Praca kolo domu posuwa sie po trochu do przodu. Szambo wypompowane i najgorsza część piasku ze studzienki wyjęta. Dziś moze reszta. Jest z tym troche problemu, bo studzienka dość glęboka. Krzysiek nabiera i podaje mi do gory, ja muszę sie schylić, a jestem przerażona, bo mam lęk wysokości. Kondycyjnie dałam radę i nawet zadyszki nie dostałam. Ćwiczenia robią swoje. Krzysiek sie męczy, bo zaraz sapie... Opłacić pracy nie mam komu.
Pikusia chyba znowu bolą zęby. Suchego pokarmu nie chce, a mięso mu trzeba kroić na kawałki. O zabiegu nie myślę, bo to starszy piesek i tak częsta narkoza może mu zaszkodzić. Po wyjeździe Sebastiana koty wrociły na kanapę. Gdy on jest kilka omija kanapę z daleka. Inne śpią obok niego, ale w nocy. Sebastian koty toleruje, ale Pikusia nie lubi, bo go goni z kanapy. Ja sie z nim o to kłocę, bo Pikuś jest u siebie i ma prawo na kanapie siedzieć. Pikuś to bardzo fajny pies - proludzki, prokoci, czuly i wrażliwy. Bardzo lubi sie przytulać, przepada za głaskaniem. Lubi tez gdy koty go liżą. Sebastian lubi psy agresywne, groźne i na dworze. Miał amstafa.
Dziś muszę zrobić jadłospis na resztę tygodnia. Wszystko raczej mam poza wodą mineralną. Krzysiek musi po nią jechać, bo piję tylko mocny gaz, a u nas w sklepie takiej nie ma.
Dziś twaróg z cynamonem, ryba wędzona, bigos z kapusty, grzybów i schabu. Pozegnałam kolejne 30 dkg. Od poczatku 1,3 kg. Tydzień jutro.