Wczoraj spędziłam przyjemny dzień. Nie był jednak w jakiś specjalny sposób zaakcentowany, że to Sylwester. Trochę pospałam, pograłam w gry i pobuszowałam po internecie. Dzień jak co dzień. Nie gotowałam obiadu, bo mam bigos. Upiekłam tylko schab. Krzysiek był w mieście, a później rąbał drewno. W piecu rozpalił dopiero po 12 tak, że zdążyłam nieźle zmarznąć, bo na dworze mróz. Mnie palić nie pozwoli. Twierdzi, że brudzę podłogę i nie sprzątam potem tak jak trzeba. To niech pali. To samo jest z myciem garnków. Twierdzi, że chlapię w koło jakby się kąpało stado kaczek i woli myć sam. Krzysiek ma w ogóle uraz jeśli chodzi o podłogę. Ja z kolei mogę mieć nieposprzątane, ale musi wszystko mieć swoje miejsce. Nie mogę niczego szukać, bo dostaję wtedy prawdziwego szału.
Dziś już Nowy Rok. Planów nie mam. Będę mieć lub nie dopiero pod koniec stycznia. Wszystko zależy od tego czy Krzyśkowi przedłużą umowę o pracę. Jeśli nie będzie ciężko. To co zrealizuję na pewno to skończę kurs tarota i postaram się zachować wagę 95 kg lub mniej. Będę też uczyła się dalej malowania, będzie decu i robienie kartek. A inne plany? Może łazienka. Może tomik. Może kuchnia, a może coś innego?Wszystko w zawieszeniu.