Wstałam po 8 i po wypiciu kawy pojechałam na targ na zakupy. Kupiłam sporo, ale bogactwo roślin mnie wręcz olśniło. Przywiozłam 5 reklamówek i nabrałam ochoty na dalsze zakupy, ale jak tu je do domu dowieźć bez samochodu. Kupiłam truskawki i poziomki obsypane kwiatami. Znalazła siedmiolatkę i rabarbar. Kupiłam też kilka wczesnych kapust i sałatę. Kupiłam także bratki w kilku kolorach, goździki kamienne i stokrotki dla mamy. Dokupiłam też nasion: słonecznik zwykły i ozdobny, marchew/a jednak/, fasolę szparagową karłowatą, czarną rzepę, groch no i dymkę. Brakło mi margarytek i lubczyku. Nie miałam gdzie zabrać lawendy i liliowców i lilii, szałwii i heliotropów. Kupię później. Kolorowej fasoli tycznej nie było i raczej nie będzie. Kupię chyba więcej szparagowej z tym,, że tycznej. Innej rady nie ma...
W tej chwili grzeję się przy piecu z kubkiem herbaty, a z chwilę idę sadzić, bo choć zimno deszcz nie pada. Po południu czeka mnie praca i dwa zbiegi Reiki. Pewnie też coś zrobię w domu, bo święta coraz bliżej. Skromne mają być w tym roku, żebym jeszcze więcej nie przytyła. Tuż po świętach ruszam z dietą dukana i tym razem przejdę wszystkie fazy jak należy.
Dzisiejsze menu: rogal z masłem, jabłko, jogurt, kotlet mielony z ziemniakami i koperkiem, ogórek kiszony.