Zrobiłam porzadek w butach. Mam 3 pary botków przejściowo-zimowych. Jedne botki zimowe i 2 pary kozaków. Teraz chodzę tylko w butach sportowych, a zimą w dwóch parach botków. Buty mają być wygodne i nic na obcasach nie noszę, a mam. No i nie wiem co z tymi na obcasach zrobić. Buty są w bardzo dobrym stanie, prawie nowe. Byłam w nich z 6 razy łącznie. Wyrzucić nie wyrzucę, bo liczę, że może jeszcze założę. Mam też 2 pary sandałów na wyższym koturnie i 2 pary czółenek. Też leżą i się kurzą, bo bardzo wygodna się zrobiłam.
Mam kilka sukienek i też leżą. Teraz biegam tylko w leginsach, ewentualnie spodniach. Moja kurtka z eko skóry zaczyna nosić slady użytkowania. Na razie na kołnierzu i nie wiem co z tym począć. W przyszłym roku moze schudnę, a wtedy kupię kurtkę ze skóry naturalnej. Teraz nie bardzo mam ochotę kupować coś na jesień, bo moze wyjdę w tym z trzy razy. Mam jeszcze kurtkę z jeansu. No ale przecież ramoneski pękniętej na kołnierzu nosić nie będę.
Sporo kosmetyków poszło do kosza. Nie chce mi się robić maseczek, masek na włosy. Nie uzywam już olejków do włosów czy twarzy. Drażni mnie krem i balsam. Przestałam praktycznie malować paznokcie. Nie myślę już czy się komuś podobam. Nie myślę już czy dobrze wyglądam i co zrobić by wyglądać lepiej. Nie wiem czy to kwestia wieku czy podejścia do zycia. Na razie mi z tym dobrze.
Dziś może Krzysiek kupi pierwsze wiązanki na cmentarz. Potrzebuję 11. Zniczy kilka mam i trzeba kupić jeszcze resztę. Nie wiem jeszcze czy Krzysiek w tym roku na Wszystkich Swiętych jedzie do Ryk. Wolałabym, żeby nie jechał.
S ma do wyrwania 4 zęby najmniej z tego 2 pilnie, bo go bolą. Ja mu robiłam zabiegi, żeby opuchlizna zeszła i zeszła ale ponoć ropa jeszcze jest. Cały czas schodzi albo S kombinuje, żeby dentysty uniknąć. Miał iść i zęby wyrwać. Krzysiek też dentysty unika. Ostatnio wykruszył mu się ząb prawie z przodu i tak chodzi.
Nadal uważam na jedzenie. PO skończeniu diety nabrałam około 2 kg. Może samo zejdzie. Teraz jem 800-1300 kalorii. Jak nie zejdzie to od XI dieta 5-2. Wczoraj była zapeikanka z kalafiora, pieczarek, cebuli, ziemniaków. Wszystko polane jajkami z jogurtem i posypane mozzarellą. Do tego były krokiety. Dziś fasola po holendersku i ciasto z gruszkami.
Wczoraj Mruczek dobrał się do zapiekanki z kalafiora i zjadł prawie pól talerza. Chory po tym nie był i się tylko oblizywał. On jest ze starej gwardii, czyli z czasów gdy jeszcze kotom gotowałam zupy, sosy, kasze, makarony itp. Jadł tak kilka lat i jak widać to lubi, a na chrupki nosem kręci. To mu służyło bo dożył ponad 18 lat. Kiedyś tak koty jadały i były zdrowe, raków nie miały. Takie jedzenie lubiła też Lwiczka i Megusia. Mikuś też lubi gotowane i Pikuś lubił. Nie wiem tylko dlaczego jedzenie konserwowane jest niezdrowe dla ludzi a ok dla zwierząt. Teraz myślę nad gotowaniem kotom wątróbki drobiowej czy piersi, moze mielonego drobiowego z odrobiną ryżu czy kaszy i warzywami. Mikuś też by jadł.
Wczoraj Rozi złapała mysz i udusiła. Jak to zrobiła nie mam pojęcia, bo nie ma zębów...