Zostało mi jeszcze 3,2 kg do drugiego celu. To niedużo. Może 4 tygodnie jak dobrze pójdzie. Chcę ja najszybciej ten cel osiągnąć, a potem już spokojnie dążyć do 82 kg. Czy się uda do tej wagi dojść w tym roku? Oby, bo będzie wstyd totalny. Odchudzam się już kilka lat i wciąż co zrzucę to nabieram. Chciałabym powiedzieć, że tym razem się zawzięłam ale tak na prawdę to nie wiem. Dobrze jest gdy waga spada. Wtedy motywacja wysoka i chce mi się ćwiczyć. Gdy waga współpracować nie chce to mnie to strasznie dołuje. Niby teraz skupiam się, a raczej uczę się skupiać na ćwiczeniach ale o wadze nie zapominam. Tym razem w zasadzie nie ustawiłam się na zrzucenie jakiejś konkretnej ilości kilogramów ale na to, że na diecie będę cały rok. Ile uda mi się zrzucić czas pokaże. Na dukanie chudłam 3 kg w miesiąc to i teraz może choć z 2 kg zrzucę. Oby tylko zbyt długie przestoje mnie nie znokautowały.
Od wczoraj znowu codziennie medytuję. Na razie krótko, bo tylko 10 minut dziennie. Czas chcę wydłużać ale to raczej dopiero gdy cieplej się zrobi, bo marznę w sypialni. Muszę wpaść w rytm, bo od marca mam też zamiar codziennie pracować z oddechem. Jak joga to joga z wszystkim co do niej przynależy...To przecież nie tylko asany...
Dziś wstałam po ósmej z powodu kuriera. Teraz siedzę i piję kawę. Zaraz się biorę za ćwiczenia, a konkretnie rower. Później będę pracować spokojnie aż do powrotu Krzyśka. Mam do zrobienia horoskop tranzytowy na rok. Od jutra zaczynam serię zabiegów Reiki na nerwicę. Oby do przodu...
Menu: zupa grzybowa z makaronem, kotlet mielony z pieczarkami, pomarańcza, sałatka jarzynowa z sosem z jogurtu. Wczoraj spaliłam 380 kalorii.
Codzienne chwile
Chwila za chwilą mija
czas przemyka między palcami
jak piasek w klepsydrze
nie mam czasu posmakować momentów
jeszcze wczoraj
tańczyłam na łące
chwytając słońce
otulona zapachem ziół
dziś wiatr smaga
znacząc policzki śniegiem
codzienność przemyka cichcem
za zasłonę wspomnień
i tylko dusza śpiewa lub łka