Kolejny dzień diety i kolejny spadek. Tym razem o 30 dkg. Dobre i to. Poza tym wczoraj po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam głód przed posiłkiem i dzięki temu zjadłam z apetytem. Jakiś postęp. Oby tak dalej, a mój organizm wróci na dobre tory. Ósemeczko z przodu przybywaj...Już mi nikt nie będze mówił, że 100 kg ważę, bo będzie prawie 90, a nie prawie 100. Niby to tylko 10 kg, ale inaczej brzmi. Zawsze mnie waga 100kg jakoś tak przerażała. Sama nie wiem czemu. 70 to było o kurczę, 80 nie za dobrze, 90 kiepsko, a 100 tragedia. Oby nigdy więcej...
Menu na dziś: jogurt owocowy, jajka sadzone na porze, sajgonki z kapustą w sosie pomidorowym z ziemniakiem, gruszka plus sałatka z pomidorów, placki ziemniaczane z marchwią plus pomarańcza. Razem 1019 w tym:
54 g białka
145,9 węglowodanów
32,2 tłuszczu
ponad 500 cholesterolu w tym jajka.
22,3 g błonnika/za mało/
Za mało tych kalorii. Dorzucę jeszcze ziemniaka lub jabłko i rzodkiewki.
Martwi mnie tylko skłonność do zaparć. Nie chcę senesu ani figury 1 brać, ale chyba będę musiała. Może też trzeba będzie odstawić błonnik witalny i wrócić do zwykłych otrąb. Jeszcze trochę tego błonnika mam. Na jakiś czas starczy, a co potem? Trzeba to przemyśleć i decyzję podjąć. Może błonnik z ananasem kupić.
Wczoraj miałam wyjść do ogrodu poplewić. Niestety nic z tych planów nie wyszło, bo przeszła burza z deszczem i wszystko zmoczyło. Poplewiłam trochę i uciekłam do domu. Z reszty plewienia musiałam zrezygnować. Zrezygnowałam też ze zbierania ziół. Tym razem miał to być mniszek, a dokładnie liście mniszka. Zioło to pomaga odtruć oranizm, zbić cholesterol i cukier. Ma też działanie moczopędne. Coś dla mnie. Muszę go dużo nasuszyć, a pogoda nie pozwala.