Zjadłam tyle ile było trzeba. Głodna nie byłam. Cały dzień starałam się być zajęta to i na podjadanie ochoty nie miałam. Chyba z dietą wytrzymam na razie. Może nawet do świąt. Może ósemkę przed świętami zobaczę, a miało być 85 na koniec roku. Ech... Nie udało się niestety już kolejny rok. Błąd popełniłam dwa lata temu, gdy przerwałam Dukana. Nie wiedziałam, że nie wolno. Nie doczytałam w książce.Tak dobrze mi szło. Waga spadała błyskawicznie, z dnia na dzień, bez przestojów. Teraz na Dukanie już tak nie chudnę. Gdybym nie przerwała pewnie do tego czasu ważyłabym już 70 kg i byłoby po kłopocie. Wystraszyłam się jednak i przerwałam z zamiarem powrotu za pół roku. Chciałam dać czas organizmowi na regenerację i odpoczynek. No i popełniłam błąd, bo Dukana się nie przerywa. Dzisiejsze menu: jogurt, kapusta czerwona, frytki z majonezem, rosół warzywny. Całość 1168 kalorii. Było by ok tylko węgli chyba zbyt dużo przez te frytki. Nie lubię przekraczać 100 g. Dziś waga spadła o 70 dkg mimo 3 placków ziemniaczanych z majonezem

Wczoraj kurier przyniósł mi antologię, w której znalazły się moje wiersze. To już kolejna. Zawsze jednak z przyjemnością otwieram przesyłkę z wydawnictwa. Kocham książki i ich zapach. Będę miała co czytać przez kilka dni. Z przyjemnością piszę książki tylko promocji nie lubię. Organizowane są wieczorki poetyckie, spotkania poetów, promocje książek, spotkania z czytelnikami. Dostaję zaproszenia, ale udziału nie biorę. Nie biorę też udziału w konkursach, bo za dużo z tym kłopotu- wydruki, wysyłki, a i później gdybym jakimś cudem wygrała musiałabym się stawić osobiście po odbiór nagrody np. w Gdańsku. Jak niby mam dojechać? Nie lubię się też pokazywać przed szerszą publicznością. Ja domatorka i introwertyczka. Zdecydowanie nie mam zadatków na osobę znaną, a co dopiero sławną i jak tu myśleć o dalszym rozwoju w tym kierunku kiedy tyle hamulców?

A na koniec wiersz i zmykam...

Przestrzeń                                                                                                                                                         

 

W przestrzeni

pomiędzy początkiem nabrzmiałym krzykiem

a końcem utkanym z bezruchu

wszystko co zapisane

ma swój cel i jakość

czyny emocje myśli

suną w szeregu splatają się

zależne jedne od drugich

 

ujmuję w dłonie

dzieciństwo

pachnące marcepanem

i opowieścią snutą przez babcię

młodość

uderzającą do głowy

jak szlachetny burgund

dotykam niespiesznie

lat dojrzałych i krzepkich

prawiących o mądrości

 

co mnie czeka

za zakrętem

tam gdzie cisza moczy stopy

w nicości

pamięć potomnych

czy sen w niebycie


2 listopada 2016 , Komentarze (45)

Dziś Zaduszki dzień refleksji i zadumy dla mnie. Nadal wspominam, rozmyślam. Nadal palę świece. Po południu wezmę się trochę za pracę. Krzysiek też dzisiaj oczywiście pracuje. Może pośpię, poczytam, podziałam w pracowni. Mam też zrobić kartę dla Sebastiana, bo chce, ale czy dziś zrobię to nie wiem. Powinnam zacząć robić kartki świąteczne. Powinnam poszukać bazarków kocich na facebooku.

Dieta ok. Dziś 2 dzień i na wadze 90 dkg mniej, ale jeszcze paska nie dogoniłam. Jakoś tak bez większych problemów przestawiłam się na mniejsze porcje i co za tym idzie mniejszą kaloryczność. Nie czuję głodu tylko często przykrość, że nie mogę sobie sprawić przyjemności jedząc. Tłumaczę sobie, że mam inne przyjemności, ale na razie jest ciężko. Tak to ze mną jest głodu takiego typowego czyli ssania w żołądku nie czuję prawie nigdy. Czuję za to niedosyt, a raczej głód psychiczny i to prawie zawsze. Jestem żarłokiem lubię zjeść dużo. Lubię czuć się pełna. Całe życie to walki psychiczne z moim apetytem. Dlatego tak lubiłam odchudzanie tabletkami typu Meridia. Po tym się o jedzeniu nie pamiętało i chudło. Czasem się zastanawiam czy nie mam czasem bulimii. Ponoć nie wszyscy wymiotują. Ja jestem głodna gdy nic nie robię, nudzę się albo denerwuję. Może więc tu jest pies pogrzebany... Dziś mam zamiar zjeść fasolę czerwoną, kotlet schabowy z ziemniakiem i ogórkiem kiszonym i placki ziemniaczane z majonezem. Najem się na pewno. Całość 1228 kalorii.

Założyłam wyzwanie - do końca lutego - 10 kg. Może się uda. Jak to cudownie by było ważyć 85 kg.
http://vitalia.pl/index.php/mid/139/fid/1793/wyzwania/odchudzanie/challengeId/3954

Dostałam propozycję stażu na portalu informacyjnym. Na razie byłoby to bezpłatne. Teksty mają być na różne tematy. Propozycja jest ciekawa dla mnie, bo pisać lubię i przychodzi mi to z łatwością. Może to jakaś szansa na przyszłość. W ofercie jest nadmienione, że z czasem wypłaty są planowane.

A na koniec ostatnia zawieszka i biorę się za robotę. Muszę skończyć horoskop i napisać artykuł.


1 listopada 2016 , Komentarze (57)

No i jestem na diecie. Kusiło mnie 500 kalorii, ale nie dałam rady i przeszłam na 1200-1300. Jadłospis na tydzień przygotowałam. Jest dość urozmaicony. Będę jeść smacznie. Obym na takiej kaloryczności schudła. Jeść będę oczywiście niezdrowo, bo i frytki będą i placki ziemniaczane i majonez i jogurty smakowe. Nie mam zamiaru z tego zrezygnować, bo to lubię. Zbyt dużo mam do zrzucenia, żebym się na niesmaczne jedzenie nastawiła na dłuższy czas. Po prostu nierealne. Nie wytrzymam. Drobiu nie jadam, warzyw gotowanych bez dodatków w postaci sosów lub panierki nie lubię. Do kasz, które uwielbiam też muszę mieć sos na wodzie co prawda ale z mąką. Torturować się nie będę, bo nie wytrzymam. Rzucę dietę w diabły po tygodniu, a nie o to przecież chodzi. Ograniczę tylko tłuszcze i węglowodany typu biała mąka czy pieczywo oczywiście. Pomyślę może o hipnozie. Spróbuję znaleźć sesje przez internet. Ruchu oczywiście nie przewiduję, bo i po co? Nie chudnę po tym, a cierpliwości nie mam i nie znoszę. Nawet joga mnie ostatnio drażni. Ciało mam jakie mam. Idealnego mieć nie muszę. Sebastian mnie akceptuje i Krzysiek też. Choć Krzyśkowi śnią się po nocach dwudziestolatki i za takimi się ogląda. Sebastian woli starsze...

Dziś wstałam wcześnie, bo musiałam być na cmentarzu. Pojechałam z sąsiadem. Krzysiek był razem z mną. Szybko roznieśliśmy wiązanki i znicze. Mamy 9 grobów plus dwa na które stawiamy tylko znicze. Chodzimy też pod krzyż by zapalić lampki za tych bliskich, których odwiedzić nie możemy. Później szybko do domu. W domu od wczoraj palę cały czas świece. Będę palić i jutro. Wczoraj był Samhain, a jutro przecież są Zaduszki. Wspominam też wszystkich bliskich, którzy odeszli w tym ukochane zwierzątka. Wspominam sąsiadów i znajomych. Taki to czas refleksji dla mnie i tęsknoty...


31 października 2016 , Komentarze (10)

Kilka dni temu dowiedziałam się, że mój znajomy nie żyje. Wstrząsnęło to mną i nadal nie mogę się z tym pogodzić. Zginął w lipcu. To od niego wzięłam Józka, gdy wyjeżdżał do pracy za granicę. Pojechał po śmierć. Był dobrym człowiekiem. Kochał koty. Co jakiś czas wysyłałam mu zdjęcia Józka i pisałam co u niego słychać. W zeszłym roku go odwiedził. W tym roku nie zdążył. Był jeszcze taki młody. To niesprawiedliwe. Nie był wierzący ale i tak zapalę mu światełko we Wszystkich Świętych. Myślę, że przybyła mi kolejna życzliwa dusza po drugiej stronie. Myślę, że czuwa nad Józkiem, bo bardzo go kochał. Może i mnie czasem wspomoże. Kto wie...

Dziś wstałam dość wcześnie. Próżnować nie będę, bo mam do roboty horoskop i artykuł na portal z wróżbami. Powinnam też popisać na portalu z pożyczkami. Po południu będę czytać i działać w pracowni. Co do jedzenia to mam zgryz. Zaczęłam niby dietę, a jak policzyłam kalorię, które dziś zjem to wyszło 1800. Na pewno przy tej kaloryczności nie schudnę. Nie zdawałam sobie sprawy, że tyle kalorii ma quiche. Dość często ostatnio go robiłam i tyłam sobie coraz bardziej. Kaloryczności na dziś nie zmienię, bo Krzysiek by się wściekł, że plany posiłków zmieniam. On bardzo quiche lubi. Ja też. Jutro już będzie grzecznie. Planuję zrobić sos z cukinii do ziemniaków.

30 października 2016 , Komentarze (12)

Jak ja ostatnio kocham niedziele. Mogę się dłużej wyspać, mogę poleniuchować, mogę zająć się tym co lubię. Dziś wstałam o 9:00, bo musiałam nakarmić zwierzęta. Później położyłam się z powrotem. Spałam do 11:30. Krzysiek też wstał późno. Wypiliśmy kawę, zjadłam śniadanie i zabrałam się za czytanie. Ostatnio stałam się bardziej wybredna jeśli chodzi o książki. Kiedyś czytałam do końca każdą powieść, którą zaczęłam. Teraz już niekoniecznie. Poziom niektórych pozycji jest bardzo niski i po prostu szkoda mi na nie czasu. Ostatnio wolę czytać na czytniku. W życiu bym się tego nie spodziewała. Zawsze uwielbiałam książki papierowe. Po południu podziałam pewnie w pracowni. Poza tym będę robić horoskop.

Wczoraj w nocy miałam sen, że grałam na pianinie. Kiedyś gdy byłam dzieckiem pianino po przodkach stało w saloniku babci. Później w pokoju dziennym u mojej mamy. To był antyk. Miało piękny dźwięk. Grać się nie uczyłam, bo nigdy słuchu chyba nie miałam. Mama sprzedała pianino razem z innymi antykami gdy wyprowadzała się na wieś w góry. Trzeba było dom wyremontować, a pieniędzy brakło. Zawsze i mebli i pianina mi było żal. Miałam pretensję do mamy, że sprzedała. Zwłaszcza biblioteka była cudna- masywna, w stylu gdańskim z gryfami i kryształowymi szybami. Była też rzeźbiona jadalnia i piękne meble gabinetowe z winogronami. Też gdańskie. Cudna również była szafa  z rzeźbionymi dodatkami i metalowymi okuciami. Przydałyby mi się teraz te meble ale mnie na takie nie stać. Co do pianina to jeszcze się zastanowię, ale może kupię keyboard? Co prawda słuchu nie mam ale może nauczę się grać proste melodie? Pomyślę...Łatwo jest grać korzystając z nut literowych.


29 października 2016 , Komentarze (64)

No i chyba znowu muszę zacząć liczyć kalorie, bo przytyłam 2,5 kg w miesiąc. Tak dalej być nie może. Przecież jeszcze trochę i znowu 100kg powitam. Od trzech dni jem mniej, a od poniedziałku znowu będzie 1200 kalorii. Jeśli wagę trochę powyżej 90 kg jakoś toleruję to 100 kg już nigdy. Wychodzą chipsy, ptasie mleczka, ciastka, kiśle, rogaliki i po 6 kromek chleba dziennie. Ja zupełnie nie potrafię się kontrolować i albo jestem na diecie albo hulaj dusza. Zaczynam wątpić czy jeszcze do tych 69 kg kiedyś zejdę. Co zrzucę to jak nadchodzi przestój z nerwów nabieram z powrotem. Ostatnio tak się najadłam, że aż mi było niedobrze. Teraz na słodycze patrzeć nie mogę. Nawet moroznik nie pomógł, a taki miał być rewelacyjny. Chyba, że to jakaś podróbka jest...

Kilka dni temu zepsuły się drzwi do szafy w sypialni. Wcale się nie zamykają i naprawić się nie da. Trzeba kupić nową szafę i tu jest problem, bo nie ma kto ani jak tej starej wynieść. Jest ciężka, drewniana, nieskręcana, bo ma 80 lat. Przez drzwi nie przejdzie, oknem też nie. Chyba trzeba ją będzie rozwalić w sypialni i po kawałku wynieść ale nie ma kto tego zrobić. Krzysiek się nie kwapi, bo jemu urwane drzwi nie przeszkadzają. Nową szafę muszę kupić drewnianą, bo w sypialni jest wilgoć i okleiny i nie wytrzymają. Ktoś ją będzie musiał skręcić. Krzysiek nie chce. Za usługi też płacić nie chce i nie ma komu. Chyba ta stara szafa jeszcze zostanie. Tylko jak długo? Mój dom zaczyna przypominać melinę, a moi przodkowie się w grobach przewracają.


28 października 2016 , Komentarze (6)

Dwa dni temu Krzysiek zabrał kocie chrupki ze spiżarki, bo dobrały się do nich myszy. Zrobiły w workach dziury i masę chrupek trzeba było wyrzuci, ponieważ je zanieczyściły. Teraz pokarm stoi w przedpokoju koło szafki na buty. Ciekawie to wygląda. Wczoraj wieczorem okazało się, że myszy pogryzły i prawdopodobnie się najadły żwirku dla kotów. Krzysiek znalazł dwie martwe obok worka. Strasznie musiały biedne cierpieć i z głodu i po zjedzeniu tego świństwa. Niby to szkodniki, ale żadne stworzenie nie powinno w mękach ginąć. Szkoda mi ich i nie mogę się z tym pogodzić. Za miękkie mam serce po prostu...

Wczoraj wysłałam moje opowiadanie. Zostało zaakceptowane i ukaże się w tomiku dzięki Magdalenie Kordel, która organizuje co jakiś czas akcję- kto napisze ze mną książkę. Tym razem tomik ukaże się pod tytułem Duchy przeszłości. To doskonała szansa na zaistnienie dla nieznanych autorów. https://magdalenakordel.blogspot.com/2016/10/duchy...

Wczoraj wysłałam też pieniądze na przesyłkę antologii, w której zamieszczone zostały moje wiersze. Zamówiłam tylko kilka egzemplarzy, bo zdolności handlowych nie mam i więcej książek nie potrafiłabym sprzedać. Miałam zabrać się za wydanie drugiego swojego tomiku, ale postanowiłam się z tym wstrzymać, bo nie wiem czy Krzysiek będzie po Nowym Roku miał pracę.

27 października 2016 , Komentarze (21)

Wczoraj się wściekłam i to kilka razy. Raz, że ładowarka do telefonu Krzyśka używana trzy razy wysiadła i trzeba było kupić nową i dwa, że taksówkarz mnie naciął na pieniądze. Policzył sobie za tą samą trasę czyli 4 km o 9 zł więcej niż płaciłam tydzień wcześniej. Jak to zrobił nie wiem, bo nawet dał mi rachunek. Niby to parę groszy, ale fakt jest faktem. Dobrze chociaż, że telefon Krzyśka dobry jest, bo już myślałam, że trzeba będzie wyrzucić. To jeszcze nie koniec, bo wieczorem okazało się, ze ładowarka jest dobra tylko Krzysiek próbował ładować telefon starą ładowarką od innego telefonu i pakował ją do wejścia od słuchawek. Pasowała nawet. Ja oczywiście nie sprawdziłam i stąd cały kłopot. Brzydko go wyzwałam z nerwów, bo nie mam cierpliwości prowadzić go za rączkę przez cały czas. To w końcu mój facet czy małe dziecko?

Sebastian powoli samochód robi. Zrobił maskę, elektryczną szybę, oponę, a wczoraj coś co ułatwia zapalenie. Teraz pali na gazie od jednego razu. Trzeba jeszcze pomalować maskę i zrobić coś, żeby jeździł też na benzynie. Ponoć alternator wysiadł. Wczoraj samochód jakimś cudem znalazł się w warsztacie kilka ulic od domu. Sebastian twierdzi, że kolega go prowadził, ale mnie się za bardzo wierzyć nie chce i chyba go zamorduję. Tak dla pewności. Dziś ma siódmą jazdę i wykłady. Ma jeździć po placu, ale może się zdarzyć, że trzeba będzie kogoś zawieźć i pojedzie w trasę. Ostatnio był w Skarżysku. Żeby jak najszybciej to prawo jazdy zrobił, bo samochód go kusi. Oj kusi. Twierdzi, że jeździ tylko po podwórku, ale kto go tam wie... Ja pewności nie mam, a pilnować go nie jestem w stanie, bo mnie tam nie ma. Dobrze chociaż, że Sebastian nie uznaje jazdy po pijanemu...

26 października 2016 , Komentarze (25)

W poniedziałek mi się upiekło i nie pojechałam do miasta ale dziś już koniecznie muszę. Będę w punkcie ksero. Muszę wydrukować, wypełnić, zeskanować i wysłać umowę. Muszę też być na poczcie i może spróbuję oddać do naprawy telefon Krzyśka. Zejdzie mi pewnie z godzinę. Może mi się uda wrócić autobusem, który zatrzymuje się prawie tuż obok mojego domu. Jeśli nie to pozostanie mi taksówka. Ostatnio często taksówkami jeżdżę, bo mi się nie chce od autobusu chodzić. Tego drugiego oczywiście, który ma przystanek około 800 metrów od mojego domu. Kondycji nie mam za grosz, dostaję zadyszki, sapię i okropnie się pocę. Nie znoszę tego. Lepiej już pod tym względem nie będzie. Chyba, że z 20-25 kg schudnę. Tylko jak. Ostatnio niestety jem do syta czyli z 1700 kalorii i sukcesywnie tyję. Wymarzona i z trudem zdobyta ósemka z przodu oddala się. Już się boję stawać na wagę.

Popołudniu będę pracować, spać i może coś artystycznie podziałam...

A na koniec wiersz i zbieram się na autobus...

Jesiennie

spoglądam w dal
 senne drzewa kapią
oranżem i złotem
winobluszcz przytulony
do brzozy
poczerwieniał ze szczęścia
a skulone z zimna trawy
szepczą o przemijaniu
 
jeszcze wczoraj
floksy pyszniły się w wazonie
dziś już marcinki
pieszczą oczy
 
poranki mgliste i ciche
zaskakują chłodem
już jesień

25 października 2016 , Komentarze (12)

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że wyglądam w domu jak półtora nieszczęścia. Wszystko przez ciuchy, które mam poplamione farbami. Wszystkie domowe bez wyjątku są upaćkane. Nie da się ich nie ubrudzić. No przynajmniej ja nie umiem pracować ostrożnie. Nie da się przebierać do pracowni, bo nie siedzę w niej przez kilka godzin, a potem wychodzę tylko chodzę na chwilę wielokrotnie w ciągu dnia. Maluję dużo akrylami, a te sprać się nie dają. Mnie to w sumie nie przeszkadza ale ostatnio był nowy kurier i patrzył na mnie dziwnie. Krzysiek nie może na te moje zaniedbane ciuchy patrzeć. Tylko Sebastian mnie rozumie, bo sam chodzi przez cały dzień w roboczym ubraniu.

Wpadła mi w oko tunika i chyba ją kupię jak pieniądze mi spłyną na konto i nikt nie kupi wcześniej...Nie mam ani jednej tuniki ani sukienki na zimę, a przydałaby się...

Kuszą mnie jeszcze te swetry...

Dziś wstałam o 10:30. Obudził mnie Sebastian, bo pewnie bym spała dłużej. On wstał o 8:00 i od razu wziął się za pracę przy samochodzie. Ma zamiar zmienić maskę i oponę. Pozostanie jeszcze jedna opona, alternator chyba i elektryczna szyba i można jeździć. No ale to spokojnie z czasem zrobi. Samochód jest opłacony do końca maja. Ma zamiar go używać, a potem sprzedać, dołożyć i kupić lepszy.

Ja też mam zamiar dziś solidnie popracować. Później może też coś podziałam w pracowni...Bombek jeszcze i zawieszek kilka do zdobienia mam...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.