Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1498880
Komentarzy: 54636
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 23 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 lutego 2017 , Komentarze (16)

Tydzień powoli się kończy, a ja myślę o następnym i o Sebastianie. W poniedziałek jak nic nie wypadnie po niego jadę. Ostatnio pracuje po całych dniach do wczesnego wieczoru w warsztacie samochodowym. Tnie też drewno piłą spalinową. Należy mu się odpoczynek. Jak będzie będę musiała kombinować i sobie osobno gotować. Nie jestem w stanie zjadać tego co on lubi no przynajmniej nie wszystko. On je strasznie tłusto i niezdrowo- tłuste mięso typu boczek, golonki i zupy na mięsie. Moja chuda kuchnia mu nie odpowiada. Woli nie jeść wcale. Zastanawiam się jakim cudem jest taki szczupły.

U mnie z dietą wszystko w porządku. Nie odpuściłam i trwam. Dobrze ją znoszę i raczej długo wytrzymam. Oby rok co najmniej. No i żeby waga spadała. Na razie spada bardzo opornie. W dwa tygodnie spadła 70 dkg . Wciąż się buja. Tragedia jakaś choć dziś spadło 20 dkg.Tak wyglądam na tą ósemeczkę z przodu, a tu jeszcze trochę brakuje. Przestałam szaleć i ćwiczę sobie spokojnie jogę plus ryty tybetańskie. Chyba dobrze to wymyśliłam, bo na razie zmęczenia i braku energii nie odczuwam. Zobaczymy co będzie dalej. Na razie żyję sobie spokojnie, działam i delektuję się przyjemnymi momentami życia. Sporo ich mam. Tylko nie zawsze je dostrzegam. Chyba z powrotem powinnam zacząć się nimi cieszyć i odczuwać wdzięczność, że są mi dane. Może nie wszystkie są mi dane, bo po część sama sięgam...:)

Menu: kartoflanka z pieczarkami, warzywami i boczkiem, sałatka z papryki, tuńczyka, jajek, marchwi, ogórka kiszonego, pomarańcza, serek homogenizowany.

16 lutego 2017 , Komentarze (28)

Dziś wstałam naładowana pozytywną energią. Dzień mam luźniejszy. Moje dążenie do równowagi przynosi efekty. To mnie cieszy, bo nie znoszę pośpiechu i spinania się. Powinnam w zasadzie trochę popracować nad antologią i wszystko wysłać do wydawnictwa ale spokojnie zdążę. Krzysiek po pracy jedzie na zakupy i pewnie znowu jakieś słodycze kupi. Nie mam jednak zamiaru grzeszyć i jeść nie będę. Nie mam też zamiaru robić mu awantury, że on je. Gdy wrzeszczałam ostatnio efekt był taki, że wprawdzie słodyczy do domu nie przyniósł ale zjadł po drodze ze sklepu. Jest jak dziecko. Już myśli o tłustym czwartku i o tym, że cztery pączki zje. Nudzi też o faworki. Zawsze robiłam, ale teraz chyba nie zrobię. Sama jeść nie powinnam, a on ma podwyższony cukier no i te 4 nieszczęsne pączki pożre. Może zrobię na ostatki?

Ostatnio zainteresowały mnie ryty tybetańskie. Chcę czymś zastąpić rower, którego nie znoszę. Ryty znałam od dawna ale nawet nie próbowałam ćwiczyć, bo jedno ćwiczenie wydawało mi się strasznie trudne. Myślałam, że go nie dam rady wykonać. Spróbowałam jednak i o dziwo daję radę. Od poniedziałku więc ćwiczę. Na razie tylko 3 powtórzenia. Zwiększać będę stopniowo. Liczę, że mi zharmonizują organizm. Opinie o nich są bardzo dobre. Ponoć faktycznie działają. No cóż zobaczymy...:)

Ćwiczenia przynoszą efekty. Energii mam niby mało ale i tak znacznie więcej niż w zeszłym miesiącu. Wczoraj po mieście wręcz frunęłam. Nie siadałam gdy była kolejka ani na poczcie, ani w banku, ani w aptece. Nie siedziałam też na przystanku. Nie było potrzeby. Byłam 2 godziny na nogach bez przerwy. Cud jakiś...:)

Menu: ser z solanki, kostka sojowa w sosie pomidorowym z ryżem brązowym, tuńczyk z jajkami na twardo, mandarynka.


15 lutego 2017 , Komentarze (18)

Dzisiaj mam dzień nieco stresujący, bo muszę jechać do miasta. Oczywiście nie mam na to nawet najmniejszej ochoty. Mus jednak to mus. Spraw do załatwienia mam sporo i trochę czasu stracę. Miasto mnie pewnie psychicznie zmęczy jak zawsze. Przyjmuję ten fakt z filozoficznym spokojem co nie oznacza, że nie zazdroszczę mojej mamie siedzenia w domu. Ma szczęście, że ma ją kto wyręczyć i z domu nie musi wychodzić. Też bym tak chciała. Czasem zastanawiam się czy gdybym mieszkała na typowej, klimatycznej wsi o czym tak marzyłam, też bym chciała w domu siedzieć. Pewnie tak. Im jestem starsza tym od ludzi bardziej się izoluję. Kiedyś marzyłam by ogrodzenie od strony ulicy zmienić na wysoki murowany, betonowy płot. Nikt by mi w okna nie zaglądał i było by ciszej. Przed domem powstał by przytulny dziedziniec. Nie wiem tylko czy dostanę na to zgodę.To nawet by nie był jakiś straszny koszt. Teraz myślę by dodatkowo posadzić tuje. Może w tym roku to zrobię. Niech rosną...

Menu na dziś: zupa pomidorowa z ryżem, kotlet mielony z pieczarkami, sałatka z tuńczyka, jajek, pora, marchwi i kukurydzy, mandarynka. Z aktywności będzie joga. Może 40 minut i jeszcze coś ale na razie sza...To co wczoraj spadło z wagi dziś nie nabrałam. Wygląda więc na to, że pierwsze 10 kg pożegnałam. Ufff...Teraz jeszcze drugie 10 i będę zadowolona. Tak uważam teraz, bo pewnie jak osiągnę te 83 kg to nadal się cieszyć nie będę. Jak sięgam pamięcią wstecz to ja i przy 63 zadowolona nie byłam.

Po powrocie z miasta i odreagowaniu może zrobię sobie zabieg czakroterapii. To mi zrównoważy energię. Ostatnio zbyt dużo niezdrowego podniecenia było w moim życiu. Pora z tym skończyć. Nie będzie to jednak łatwe. Od marca zaczną się dla mnie bardzo trudne miesiące. Nie wiem jeszcze ile. To będzie swoisty egzamin. Będzie mi ciężko i nikt mi nie będzie w stanie pomóc. Zostanę z tym sama. Jakoś przetrwać muszę, bo nie mam wyjścia. O szczegółach tu pisać nie będę, bo sprawa nie dotyczy tylko mnie...:(Fakt, że chciałabym ten czas przespać by minął jak najszybciej...

14 lutego 2017 , Komentarze (32)

Od kilku dni jestem zmęczona wręcz wyczerpana, a sen nie przynosi odpoczynku. Nie wiem co się ze mną dzieje. Na rower nie mogę już patrzeć i z trudem się mobilizuję by jeździć. Czarno to widzę. Chyba mi pozostanie tylko joga, która nadal sprawia mi przyjemność. Dzisiaj niby schudłam 60 dkg ale pewna nie jestem. Waga buja się już drugi tydzień. Chyba powinnam się nauczyć cierpliwości. Wybrać przy tym taką dietę i aktywność, którą jestem w stanie zaakceptować na stałe bez większych wyrzeczeń. Dieta mi w zasadzie odpowiada- jem co lubię i głodna nie chodzę. Co do aktywności to na pewno joga. Na niej mi zależy, bo daje sprawność, wyciszenie, równowagę i zdrowie. Rower no cóż? Ponoć  się po nim nieźle chudnie ale trzeba jeździć długo, a ja cierpliwości nie mam ani siły. Nie zależy mi też na poprawie kondycji ani sylwetki. Nie chcę wzmacniać mięśni. Po co mi kondycja jak życie spędzam na kanapie i nie mam zamiaru tego zmieniać. Po co mi sylwetka? Chętnie bym dołożyła jakieś ćwiczenia do jogi, ale takie, które mi się na coś przydadzą. Kusi mnie tai chi. Wczoraj nawet próbowałam je trochę ćwiczyć. Niestety jestem tępa i spamiętać ruchów nie mogę. Jeszcze popróbuję ale jak mi się nie uda i niczego nie znajdę to może dołożę jogę ale asany w pozycji stojącej. Nie ćwiczyłam ich jeszcze...W tym tygodniu kupię może witaminę D3. Może doda mi energii. Muszę wytrwać z tym, że już bez spiny, bez koncentrowania się na diecie, bo to powoduje u mnie stres zwłaszcza wtedy gdy dieta efektów nie przynosi. Muszę podejść do tego na luzie ale czy potrafię? Jeśli nie to czas się nauczyć...Chcę przecież zrzucić jeszcze z 25 kg. W takim tempie to mi zajmie kilka lat...

Menu na dziś: placuszki z batata i pieczarek, mandarynka, omlet z płatków owsianych, jajko w schabie.

13 lutego 2017 , Komentarze (30)

Mrozy w nocy się kończą. Czyżby to koniec zimy? Mam taką nadzieję. Od jakiegoś czasu zaczynam już wyglądać wiosny, a w zasadzie jej pierwszych oznak. Pomalutku już nadchodzi i oznaki są. Przyroda się zaczyna budzić. Ostatnio ktoś na Facebooku wrzucił zdjęcie przebiśniegów. Czytałam też, że ptaki się ruszyły. Co prawda miałam zamiar przywitać wiosnę z wagą poniżej 90 kg ale chyba mi się to nie uda. Teoretycznie to możliwe z tym, że bym musiała chudnąć kilogram na tydzień. Niestety tak dobrze już nie jest, bo w tym tygodniu nie schudłam.Tydzień był ok - diety przestrzegałam i ćwiczyłam dużo, a tu takie buty. Trudno. Do tego wygląda tak jakby mi z talii też wymiary nie zeszły...Nowy tydzień przede mną, a za tydzień jak dobrze pójdzie przyjeżdża Sebastian...Bardzo się cieszę. Będzie u mnie ponad tydzień. Zastanawiam się co będzie z ćwiczeniami, a konkretnie z jogą. Chyba będę ćwiczyć codziennie ale krócej. Myślę by ćwiczyć w sypialni, a tam jest zimno i ciasno po prostu. Boję się tylko, że się rozleniwię...Boję się, że przytyję...

Menu: pizza na spodzie z batatów z pieczarkami i papryką, mandarynka, jajka sadzone z fasolką szparagową, kotlety z soi, ogórek kiszony.

Dziś po południu będę pracować nad wierszami do antologii, a później mam zamiar czytać. Wieczorem kusi mnie dłuższa medytacja. Może z aniołami albo minerałami na czakrach. Potrzebuję relaksu i odreagowania, bo poprzedni tydzień nie był łatwy dla mnie.


12 lutego 2017 , Komentarze (10)

Dziś udało mi się pospać. Nie wypoczęłam jednak. Dzień będzie spokojny. Wprawdzie medytacje, Reiki i ćwiczenia będą, ale poza tym niczego robić nie zamierzam. No może tylko przygotuję paczkę na bazarek dla kotów organizowany na Facebooku. Tym razem to bazarek dla ślepaczków. Te biedactwa kiedyś poddawane eutanazji, dziś są ratowane, bo doskonale sobie radzą. Miłość też nie potrzebuje oczu. Mam zamiar wysłać trochę kolczyków zdobionych metodą decoupage i malowanych, magnesy, lampiony, kartki ręcznie robione oraz kilka akwareli kotów, bo ostatnio nieźle się sprzedają. Czekam na ciepło, żeby wreszcie wejść do pracowni i zacząć decoupage robić. Myślę o wyrobach z kotami specjalnie na bazarki. Trzeba by zamówić magnesy, podkładki, może termometry, może świeczniki, zakładki i breloczki. Nic już prawie w domu nie mam.

Tu link do bazarku https://www.facebook.com/events/480559212148532/624772184393900/?notif_t=admin_plan_mall_activity¬if_id=1486506099434613

Od kilku dni piszę wiersze. Nie mogę ich tu na razie zamieścić, bo być może znajdą się w antologii. Antologia ma być wydana jeśli znajdzie się 10 autorów chętnych. Na razie jest 8 więc jest szansa. Gdyby powstała to by był o projekt komercyjny. Znalazło by się w tomiku 10 moich wierszy o miłości i biogram. Antologia ukazałaby się drukiem i można by ją kupić w księgarniach stacjonarnych w tym w empiku. To by była niezła promocja i szansa dla mnie. To oczywiście nie pierwsza moja antologia ale i tak pisanie do niej wierszy mnie bardzo cieszy. Niezależnie czy antologia się ukaże czy nie i tak w tym roku planuję tomik. Może wierszy a może haiku. Jeszcze nie zdecydowałam...

Menu: kluski kładzione z selerem, marchwią, cebulą i kiełbasą, pieczywo chrupkie ze smalcem z jabłkiem i ogórkiem, mandarynka, jajka na twardo z tuńczykiem. Co do ćwiczeń to przestałam szaleć po godzinie dziennie, bo za bardzo jestem zmęczona. Waga i tak przestała spadać. Teraz będę ćwiczyć codziennie jogę i może co drugi dzień rower. Joga jest dla mnie ważniejsza, bo chcę być sprawna. Wczoraj zjadłam prawie 300 kalorii więcej. Celowo i bez wyrzutów sumienia. To nie były słodycze co to to nie. Chciałam po prostu sobie sprawić jakąś przyjemność i poczuć endorfiny, bo już mnie ta walka z wiatrakami teraz wyczerpała psychicznie. No i zadziałało...]:> Dziś już bez grzeszków będzie... Od wczoraj nie przytyłam...

11 lutego 2017 , Komentarze (16)

Dzisiaj pospaliśmy dłużej, bo Krzysiek idzie do pracy po południu. Ja planuję pisać artykuły na portal z wróżbami. Powinnam napisać dwa cykliczne. Później może poczytam. Przyszykowałam sobie kolejną książkę o ćwiczeniach. Tym razem to Ćwiczenia cesarzy chińskich. Kiedyś je wykonywałam ale jak przestałam ćwiczyć to i je zarzuciłam. Teraz myślę czy by ich choć paru nie włączyć w codzienną aktywność na stałe. Ćwiczę je już od poniedziałku. Ponoć są rewelacyjne jeśli chodzi o wpływ na zdrowie. Mają odblokowywać meridiany, odmładzać. Niewiele jednak na ich temat jest w internecie. Chwali je tylko w zasadzie autorka książki, a to jak wiadomo może być tendencyjne. Z drugiej strony tuż po tych ćwiczeniach czuję ciepło i to bardzo intensywne na plecach. Może to po nich... Myślałam o tym by kiedyś jak schudnę rower zamienić na tai chi ale sama nie wiem czy to dobry pomysł. Rower też ma swoje zalety choć jest strasznie nudny, a tai chi wydaje mi się dość skomplikowane. O tym by ćwiczyć w grupie z instruktorem nawet nie myślę, bo kto by za mnie z domu wyszedł:D. Co do wychodzenia z domu to już straciłam w zasadzie nadzieję na to, że kiedyś nabiorę ochoty. Nigdy tego nie lubiłam to pewnie pod tym względem się nie zmienię, bo i po co? Domatorzy też mają prawo do życia. Przecież nikogo nie krzywdzą. Nie każdy musi być towarzyski i mieć ochotę na bywanie...Można doskonale egzystować i rozwijać się w zaciszu swojego domu...

Menu na dziś: zupa cebulowa z ziemniakami, mandarynka, tuńczyk z porem, jajkami, marchwią i majonezem, pieczony schab. Z rowerka dziś chyba zrezygnuję. Będzie za to joga...

10 lutego 2017 , Komentarze (28)

Wczoraj Krzysiek pokazał mi wyniki badań i okazało się, że cukier ma podwyższony. Wyszło mu 114. Z tego co wiem powinien chyba zrobić krzywą cukrową. To dla niego nie problem, bo z pobieraniem krwi nie ma kłopotu. On jednak do lekarza iść nie chce i nie chce też przejść na dietę. Powinien, bo nie ma kontroli nad jedzeniem i opycha się bez opamiętania słodyczami. Je też dużo węglowodanów, a konkretnie chleba. Wczoraj pożarł w pięć minut prawie całą czekoladę nadziewaną, paczkę ciastek i dwie kromki chleba. Suchego chleba, bo tak jest łakomy, że czasem nawet nie ma cierpliwości czegoś do tego chleba sobie wziąć. Mnie się niedobrze robi jak na to patrzę. Cud, że sto kilo nie waży albo i więcej. Co dalej będzie nie wiem...Zaproponowałam, że mu przygotuję mieszankę ziół ale nie był zainteresowany.

Dieta u mnie w porządku. Udaje mi się jeść mało, bez grzeszków. Ćwiczę też codziennie. Jeśli chodzi o ćwiczenia to rower znoszę z trudem. Pedałuję więc dwa razy po 4,5 km. Zajmuje mi to około 20 minut z tym, że raczej mniej, bo się spieszę. Postępu jakiegoś specjalnego w tym nie widzę. Może tylko to, że trochę mniej mnie uda bolą. Nadal jednak kondycji nie mam by przejechać wszystko na raz w szybkim tempie. Jogę nawet lubię i wcale nie jest według mnie nudna. Od zawsze gdy już coś ćwiczyłam to były to ćwiczenia spokojne typu jogi, pilatesu, callaneticsu. Za inne nigdy się nie brałam. Pamiętam aerobik, którego nie znosiłam. Jeśli chodzi o mnie to ćwiczenia nie mają prawa powodować zmęczenia. Nie mam prawa po nich być spocona czy zziajana. Nie chcę też mieć zakwasów. Takie podejście miałam gdy byłam młoda i takie mam teraz.

Menu na dziś: jaskółcze gniazdo, mandarynka, jogurt owocowy, surówka z selera i marchwi. Waga spaść nie chce.


9 lutego 2017 , Komentarze (21)

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że życie przecieka mi między palcami, a ja trwonię czas na głupstwa. Mało działam, mało rozwijam swoje pasje. Ot choćby taki internet. Siedzę w nim godzinami bez potrzeby. Ciągle sprawdzam pocztę, przeskakuję z portalu na portal, sprawdzam co na forach, Vitalii, Facebooku itd. To zajmuje czas, który bym mogła spożytkować bardziej twórczo i sensownie. Mogłabym np. zobowiązać się sama przez sobą, że będę malować jeden obraz w tygodniu i raz pisać coś typu opowiadanie, wiersz, haiku. Wtedy bym była z siebie zadowolona i rozwijałabym się, uczyła. Nie miałabym uczucia, że stoję w miejscu. Nie powinnam przy tym zwracać uwagi na to czy wena jest. Ważna by była systematyczność, której mi brak. Ta cecha by mi się przydała, bo teraz działam jak mi się przypomni, a później długo długo nic. Pomyślę nad tym i może tak zrobię...

Dziś po południu zrobię sobie zabieg koloroterapii wahadłem, bo coś w moim życiu ostatnio nie bardzo równowaga jest.

Jeśli chodzi o równowagę to liczę, że przywrócą ją medytacje i joga. Joga mi idzie. Mój wewnętrzny jogin mi sprzyja. Ćwiczenia wykonuję coraz lepiej. Pracuję też nad rozluźnieniem i oddechem. Niestety moje ciało nie zawsze chce współpracować. Zdałam sobie sprawę, że problem mam nie tylko z kręgosłupem lędźwiowym ale i prawym ramieniem i biodrami. Biodra mnie zdziwiły, bo nigdy bólu w tym miejscu nie czułam, a jest źle. Chyba w tym co mówiła mi kiedyś lekarka, że grozi mi wózek jest jednak trochę prawdy. Obudziłam się chyba w ostatnim momencie...Książki o jodze jednak nie kupię, bo znalazłam jej spis treści i okazało się, że prawie wszystkie ćwiczenia z niej już znam. Nie będę przecież kupowała książki dla kilku asan. To bez sensu...

Menu: mandarynka, serek homogenizowany, frytki z selera i marchwi, schab wędzony, ogórek świeży z jogurtem. Wczoraj spaliłam około 420 kalorii, bo ćwiczyłam ponad godzinę. Udało mi się z powrotem zrobić kołyskę. Co prawda zbyt zgrabne to nie było ale stopy za plecami chwyciłam i wytrzymałam w tej pozycji siedem wolnych oddechów. Sukces.:D(puchar)

A na koniec myśl i zdjęcie, które mnie rozczuliło...Kilka kociaków już tak karmiłam...Kochałam je wszystkie i nadal są w moim sercu choć niektóre już na mnie czekają za tęczowym mostem...

1300984959_by_madzia2492_600.jpg

8 lutego 2017 , Komentarze (10)

Dziś od rana jestem głodna. Czuję ssanie w żołądku. Nie wiem co mi się stało, bo od dawna pierwszy posiłek jadałam około 15. Niby mogę zjeść wcześniej ale nie chcę, ponieważ jem według zasad diety 8-godzinnej. Do tej pory problemów nie było, a tu coś takiego. Na razie zrobiłam sobie kawę i głód zelżał. Zobaczymy co będzie dalej...

Menu: kotlet mielony, mandarynka, placuszki dukana z twarogu, piure z batata z masłem, ogórek kiszony. Z ćwiczeń planuję rower i jogę i jeszcze coś. Wczoraj dietę trzymałam pięknie i ćwiczyłam ponad godzinę. Spaliłam 450 kalorii. Waga bez zmian.

Nie wiem co będę dzisiaj robić poza wróżeniem. Pracować czyli pisać nie bardzo mi się chce, a powinnam skoro książkę o jodze mam zamiar szybko kupić. Chyba się więc zmobilizuję i podziałam, bo już prawie na nią zarobiłam. Jeszcze tylko troszkę i już mogę pisać o wypłatę. Po południu będę czytać. Ostatnio zgrałam sobie z chomika dwie interesujące pozycję o medytacjach. Co prawda medytuję od dawna ale wiedzy na ten temat nigdy dość. Następne w kolejce do zgrania i przeczytania są pozycję o życiu po życiu. Znalazłam Chomik gdzie jest ich sporo. Bardzo mnie ta tematyka interesuje. Zauważyłam, że ostatnio coś mało czytam powieści. Nudzą mnie zwłaszcza horrory i thrillery no i fantastyka. Kiedyś wręcz je pochłaniałam. Teraz książkę zaczynam i nie kończę, bo historia mnie nie wciąga. Nie wiem skąd ta zmiana. Może po prostu potrzebuję w życiu wyciszenia. Dość chętnie za to czytam powieści typu obyczajowych z romantyczną nutą. Mogą być historyczne... Ostatnio przeczytałam nawet kilka romansów Victorii Holt. Coś w nich jest...

SAM_1926.JPG

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.