Wczorajszy dzień minął jak we śnie. Były medytacje i praca z aniołami. Była też i proza życia, ale się na niej nie skupiałam. Pracę wykonałam solidnie i szybko, żeby powrócić do tego co mnie w tej chwili bardziej frapuje. Dziś będzie chyba podobnie. Posadzę lwie paszcze, które dostałam od znajomej, wyplewię 1 grządkę i utonę na wiele godzin w magicznym świecie energii. Dziś medytacje będą łatwiejsze, bo Krzysiek idzie po południu do pracy. Będę więc sama w domu, będzie cisza i spokój. Tak jak lubię. Jakie to szczęście, że tak mi się życie ułożyło. Nie muszę chodzić do pracy. Jestem wolna i mogę tak sobie układać dzień jak chcę. Jakie to szczęście, że mam niewymagającego męża, który i kurz w domu zniesie i jednodaniowy, prosty obiad. Dziś po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że jestem prawie zadowolona ze swojego życia. Nie jest idealne, ale mogłoby być gorsze...
15 dzień z 40 stabilizacji. Waga bez zmian. Menu: młode ziemniaki z sałatą, szczypiorem i koperkiem, ryba w panierce z otrąb, placuszki dukana, szynka wieprzowa z cebulą i ziołami.