Tydzień się kończy, a mnie smutno, bo kolejny juz będzie bez Sebastiana. Szybko ten jego pobyt zleciał. Kolejny raz przyjedzie chyba w grudniu na święta. Wtedy pracy już raczej mieć nie będzie. No moze tylko pólki mi przykręci jak je kupię. Ja dziś intensywnie pracuję, bo zarobiłam w październiku mniej niz zwykle. Pracować tez będę jutro. Poza tym czytam. Moze też zrobię jakiś rysunek. Szykuje mi się kolejny kurs u Krissa Wieliczko. Ponoć ma byc tez kurs z malarstwa.
Menu: opienki opiekane, tosty z parówka i serem, krupnik z kaszy jaglanej z pieczarkami, serek wiejski, pomarańcza. Na razie nie tyję. Jem 1300 kalorii i cieszę sie tym. Dietę zacznę w styczniu. To będą zupy. Jeszcze na nią nie czekam, a delektuje się jedzeniem. Jak ja bym chciała już siódemkę na wadze zobaczyć. W przyszłym roku mam szansę. W przyszłym roku w kwietniu miną mi dwa lata odchudzania. Oczywiście z przerwami. Strasznie szybko leci. W tym momencie nadal się cieszę, że juz wazę mniej od Krzyśka.
U mnie na podwórku bywa czarny kot. Myślałam, że to sąsiadki, ale to chyba jakiś bezdomny. Mama podejrzewa, że śpi gdzieś w budynkach gospodarczych. Jedzenie ma, ale co zimą. Widuje go tez Krzysiek.
tryptyk jesień
wrzesień
nadchodzi
z dłońmi pełnymi kasztanów
z nawłociami i jarzębiną
dni jeszcze ciepłe
cieszą ptaki figlujące wśród liści
ostatnie floksy pławią się w słońcu
poranne mgły ścielą się po ziemi
to falują wdzięcznie
to czepiają się strojnych dalii
i owocujących leszczyn
październik
wita chłodnymi nocami
i koszem borowików
winobluszcz tarmoszony przez wiatr
tańczy w szkarłatnej sukience
wątłe słońce pieści marcinki
sad szykuje się do snu
drzemie złotowłosa brzoza
a warzywnik otulony ciszą
z westchnieniem wspomina lato
Listopad
las pachnący deszczem i nostalgią
odpoczywa ze spokojem w sercu
poszarzałe łąki żegnają brunatne trawy
potargane przez wiatr
klucze dzikich gęsi
zamykają niebo
jeszcze jeden dzień i jeszcze jeden
a biały kobierzec zmrozi
ostatnie enklawy ciepła i moją duszę