Dieta przekroczyła pólmetek i w niektórych, luźnych ciuchach wyglądam względnie. Ratują mnie szczupłe nogi. Bez ubrania nadal jest tragedia. Tu się zadowolenia nie spodziewam, bo super sylwetkę to ja mialam przy 48 kg a nie przy 66, a tyle chcę osiągnąć. Ostatnio Krzysiek powiedzial mi komplement, że wyglądam na 60 lat, bo jestem gruba i mam zmarszczki. Sam sie ocenia na 40:). Mam inne zdanie, ale w przeciwieństwie do niego staram sie byc miła.Tyle jego. Ja ostatnio mimo wszystko z wygladu jestem zadowolona.
Kończę książkę Zrozumieć psa. To ciekawa pozycja o psach, pochodzeniu, udomowieniu, naturze, tresurze. Kolejna książka to może coś z psychologii albo ezoteryki. Mam jeszcze do przeczytania Zrozumieć kota, ale z tym poczekam. Na razie w tym roku przeczytałam 10 książek. To nie tak dużo, ale i nie tragicznie. Dopiero marzec przecież. Gdy więcej czytam, mniej siedzę w intenecie i jest ok.
Wczoraj kupiłam borowkę amerykańska, 2 agresty i 2 porzeczki.
Wczoraj była awantura z Sebastianem. Są do wycięcia dzikie maliny, a kabel od ładowarki od mojego sekatora przepadl. POsadzilam Sebastiana i wrzeszczałam na niego jak oszalala. Nawet nie chcialam go słuchać, a okazało się, że koty wyniosły kabel pod wersalkę. Zachowałam sie jak wariatka i musiałam przepraszać. Fakt jest jednak, ze rusza moje narzędzia, a ja tego nie znoszę. Co gdzie położę tam ma lezeć. Nawet pilarka na stole w kuchni. Nienawidzę balaganu, ale jeśli ja go zrobię, to ja mam posprzatać. Po ciemku muszę wszystko znaleźć.
U mnie oprocz prymulek i krokusow, pięknie kwitną żonkile i hiacynty.
Dwa dni mam lakier solany na paznokciach i już odpryski na końcach są, a miał być do 10 dni....:(