DZiś zaczyna mi sie tydzień pracy, ale ja dłuzej pospałam. Krzysiek jest w domu to mogłam. Trochę planów mam. Chciałabym dziś iść na spacer i chciałabym posadzić różę do gruntu. Nie wiem czy uda sie wszystko zrobic przed zmrokiem. Moze byc z tym problem, bo po południu i u mamy trzeba odsiedzieć swoje i ma przyjść znajomy do naprawy klamki. Dziś chciałbym iść na spacer ścieżką wzdłuż lasu. Trzeba by kawałek przejść ulicą i będzie musiał Krzysiek Mikusia nieść. Nie chcę by chodził po ulicy, bo co druga brama to pies, a Mikuś sie boi i szarpie.
Wczoraj nie udało mi się wyjść na dwór, bo pogoda zawiodła. Nic konkretnego prawie nie zrobiłam.
Zauważyłam, ze mi trudno zrobić więcej niż 2000 kroków. Gdy idę na spacer, poźniej zalegam na kanapie i nie chce mi sie chodzić. Gdy nie idę na spacer, chodzę w mieszkaniu, ale dobijam do około 1500 i też zapał tracę. Chciałabym dojść choć do 3000, ale nie wiem czy to możliwe. Mój ruch normalny to niecałe 500 kroków. POwninam chodzić 6000 kroków, ale zakładam, ze ta górna granica to dla ludzi ruchliwych. Nie wiem czy zakup bieżni by był dobrym rozwiązaniem. Jak na razie wpadło mi to do głowy ale uważam pomysł za wydumany. Chodzenie po bieżni, a chodzenie od ściany do ściany to to samo raczej, a to drugie nic nie kosztuje. Ja jestem za upraszczaniem sobie życia. Chodzenie to drugi ruch, który znoszę poza jogą. O jeszcze ciężarki, calanetiks z ciążarkami znoszę. Nienawidzę za to roweru i biegania, podskoków ani niczego przy czym sie trzeba spocić i co wywołuje ból mięśni. Ja przy ruchu nie mam prawa sie zmęczyć... Nie wchodzi w grę zadyszka...