Tak jak przypuszczałam wczoraj nie pracowałam wiele. Delektowałam się ciepłem, odpoczywałam i odreagowywałam stres związany z drogą na i z warsztatów. Spałam długo wczoraj i dzisiaj również. Dziś np. wstałam o 10:00. Od razu zadzwoniłam oczywiście do Sebastiana. On teraz pracuje przy układaniu paneli. Zejdzie mu kilka dni, bo podłogi są nierówne i trzeba poziomować. Do tego są też nierówne ściany. Pracuje po 8 godzin dziennie. Krzyśkowi dziś nie będzie lekko. Musiał iść do pracy na 6 i wróci pewnie po 20. Zaliczy dwie zmiany, bo nie ma kto robić i za to wcześniej pójdzie na urlop. Czy po urlopie będzie miał jeszcze pracę licho wie. Szanse są, bo pracuje w zakładzie pracy chronionej, a takie przeważnie wygrywają przetargi. Z tego co wiem do przetargu stają trzy firmy. Kiedy przetarg jest nikt nie wie. Jak Krzysiek ostatnio stwierdził robotnik jest od pracy, a nie od myślenia.
Wczoraj nadal malowałam w komputerze. Trochę malunków powstało. Kusiło mnie też złapać za pędzel. Zaczęłam więc obraz akrylami. W pracowni było zbyt zimno by go skończyć. Może dziś skończę. Mam problem z malowaniem wody. Nie wychodzi realistycznie. Chyba to przez niecierpliwość. Zawsze maluję szybko i w komputerze i w naturze, a wodę trzeba dopracować, bo jak nie to wychodzi plama błękitu.
Krzysiek się zgodził, żeby w styczniu przyjechał mnie odwiedzić Sebastian. Uf ulżyło mi...