Dziś znowu praca. Pisanie i wróżenie jak zwykle, a do tego dalsze pranie. Tym razem firan i zasłon. Po południu mam obrać i pokroić pieczarki do suszenia. Nie ma innych grzybów to niech chociaż pieczarki będą na zupy i sosy. Ja osobiście nawet lubię suszone pieczarki. W przyszłym tygodniu kupię jeszcze kilogram. Z Krzyśkiem trwa cicha wojna i nic mi prawie w domu już nie pomaga. Trudno się mówi. Ostatnio też sobie zażyczył bym mówiła do niego kochanie jak do Sebastiana. No cóż ja mogę o ile on też będzie dla mnie tak miły jak jest Sebastian i skończą się mocne słowa pod moim adresem. Teraz może i na nie trochę zasługuję, ale kiedyś nie zasługiwałam, a on i tak ich używał. Twierdził, że jak się wścieknie to musi się wyżyć. Rozmawiałam na ten temat nawet z psychiatrą i mi powiedziała, że to z jego choroby nie wynika. Wulgarność to przyzwyczajenie i kultura osobista i on powinien nad tym popracować. Tym bardziej, że to i awantury można potraktować jak przemoc psychiczną, a to jest karalne. Cóż kiedy popracować nie chciał.
Krzyśka dziś pogonie do odmładzania malin. Trzeba je przyciąć tuż przy ziemi, bo ostatnio cięte były kilka lat temu i kiepsko owocują.Jeszcze z nim na ten temat nie rozmawiałam. Pewnie się wścieknie. Na razie jeszcze śpi.